Ogólnie dużo w DK mi nie pasuje, ale doceniam wartość mobilizowanie do życia duchowego rozwój wspólnej drogi małżeńskiej wspólnota chrześcijańska
Dlatego mimo, że sporo tej symboliki mi nie pasi, to biorę to z dobrodziejstwem inwentarza, choć z dystansem, bo myślę, że Pana Boga, Pana Jezusa nie ograniczają formułki i zwyczaje DK.
Ja się męczę. Naprawdę. Nie lubię różańca z dopowiedzeniami, nie lubię książeczki formacyjnej, nie lubię takiej egzaltacji w wypowiedziach zamiast konkretu. I mam wrażenie, że DK to jak się ma zdrowe dzieci i to z tych grzeczniejszych to super. Ale już gorzej jak z dzieckiem większy kłopot.
Ale.... DK samo do nas przyszło i bardziej na tacy nie mogłam mieć podane. I mój mąż się tam odnajduje i jest szczęśliwy. I ludzie w naszym kręgu są dobrzy i pobożni. I dzieci się rodzą, rodziny 3+ i rozwojowe. I z mężem więcej rozmawiam, właściwie to jest ważne. Jakby Ktoś podał nam lekarstwo na ogromny kryzys małżeński. Lekarstwo dla mnie za słodkie i mdłe ale zdecydowanie skuteczne. Więc chowam w sobie to ,,nie lubie''. Taka praca nad pokorą.
a czemu dzieci przeszkadzają? dzieci macie na spotkaniach??? (nie pisze o cycowych oczywiście)
W sumie tylko na rekolekcjach są dzieci i wtedy jak diakonia jest słaba to rozumiem, choć my do tej pory trafialiśmy na świetne diakonie tak, że ludzie nawet 4 i 5 miesięczniaki oddawali, bo miały dedykowaną ciocię, która bujała w wózku i donosiła na karmienie:-)
no to jest jakieś rozwiązanie jak ktoś ma duzy dom, dzieci z opiekunką na innym piętrze. Moim zdaniem bezwzględnie należy starać się oto by dzieci nie wchodziły do pokoju gdzie ejst spotkanie a jeszcze lepiej jak ich w ogóle nie ma czyli są u kogoś innego , w innym domu . U nas wszyscy w blokach więc część dzieci starszych zrosaje sama, my zamawiamy , opiekunke, ktos inny ma babcię. I powiem szczerze, że na 10 lat kręgu moze ze 3x zdarzyło się, że jakieś dzieci były na spotkaniu, były to sytuacje naprawdę wyjątkowe, w sensie, że dziecko zachorowało albo w ostatniej chwili opieka isę wysypała.
Oczywiście dzieci cycowe są na spotkaniu ale u nas zwykle już takie 8-10 mcy - rok są w stanie zostać na 3h bez mamy i też już nie są przyprowadzane (jak zaczynają chodzić i nie są naręczne)
To jest całkiem inna jakość kręgu jak nie ma dzieci.
Jedna para z naszego kręgu jest parą pilotującą w innej parafii. I tam proboszcz powiedział, że na spotkaniu mają być dzieci i koniec kropka, wytyczne go nie interesują. Czyli po prostu są w innych pokojach i się bawią, ale pewnie przyłażą.
Ta nasza znajoma para twierdzi, że to się bardzo sprawdza, a nie mają poczucia, że się dzieci pozbywają. U nas dzieciaków nie ma.
Jedna para z naszego kręgu jest parą pilotującą w innej parafii. I tam proboszcz powiedział, że na spotkaniu mają być dzieci i koniec kropka, wytyczne go nie interesują. Czyli po prostu są w innych pokojach i się bawią, ale pewnie przyłażą.
Ta nasza znajoma para twierdzi, że to się bardzo sprawdza, a nie mają poczucia, że się dzieci pozbywają. U nas dzieciaków nie ma.
Przepraszam bardzo ale DK ma zasady i to DK je ustala a nie proboszcz. I jeśłi to prawda co piszesz to on się do kręgu nie nadaje niestety skoro neguje DK a nie wspiera animatorów w pilnowaniu zasad. Mieliśmy raz takiego księdza po roku zmieniliśmy parafię całym kręgiem bo nie dało się tak dłużej. To jest spotkanie małżonków a nie towarzyskie z dziećmi.
Od wielu już małżeństw słyszałam, że jak ileś lat mieli dzieci a potem przestali to w końcu krąg wyglądał normalnie mogli się skupić, mogli dzielić otwarcie itp
Sorry ale nikt mi nie wmówi, że dzieci się sprawdzają na kręgu. To jest 3h raz w miesiącu.,
Rozumiem że jak dzieci idą do przedszkola na 4 czy 6h czy do szkoły to wtedy się ich nie pozbywają ale raz w miesiącu na 3h to jest ogromny problem.
No nie pierwszy raz to słyszę ale zawsze mnie zadziwia takie tłumaczenie.
My mamy w czasie spotkania opiekunki, które pilnują dzieci w innym pomieszczeniu. W stanie wyższej konieczności dzieci przychodzą do rodziców, ale to są głównie maluchy, takie do dwóch, dwu i pół lat.
My byliśmy kilka lat w DK, ale ze względu na dzieci zrezygnowaliśmy. DK jest super, ale akurat trafiliśmy na krąg, który na spotkania nie zabierał dzieci, pomimo, że je mieli. Mieliśmy wrażenie, że przychodzą na spotkania odpocząć od dzieci. My mieliśmy trójkę maluchów, którzy nie należą do najspokojniejszych więc po pół godzinie nudziło im się. No i w naszym kręgu ciężko było ze szczerością, a to już dla mnie jest nie do przeskoczenia. Oczywiście w dobrej wierze kłamali, żeby innym nie było przykro...
Jak się chce, rozwiązanie zawsze się znajdzie. My jesteśmy tego przykładem. Abstrakcyjnie nie ma po co rozpatrywać. W DK formacja jest trudna, ale owoce niesamowite. Każdy w jakiejś wspólnocie może się odnaleźć, ale bez tego też da się pracować nad sobą, choć to o wiele trudniejsze.
Z tego powodu jestesmy we Wspólnocie Świetej Rodziny. Tam nie ma problemu z dziecmi- ani na spotkaniach ognisk ani na rekekcjach- są zaopiekowane niezależnie od wieku. Mają swoje równoległe zajęcia.
U nas większość par ma mało miejsca, jakos dajemy radę, choć opiekunki najłatwiej nie mają. Jak pogoda pozwala to wychodzą z dziećmi do ogrodu, na plac zabaw. Inny krag z naszej parafii spotyka się wieczorem, bo łatwiej im wtedy dzieci z kimś zostawić. Jak się chce, to się da i tyle.
Moim zdaniem, jeśli ktoś szuka i bardzo chce pogłębić małżeńską wiarę, to znajdzie dla siebie idealną wspólnotę. Sami jesteśmy zbyt słabi, wspólnota bardzo pomaga. My z mężem jesteśmy w DK 5 lat. Od początku ustalaliśmy spotkania (5 małżeństw) tak, aby pasowało każdemu. Otworzyliśmy się na siebie i próbowaliśmy różnych roszad z dziećmi. Spotkania z dziećmi są ubogie w głębie przeżywania spotkania. Dlatego zgodnie z tego zrezygnowaliśmy. Najlepsze dla nas są spotkania o 20.00. Wtedy dzieci są w łóżkach i śpią, lub zasypiają, więc nie mam "straty" w zabieraniu czasu dzieciom. Mamy dzieci w podobnym wieku, tak nam pasowało. Zawsze angażujemy babcie, ciocie lub opiekunki. Nie ma innego wyjścia. I nie jest to nic złego. To 3 godziny w miesiącu - nie dramatyzujmy z tym brakiem czasu dla dzieci.
My osobiście z mężem widzimy, jak oboje rozwinęliśmy się dzięki wspólnocie w wierze, w naszych relacjach i w relacjach z dziećmi. To co czasem wydaje się stratą, może okazać się wielkim procentem.
Jesteśmy szczęśliwi, że wybraliśmy właśnie tę formę. Dzięki zobowiązaniom DK mamy nieustanną motywację do pracy nad sobą, co potęguje naszą miłość, miłość do Boga i dzieci.
Nie ma się nad czym zastanawiać. Każde małżeństwo powinno dla obopólnego dobra rozwijać się we wspólnocie, bo przez zbliżenie się do siebie, daje dzieciom najlepsze co może dać: pokazanie jedności i miłości małżeńskiej na fundamencie wiary w Boga żywego.
U nas przez te 12 lat bylo wiele wariantow: poczatkowo wszyscy przychodzili z dziecmi, bo tak bylo nam najwygodniej, najmniej problemow to sprawialo i udawalo sie nam pracowac. Dzieciaki podrosly, pojawily sie kolejne i zaczal byc zbyt wielki chaos i zaczelismy szukac rozwiazan. Teraz mamy tak, ze wynajmujemy opieke do dzieci, ktora zajmuje sie nimi w sasiednim pomieszczeniu lub na dworzu. A tych najstarszych nie bierzemy wcale na spotkania. Jesli namy mozliwosc (ja i maz ale tez inne malzenstwa) nie bierzemy zadnych dzieci. Wtedy najlepiej sie pracuje.
Najlepiej jest gdy dzieci na spotkaniu nie ma - najlatwiej sie skupic, otworzyc, mozna też przy okazji odpoczac od rozwrzeszczanej dzieciarni (to ja )). To pokazuje doswiadczenie. Do tego powinno sie dążyć. To tez na pewno wiedzialy osoby ustalajace zasady spotkania DK. A jak nie ma takich mozliwosci to trzeba szukac takiego rozwiazania, ktore sprawdzi sie w konkretnym kręgu.
Jestesmy w DK od 10 lat. Tak sie składa, ze przewinelo sie przez krag 4 ksiezy moderatorow. Czwarty z nich jest z nami juz szosty rok. Wszyscy bardzo zyczliwie podchodzili do naszych kregowych dzieciakow a obecny ksiadz moderator ma wyjatkowa smykalke do zabawiania maluchow Nosi je na rekach, kupuje aniolki, obrazki przywozi, robi hopa-hopa na kolanie Dzieci za nim, jak za pania matka.
Dzieci jezdza z nami na spotkania i dzieciaki naszych kregowcow przyjezdzaja do nas. Mamy w sumie 14 dzieci W roznym wieku. Dwoje juz doroslych, dwoje w szkole sredniej, jedno w gimnazjum, czworo w podstawowce, troje w przedszkolu i jeden(nasz) Dzidziol.
Na kregi jezdza podstawowkowicze, przedszkolaki i Dzidziol. Jak startowalismy - szkola srednia i gimnazjum chodzili do przedszkola. Teraz to juz chlopy wielkie, jak stodoła Dzieci sa nierozerwalna czescia naszej rodziny. Na krag biora rysowanie, zadania domowe, zabawki. Siedza razem w osobnym pokoju czy pokojach. Nie ma w ogole zadnego problemu z nimi. Sa ze soba zakolegowani, ciesza sie na spotkanie. To sa ich znajome dzieci z kregu. Znaja tez dzieciaki od naszych znajomych z innych kregow czy z rekolekcji.
Nikomu z nas nie przeszkadza, jak przedszkolak przyjdzie do mamy sie przytulic, po calusa albo nakablowac, ze mu ktores traktorek podebralo...Dzidziol jest pieszczochem naszego kregu i oczkiem w glowie ksiedza Biore dla niego cala reklamowke klamotow i zabawek z domu, siedzi u nas na kolanach, przeglada bajeczke, merda rozancem, idzie do dzieci ale wraca zaraz do mamy:-)
Zasady sa dla ludzi a nie ludzie dla zasad. Mozna sie dogadac i wszystko ulozyc tak, zeby kazdy z nas czul sie bezpiecznie i komfortowo. By czul sie chciany. By czul, ze jest czescia wielkiej i silnej wspolnoty
U Nas krąg jest od 10 lat. Dzieci na spotkaniach nie ma chyba, że zwaryjnie. Wszyscy mieszkamy w blokach , jedni na 36 m z 4 dzieci inni na 38 z dwójką, niektórzy mają nieco większe mieszkania ale bez szału.
Jak spotkanie jest u nas co wypada raz - max 2x w roku formacyjnym wówczas dzieci idą do koleżanki lub kogoś zaprzyjaźnionego na 3h, w ostateczności do dziadka (ma 80 lat i unikamy tej opcji jak się tylko da)
Jak spotkania są u kogoś innego to u nas jest opłacona opiekunka.
Moim zdaniem jakość spotkania jest zupełnie inna, jest cisza, można szczerze mówić o problemach bez obawy że co starsze dzieci będą słyszeć, nic nie rozprasza w sensie wchodzenia i wychodzenia do pokoju. Naprawdę da się. Z dziećmi spotykamy się towarzysko kilka razy w roku jako krąg. Znamy się lubimy traktujemy jak rodzinę.Zawsze w wakacje też robimy grillowe spotkanie kręgu, tzn bez formacji ale po prostu towarzysko.
Zasady nam przedstwiali piloci 10 lat temu mający wówczas roczne bliźniaki i 3 letnią córkę. I jestem im za to ogromnie wdzięczna. Mieliśmy raz takiego "towarzyskiego" księdza co nas zabawiał a jak jakieś dziecko się zdarzyło to już w ogóle. Jak dla mnie to takie spotkania mijały się z celem. Dziękuje Bogu, że cąły krąg jest tej samej myśli.
my jesteśmy teraz w pilotowanym. Dzieci na spotkaniu są w innym pokoju i bezwzględnie jest opiekunka. Raz nie było i był blady strach, czy nie rozwalą spotkania. To logistycznie najwygodniejsze rozwiązanie moim zdaniem, bo trzeba załatwić jedną osobę, a nie 5. A i dzieci mają jakąś korzyść ze spotkań, zwłaszcza nieplacówkowe. Dzieci małe, do 5. roku życia. Pewnie to się będzie zmieniać, o ile przejdziemy pilotaż.
O problemach rozmawiasz z mężem w domu. Tu rozmawiasz ewentualnie o problemach z realizacji zobowiązań. Kiedy dzielimy się życiem, mówimy, co się ostatnio wydarzyło.
Próba nie strzelba, jakby to powiedzial moj tato Teraz sie @J2017 opierasz na tym, co Ci inni napisali i nie widzisz sie w tym. Spoko. Nikogo tam wołami nie ciągną Powiem Ci tylko od siebie: sprobuj. Idzcie i zobaczcie. A nóż widelec będzie łyżka. Najwyzej później powiesz: sprobowalismy i jednak to nie dla nas. Brzmi to inaczej niz: Chcialam w sumie byc w DK ale wydygałam i nawet nie spróbowalismy.
DK do zbawienia potrzebny nie jest:-) Choć znam sporo świadectw ludzi, którzy się opierali bardzo a potem się świetnie odnaleźli. Nie znaczy to jednak, że każdy się tam odnajdzie, są inne wspólnoty, zresztą nie ma obowiązku być w jakiejkolwiek.
Ja się też w DK nie widziałam, nawet na końcu pilotażu, gdy trzeba było zdecydować, czy się zostaje nie byłam w pełni przekonana, dopiero ierwsze rekolekcje mnie przekonały, że to ma sens i warto trwać nawet mimo zwątpienia.
Komentarz
mobilizowanie do życia duchowego
rozwój wspólnej drogi małżeńskiej
wspólnota chrześcijańska
Dlatego mimo, że sporo tej symboliki mi nie pasi, to biorę to z dobrodziejstwem inwentarza, choć z dystansem, bo myślę, że Pana Boga, Pana Jezusa nie ograniczają formułki i zwyczaje DK.
Ale.... DK samo do nas przyszło i bardziej na tacy nie mogłam mieć podane. I mój mąż się tam odnajduje i jest szczęśliwy. I ludzie w naszym kręgu są dobrzy i pobożni. I dzieci się rodzą, rodziny 3+ i rozwojowe. I z mężem więcej rozmawiam, właściwie to jest ważne. Jakby Ktoś podał nam lekarstwo na ogromny kryzys małżeński. Lekarstwo dla mnie za słodkie i mdłe ale zdecydowanie skuteczne. Więc chowam w sobie to ,,nie lubie''. Taka praca nad pokorą.
W sumie tylko na rekolekcjach są dzieci i wtedy jak diakonia jest słaba to rozumiem, choć my do tej pory trafialiśmy na świetne diakonie tak, że ludzie nawet 4 i 5 miesięczniaki oddawali, bo miały dedykowaną ciocię, która bujała w wózku i donosiła na karmienie:-)
Oczywiście dzieci cycowe są na spotkaniu ale u nas zwykle już takie 8-10 mcy - rok są w stanie zostać na 3h bez mamy i też już nie są przyprowadzane (jak zaczynają chodzić i nie są naręczne)
To jest całkiem inna jakość kręgu jak nie ma dzieci.
Ta nasza znajoma para twierdzi, że to się bardzo sprawdza, a nie mają poczucia, że się dzieci pozbywają. U nas dzieciaków nie ma.
Od wielu już małżeństw słyszałam, że jak ileś lat mieli dzieci a potem przestali to w końcu krąg wyglądał normalnie mogli się skupić, mogli dzielić otwarcie itp
Sorry ale nikt mi nie wmówi, że dzieci się sprawdzają na kręgu. To jest 3h raz w miesiącu.,
Rozumiem że jak dzieci idą do przedszkola na 4 czy 6h czy do szkoły to wtedy się ich nie pozbywają ale raz w miesiącu na 3h to jest ogromny problem.
No nie pierwszy raz to słyszę ale zawsze mnie zadziwia takie tłumaczenie.
Spoko wyluzuj. Wam nie odpowiadało, to zmieniliście. Im odpowiada, więc nie zmieniają.
W DK formacja jest trudna, ale owoce niesamowite. Każdy w jakiejś wspólnocie może się odnaleźć, ale bez tego też da się pracować nad sobą, choć to o wiele trudniejsze.
My z mężem jesteśmy w DK 5 lat.
Od początku ustalaliśmy spotkania (5 małżeństw) tak, aby pasowało każdemu.
Otworzyliśmy się na siebie i próbowaliśmy różnych roszad z dziećmi.
Spotkania z dziećmi są ubogie w głębie przeżywania spotkania.
Dlatego zgodnie z tego zrezygnowaliśmy.
Najlepsze dla nas są spotkania o 20.00. Wtedy dzieci są w łóżkach i śpią, lub zasypiają, więc nie mam "straty" w zabieraniu czasu dzieciom.
Mamy dzieci w podobnym wieku, tak nam pasowało.
Zawsze angażujemy babcie, ciocie lub opiekunki.
Nie ma innego wyjścia.
I nie jest to nic złego.
To 3 godziny w miesiącu - nie dramatyzujmy z tym brakiem czasu dla dzieci.
My osobiście z mężem widzimy, jak oboje rozwinęliśmy się dzięki wspólnocie w wierze, w naszych relacjach i w relacjach z dziećmi.
To co czasem wydaje się stratą, może okazać się wielkim procentem.
Jesteśmy szczęśliwi, że wybraliśmy właśnie tę formę.
Dzięki zobowiązaniom DK mamy nieustanną motywację do pracy nad sobą, co potęguje naszą miłość, miłość do Boga i dzieci.
Nie ma się nad czym zastanawiać. Każde małżeństwo powinno dla obopólnego dobra rozwijać się we wspólnocie, bo przez zbliżenie się do siebie, daje dzieciom najlepsze co może dać: pokazanie jedności i miłości małżeńskiej na fundamencie wiary w Boga żywego.
Tak sie składa, ze przewinelo sie przez krag 4 ksiezy moderatorow. Czwarty z nich jest z nami juz szosty rok. Wszyscy bardzo zyczliwie podchodzili do naszych kregowych dzieciakow a obecny ksiadz moderator ma wyjatkowa smykalke do zabawiania maluchow Nosi je na rekach, kupuje aniolki, obrazki przywozi, robi hopa-hopa na kolanie Dzieci za nim, jak za pania matka.
Dzieci jezdza z nami na spotkania i dzieciaki naszych kregowcow przyjezdzaja do nas. Mamy w sumie 14 dzieci W roznym wieku. Dwoje juz doroslych, dwoje w szkole sredniej, jedno w gimnazjum, czworo w podstawowce, troje w przedszkolu i jeden(nasz) Dzidziol.
Na kregi jezdza podstawowkowicze, przedszkolaki i Dzidziol.
Jak startowalismy - szkola srednia i gimnazjum chodzili do przedszkola. Teraz to juz chlopy wielkie, jak stodoła
Dzieci sa nierozerwalna czescia naszej rodziny. Na krag biora rysowanie, zadania domowe, zabawki. Siedza razem w osobnym pokoju czy pokojach. Nie ma w ogole zadnego problemu z nimi. Sa ze soba zakolegowani, ciesza sie na spotkanie. To sa ich znajome dzieci z kregu. Znaja tez dzieciaki od naszych znajomych z innych kregow czy z rekolekcji.
Nikomu z nas nie przeszkadza, jak przedszkolak przyjdzie do mamy sie przytulic, po calusa albo nakablowac, ze mu ktores traktorek podebralo...Dzidziol jest pieszczochem naszego kregu i oczkiem w glowie ksiedza Biore dla niego cala reklamowke klamotow i zabawek z domu, siedzi u nas na kolanach, przeglada bajeczke, merda rozancem, idzie do dzieci ale wraca zaraz do mamy:-)
Zasady sa dla ludzi a nie ludzie dla zasad. Mozna sie dogadac i wszystko ulozyc tak, zeby kazdy z nas czul sie bezpiecznie i komfortowo. By czul sie chciany. By czul, ze jest czescia wielkiej i silnej wspolnoty
PS. O matko. Jaki elaborat wyszedl...
Jak spotkanie jest u nas co wypada raz - max 2x w roku formacyjnym wówczas dzieci idą do koleżanki lub kogoś zaprzyjaźnionego na 3h, w ostateczności do dziadka (ma 80 lat i unikamy tej opcji jak się tylko da)
Jak spotkania są u kogoś innego to u nas jest opłacona opiekunka.
Moim zdaniem jakość spotkania jest zupełnie inna, jest cisza, można szczerze mówić o problemach bez obawy że co starsze dzieci będą słyszeć, nic nie rozprasza w sensie wchodzenia i wychodzenia do pokoju.
Naprawdę da się.
Z dziećmi spotykamy się towarzysko kilka razy w roku jako krąg. Znamy się lubimy traktujemy jak rodzinę.Zawsze w wakacje też robimy grillowe spotkanie kręgu, tzn bez formacji ale po prostu towarzysko.
Zasady nam przedstwiali piloci 10 lat temu mający wówczas roczne bliźniaki i 3 letnią córkę. I jestem im za to ogromnie wdzięczna. Mieliśmy raz takiego "towarzyskiego" księdza co nas zabawiał a jak jakieś dziecko się zdarzyło to już w ogóle. Jak dla mnie to takie spotkania mijały się z celem. Dziękuje Bogu, że cąły krąg jest tej samej myśli.
To logistycznie najwygodniejsze rozwiązanie moim zdaniem, bo trzeba załatwić jedną osobę, a nie 5. A i dzieci mają jakąś korzyść ze spotkań, zwłaszcza nieplacówkowe. Dzieci małe, do 5. roku życia. Pewnie to się będzie zmieniać, o ile przejdziemy pilotaż.
Najwyzej później powiesz: sprobowalismy i jednak to nie dla nas. Brzmi to inaczej niz: Chcialam w sumie byc w DK ale wydygałam i nawet nie spróbowalismy.
Czujesz ta roznice?