jak juz to Taw gdzies pisal po drodze, zbawienie.
wielodzietnosc nie jest konieczna do jego osiagniecia. jest zapewne fajna i ciekawa droga do niego, ale moim zdaniem nie jest jedyna dobra dla katolickiego malzenstwa i stad srednio mi sie podoba Twoje porownanie do obowiazku dorocznej spowiedzi
[cite] tymka:[/cite]moim zdaniem, niekoniecznie jest tak, jak piszesz, Maciek. Niekoniecznie "trzeba" Boga sprowadzac do invitrowca w takiej relacji, chociaz zgadzam sie, ryzyko zapewne jest duze.
Pewnie "prosciej" i "fajniej" jest sie zupelnie otworzyc na potomstwo, ale moim zdaniem, po prostu nie jest konieczne, aby kazdy rodzic-katolik szedl ta droga.
i tak, celem malzenstwa jest takze plodzenie. nie jest to produkt uboczny, ale nie jest to tez cel nadrzedny.
i moim zdaniem, niczego tez nie przerabiamy po swojemu.
Zapytam tylko. Czy jak ktoś ma dużo dzieci to znaczy że celem nadrzędnym jego życia jest płodzenie? Wyszłoby z tego że nie pracuje, nie wychowuje pozostałej latorośli, nie odpoczywa tylko... no właśnie.
[cite] Bogna:[/cite]
Co jest łatwiej - przyjąć i po katolicku wychować piąte, szóste, dziesiąte dziecko, czy zapalić świeczuchnę, ponacierać się olejkami i pomyśleć: Łoł, nasze łoże to ołtarz!
:clap::clap::clap:
Ten komentarz powinien o. Knotz sobie przeczytać.:bigsmile:
@matko-Olka, odwracasz pytanie. Wiele razy tu na forum mówiono, ze właśnie płodzenie jest podstawowym celem katolickiego małżeństwa, że przecież przez rodzenie będziesz zbawiona...
A czy nie ma innej drogi, czy wszystkie inne talenty otrzymali mężczyźni, a my jedynie ten do rodzenia? Ja tego nadal nie kupuję, wiele razy pisałam, że dla mnie wielodzietność XXL jest jak zdobywanie ośmiotysięczników - wspaniała, ale nie dla każdego. Bo oprócz rodzenia, te dzieci przecież trzeba jeszcze wychować... Wiem, wiem zaraz Małgorzata napisze, że ona też nie ma cierpliwości, że jest leniwa, wygodna itp, ale ja uważam jednak, że ona ma niezwykły dar, nie dla każdego dostępny, niech każdy umie rozpoznać swoją drogę...
zupelnie nie to mialam na mysli. to byla odp. do Macka.
ja naprawde nie mam nic przeciwko wielodzietnym! tylko ja mam wrazenie, ze czasem wielodzietni sie dosc kpiarsko wypowiadaja na temat npr i tych, ktorzy je stosuja...
ja nie mowie, ze jestem idealna w tym wzgledzie... ale naprawde zadziwia mnie czasem forma Waszych wypowiedzi w tym temacie...
tym bardziej, ze podoba mi sie Wasza idea, Wasz sposob na zycie... tylko, ze on przeciez nie jest "jedyny" i "najlepszy"... a czasem, moim zdaniem, mozna to wywnioskowa z niektorych wpisow na tym forum...
przepraszam, jesli kogos urazilam.
Ano, fajna i ciekawa droga, ale niech sobie inni nią kroczą, tak?
Celem katolickiego małżeństwa jest zrodzenie i wychowanie potomstwa. Period. Małżeństwo, które zakłada, że potomstwa mieć nie będzie, jest nieważne. Celem małżeństwa jest dążenie do świętości według swojego powołania. Jeśli życzy się dążyć do świętości bez towarzyszenia zasmarkanych dziecięcych nosów, to się wybiera furtę klasztorną.
"Zbawiona będzie przez rodzenie dzieci". Nie ma łatwo.
czasem wielodzietni sie dosc kpiarsko wypowiadaja na temat npr i tych, ktorzy je stosuja...
Ja stosowałam NPR i teraz tego żałuję. Mielibyśmy więcej dzieci, a tak to tylko 7.
Ale trick polega na tym, że nie mówimy wcale o wielodzietności. Bóg może planować dla małżeństwa równie dobrze jedno dziecko, dwoje, albo żadnego. Cokolwiek On zaplanuje - będzie dobre. Cokolwiek my sami zaplanujemy - będzie gorsze. Dlatego nie zgodzę się z twierdzeniem, że jest wiele równorzędnych dróg do wyboru. To tak, jak z pobytem w nowym mieście. Masz znaleźć konkretny adres. Jest tylko jeden racjonalny wybór - zasięgnąć pomocy kogoś mądrzejszego, wziąć mapę, przewodnik, GPS-a. Jeżeli będziesz próbowała znaleźć to miejsce wyłącznie własnymi siłami, metodą prób i błędów, to zmarnujesz czas i siły, a celu pewnie i tak nie osiągniesz. Dlatego rozsądek podpowiada, aby w małżeństwie iść za Bogiem.
@Tymka, przecież to oczywiste, że w dyskusji się ludzie radykalizują, a jak ktoś non stop słyszy, jaki to npr jest cudowny i jaki skuteczny i że za przykład katolickiego małżeństwa stawiane są rodziny z dwójką zaplanowanych dzieci - to po prostu go trafia...
Myślę, że Wanda napisała to co najważniejsze, chodzi o rozłożenie akcentów. A co jest ważną przyczyną to sami małżonkowie muszą sobie z Bogiem w modlitwie ustalić...
Anka, naprawdę to odbierasz tak, że rodzenie i wychowanie dzieci to jest "tylko"? Wierzyć mi się nie chce.
Poza tym bardzo mało jest kobiet o takiej płodności jak Małgorzata. Kiedy patrzę na liczebność przedwojennych rodzin, to przeciętna jest piątka-siódemka, i to wliczając dzieci wcześnie zmarłe (wiadomo, że wtedy zdarzało się to dużo częściej). Dzietność dwucyfrowa to rzadkość.
@Marcelino, można mieć dwójkę - trójkę dzieci z małymi różnicami, a potem np realizować się społęcznie, łatwo pewnie też nie jest - ale jak pożytecznie:)))). Nie mówiąc o tych, którzy po dwójce - trójce biologicznych dzieci decydują się na adopcje, bądź zastępcze rodzicielstwo...
No i ja nadal nie widzę dlaczego Bóg miałby wyznaczyć dla kobiet jedną, ew dwie drogi zbawienia: rodzenie na ile płodności starczy lub życie konsekrowane?
Tak uważam, że rodzenie to "tylko", jest to czysto fizyczna zdolność posiadana również przez inne zwierzęta, uważam, że "wychowanie" to aż - nie każdy potrafi/jest w stanie wychować 8 - 10 dzieci. Jak sama zauważyłaś przed wojną była duża wyższa umieralność...
@Anka
Wypraszam sobie moja Droga ale nie chciałabym być jednak przedstawiana jako ta której nadrzędną cechą jest płodzenie. To jest raczej uboczny wynik porządnej miłości dwojga, którzy przyjmą potomstwo którym ich Bóg obdarzy. Ja też nie wiem czy się nadaje do dzietności XXL. Przecież się dopiero uczę, z każdym kolejnym darem
[cite] Marcelina:[/cite]Ano, fajna i ciekawa droga, ale niech sobie inni nią kroczą, tak?
Celem katolickiego małżeństwa jest zrodzenie i wychowanie potomstwa. Period. Małżeństwo, które zakłada, że potomstwa mieć nie będzie, jest nieważne. Celem małżeństwa jest dążenie do świętości według swojego powołania. Jeśli życzy się dążyć do świętości bez towarzyszenia zasmarkanych dziecięcych nosów, to się wybiera furtę klasztorną.
"Zbawiona będzie przez rodzenie dzieci". Nie ma łatwo.
nie rozumiem sensu postawienia poczatkowego pytania. wydaje mi sie, ze nie zwierzalam sie tu ze swoich "pomyslow" na zycie... odniose sie do porownania do osmiotysiecznikow, ono jest trafione,moim zdaniem.
i nigdzie nie twierdzilam, ze npr jest "po to",zeby nie miec dzieci w ogole.
[cite] Maciek:[/cite]Ale trick polega na tym, że nie mówimy wcale o wielodzietności. Bóg może planować dla małżeństwa równie dobrze jedno dziecko, dwoje, albo żadnego. Cokolwiek On zaplanuje - będzie dobre. Cokolwiek my sami zaplanujemy - będzie gorsze. Dlatego nie zgodzę się z twierdzeniem, że jest wiele równorzędnych dróg do wyboru. To tak, jak z pobytem w nowym mieście. Masz znaleźć konkretny adres. Jest tylko jeden racjonalny wybór - zasięgnąć pomocy kogoś mądrzejszego, wziąć mapę, przewodnik, GPS-a. Jeżeli będziesz próbowała znaleźć to miejsce wyłącznie własnymi siłami, metodą prób i błędów, to zmarnujesz czas i siły, a celu pewnie i tak nie osiągniesz. Dlatego rozsądek podpowiada, aby w małżeństwie iść za Bogiem.
ciagle nie lapie, dlaczego korzystanie z naturalnych okresow nieplodnych musi sie od razu klocic z wola Boza... przespie sie i moze sprobuje obszerniej i jasniej wyrazic swoje zdanie.
[cite] Anka:[/cite]A co jest ważną przyczyną to sami małżonkowie muszą sobie z Bogiem w modlitwie ustalić...
I żeby była jasność darzę ogromnym szacunkiem tych muliwielodzietnych, z każdym kolejnym dzieckiem niestraszne mi kolejne, ale czasem mam wątpliwości, niestety cierpliwości, spokoju mi nie przybywa...
Ja tam naprawdę nie widzę pożyteczniejszego zajęcia niż porządne wychowywanie własnych dzieci.
Bóg mężczyznom też dwie drogi wyznaczył: utrzymywanie stadła na ile rąk i rozumu starczy albo życie konsekrowane...
Mnie naprawdę nie obraża ani nie poniża rola matki domowej. Robię sobie hobbystycznie to i owo, sprawia mi to satysfakcję, jak kiedyś własne dochody z gospodarstwa drobiowego ziemiańskim paniom domu. Społecznie się angażuję w przedszkolu Franka i w inne pomniejsze sprawy, ale zamienić mojego zwierzyńca na jakąś szacowną fundację bym nie chciała. Naprawdę, kompletnie nie łapię, dlaczego wychowanie dziecka na człowieka miałoby mnie frustrować jako zajęcie drugiej klasy.
Marcelino, masz dwójkę dzieci - trzecie w drodze, ja mam czworo, uwielbiam je, sprawia mi ogromną frajdę przebywanie z nimi, wiesz, że żyję trochę jak kiedyś ta pani z ziemiańskiego domu - jest naprawdę git. Widzę jednak swoje ograniczenia - przede wszystkim psychiczne i po prostu nie widzę siebie jako matki 10... Naprawdę można cieszyć się 2 - 4 dzieci i bardzo aktywnie zajmować się domem, pomocą społeczną itp. Ja nie twierdzę, że coś komuś "bycie w domu" ujmuje, po prostu uważam, ze nie dla każdego muliwielodzietność. Po to Bóg dał nam rozum, abyśmy mogli jako tako nad swoim życiem panować, jeżeli czujemy, że nie dajemy rady to odsuwamy poczęcie...
A ja przyznam, że ciągle nie czuję do końca tego wyścigu na liczbę dzieci. NPR służy do odłożenia poczęcia a nie rezygnacji z dzieci. Wszyscy jako małżeństwa jesteśmy powołani do posiadania potomstwa. Chyba nikt z tym nie dyskutuje. Ale czy to jest jedyne nasze powołanie? Tak jak pisze Maciek - cokolwiek On zaplanuje - będzie dobre.
Małgorzato, pewnie nie dorastam Ci do stóp, ale czasem dziwi mnie ten pogardliwy ton wobec wszystkich "innych", "gorszych", jeszcze niedojrzałych do takich decyzji jak Twoje. Czy z dużej liczby dzieci mamy sobie pomniki stawiać i patrzeć z góry na tych, którzy mają ich mniej?
[cite] Marcelina:[/cite]Ja tam naprawdę nie widzę pożyteczniejszego zajęcia niż porządne wychowywanie własnych dzieci.
Bóg mężczyznom też dwie drogi wyznaczył: utrzymywanie stadła na ile rąk i rozumu starczy albo życie konsekrowane...
Mnie naprawdę nie obraża ani nie poniża rola matki domowej. Robię sobie hobbystycznie to i owo, sprawia mi to satysfakcję, jak kiedyś własne dochody z gospodarstwa drobiowego ziemiańskim paniom domu. Społecznie się angażuję w przedszkolu Franka i w inne pomniejsze sprawy, ale zamienić mojego zwierzyńca na jakąś szacowną fundację bym nie chciała. Naprawdę, kompletnie nie łapię, dlaczego wychowanie dziecka na człowieka miałoby mnie frustrować jako zajęcie drugiej klasy.
nikt tu nie mowi o tym, ze wychowanie ma kogos frustrowac. ja Cie rozumiem z tym, ze nie widzisz pozyteczniejszego zajecia niz porzadne wychowanie moja mama, chociaz bylam jedna, dlugo ze mna w domu zostala. sama czasem mam przeblyski, zeby pojsc kiedys w jej slady, ale za bardzo mnie fascynuje moja przyszla praca. i uwazam, ze w tym tez mam prawo sie spelnic
A ja przyznam, że ciągle nie czuję do końca tego wyścigu na liczbę dzieci. NPR służy do odłożenia poczęcia a nie rezygnacji z dzieci.
Widzisz, tylko problem w tym na kiedy odkładać? Na czas klimakterium? :tooth: To takie mydlenie oczu z tym odkładaniem, a później się żałuje, że odkładało się to, co w życiu najważniejsze i najlepsze.
ciagle nie lapie, dlaczego korzystanie z naturalnych okresow nieplodnych musi sie od razu klocic z wola Boza...
Nie chodzi o "korzystanie". Chodzi o "niekorzystanie" z okresów płodnych. A wtedy właśnie dowiadujemy się, co Pan Bóg dla nas zaplanował. Nie sięgając po mistycyzm, który może okazać się emanacją naszej własnej psychiki, ale konkretnie, po owocach współżycia. I tutaj właśnie wychodzi to, o czym pisała wyżej Bogna. Małżeństwo żyjące ze sobą w dni płodne nie musi tworzyć w sztuczny sposób podniosłej atmosfery, szukać teologicznej oprawy swojego spotkania. Ono ma stuprocentową pewność, że Bóg jest razem z nimi w sypialni i że ich kontakt fizyczny może przemienić się w cud poczęcia dziecka. Z tej perspektywy widać wyraźnie, jak absurdalne jest unikanie siebie w tym momencie, ile się traci.
[cite] Agnieszka63:[/cite]A ja przyznam, że ciągle nie czuję do końca tego wyścigu na liczbę dzieci. NPR służy do odłożenia poczęcia a nie rezygnacji z dzieci.
Widzisz, tylko problem w tym na kiedy odkładać? Na czas klimakterium? :tooth: To takie mydlenie oczu z tym odkładaniem, a później się żałuje, że odkładało się to, co w życiu najważniejsze i najlepsze.
Nie! Ale odłożyć np. na następny rok, czy nawet kilka lat, jeśli jest się młodym. Nie - "tak sobie", bo nie mamy jeszcze dość dużego samochodu, ale z rozmaitych ważnych przyczyn, niekoniecznie materialnych.
Dziecko jest darem, ale darem jest też bycie wspaniałym lekarzem, posiadanie pięknego głosu i wiele innych. Zresztą Promamo nikt nie pisze o nieposiadaniu dzieci w ogóle, tylko na ile nieograniczona wielodzietność jest do zbawienia niezbędna;)
[cite] Maciek:[/cite]NPR jest metodą określania okresów płodnych i sam w sobie nie jest dobry ani zły. Spór toczy się o zakres ingerencji małżonków z Plan Boży dotyczący ich rodziny. Wersja liberalna mówi, że małżonkowie mogą rezygnować z poczęcia z dowolnego powodu, ponieważ skoro posiedli wiedzę o płodności, to wolą Bożą jest ich samodzielne decydowanie o potomstwie. Natomiast wersja ortodoksyjna zakłada, że Pan Bóg nie obdarzy nikogo dziećmi na złość, aby mu zaszkodzić. Że dziecko jest zawsze błogosławieństwem i dlatego wiązanie Bogu rąk jest pozbawione sensu. Dopuszcza jednak unikanie poczęć w sytuacji, kiedy ktoś będąc w dramatycznie złej sytuacji życiowej odczuwa pojawienie się kolejnego dziecka jako obciążenie ponad siły.
Pytanie teraz, czy można dokonać syntezy tych dwóch stanowisk.
Syntezy nie widzę, ale punkt wspólny owszem.
Widzę go w tych zdaniach "Katechizmu Kościoła Katolickiego" (1994 rok):
Z uzasadnionych powodów małżonkowie mogą chcieć odsunąć w czasie przyjście na świat swoich dzieci. Powinni więc troszczyć się, by ich pragnienie nie wypływało z egoizmu, lecz było zgodne z słuszną wielkodusznością odpowiedzialnego rodzicielstwa." (2368)
[cite] ProMama:[/cite]Tymka jak mozna przyjac Dar od Boga jakim jest Dziecko, broniac sie przed nim tarcza o nazwie NPR ?
Liczac ze Bog sie wstrzeli ???
ale czemu npr ma byc od razu obrona? moim zdaniem moze byc wykonaniem Bozego planu. Bog przeciez nie musi "ubezpladniac" pary, zeby im wskazac mniej dzietna droge, jaka maja isc.
Komentarz
wielodzietnosc nie jest konieczna do jego osiagniecia. jest zapewne fajna i ciekawa droga do niego, ale moim zdaniem nie jest jedyna dobra dla katolickiego malzenstwa i stad srednio mi sie podoba Twoje porownanie do obowiazku dorocznej spowiedzi
Zapytam tylko. Czy jak ktoś ma dużo dzieci to znaczy że celem nadrzędnym jego życia jest płodzenie? Wyszłoby z tego że nie pracuje, nie wychowuje pozostałej latorośli, nie odpoczywa tylko... no właśnie.
Ten komentarz powinien o. Knotz sobie przeczytać.:bigsmile:
A czy nie ma innej drogi, czy wszystkie inne talenty otrzymali mężczyźni, a my jedynie ten do rodzenia? Ja tego nadal nie kupuję, wiele razy pisałam, że dla mnie wielodzietność XXL jest jak zdobywanie ośmiotysięczników - wspaniała, ale nie dla każdego. Bo oprócz rodzenia, te dzieci przecież trzeba jeszcze wychować... Wiem, wiem zaraz Małgorzata napisze, że ona też nie ma cierpliwości, że jest leniwa, wygodna itp, ale ja uważam jednak, że ona ma niezwykły dar, nie dla każdego dostępny, niech każdy umie rozpoznać swoją drogę...
ja naprawde nie mam nic przeciwko wielodzietnym! tylko ja mam wrazenie, ze czasem wielodzietni sie dosc kpiarsko wypowiadaja na temat npr i tych, ktorzy je stosuja...
ja nie mowie, ze jestem idealna w tym wzgledzie... ale naprawde zadziwia mnie czasem forma Waszych wypowiedzi w tym temacie...
tym bardziej, ze podoba mi sie Wasza idea, Wasz sposob na zycie... tylko, ze on przeciez nie jest "jedyny" i "najlepszy"... a czasem, moim zdaniem, mozna to wywnioskowa z niektorych wpisow na tym forum...
przepraszam, jesli kogos urazilam.
Celem katolickiego małżeństwa jest zrodzenie i wychowanie potomstwa. Period. Małżeństwo, które zakłada, że potomstwa mieć nie będzie, jest nieważne. Celem małżeństwa jest dążenie do świętości według swojego powołania. Jeśli życzy się dążyć do świętości bez towarzyszenia zasmarkanych dziecięcych nosów, to się wybiera furtę klasztorną.
"Zbawiona będzie przez rodzenie dzieci". Nie ma łatwo.
Ja stosowałam NPR i teraz tego żałuję. Mielibyśmy więcej dzieci, a tak to tylko 7.
Myślę, że Wanda napisała to co najważniejsze, chodzi o rozłożenie akcentów. A co jest ważną przyczyną to sami małżonkowie muszą sobie z Bogiem w modlitwie ustalić...
Poza tym bardzo mało jest kobiet o takiej płodności jak Małgorzata. Kiedy patrzę na liczebność przedwojennych rodzin, to przeciętna jest piątka-siódemka, i to wliczając dzieci wcześnie zmarłe (wiadomo, że wtedy zdarzało się to dużo częściej). Dzietność dwucyfrowa to rzadkość.
No i ja nadal nie widzę dlaczego Bóg miałby wyznaczyć dla kobiet jedną, ew dwie drogi zbawienia: rodzenie na ile płodności starczy lub życie konsekrowane?
Tak uważam, że rodzenie to "tylko", jest to czysto fizyczna zdolność posiadana również przez inne zwierzęta, uważam, że "wychowanie" to aż - nie każdy potrafi/jest w stanie wychować 8 - 10 dzieci. Jak sama zauważyłaś przed wojną była duża wyższa umieralność...
Wypraszam sobie moja Droga ale nie chciałabym być jednak przedstawiana jako ta której nadrzędną cechą jest płodzenie. To jest raczej uboczny wynik porządnej miłości dwojga, którzy przyjmą potomstwo którym ich Bóg obdarzy. Ja też nie wiem czy się nadaje do dzietności XXL. Przecież się dopiero uczę, z każdym kolejnym darem
i nigdzie nie twierdzilam, ze npr jest "po to",zeby nie miec dzieci w ogole.
ciagle nie lapie, dlaczego korzystanie z naturalnych okresow nieplodnych musi sie od razu klocic z wola Boza... przespie sie i moze sprobuje obszerniej i jasniej wyrazic swoje zdanie.
No wlasnie. o to mi w zasadzie chodzi.
Bóg mężczyznom też dwie drogi wyznaczył: utrzymywanie stadła na ile rąk i rozumu starczy albo życie konsekrowane...
Mnie naprawdę nie obraża ani nie poniża rola matki domowej. Robię sobie hobbystycznie to i owo, sprawia mi to satysfakcję, jak kiedyś własne dochody z gospodarstwa drobiowego ziemiańskim paniom domu. Społecznie się angażuję w przedszkolu Franka i w inne pomniejsze sprawy, ale zamienić mojego zwierzyńca na jakąś szacowną fundację bym nie chciała. Naprawdę, kompletnie nie łapię, dlaczego wychowanie dziecka na człowieka miałoby mnie frustrować jako zajęcie drugiej klasy.
Małgorzato, pewnie nie dorastam Ci do stóp, ale czasem dziwi mnie ten pogardliwy ton wobec wszystkich "innych", "gorszych", jeszcze niedojrzałych do takich decyzji jak Twoje. Czy z dużej liczby dzieci mamy sobie pomniki stawiać i patrzeć z góry na tych, którzy mają ich mniej?
Naprawdę, kompletnie nie łapię, dlaczego wychowanie dziecka na człowieka miałoby mnie frustrować jako zajęcie drugiej klasy
To jest już niestety do dziś niezbadany temat i wcale nie dotyczy tylko wielodzietnych.
nikt tu nie mowi o tym, ze wychowanie ma kogos frustrowac. ja Cie rozumiem z tym, ze nie widzisz pozyteczniejszego zajecia niz porzadne wychowanie moja mama, chociaz bylam jedna, dlugo ze mna w domu zostala. sama czasem mam przeblyski, zeby pojsc kiedys w jej slady, ale za bardzo mnie fascynuje moja przyszla praca. i uwazam, ze w tym tez mam prawo sie spelnic
Widzisz, tylko problem w tym na kiedy odkładać? Na czas klimakterium? :tooth: To takie mydlenie oczu z tym odkładaniem, a później się żałuje, że odkładało się to, co w życiu najważniejsze i najlepsze.
Nie chodzi o "korzystanie". Chodzi o "niekorzystanie" z okresów płodnych. A wtedy właśnie dowiadujemy się, co Pan Bóg dla nas zaplanował. Nie sięgając po mistycyzm, który może okazać się emanacją naszej własnej psychiki, ale konkretnie, po owocach współżycia. I tutaj właśnie wychodzi to, o czym pisała wyżej Bogna. Małżeństwo żyjące ze sobą w dni płodne nie musi tworzyć w sztuczny sposób podniosłej atmosfery, szukać teologicznej oprawy swojego spotkania. Ono ma stuprocentową pewność, że Bóg jest razem z nimi w sypialni i że ich kontakt fizyczny może przemienić się w cud poczęcia dziecka. Z tej perspektywy widać wyraźnie, jak absurdalne jest unikanie siebie w tym momencie, ile się traci.
ale poki co, i tak uparcie twierdze, ze "korzystanie" moze byc zgodne z wola Boza;) ale czlowiek nie krowa,moze kiedys zmienie poglady....
Nie! Ale odłożyć np. na następny rok, czy nawet kilka lat, jeśli jest się młodym. Nie - "tak sobie", bo nie mamy jeszcze dość dużego samochodu, ale z rozmaitych ważnych przyczyn, niekoniecznie materialnych.
Liczac ze Bog sie wstrzeli ???
Syntezy nie widzę, ale punkt wspólny owszem.
Widzę go w tych zdaniach "Katechizmu Kościoła Katolickiego" (1994 rok):
Z uzasadnionych powodów małżonkowie mogą chcieć odsunąć w czasie przyjście na świat swoich dzieci. Powinni więc troszczyć się, by ich pragnienie nie wypływało z egoizmu, lecz było zgodne z słuszną wielkodusznością odpowiedzialnego rodzicielstwa." (2368)