Odchudzenie podstawy programowej może i by się przydało, ale nie na takiej zasadzie jak to się dzieje teraz - bierzemy flamaster i wykreślamy, cokolwiek, musi być 20 proc. Moim marzeniem jest szkoła, w której po prostu mamy dzieci uczyć. Nie organizujemy jasełek, mikołajek, apelu z okazji 11 listopada czy walentynek. Prawie zawsze imprezy tego typu to strata lekcji. Strata, która potem dzieci muszą nadrobić w domu, żeby zrealizować program. Druga sprawa - programy nauczania i podręczniki zawierają zwykle więcej treści niż jest zawarte w podstawie programowej. Podręcznik zostaje dopuszczony do nauczania wówczas gdy zawiera treści z podstawy, ale autorzy zwykle dodają tam coś od siebie. Zamiast bez sensu wykreślać losowe dwadzieścia procent z podstawy lepiej byłoby przypomnieć nauczycielom, że mają za zadanie realizować treści podstawy programowej a nie podręcznik. Podobnie ma się sprawa z pracami domowymi - jest coś takiego jak nadzór pedagogiczny i może warto by było po prostu poddać ten temat kontroli. Bo tu kontrola jest potrzebna, patrzę na moją dziewięcioletnią córkę, która przynosi co dzień ze szkoły kilka grubych zadań i często dodatkowo musi siedzieć kilka godzin w weekend. I to nad zadaniami, które jej ani wiedzy nie przyniosą ani mądrości (bo zrobienie plakatu w obowiązkowym formacie A1 na temat parku narodowego to praca równie pracochłonna jak bezsensowna - narobiliśmy się, pocielismy dobrą mapę i plakat już zlądował w koszu, bo nie mamy go gdzie trzymać)
Sama się wkopałaś @Kacha - "robiliśmy". Kto Ci kazał robić? Sama sobie kazałaś. Ja akurat uważam, że takie plakaty to rzecz najlepsza: coś to dziecko zapamięta o kawałku polskiej czy niepolskiej ziemi.
Cieszę się się, że wycięli trochę chemii np. Dla mnie ten przedmiot, podobnie jak fizyka na poziomie podstawówki powinien być w wersji praktyczno-technicznej ze zminimalizowaną radykalnie teorią. Co mi z tego, że wiem, że są jakieś powłoki elektronowe i wiązania kowalencyjne? Nic. Niechby się o tym uczyli w liceach i technikach ci, którzy pójdą później w określonym kierunku.
Moim zdaniem program jest baardzo przeladowany i to zupełnie niepotrzebnie. Ostatnio pytałam córkę z geografii, masakra ile pamięciowej nauki. W dodatku kompletnie niepotrzebnej do niczego Niektóre wydarzenia szkolne, być może są strata czasu, ale wspólne przygotowanie czegoś z klasa np. Jaselek moim zdaniem może być wartościowe. Szkoła powinna uczyć i przygotowywać do pracy w grupie, rozwijać talenty. Samo przekazywanie wiedzy, w dzisiejszych czasach to za mało
Nauczyciele narzekają, ale zawsze jak są jakieś zmiany, to wielki sprzeciw. To jest kompletnie nie zrozumiałe. Nie da się zrobić lepiej, nie zmieniając niczego
Tylko ze to idzie w tą stronę że będzie łatwiej. Czyli produkcja ludzi głupszych.
Nie, nie chodzi o produkcję ludzi głupszych, bynajmniej. Chodzi o to żeby ludzie umieli samodzielnie myśleć, byli kreatywni, potrafili współpracować, a nie bez sensu zakuwali. Zeby czuli sens tego co robią. Taka powinna być współczesna szkoła. Pruski system już się wypalił.
Może wystarczyłoby przypilnować podręczników, żeby nie wychodziły poza podstawę -nie dawać dopuszczenia?
My w LO - ED mamy taki system, że przedmiotów nieważnych dzieci uczą się bardzo krótko 2-3 tyg. i opanowują dobrze albo bdb.
Moim zdaniem program jest bardzo przeładowany i powinna być większa możliwość wyboru - ile godzin dzieci spędzają na lekcjach. Np. 10-15 godz. w tygodniu w LO jest wystarczająca (tak jak na studiach). 32-36 godz. to pomyłka. Ważna jest równowaga między samodzielną nauką, a nauką kierowaną p. nauczyciela. Dobry czas na samodzielną pracę, w godzinach, kiedy mózg jest wypoczęty, a nie po całym męczącym dniu.
Monia, z góry założyłaś, że wszystko idzie w gorsza stronę. I trochę zamyka Ci to horyzonty. Podstawa rogramowa to nie jest wszystko! Ten czas można dobrze i efektywnie wykorzystać właśnie po to, by stworzyć przestrzeń na rozwiązywanie zadań, myślenie, tworzenie. Uczenie się nie tylko z książek, a również poprzez doświadczanie.
Fizyka -instalacja elektryczna w domu. Na sprawdzianach zdjęcie z nieprawidłowością i trzeba wymyśleć, dlaczego tak się stało.
Medioznawstwo - reklamy jak się przed nimi bronić, jak chronić swoje dane osobowe, jak dobrze korzystać z mediów społecznościowych, higiena informacyjna
Historia - głównie historia Polski, ale koniecznie 2 wojna światowa
Polski - trzeba mówić "byli tacy sami jak my" jaką rolę pełnili poeci w romantyzmie. trzeba łączyć z historią.
Matematyka - jest OK
Chemia - sposoby pozyskiwania różnych substancji w warunkach domowych. Tworzenie mydła, kostek do zmywarki, weki dlaczego działają na jakiej zasadzie.
Łatwo dostępna wiedza w Internecie oraz AI która będzie nas uczyć, zupełnie zmieni obraz szkoły. Szkoła tradycyjna będzie miejscem na wymianę myśli oraz kontakt z rówieśnikami - sport, wspólne wycieczki, burze mózgów by rozwiązać jakiś problem, który ma lokalna firma. Ta rewolucja będzie już niedługo, stare będzie się trzymać mocno.
Może wystarczyłoby przypilnować podręczników, żeby nie wychodziły poza podstawę -nie dawać dopuszczenia?
My w LO - ED mamy taki system, że przedmiotów nieważnych dzieci uczą się bardzo krótko 2-3 tyg. i opanowują dobrze albo bdb.
Moim zdaniem program jest bardzo przeładowany i powinna być większa możliwość wyboru - ile godzin dzieci spędzają na lekcjach. Np. 10-15 godz. w tygodniu w LO jest wystarczająca (tak jak na studiach). 32-36 godz. to pomyłka. Ważna jest równowaga między samodzielną nauką, a nauką kierowaną p. nauczyciela. Dobry czas na samodzielną pracę, w godzinach, kiedy mózg jest wypoczęty, a nie po całym męczącym dniu.
To akurat zły pomysł. Zadaniem nauczyciela jest realizacja programu, nie realizacja podręcznika. Może go w ogóle nie używać. Natomiast, że w podręczniku jest materiał dodatkowy, nie jest szkodliwe. Kto chce, niech się z nim zapozna w czasie wolnym.
Ja akurat tutaj z pewnymi tezami wygłaszanymi przez Monię się zgodzę - to znaczy, że prace domowe o tyle mają sens, że wyrabiają nawyk systematyczności, regularnego zaglądania do podręczników i uczenia się. Nawet jeżeli konkretny zakres materiału jest trochę bez sensu i wiele nie wnosi, to warto potraktować opanowanie go po prostu jak "ćwiczenie na siłowni". Wiadomo, że w życiu codziennym też nie robisz takich ruchów jak na siłowni, ale jak ogólnie organizm jest sprawniejszy, to potem to owocuje. Tak samo z umysłem.
(Inna sprawa, że akurat zapewne z Monią "wysiłek" rozumiemy zupełnie inaczej).
Może wystarczyłoby przypilnować podręczników, żeby nie wychodziły poza podstawę -nie dawać dopuszczenia?
My w LO - ED mamy taki system, że przedmiotów nieważnych dzieci uczą się bardzo krótko 2-3 tyg. i opanowują dobrze albo bdb.
Moim zdaniem program jest bardzo przeładowany i powinna być większa możliwość wyboru - ile godzin dzieci spędzają na lekcjach. Np. 10-15 godz. w tygodniu w LO jest wystarczająca (tak jak na studiach). 32-36 godz. to pomyłka. Ważna jest równowaga między samodzielną nauką, a nauką kierowaną p. nauczyciela. Dobry czas na samodzielną pracę, w godzinach, kiedy mózg jest wypoczęty, a nie po całym męczącym dniu.
Idiotyzm i równanie w dół. Podstawa programowa, to, jak sama nazwa wskazuje, pewne minimum, które nauczyciel musi zrealizować. Bardzo często rzeczywiście ciekawe, wartościowe i rozwijające treści zaczynają się tam, gdzie nauczyciel poza tę podstawę wykracza - czy to przedstawiając ciekawostki o które uzupełniony został podręcznik, czy podążając za talentami i zainteresowaniami uczniów, czy własnymi pasjami.
Sprawność fizyczna wyrabia się cwiczac To samo jest ze wszystkim innym
Mózg bardziej rozwinięty z regoly musiał się bardziej wysilić. Nawet zakuwaniem na pamięć.
Brak prac domowych, mniejsza konkurencyjnoscto to oznacza że ma być łatwiej. To będzie produkcja ludzi głupszych bo takie są prawa.
Ta szkole trzeba zmienić bo świat się zmienił ale trzeba zdawać sobie z tego że będą i złe tego konsekwencje. Mądrzejsi od tego nie będziemy.
To co piszesz wcale nie ma odzwierciedlenie w rzeczywistości. Konkurencyjność, stres, dużo pracy domowej to jest system chiński. Wcale nie dajacy tak wspaniałych efektów, w odróżnieniu od systemu fińskiego. Wiem, że ciężko sobie wyobrazić, że można inaczej, zamiast znanego zakuć, zdać, zapomnieć...
Sama się wkopałaś @Kacha - "robiliśmy". Kto Ci kazał robić? Sama sobie kazałaś. Ja akurat uważam, że takie plakaty to rzecz najlepsza: coś to dziecko zapamięta o kawałku polskiej czy niepolskiej ziemi.
To co zapamiętają moje dzieci to nasze wspólne wycieczki po Polsce a nie robienie plakatu. Kto mi kazał ? Mnie nikt, ale mojemu trudnemu dziecku kazano. I plakat, i wypracowanie i szereg zadań z matematyki. Taka praca na weekend. Wolelibyśmy jechać na wycieczkę, iść do muzeum czy zrobić coś po prostu razem, jak rodzina zamiast zamieniać się w policjanta, który całą niedzielę pyta - jak lekcje?
Są różne dzieci. Coraz więcej jest dzieci z zaburzeniami rozwojowymi. Te dzieci nie robią zadań szkolnych w minutę. Moje dzieci i tak i tak będą robiły poza szkołą dodatkowe zadania. Ale wolę, żeby to było wtedy kiedy ja im to zlecę w oparciu o sugestie nauczyciela. A nie na zasadzie - nie pójdziemy na lekcję muzealną bo musimy robić plakat.
Ja się nie cofnę... Moje dzieci też nie. Książki na półkach czekają, świat za oknem i farby. Mój lekarz może też nie mieć doświadczeń szkolnych związanych z budową karmnika czy robieniem plakatu o parkach narodowych. Niech sobie ogląda w podstawówce książki o anatomii, to mu się bardziej przyda.
Nauczyciele narzekają, ale zawsze jak są jakieś zmiany, to wielki sprzeciw. To jest kompletnie nie zrozumiałe. Nie da się zrobić lepiej, nie zmieniając niczego
Nauczyciele narzekają, bo mają dość zmian wprowadzanych po łebkach, nagle i bez konsultacji. Miało nie być rewolucji, miała być ewolucja a chlasta się znów program na zasadzie - jeszcze dwa zdania wykreślimy i będzie obiecane 20 procent.
W ED mamy ciągle spory - realizacja podstawy czy podręcznika do egzaminu. Dzieciaki robiąc materiał blokowo są w stanie opanować 100% materiałuw kilka tygodni lub miesięcy (zależy od przedmiotu), w momencie, gdy szkoły realizują 60% w ciągu całego roku. Bo nie wytracają czasu na bzdury. Zamiast tego mają więcej czasu na pasje i pogłębianie zainteresowań, wycieczki, kółka, sport, harcerstwo...
Powinno się wyjść od racjonalnego planu dnia- ile godzin samodzielnej nauki, ile spotkań w grupie i z nauczycielem, ile czasu wolnego. Przycinanie, rozszerzanie podstawy nie da realnej zmiany.
Nauczyciel musi realizować program nauczania z podręcznika, jeśli nie chce mu się pisać autorskiego (a większości nie chce, bo to masa roboty). Więc przycięcie podstawy nic nie da, jeśli nie zmienią się podręczniki.
Nauczyciel powinien mieć autonomię i dopasowywać zakres do ucznia, zdolnemu dać więcej, innemu- tylko podstawy.
A tego w obecnym sposobie funkcjonowania szkoły, nie robi, bo nie może.
Wyobraźcie sobie, że w ED są 11-latki, które uczą się same matematyki, bez żadnej pomocy, same wyznaczają sobie, co zrobią (jak to nazwać- pracą domową?), same pracują z podręcznikiem. Szkoła oducza dzieci samodzielności, którą mogłyby osiągnąć bez niej.
"CPK, Intel, szybki koleje, elektrownia atomowa, restrukturyzacja Odry
(ma tam powstać park narodowy, z niemieckiej gazety wiadomo, iż obiecał
to Niemcom Tusk), port przeładunkowy w Gdyni wygaszane. W zamian
wiatraki, invitro, pigułka dzień po i jakieś programy typu renta wdowia.
Pytanie do nas jako obywateli bez względu na sympatie polityczne
(zaznaczam PiS dość smrodu również w tych inwestycjach narobił), czy my
jesteśmy ambitni, czy chcemy być zbieraczami szparagów? Mamy wielkie
możliwości, możemy, ze względu na położenie, się bogacić. Może jednak
zamiast tego zadłużać się i nic nie robić i wierzyć w swej naiwności, że
zachód na da?"
Oczywiście, że dzieci są różne i dla wielu z nich ogarnięcie tego, co się wymaga jest zwyczajnie niemożliwe. Ale tego nie wolno powiedzieć głośno. Inne zwyczajnie nie chcą pamiętać rzek w Azji itp. Wystarczyłoby nauczyć je czytać mapę. Natomiast wprowadzenie zmian w sposobie kształcenia wymaga czasu i pomyślunku.
Jeśli dziś rodzice robią pracę plastyczne za dzieci, odrabiają za nich lekcje, to one nie będą głupsze ze wzg na zmianę progamu nauczania a dlatego, że rodzice robią z nich kaleki życiowe
Co pewien czas ktoś ogłasza, że szkoła potrzebuje reformy. Głębokiej. Po czym wprowadza się zmiany na przestrzeni 3 miesięcy. Rozporządzenie zapowiedziane na kwiecień. Czynie byłoby rozsądne zacząć od września?
Jeśli dziś rodzice robią pracę plastyczne za dzieci, odrabiają za nich lekcje, to one nie będą głupsze ze wzg na zmianę progamu nauczania a dlatego, że rodzice robią z nich kaleki życiowe
Kiedyś też miałam takie spojrzenie na sprawę. A potem moje dzieci poszły do szkoły. I tak jak jedno ma zadania, które jest w stanie odrobić nie tracąc przy tym możliwości grania w piłkę na podwórko tak drugie nie, bo pani tuż przed emeryturą ma ciśnienie na efekty. I skutek tego ciśnienia to bunt u dzieci i przekonanie, że szkoła to najgorsze co ich w życiu spotkało. Mam jednak świadomość tego, że żadne z podejmowanych w tym momencie działań ministerialnych nie zmienią nastawienia słabych nauczycieli, bo oni jedynki za brak pracy nie postawią ale się nagadają przy tym tak, że i tak dzieciak będzie miał dosyć. Dodam jeszcze, że wystarczy jeszcze parę spraw u dziecka do terapii (SI, logopeda, TUS), żeby z tygodnia nauki zrobiła sie jazda bez trzymanki dla całej rodziny- bo wchodzi potrzeba dopięcia terminów i spięcia tego z pracą własną i obowiązkami w domu.
Co pewien czas ktoś ogłasza, że szkoła potrzebuje reformy. Głębokiej. Po czym wprowadza się zmiany na przestrzeni 3 miesięcy. Rozporządzenie zapowiedziane na kwiecień. Czynie byłoby rozsądne zacząć od września?
Rozsądnie to było po roku konsultacji. Zwłaszcza w obszarze podstawy programowej - wyobraźmy sobie jakość podręczników przygotowywanych pod nową podstawę programową ... Na wrzesień... Rozsądnie byłoby pozostawić starsze roczniki w starym trybie, bo uczciwie jest jeśli uczeń zaczynający liceum zna wymagania maturalne i wie co go czeka. I jeśli zna je też nauczyciel, który jest odpowiedzialny za cały proces przygotowania ucznia.
Komentarz
Ale teraz mam poważne wątpliwości.
Swoją drogą fajnie zrealizowany filmik. Dobór aktorów, gra aktorska. Przyjemnie się ogląda.
A sam filmik nie oddaje istoty sprawy
Upolitycznienia, z każdej strony.
Pożyteczni idioci to jednak tylko idioci
Moim marzeniem jest szkoła, w której po prostu mamy dzieci uczyć. Nie organizujemy jasełek, mikołajek, apelu z okazji 11 listopada czy walentynek. Prawie zawsze imprezy tego typu to strata lekcji. Strata, która potem dzieci muszą nadrobić w domu, żeby zrealizować program.
Druga sprawa - programy nauczania i podręczniki zawierają zwykle więcej treści niż jest zawarte w podstawie programowej. Podręcznik zostaje dopuszczony do nauczania wówczas gdy zawiera treści z podstawy, ale autorzy zwykle dodają tam coś od siebie. Zamiast bez sensu wykreślać losowe dwadzieścia procent z podstawy lepiej byłoby przypomnieć nauczycielom, że mają za zadanie realizować treści podstawy programowej a nie podręcznik. Podobnie ma się sprawa z pracami domowymi - jest coś takiego jak nadzór pedagogiczny i może warto by było po prostu poddać ten temat kontroli. Bo tu kontrola jest potrzebna, patrzę na moją dziewięcioletnią córkę, która przynosi co dzień ze szkoły kilka grubych zadań i często dodatkowo musi siedzieć kilka godzin w weekend. I to nad zadaniami, które jej ani wiedzy nie przyniosą ani mądrości (bo zrobienie plakatu w obowiązkowym formacie A1 na temat parku narodowego to praca równie pracochłonna jak bezsensowna - narobiliśmy się, pocielismy dobrą mapę i plakat już zlądował w koszu, bo nie mamy go gdzie trzymać)
Niektóre wydarzenia szkolne, być może są strata czasu, ale wspólne przygotowanie czegoś z klasa np. Jaselek moim zdaniem może być wartościowe. Szkoła powinna uczyć i przygotowywać do pracy w grupie, rozwijać talenty. Samo przekazywanie wiedzy, w dzisiejszych czasach to za mało
To jest kompletnie nie zrozumiałe. Nie da się zrobić lepiej, nie zmieniając niczego
Chodzi o to żeby ludzie umieli samodzielnie myśleć, byli kreatywni, potrafili współpracować, a nie bez sensu zakuwali. Zeby czuli sens tego co robią. Taka powinna być współczesna szkoła.
Pruski system już się wypalił.
Maria Halber - Strużki.
Powieści jeszcze nie czytałam, bo to świeżynka, ale wiersze tej autorki zdecydowanie mogę polecić.
Podstawa rogramowa to nie jest wszystko! Ten czas można dobrze i efektywnie wykorzystać właśnie po to, by stworzyć przestrzeń na rozwiązywanie zadań, myślenie, tworzenie. Uczenie się nie tylko z książek, a również poprzez doświadczanie.
(Inna sprawa, że akurat zapewne z Monią "wysiłek" rozumiemy zupełnie inaczej).
Wiem, że ciężko sobie wyobrazić, że można inaczej, zamiast znanego zakuć, zdać, zapomnieć...
Kto mi kazał ? Mnie nikt, ale mojemu trudnemu dziecku kazano. I plakat, i wypracowanie i szereg zadań z matematyki. Taka praca na weekend. Wolelibyśmy jechać na wycieczkę, iść do muzeum czy zrobić coś po prostu razem, jak rodzina zamiast zamieniać się w policjanta, który całą niedzielę pyta - jak lekcje?
Mój lekarz może też nie mieć doświadczeń szkolnych związanych z budową karmnika czy robieniem plakatu o parkach narodowych. Niech sobie ogląda w podstawówce książki o anatomii, to mu się bardziej przyda.
Kiedyś też miałam takie spojrzenie na sprawę. A potem moje dzieci poszły do szkoły. I tak jak jedno ma zadania, które jest w stanie odrobić nie tracąc przy tym możliwości grania w piłkę na podwórko tak drugie nie, bo pani tuż przed emeryturą ma ciśnienie na efekty. I skutek tego ciśnienia to bunt u dzieci i przekonanie, że szkoła to najgorsze co ich w życiu spotkało.
Mam jednak świadomość tego, że żadne z podejmowanych w tym momencie działań ministerialnych nie zmienią nastawienia słabych nauczycieli, bo oni jedynki za brak pracy nie postawią ale się nagadają przy tym tak, że i tak dzieciak będzie miał dosyć.
Dodam jeszcze, że wystarczy jeszcze parę spraw u dziecka do terapii (SI, logopeda, TUS), żeby z tygodnia nauki zrobiła sie jazda bez trzymanki dla całej rodziny- bo wchodzi potrzeba dopięcia terminów i spięcia tego z pracą własną i obowiązkami w domu.
Rozsądnie to było po roku konsultacji. Zwłaszcza w obszarze podstawy programowej - wyobraźmy sobie jakość podręczników przygotowywanych pod nową podstawę programową ... Na wrzesień...
Rozsądnie byłoby pozostawić starsze roczniki w starym trybie, bo uczciwie jest jeśli uczeń zaczynający liceum zna wymagania maturalne i wie co go czeka. I jeśli zna je też nauczyciel, który jest odpowiedzialny za cały proces przygotowania ucznia.