Kochani wiem, wiem wakacje sie zaczęły i dwa miesiące do rozpoczęcia nauki. Ale może podpowiecie jak przygotować dziecko do tej nowej sytuacji. Pierwsza klasa... Wielu ten etap ma za soba, zatem czekam na wsparcie z waszej strony. Ja tylko pamietam dzieciaki poubierane na galowo i zamieszanie.Pewnie się wiele zmieniło. Na co zwrócić uwagę tego pierwszego dnia, tygodnia?
Komentarz
1. W szkole kłamią.
2. Nauka (szkolna) chleba nie daje.
3. Im mniej szkoły tym więcej będzie umiało
nawet do trzech zliczyć nie potrafi
Ja toleruję fakt, że dzieci w szkole się bawią, a w domu uczą.
Niektóre szkoły mają dni otwarte oficjalnie, niektóre można po prostu odwiedzić w wakacje....dobrze jest dziecku pokazać budynek szkoły, korytarze tak na spokojnie, bez tłumu...w pierwszych dniach większość pierwszaków jest zagubiona.
To co się zmieniło w wielu szkołach na lepsze to fakt, że maluchów nie puszcza się na przerwy ze starszymi, a nauczycielki same regulują przerwy podczas zajęć w zależności od potrzeb dzieci...u nas np maluchy spędzają ten czas na podwórku lub w swojej klasie przy otwartych oknach bawiąc się, grając w gry.
Wydaje mi się, że niezależnie jakie my mamy obawy i wątpliwości , nie powinniśmy zarażać nimi dzieci....dużo spokojnie opowiadać a nie mówić , że szkoła to zło konieczne....
Jeśli dysponujesz czasem dobrze jest choć trochę wangażować się w życie szkoły i klasy ( niektórzy tylko na szkoły i nauczycieli narzekać potrafią)
Nam to bardzo pomogło...z jednej strony miałam jakąś kontrolkę na to co się w danej klasie dzieje, a dziecko miałało poczucie, że interesuję się jego życiem szkolnym ( było nie było to znaczna część jego życia)....Z jedną klasą jeździłam czasem na "basenowy W-f" do pomocy w szatni lub wycieczki, w jednej klasie robiłam dekoracje sezonowe, w jakiejś prowadziłam warsztaty plastyczne, czy grałam na "opłatku" klasowym - jako rodzice też współtworzymy atmosferę w szkole i klasie i mamy na nią wpływ. Inaczej zostaje nam postawa "tolerowania faktu" lub mówienie dzieciom, że szkoła nie uczy, więc może wcale do niej nie chodzić.
Ja dzieciom nie mówię, że szkoła nie uczy. Widzą to same.
W domu np. robią ćwiczenia z jęz. polskiego i matematyki, bo pani nie zdążyła zrobić na lekcji (po prostu opuściła) gdyż dzieci miały próby przed występem.
Mało też mają zadawane do domu. Bo przecież jeżeli się zada lekcje do domu to trzeba je później dzieciom sprawdzić.
będą wykorzystywać pomoce z Unii Europejskiej,
będą opierać się na teorii siedmiu inteligencji Gardnera
I jak tu teraz takiej pani powiedzieć, że ta teoria to mit?
Jak długo można się spierać z nauczycielami? Pozostaje zacisnąć zęby i tolerować, a energię skupić na uczeniu własnych dzieci.
Gdy prosiłam, żeby opłatek przełożyć na poświętach to zostałam porostu wyśmiana, więc się do organizacji tzw. Wigilii w adwencie nie przyłączyłam.
Ja dekoracje do klas też robiłam.
Grać nie grałam, bo nie mam talentu muzycznego
Ale ona nie miała na swoim koncie "sukcesów" typu najpiękniejsze przedstawienie teatralne, najcudowniejsza recytacja czy najbardziej twórcza praca plastyczna ucznia
czy Ty rzeczywiście uważasz, że nauka to tylko literki i cyferki, czytanie i liczenie???
Ja byłam porażona takim podejściem części rodziców w klasie jednej mojej córki....Wychowawczyni starała się, proponowała teatr, zajęcia edukacyjne w muzeum, warsztaty kinowe, chodzenie na koncerty do szkoły muzycznej na występy rówieśników....a niektórzy rodzice podnieśli bunt, że dzieci za mało mają "nauki"....Domyślam się, że powiesz, iż wychowanie kulturalne należy do rodziców...ale realia są takie, że 3/4 rodziców ( sądzę, że i tak zaniżam liczbę)nie zaprowadzi dziecka do teatru czy na koncert.....klasy I-III to wiek, kiedy dzieci powinny się rozwijać na przeróżne sposoby, a nie tylko siedzieć w ławce, mają się też bawić, bo to prawo ich wieku również ich rozwijające. Przygotowując występy, dekorując salę też się rozwijają.....
A odnośnie twórczej pracy plastycznej ucznia....to akurat prowadziłam badanie jej wpływu na przyswajanie wiedzy przez dzieci....wyniki pewnie by Cię zaskoczyły:cool:
Co do przewagi nauki i zabawy jestem zwolennikiem zabawy - jako osoba dorosła niektórych informacji przyswajanych w szkole nie pamietam, za to doskonale pamiętam wycieczki, moje przyjaciółki, skakanie na przewrwach itd. Informacji jak będe potrzebować poszukam w internecie lub w bibliotece, umiejętności "ludzkie' wykorzystuję na codzień. Zresztą z doświadczenia pracy w poradni wiem, ze to właśnie zbyt szybkie tempo nauki, nie zatrzymanie się na tych podstawowych umiejętnościach powoduje, ze dzieciaki maja problemy z pisaniem, czytaniem, ortografią. Wolniej moim zdaniem znaczy lepiej, a tym zdolniejszym zawsze mozna "dołożyć" nauki, ćwiczeń itd.
W domu też się można bawić.
Kto im ma dołożyć tej nauki i gdzie?
Zbyt mało ćwiczą pisania i czytania
U mnie np. to samo jest jeżeli chodzi o historię i język polski. To wcale nie koszmar, a wrecz przyjemność.Wcale nie chcę być dla swoich dzieci mistrzem w jakiejs dziedzinie. Ale dlaczego nie moge pomóc im w nauce, szczególnie w epoce takich okropnych zafałszowań jeżeli chodzi o humanistykę?
Celem uczenia się ma być poznanie prawdy o świecie i człowieku, a nie od razu wyciąganie jakiś korzyści.
Gorzej jak ktoś ma poczucie,że potrafi, a w rzeczywistości nie potrafi.
Tak niestety jest często we współczesnej szkole.
pomaganie polega m.in. na odkłamywaniu tego, czego uczą się w szkole - jeśli chodzi o przedmioty humanistyczne, naprostowywaniu gdy np. dziecko dziwi się dlaczego protestanci są przedstawiani jako światli ludzie, a katolicy jako zacofani....