Kredyt umarzany po zdaniu egzaminu to KOSZMARNY pomysł.
ze wzgl. na obciążenie psychiki?
no to można by dla wrażliwych zrobić szkolnictwo publiczne, jak teraz i nie wypłacać bonu
ale to znowu wiąże się z utrzymywaniem kuratoriów itp.
Najprościej byłoby chyba zaufać rodzicom i dopuścić szarą strefę niezbyt uczciwych szkół czy po prostu rodziców uczących swoje dzieci, czyli de facto zlikwidować obowiązek szkolny.
Obciążenie psychiki. Dziecka. Niepełnoletni ma nad sobą bicz w postaci tego, że jak nie zda, to rodzice będą zadluzeni. To nie jest kwestia wrażliwości, co podejścia Pieniądze w edukacji płaci się na coś, a nie za coś. Na naukę, a nie za zdanie Czy egzmain faktycznie sprawdza, czego i w jakim stopniu dziecko się nauczyło? Brr, aż mi się zimno zrobiło
Obciążenie psychiki. Dziecka. Niepełnoletni ma nad sobą bicz w postaci tego, że jak nie zda, to rodzice będą zadluzeni. To nie jest kwestia wrażliwości, co podejścia Pieniądze w edukacji płaci się na coś, a nie za coś. Na naukę, a nie za zdanie Czy egzmain faktycznie sprawdza, czego i w jakim stopniu dziecko się nauczyło? Brr, aż mi się zimno zrobiło
jakoś sprawdza, sam słabo sobie radziłem na egzaminach ale w sformalizowanym procesie edukacji egzamin jest jakimś wskaźnikiem, także dla pracodawców
alternatywą wydaje się być całkowicie prywatny system edukacji, czyli niedostępny na wyższym poziomie dla części społeczeństwa
Może tak: jakaś część wypłacana od razu, na funkcjonowanie bieżące szkoły opiekuńczej, tak jak w ED obecnie 40% (licząc całość wypłat: pół od państwa, pół od samorządu) . Reszta 60% po zdaniu E8 dla rodzica na edukację w LO na dowolne wykorzystanie również w centrum korepetycji, szkole językowej, on-line.
To byłoby więcej niż mamy teraz. A przydałoby się, bo w LO już regularne lekcje z 2-3 przedmiotów są b. pomocne.
Niektórzy uważają za "lipną szkołę" Szkołę w Chmurze, ale nawet w tej szkole na maturze młodzież ma z angielskiego i geografii wyniki powyżej średniej ogólnopolskiej. Może wystarczy grać w gry, oglądać filmy i podróżować, żeby w pewnych dziedzinach więcej się nauczyć niż siedząc w ławce szkolnej?
A co pomyśleć o takim LO państwowym - żeby dopchać klasę językową do 32 os. przyjmuje 8 os. z łapanki bez zdania egzaminu językowego, a potem ich wyrzuca po 2 latach nauki, bo nie dają rady. Subwencję szkoła oczywiście wzięła.
Pomijając finanse, system nauczania jest wadliwy. Oczywiście nie każde dziecko równo jest narażone na wady tego systemu, ale niektóre dzieci są przez niego mocno pokrzywdzone.
Moja małżonka prowadzi korki z matematyki. Dwoje dzieci, które do niej trafiły, w przeciągu miesiąca poprawiły swoje stopnie z ledwo dwója na piątkę. Nawet rodzice są mocno tym zaskoczeni.
Podobnie jest z moimi dziećmi, które wszystkie mają iq powyżej 120. I wszystkie miały problem z systemem szkolnym. Bo one ogarniają te struktury przyczynowo-skutkowe. Jednak spotykają się z takim oporem, że trudno im go psychicznie znieść.
Szkoła, która zrównuje wszystkich jest do niczego, bo musi równać w dół. Jak w klasie sa uczniowie z upośledzeniem, to jak ma w niej rozwijać się uczeń ponadprzeciętny? Nauczyciel mając liczną klasę, w której jest cały przekrój środowiskowy i intelektualny nie zindywidualizuje nauczania.
Niektórzy uważają za "lipną szkołę" Szkołę w Chmurze, ale nawet w tej szkole na maturze młodzież ma z angielskiego i geografii wyniki powyżej średniej ogólnopolskiej. Może wystarczy grać w gry, oglądać filmy i podróżować, żeby w pewnych dziedzinach więcej się nauczyć niż siedząc w ławce szkolnej?
@Eleonora jesteś pewna? Z tego co kojarzę to matury u nich wypadły słabo.
Zrównywanie tego kto ściąga z tym co z głowy piszę robi swoje. Pozytywne myślenie jest utrudnieniem przy szukaniu optymalnych rozwiązań. Innymi słowy szkoła nastawiona jest by wychować pozytywnie myślących nieudaczników
Niektórzy uważają za "lipną szkołę" Szkołę w Chmurze, ale nawet w tej szkole na maturze młodzież ma z angielskiego i geografii wyniki powyżej średniej ogólnopolskiej. Może wystarczy grać w gry, oglądać filmy i podróżować, żeby w pewnych dziedzinach więcej się nauczyć niż siedząc w ławce szkolnej?
@Eleonora jesteś pewna? Z tego co kojarzę to matury u nich wypadły słabo.
Na forum ED (fb) w lipcu było dużo dyskusji na ten temat.
Matma wypadła słabo. Ale angielski i geografia wypadły dobrze. Średnia krajowa nie jest wysoka. A mediana krajowa z przedmiotów ścisłych słabiuteńka. Np. z fizyki mediana krajowa (50 centyl) to 25%, czyli połowa uczniów zdających fizykę umie poniżej progu zdawalności, gdyby był. Medianę z fizyki nawet Chmura miała wyższą- 32%.
Wyniki szkół były na OKE, może są gdzieś - nie mogę szybko znaleźć (mam tylko swoje notatki, bo chcę sprawdzić w przyszłym roku trend). Wyguglać można artykuły na ten temat z wynikami matury podstawowej i angielski jest wyższy niż średnia.
Zestawienie dla wszystkich szkół ED jest zawsze na stronie fb "Stowarzyszenia Edukacji w Rodzinie", bo to argument za ED, że nie odbiega od szkół stacjonarnych.
Szkoła w Chmurze pozaniżała wyniki matur ED, ale z angielskiego i geografii nadal są wyższe.
Może wyniki zaburzała podwójna matura w Formule 2023 i 2015- zobaczymy w tym roku, jak technika i licea artystyczne będą zdawały to samo, co LO 4-letnie.
Nie rozumiem. Czym się przejawia to wychowanie pozytywnie myślących nieudaczników?
Jeżeli dziecko jest introwertykiem oraz ma pesymistyczną i analityczną naturę, to tylko z tych jego wrodzonych cech wynika, że będzie miało w szkole problemy. Nie będzie nagradzana jego umiejętność wyszukiwania efektywnych rozwiązań. Te jego wrodzone cechy nie zostaną zaakceptowane i aby tworzyć relacje z innymi ludźmi, to musi nauczyć się je ukrywać. Mimo że wiele z takich dzieci ma inteligencje powyżej przeciętnej.
Będzie wymagane, aby dostosowywało się do reszty klasy. Jest rozpowszechniony pogląd że z pesymizmu nic dobrego nie wynika. I dlatego narzucane jest tzw "pozytywne myślenie". Jest to wdrażane sugestiami typu: "Z zamartwiania się nic nie wynika", "Pozytywne myślenie jest zdrowe", "Zakuj, zdaj, zapomnij", "Trzeba się socjalizować", "Trzeba być posłusznym", "Dawanie ściągać jest koleżeńskie", "Nauczyciel to też człowiek" itp
edit: Innymi słowy, te cechy, które pozwalają efektywnie poradzić sobie z problemami w życiu, w szkole traktowane są jakby były szkodliwe i do eliminacji.
Spojrzałam na wyniki SzWCh, łącznie zdawało maturę 623 uczniów.
Biologia 35% , średnia krajowa 48% (zdawało 142 uczniów) Chemia 27%, średnia 47% (60 uczniów) Fizyka: 29% , średnia 43% (22 uczniów) Geografia 50%, średnia 53% (92 uczniów) Historia 30%, średnia 45% (44 uczniów) Język angielski 73%, średnia 69% (512 uczniów) Matematyka 27%, średnia 50% (147 uczniów)
Tylko angielski powyżej średniej. Goografia blisko średniej, ale jednak poniżej. Pozostałe przedmioty mocno poniżej średniej krajowej, czyli dla mnie to "lipna szkoła". W sumie to jestem ciekawa jakie progi punktowe mają licea, których uczniowie zdają maturę na tyle punktów.
Szkoła, która zrównuje wszystkich jest do niczego, bo musi równać w dół. Jak w klasie sa uczniowie z upośledzeniem, to jak ma w niej rozwijać się uczeń ponadprzeciętny? Nauczyciel mając liczną klasę, w której jest cały przekrój środowiskowy i intelektualny nie zindywidualizuje nauczania.
Masz bardzo rozsądne i bardzo trafne oceny sytuacji edukacji w Polsce Problem w tym,że ludzie, od których zależy cały system edukacji w ogóle nie biorą pod uwagę takich spostrzeżeń czy analiz. Oni tworzą coś na podstawie utopijnych i naiwnych przekonań o tym,jak powinno byc- bez uwzględnienia miliona zmiennych wpływających na cały proces
Dla mnie edukacja powinna być przede wszystkim szkołą wzajemnej współpracy. A jest szkołą pychy, pokazywania siebie kosztem innych. No i frustracji dla "gorszych". Bo przed nauką rywalizacji, powinna być nauka własnej wartości. Bo wiele osób ma ogromny potencjał i w szkole zostaje on uśpiony. W częstych przypadkach nawet na całe życie.
I nie uważam że upośledzeni zaniżają poziom. Uczeń ponadprzeciętny, czyli taki co ma rozwiniętą pamięć i wymowę, ma w szkole większy problem w walce ze swoją próżnością/pychą. A później ma większe rozczarowanie, gdy życie stawi mu większy opór.
Na drugim miejscu jest ważne dopiero jaką wiedzę szkoła powinna przekazywać.
@Beta - Szkoła w Chmurze jest "lipna", ale co z państwowymi szkołami na tym poziomie? W Chmurze przynajmniej psychicznie dzieci i młodzież zdrowieją.
Porównujesz ścisłe ze średnią, zawyża ją niewielka liczba szkół wybitnych. Popatrz na medianę ścisłych, ilu absolwentów prezentuje tak wysoki poziom? Na studiach technicznych odbywa się wielkie nadrabianie programu szkół średnich.
Większe szanse ma uczeń dobrze zdać fizykę będąc w Chmurze niż w przeciętnej innej szkole krajowej.
Zresztą ja nie jestem zwolenniczką skrajnego przypadku tak zorganizowanej szkoły jak Chmura. Jest tyle innych, lepszych szkół ED, nie molochów na 10 tys. uczniów, tylko normalnych mniejszych szkół.
Dla mnie edukacja powinna być przede wszystkim szkołą wzajemnej współpracy. A jest szkołą pychy, pokazywania siebie kosztem innych. No i frustracji dla "gorszych". Bo przed nauką rywalizacji, powinna być nauka własnej wartości. Bo wiele osób ma ogromny potencjał i w szkole zostaje on uśpiony. W częstych przypadkach nawet na całe życie.
I nie uważam że upośledzeni zaniżają poziom. Uczeń ponadprzeciętny, czyli taki co ma rozwiniętą pamięć i wymowę, ma w szkole większy problem w walce ze swoją próżnością/pychą. A później ma większe rozczarowanie, gdy życie stawi mu większy opór.
Na drugim miejscu jest ważne dopiero jaką wiedzę szkoła powinna przekazywać.
Ucznia ponadprzeciętnego nie wyróżnia tylko pamięć i wymowa. Jak uczeń z upośledzeniem potrzebuje mieć wszystko wyjaśniane kilkukrotnie, może wręcz na konkretach, to nie ma siły- poziom klasy będzie niższy, niż tam gdzie nie ma takiego ucznia i nauczyciel może realizować tematy szybciej, ma czas na trudniejsze treści. Gdy nauczyciel robi tylko minimum, to uczeń zdolny bez trudu ma super wyniki. Raz, że to co robi jest poniżej jego możliwości, więc marnuje czas i swój potencjał, a dwa jak ma go to uchronić przed pychą?
A może niech sie wypowie ktoś, kto ma naprawdę wybitnie uzdolnione dzieci, i są już po szkole. Co się sprawdziło. Bo ta dyskusja to bardziej o swoich wyobrażeniach.
A może niech sie wypowie ktoś, kto ma naprawdę wybitnie uzdolnione dzieci, i są już po szkole. Co się sprawdziło. Bo ta dyskusja to bardziej o swoich wyobrażeniach.
Właśnie chodzi o to, że wg prof. Gruszczyk-Kolczyńskiej 1/4 dzieci jest wybitnie uzdolniona matematycznie/do nauk ścisłych, a potem nie widać tego na maturach, bo ten potencjał 6-latów został zmarnowany przez szkołę.
Reszta ma inne uzdolnienia, które też należałoby wspierać.
Profesor ubolewa również, że wśród dzieci niepełnosprawnych są dzieci uzdolnione matematycznie, a szkoła głównie skupia się na terapii. Co więcej dzieci zdolne postrzegane są w szkole przez nauczycieli jako problematyczne, poniżej średniej albo przeciętne i nie wspierane w rozwoju matematycznym (bo przeszkadzają, nudząc się, bo rozrabiają).
Ale właśnie ona uważa, że tworzenie (na przykładzie ZSRR) klas matematycznych dla dzieci nie przyniosło dobrego efektu, gdyż te dzieci ciągną w górę inne dzieci będąc w klasie zróżnicowanej.
Wg mnie uczyć dobrze w tak wymieszanej klasie jest b. trudno. A uczeń zdolny dorówna z czasem do średniej. Chyba, że nauczyciel jest wybitny i nieustannie wspiera i motywuje ucznia zdolnego. Daje mu inne zadania (nie po lekcjach, a na lekcjach)- ja miałam taką matematyczkę w szkole podstawowej. Już w średniej nie, chociaż byłam w klasie mat-fiz.
Ja miałam matmę indywidualnie. 1x w tygodniu, godzina. Resztę robiłam w domu albo w bibliotece w czasie, kiedy klasa miala matematykę. Na swoich zajęciach w sumie głównie opowiadałam o tym, co zrobiłam samodzielnie i dostawalaln nowe zadania Potem poszłam do klasy matematycznej i miałam w sumie 10h tygodniowo, ze zdolnymi kolegami, duuużo gorzej mi się uczyło. Było to za dużo, w nieodpowiednim tempie, pojawiała się rywalizacja. Obrzydło mi.
Może to jest rozwiązanie. Zajęcia indywidualne dla b zdolnych z danego przedmiotu.
Dla mnie edukacja powinna być przede wszystkim szkołą wzajemnej współpracy. A jest szkołą pychy, pokazywania siebie kosztem innych. No i frustracji dla "gorszych". Bo przed nauką rywalizacji, powinna być nauka własnej wartości. Bo wiele osób ma ogromny potencjał i w szkole zostaje on uśpiony. W częstych przypadkach nawet na całe życie.
I nie uważam że upośledzeni zaniżają poziom. Uczeń ponadprzeciętny, czyli taki co ma rozwiniętą pamięć i wymowę, ma w szkole większy problem w walce ze swoją próżnością/pychą. A później ma większe rozczarowanie, gdy życie stawi mu większy opór.
Na drugim miejscu jest ważne dopiero jaką wiedzę szkoła powinna przekazywać.
Ucznia ponadprzeciętnego nie wyróżnia tylko pamięć i wymowa. Jak uczeń z upośledzeniem potrzebuje mieć wszystko wyjaśniane kilkukrotnie, może wręcz na konkretach, to nie ma siły- poziom klasy będzie niższy, niż tam gdzie nie ma takiego ucznia i nauczyciel może realizować tematy szybciej, ma czas na trudniejsze treści. Gdy nauczyciel robi tylko minimum, to uczeń zdolny bez trudu ma super wyniki. Raz, że to co robi jest poniżej jego możliwości, więc marnuje czas i swój potencjał, a dwa jak ma go to uchronić przed pychą?
Równanie w dół to marnowanie talentów.
Można też zorganizować to tak, jak w Montessori - słabszy pyta się nie nauczyciela, a lepszego ucznia. Lepszy wtedy też zyskuje, bo wytłumaczenie czegoś sprawia, że trzeba wejść na wyzszy poziom rozumienia. Uczy się przez to. Nie mówię o dzieciach niepełnosprawnych intelektualnie, bo to chyba trochę inna para kaloszy.
To ja mam pytanie o te lekcje indywidualne dla ucznia bardzo zdolnego? Wiem, że jest cos takiego jak ITN ale jakie są kryteria uzyskania tego dla dziecka i zasady realizacji?
Moje dzieci nie korzystały z itn, zaliczały lekcje tak jak chciały, my pilnowaliśmy podstawy czyli przedmiotów maturalnych. My nie chcieliśmy dodatkowej presji. Konkursy, rozwój zainteresowań ogarnialiśmy sami tak jak dziecko dawało radę i chciało. Trudno i łatwo winić szkołę: nauczyciele nie mają czasu i możliwości finansowych.
Ja wiem, że szkoła może szukać sponsorów itd., jednak u nas potęgowało to presję na wynik.
Fajnie gdyby ktoś zwrócił za sprzęt czy dojazdy, niestety nie było takiej możliwości.
Dla mnie edukacja powinna być przede wszystkim szkołą wzajemnej współpracy. A jest szkołą pychy, pokazywania siebie kosztem innych. No i frustracji dla "gorszych". Bo przed nauką rywalizacji, powinna być nauka własnej wartości. Bo wiele osób ma ogromny potencjał i w szkole zostaje on uśpiony. W częstych przypadkach nawet na całe życie.
I nie uważam że upośledzeni zaniżają poziom. Uczeń ponadprzeciętny, czyli taki co ma rozwiniętą pamięć i wymowę, ma w szkole większy problem w walce ze swoją próżnością/pychą. A później ma większe rozczarowanie, gdy życie stawi mu większy opór.
Na drugim miejscu jest ważne dopiero jaką wiedzę szkoła powinna przekazywać.
Ucznia ponadprzeciętnego nie wyróżnia tylko pamięć i wymowa. Jak uczeń z upośledzeniem potrzebuje mieć wszystko wyjaśniane kilkukrotnie, może wręcz na konkretach, to nie ma siły- poziom klasy będzie niższy, niż tam gdzie nie ma takiego ucznia i nauczyciel może realizować tematy szybciej, ma czas na trudniejsze treści. Gdy nauczyciel robi tylko minimum, to uczeń zdolny bez trudu ma super wyniki. Raz, że to co robi jest poniżej jego możliwości, więc marnuje czas i swój potencjał, a dwa jak ma go to uchronić przed pychą?
Równanie w dół to marnowanie talentów.
Temat szkoły jest bardzo złożony i można go rozpatrywać całościowo, lub przyglądać się poszczególnym składowym. Przynajmniej ja tak to widzę.
W przypadku gdy weźmiemy na tapetę jakąś część, np temat uczniów zdolnych, to można to rozdzielić. Na zdolności, które szkoła uznaje np pamięć, umiejętność wypowiadania się, czytania/słuchania ze zrozumieniem, umiejętności matematyczne, no i chyba tyle. Oraz na zdolności które szkoła nie kształtuje, a wręcz niszczy: umiejętność logicznego myślenia i wyciągania wniosków, pracy zespołowej, umiejętność kształtowania siebie i swojego otoczenia, umiejętność brania odpowiedzialności za swoje wybory, umiejętności miękkie i sporo innych umiejętności praktycznych wymagających cierpliwości, dystansu i innych bardzo pożytecznych cech.
Są jeszcze cechy, z którymi szkoła próbuje sobie poradzić, ale nie spotyka się to ze zrozumieniem. Np dysleksja i związane z nią myślenie niewerbalne. Wiele osób patrzy na ułatwienia dla dyslektyków z zazdrością i nie rozumie tych przywilejów. Zwyczajnie buduje w sobie poczucie krzywdy. A przecież dyslektycy najczęściej mają problem z komunikacją, a nie z logicznym myśleniem. Ja osobiście mam taki problem z komunikacją bo jeżeli rozmawiam o np systemie szkolnym, to obracam go w głowie, patrzę na niego całościowo, z określonej perspektywy, potem skupiam się na jakiejś części, którą uważam za wartą tego. No i potem muszę to ubrać w słowa. I wtedy pojawiają się trudności. Bo myślenie werbalne jest liniowe, a niewerbalne jest trójwymiarowe. To dlatego dyslektycy, przy nauce pisania mylą "p" z "b", czy z "d".
Patrząc bardziej całościowo to bym poruszył też temat wiary. Bo obecna młodzież jest bardzo skrzywdzona, gdyż współczesna "kultura" nastawiona jest by wyrwać Miłosiernego i Wszechmocnego Boga z ich serc. Ta młodzież w większości nie ma żadnej wiary. Niektórzy starają się wierzyć nauce, w "dobry wszechświat". Lub jakąś inną modyfikację yin-yang, w czym pomagają różne teorie psychologia
No i jeszcze jest całe otoczenie, które wpływa na dziecko w szkole. Może to być mega utalentowane dziecko, które żyje np w ciągłym stresie. I ono używa kilka procent swoich umiejętności. Może mieć do tego talenty, za które w szkole się kara. Realnie pomagając takiemu dziecku, dałoby się też większą szansę jego rodzicom.
No i nie łudźmy się, kontynuacją szkoły jest praca. Jeżeli taki człowiek nie otrzyma pomocy z zewnątrz, to jego życie będzie nieustannym cierpieniem.
Dlatego szkoła jest bardzo złożonym problemem i środki które na nią idą są zdecydowanie za małe. Nie myślę tylko o finansach. Jest to budowanie fundamentów całego społeczeństwa
Zależy jakie kto ma oczekiwania. To rodzina jest miejscem gdzie dziecko uczy się tego, jak żyć w świecie. Rodzice mają prawo wychować dziecko tak, jak sami uważają, że jest najlepiej. Ze strony szkoły wystarczy, że będzie stwarzała warunki oparte na wartościach uniwersalnych. Myślenia, kreatywności, odpowiedzialności, współpracy z innymi i ogólnie zwyczajnego życia uczy się w kontaktach z ludźmi, w sytaucjach codziennych.
Znaczy jak w rodzinie się dziecko nie nauczy, to w szkole tym bardziej też nie? Dobrze rozumiem?
Jakie można mieć oczekiwania od szkoły, oprócz tego że jest to obowiązek? Bóg wszechmocny i dobry rozumiem że nie należy do wartości uniwersalnych? A już np lgtb w niedalekiej przyszłości prawdopodobnie będzie?
W kontaktach codziennych z innymi ludźmi rozwija to na co już jest ukierunkowane. Czyli jak ma w sobie poczucie winy, to dzięki kontaktom z ludźmi będzie miało większe poczucie winy.
Znaczy jak w rodzinie się dziecko nie nauczy, to w szkole tym bardziej też nie? Dobrze rozumiem?
Jak rodzice nie nauczą dziecka podcierać tyłka, to też pani w klasie 1 ma to za nich zrobić? Dobrze rozumiem?
Dla mnie szkoła ma zajmować się edukacją, rozwojem intelektualnym dzieci. Funkcja wychowawcza powinna wynikać tylko z naturlanych sytuacji, w których dziecko w szkole uczetniczy. Przykładowo: nauczyciel prosi o przyniesienie pudełka i dziecko trenuje/uczy się obowiązkowości.
Komentarz
no to można by dla wrażliwych zrobić szkolnictwo publiczne, jak teraz
i nie wypłacać bonu
ale to znowu wiąże się z utrzymywaniem kuratoriów itp.
Najprościej byłoby chyba zaufać rodzicom i dopuścić szarą strefę niezbyt uczciwych szkół czy po prostu rodziców uczących swoje dzieci, czyli de facto zlikwidować obowiązek szkolny.
Pieniądze w edukacji płaci się na coś, a nie za coś. Na naukę, a nie za zdanie
Czy egzmain faktycznie sprawdza, czego i w jakim stopniu dziecko się nauczyło?
Brr, aż mi się zimno zrobiło
sam słabo sobie radziłem na egzaminach
ale w sformalizowanym procesie edukacji egzamin jest jakimś wskaźnikiem,
także dla pracodawców
alternatywą wydaje się być całkowicie prywatny system edukacji,
czyli niedostępny na wyższym poziomie dla części społeczeństwa
Moja małżonka prowadzi korki z matematyki. Dwoje dzieci, które do niej trafiły, w przeciągu miesiąca poprawiły swoje stopnie z ledwo dwója na piątkę. Nawet rodzice są mocno tym zaskoczeni.
Podobnie jest z moimi dziećmi, które wszystkie mają iq powyżej 120. I wszystkie miały problem z systemem szkolnym. Bo one ogarniają te struktury przyczynowo-skutkowe. Jednak spotykają się z takim oporem, że trudno im go psychicznie znieść.
@Eleonora jesteś pewna? Z tego co kojarzę to matury u nich wypadły słabo.
Będzie wymagane, aby dostosowywało się do reszty klasy. Jest rozpowszechniony pogląd że z pesymizmu nic dobrego nie wynika. I dlatego narzucane jest tzw "pozytywne myślenie". Jest to wdrażane sugestiami typu: "Z zamartwiania się nic nie wynika", "Pozytywne myślenie jest zdrowe", "Zakuj, zdaj, zapomnij", "Trzeba się socjalizować", "Trzeba być posłusznym", "Dawanie ściągać jest koleżeńskie", "Nauczyciel to też człowiek" itp
edit: Innymi słowy, te cechy, które pozwalają efektywnie poradzić sobie z problemami w życiu, w szkole traktowane są jakby były szkodliwe i do eliminacji.
Biologia 35% , średnia krajowa 48% (zdawało 142 uczniów)
Chemia 27%, średnia 47% (60 uczniów)
Fizyka: 29% , średnia 43% (22 uczniów)
Geografia 50%, średnia 53% (92 uczniów)
Historia 30%, średnia 45% (44 uczniów)
Język angielski 73%, średnia 69% (512 uczniów)
Matematyka 27%, średnia 50% (147 uczniów)
Tylko angielski powyżej średniej. Goografia blisko średniej, ale jednak poniżej. Pozostałe przedmioty mocno poniżej średniej krajowej, czyli dla mnie to "lipna szkoła".
W sumie to jestem ciekawa jakie progi punktowe mają licea, których uczniowie zdają maturę na tyle punktów.
Problem w tym,że ludzie, od których zależy cały system edukacji w ogóle nie biorą pod uwagę takich spostrzeżeń czy analiz.
Oni tworzą coś na podstawie utopijnych i naiwnych przekonań o tym,jak powinno byc- bez uwzględnienia miliona zmiennych wpływających na cały proces
I nie uważam że upośledzeni zaniżają poziom. Uczeń ponadprzeciętny, czyli taki co ma rozwiniętą pamięć i wymowę, ma w szkole większy problem w walce ze swoją próżnością/pychą. A później ma większe rozczarowanie, gdy życie stawi mu większy opór.
Na drugim miejscu jest ważne dopiero jaką wiedzę szkoła powinna przekazywać.
Równanie w dół to marnowanie talentów.
Potem poszłam do klasy matematycznej i miałam w sumie 10h tygodniowo, ze zdolnymi kolegami, duuużo gorzej mi się uczyło. Było to za dużo, w nieodpowiednim tempie, pojawiała się rywalizacja. Obrzydło mi.
Może to jest rozwiązanie. Zajęcia indywidualne dla b zdolnych z danego przedmiotu.
Nie mówię o dzieciach niepełnosprawnych intelektualnie, bo to chyba trochę inna para kaloszy.
Pytaj
Ja wiem, że szkoła może szukać sponsorów itd., jednak u nas potęgowało to presję na wynik.
Fajnie gdyby ktoś zwrócił za sprzęt czy dojazdy, niestety nie było takiej możliwości.
W przypadku gdy weźmiemy na tapetę jakąś część, np temat uczniów zdolnych, to można to rozdzielić. Na zdolności, które szkoła uznaje np pamięć, umiejętność wypowiadania się, czytania/słuchania ze zrozumieniem, umiejętności matematyczne, no i chyba tyle. Oraz na zdolności które szkoła nie kształtuje, a wręcz niszczy: umiejętność logicznego myślenia i wyciągania wniosków, pracy zespołowej, umiejętność kształtowania siebie i swojego otoczenia, umiejętność brania odpowiedzialności za swoje wybory, umiejętności miękkie i sporo innych umiejętności praktycznych wymagających cierpliwości, dystansu i innych bardzo pożytecznych cech.
Są jeszcze cechy, z którymi szkoła próbuje sobie poradzić, ale nie spotyka się to ze zrozumieniem. Np dysleksja i związane z nią myślenie niewerbalne. Wiele osób patrzy na ułatwienia dla dyslektyków z zazdrością i nie rozumie tych przywilejów. Zwyczajnie buduje w sobie poczucie krzywdy. A przecież dyslektycy najczęściej mają problem z komunikacją, a nie z logicznym myśleniem. Ja osobiście mam taki problem z komunikacją bo jeżeli rozmawiam o np systemie szkolnym, to obracam go w głowie, patrzę na niego całościowo, z określonej perspektywy, potem skupiam się na jakiejś części, którą uważam za wartą tego. No i potem muszę to ubrać w słowa. I wtedy pojawiają się trudności. Bo myślenie werbalne jest liniowe, a niewerbalne jest trójwymiarowe. To dlatego dyslektycy, przy nauce pisania mylą "p" z "b", czy z "d".
Patrząc bardziej całościowo to bym poruszył też temat wiary. Bo obecna młodzież jest bardzo skrzywdzona, gdyż współczesna "kultura" nastawiona jest by wyrwać Miłosiernego i Wszechmocnego Boga z ich serc. Ta młodzież w większości nie ma żadnej wiary. Niektórzy starają się wierzyć nauce, w "dobry wszechświat". Lub jakąś inną modyfikację yin-yang, w czym pomagają różne teorie psychologia
No i jeszcze jest całe otoczenie, które wpływa na dziecko w szkole. Może to być mega utalentowane dziecko, które żyje np w ciągłym stresie. I ono używa kilka procent swoich umiejętności. Może mieć do tego talenty, za które w szkole się kara. Realnie pomagając takiemu dziecku, dałoby się też większą szansę jego rodzicom.
No i nie łudźmy się, kontynuacją szkoły jest praca. Jeżeli taki człowiek nie otrzyma pomocy z zewnątrz, to jego życie będzie nieustannym cierpieniem.
Dlatego szkoła jest bardzo złożonym problemem i środki które na nią idą są zdecydowanie za małe. Nie myślę tylko o finansach. Jest to budowanie fundamentów całego społeczeństwa
Myślenia, kreatywności, odpowiedzialności, współpracy z innymi i ogólnie zwyczajnego życia uczy się w kontaktach z ludźmi, w sytaucjach codziennych.
Jakie można mieć oczekiwania od szkoły, oprócz tego że jest to obowiązek? Bóg wszechmocny i dobry rozumiem że nie należy do wartości uniwersalnych? A już np lgtb w niedalekiej przyszłości prawdopodobnie będzie?
W kontaktach codziennych z innymi ludźmi rozwija to na co już jest ukierunkowane. Czyli jak ma w sobie poczucie winy, to dzięki kontaktom z ludźmi będzie miało większe poczucie winy.
Jak rodzice nie nauczą dziecka podcierać tyłka, to też pani w klasie 1 ma to za nich zrobić? Dobrze rozumiem?
Dla mnie szkoła ma zajmować się edukacją, rozwojem intelektualnym dzieci. Funkcja wychowawcza powinna wynikać tylko z naturlanych sytuacji, w których dziecko w szkole uczetniczy. Przykładowo: nauczyciel prosi o przyniesienie pudełka i dziecko trenuje/uczy się obowiązkowości.