Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Brawario zmienia zdanie w kwestii tańców damsko-męskich

18911131428

Komentarz

  • Przyznam, że zdumiewa mnie poziom lekceważenia duchowych zagrożeń i pewność siebie i swojej odporności na kuszenie w wypowiedziach niektórych osób. Osobiście wybieram jednak chrześcijańską roztropność. Zdrada od czegoś się przecież zaczyna. Zwykle jednak nie od napaści na nieznajomą osobę płci przeciwnej na ulicy.
  • A mnie zdumiewa, jak niektórzy wszędzie dopatrują się sposobności do zdrady... Nie wiem, może oceniamy to przez siebie, swoje relacje z innymi ludźmi. Ja od lat jestem w podobnym towarzystwie, łączą nas wspólne pasje, wyjazdy, częste spotkania towarzyskie, czasem tez wspólnie tańczymy, po prostu bawimy się. Wszyscy mamy dzieci, pochodzimy z bardzo podobnych środowisk. Nie oznacza to oczywiście, że nam zdrada przez to nie może się przydażyć, ale po pierwsze wszyscy jesteśmy ludźmi z zasadami, po drugie, by zdradzić męża/żonę trzeba złamać ileś tam zasadninzburzyc ileś tam "zasiek", zeby zdradzić przyjaciela/przyjaciółkę trzeba złamać kolejne zasady...
    Ja nie pisze o czułych tancach na wyjazdach firmowych, chodzeniu z koleżankami do klubów i obtańcowywania nowopoznanych facetów, ale o zabawie e gronie przyjaciół i dobrych znajomych.
  • Anka, mnie też zdumiewa. I mam bardzo podobnie do Ciebie. Grono zaufanych przyjaciół, jeśli nie małżeństw, to pozaręczanych, lub przynajmniej w stałych związkach. I nie rozumiem trochę na czym polega zaufanie w związkach gdzie panuje zakaz zbliżania się do płci przeciwnej, a wypad z kumplem na kawę urasta do rangi romansu...
  • [cite] Namor:[/cite]Może ciężar grzechu zależy od statystycznego występowania w danym terenie?
    Pójście do Komunii bez Łaski Uświęcającej to w Polsce grzech ciężki, a w Stanach lekki.
    :bj:
  • [cite] Joanna i Bronisław:[/cite]Przyznam, że zdumiewa mnie poziom lekceważenia duchowych zagrożeń i pewność siebie i swojej odporności na kuszenie w wypowiedziach niektórych osób. Osobiście wybieram jednak chrześcijańską roztropność. Zdrada od czegoś się przecież zaczyna. Zwykle jednak nie od napaści na nieznajomą osobę płci przeciwnej na ulicy.
    :ay::ay:
  • [cite] marteczka:[/cite]Anka, mnie też zdumiewa. I mam bardzo podobnie do Ciebie. Grono zaufanych przyjaciół, jeśli nie małżeństw, to pozaręczanych, lub przynajmniej w stałych związkach. I nie rozumiem trochę na czym polega zaufanie w związkach gdzie panuje zakaz zbliżania się do płci przeciwnej, a wypad z kumplem na kawę urasta do rangi romansu...
    Jesli o mnie chodzi to zabawy zbiorowe nie są problemoem.
    Mowilam o mieszanych, zażyłych relacjach sam na sam
  • [cite] Anka:[/cite]A przed rewolucja seksualną nie było bali?
    Owszem były, ale Kościół przed nimi przestrzegał
    [cite] Anka:[/cite]Nie ma się co świadomie narażać na pokusy, ale tez nie doprowadzajmy wszystkiego do absurdu.
    Pytanie - która strona sporu w kwestii tańców sprowadza wszystko do absurdu??? Jako wieloletni uczestnik dyskusji na ów temat, zauważyłem, że to najczęściej obrońcy tańców sprowadzają tradycyjnie katolickie przestrogi w tej sprawie do absurdu, sugerując, że skoro powinno się unikać tańców i bali, to powinno też się nie wychodzić na ulicę, zaś niewiasty winny być ubrane w burki.
    [cite] Anka:[/cite]Człowiek jest istotą seksualną, pewne zachowania pobudzają jednych, innych już nie. Osobiście nie czuje mrowienia tańcząc z kolegą, oczywiście nie wiem co czuje on. Zakładam jednak, że większość dorosłych ludzi, o uregulowanym życiu seksualnym, nie ma ochoty w czasie niezobowiazującego tańca z plcią przeciwną, rzucić się na nią i zedrzeć ubranie.
    Zapewne większość osób o uregulowanym życiu seksualnym nie ma takich myśli w czasie tańca. Podobnie jak większość takich osób patrząc na teledyski z półnagimi tancerkami nie ma myśli o tym, by zaraz kogoś zgwałcić. I cóż z tego? Kuszenie go grzechu nie musi być i często nie jest aż tak gwałtowne. Gdyby szatan zazwyczaj kusił by ludzie w tak gwałtowny sposób to wiele by nie zwojował, gdyż w ten sposób od razu pokazałby dno na które można popaść podążając za grzechem. Czy myślisz np. że gdyby Hitler już na samym początku obwieścił Niemcom, że dokona ludobójstwa, wywoła wielką, krwawą wojnę, to większość Niemców zagłosowała by na niego w 1933 roku?
    [cite] Anka:[/cite]A jeżeli tak jest, to trudno postępować tak, a nuż moje zachowanie wyda sie komuś prowokacyjne. Poslugujemy sie pewnym kodem dla większości zrozumiałym. Mezatka tanczaca z żonatym kumplem co do zasady nie planuje romansu, a taniec by stał sie zapowiedzią czegoś zazwyczaj, połączony jest z intencją danej osoby.
    Pomijając już to, że tradycyjne przestrogi katolickie w tej dziedzinie akcentuję prawidłowość, że tańce dla ogółu są dużym niebezpieczeństwem, to myślę, iż warto przyjrzeć się pewnym kulturowym archetypom tej rozrywki.

    [cite] Anka:[/cite]Nie wiem, czy jasno sie wyrażam. To raczej nie jest tak, ze po dotknięciu dłoni osób, które do tej pory łączyła przyjaźń, dochodzi do wyladowania elektrycznego.
    Gdyby współcześnie problem z tańcami polegał tylko na dotknięciu dłoni partnerki/partnera to sam nie widziałbym w tym niczego niebezpiecznego. Granice bliskości, poufałości i intymności w tańcach sukcesywnie jednak się powiększają odpowiednio do tego, jak owe granice poszerzają się w innych płaszczyznach. W czasach, gdy nie było mile widziane, by w codziennych sytuacjach dotykać niewieściej dłoni, a w związku z tym mogło to być dla wielu ówczesnych mężczyzn źródłem pokus, jakoś dziwnie się składało, że w tańcach było to aprobowane. Oczywiście, dotykanie niewieściej dłoni z biegiem czasu spowszedniało i przestało być dla większości mężczyzn źródłem większych pokus, dlatego też - jak sądzę - z inspiracji demonów, do tańców zaczęto wprowadzać bardziej śmiałe, bardziej poufałe elementy. W XIX wieku było to np. obejmowanie ramion w walcu, później zaś zaczęły dochodzić takie rzeczy jak: uściski, przytulanie się, obcieranie, wykonywanie różnych sugestywnych gestów i ruchów, etc. I tak mieliśmy już do czynienia z wyniesieniem na salony tanga będącego elementem tradycyjnej kultury lupanarów, a dziś zaczyna się to czynić w stosunku do tańca na rurze, który do tej pory był domeną miejsc o wiadomej reputacji. Gdy spojrzymy na ewolucję jaką przechodziły tańce damsko-męskie, to naprawdę widać jak na dłoni, że zawsze wychodziło one kilka kroków przed społecznie akceptowalną w innych sytuacjach konwencję bliskości, poufałości pomiędzy mężczyzną i niewiastą. Osobiście jestem przekonany, że nie jest to żaden przypadek, ale stanowi to sprytną diabelską pułapkę, by kusić ludzi do różnych nieprzystojnych gestów, zachowań i myśli.
  • Brawario, taniec na rurze zdecydowanie nie jest tańcem damsko-męskim. To jest taniec erotyczny wykonywany przez kobietę w celu pobudzenia seksualnego mężczyzny. Porównywanie go do tańca towarzyskiego jest co najmniej nie na miejscu i świadczy o tym, że o profesjonalnym tańcu i zasadach w nim panujących nie masz bladego pojęcia.
  • Czytając twoje posty mam wrażenie, że taniec polega na bezmyślnym obmacywaniu się partnerów w rytm muzyki. Mam tylko szczerą nadzieję, że nasi przyjaciele nie mają w trakcie tańca takich "nieczystych myśli" jak ty Brawario, bo mi całkiem obrzydzasz jedną z moich ulubionych rozrywek...
  • [cite] marteczka:[/cite]Brawario, taniec na rurze zdecydowanie nie jest tańcem damsko-męskim. To jest taniec erotyczny wykonywany przez kobietę w celu pobudzenia seksualnego mężczyzny. Porównywanie go do tańca towarzyskiego jest co najmniej nie na miejscu i świadczy o tym, że o profesjonalnym tańcu i zasadach w nim panujących nie masz bladego pojęcia.
    Nie stawiam znaku równości pomiędzy tańcem na rurze, a tańcami towarzyskimi. Tak jak nie stawiam znaków równości pomiędzy wizytami w domu publicznym, a zwyczajem mieszkania pod jednym dachem przed ślubem. Oczywiście, natężenie wyuzdania i nieskromności w "tańcu na rurze" jest znacznie wyższe niż nawet tak nieskromnych tańcach towarzyskich jak tango, rumba czy salsa - podobnie jak ów poziom zepsucia jest wyższy w domach publicznych, niż w mieszkaniu ze sobą przed ślubem.
    Tym nie mniej trudno jednak zaprzeczyć, iż pomiędzy "tańcem na rurze" a innymi bardziej popularnymi tańcami damsko-męskimi istnieję pewne podobieństwa. Są nimi, na przykład:
    - fakt, iż w swej konwencji mają one przekraczać granicę bliskości, poufałości i intymności pomiędzy płciami przyjętą w innych sytuacjach. Oczywiście "taniec na rurze" idzie tu znacznie dalej, niż np. tango.
    - fakt, iż np. tango przez wcale niekrótki czas było tańczone wyłącznie w tych samych miejscach co "taniec na rurze" (domach publicznych, klubach nocnych).
    - fakt, iż spora część tańców towarzyskich (zwłaszcza tańce latynoskie) zawiera w sobie gesty i kroki o sugestywnie erotycznym charakterze (kręcenie biodrami, pośladkami, klatką piersiową, etc), zaś przyjrzenie się ich pierwotnym nazwom też daje niemało do myślenia, np. rumba nazywana jest "tańcem namiętności", tango "walką kochanków".
  • Ja Ciebie lubię Brawario. Trudno mi Tobie przyznac rację ale nie znajduję ani jednego argumentu przeciw.
  • Świetnie to ująłeś, Taw. Trudno Ci przyznać rację, bo masz już na tyle przytępioną wrażliwość - ja zresztą też i cała ta nasza zakichana cywilizacja, ale nie ma, obiektywnie rzecz biorąc, żadnego argumentu przeciw.
  • A może rzeczywiście my ewoluujemy jako ludzie? :crazy: Czy to nie jest argument przemawiający za ewolucją, że tak zmieniły się zapatrywania na taniec?
  • Ostatnio odkryłem dowód na dewolucję. Spójrz na swój wskazujący palec, ten którym zwykle dłubie się w nosie. Czy nie powinien byc dłuższy od środkowego...?
  • Brawario, nie stawiasz znaku równości, ale właśnie porównujesz (tak zresztą napisałam)!
    "Tym nie mniej trudno jednak zaprzeczyć, iż pomiędzy "tańcem na rurze" a innymi bardziej popularnymi tańcami damsko-męskimi istnieję pewne podobieństwa. Są nimi, na przykład:
    - fakt, iż w swej konwencji mają one przekraczać granicę bliskości, poufałości i intymności pomiędzy płciami przyjętą w innych sytuacjach."

    Nie wiem Brawario gdzie mieszkasz, ale ja tu na śląsku często spotykam się z widokiem małoletnich par obściskujących i namiętnie całujących się po parkach, czy w autobusach... tak więc nie zgadzam się z tezą, jakoby w tańcu granice bliskości były przekraczane- może sto lat temu faktycznie tak było, ale dziś? Dziś granice bliskości między parami praktycznie przestają istnieć, gdy tymczasem w tańcu towarzyskim masz ściśle określony kod, który mówi Ci w jaki sposób i w którym miejscu wolno Ci dotknąć partnerkę (dłonie, plecy, ramiona- straszna nieprzyzwoitość)

    I nie przeczę, że w tańcach typu tango, czy rumba jest erotyzm. Jest erotyzm i jest piękno. I ja się zachwycam wystudiowanymi ruchami profesjonalnych tancerek, mimo, że absolutnie nie pociągają mnie one seksualnie.
    I nie uważam że erotyzm = zło. Jesteśmy istotami płciowymi, to jest dla mnie naturalne.
  • Dyskutujesz czy przytakujesz?
  • Przytakuję- tak w tańcu jest erotyzm.
    dyskutuję- nie taniec nie jest zły.
  • I czasy się zmieniają. Sto lat temu kobieta ubrana w spodnie byłaby uznana za mega nieprzyzwoicie ubraną- to co zakazujemy kobietom nosić spodnie?
  • I skoro mamy przytępioną wrażliwość na pewne bodźce, które dla naszych pradziadków byłyby mega-erotyczno-pobudzające, to czy one tym samym nie przestają być dla nas zagrożeniem?
  • Masz zbyt wielką wiarę w 100 letnie przemiany, mi się wydaje że od 2000 lat nic się nie zmieniło.
  • Brawario pisze całkiem logicznie, tylko gdzieś popełnia błąd, tak niezauważalny, ze cały wywód nadal wydaje się logiczny.

    Ponadto Brawario próbuje stworzyć zasadę dot wszystkich tańców m-d, wywodzi, że zawsze są okazją do grzechu. Tyle, że my z marteczką piszemy o bardzo konkretnym sytuacjach, które rozgrywają się wsród konkretnych osób, w konkretnym układzie towarzyskim. Brawario w ogóle nie bierze pod uwagę tych zmiennych, dlatego jego model może sie utrzymać, ale jedynie w warunkach laboratoryjnych, bądź przy pasujących do tezy zmiennych.
  • [cite] marteczka:[/cite]
    Nie wiem Brawario gdzie mieszkasz, ale ja tu na śląsku często spotykam się z widokiem małoletnich par obściskujących i namiętnie całujących się po parkach, czy w autobusach... tak więc nie zgadzam się z tezą, jakoby w tańcu granice bliskości były przekraczane- może sto lat temu faktycznie tak było, ale dziś?
    Nawet w obecnych czasach, nie przystoi, by ledwie poznaną niewiastą objąć w talii, obściskiwać i dotykać w różnych innych miejscach. Owszem, takie gesty są współcześnie akceptowane nawet gdy są dokonywane publicznie, ale - poza salą taneczną - odnosi się to raczej do par, które uważa się za będące w sobie "zakochane", etc. Tymczasem, wystarczy znaleźć się na sali tanecznej, by takie gesty pomiędzy nowo poznanymi osobami stały się OK, no bo przecież " to tylko taniec". Tak więc nawet dziś tańce wykraczają kilka kroków przed społecznie i kulturową akceptowalną w innych sytuacjach granicą bliskości i poufałości pomiędzy płciami
    [cite] marteczka:[/cite]Dziś granice bliskości między parami praktycznie przestają istnieć, gdy tymczasem w tańcu towarzyskim masz ściśle określony kod, który mówi Ci w jaki sposób i w którym miejscu wolno Ci dotknąć partnerkę (dłonie, plecy, ramiona- straszna nieprzyzwoitość)
    Tańce, które polegają tylko na dotykaniu partnerki w dłonie, plecy i ramiona, są obecnie raczej mniejszością i powoli odchodzą do lamusa na rzecz pląsów, w których można sobie na więcej pozwolić (nie mówię tu tylko o bezpośrednim dotyku, ale mam na myśli również śmiałość pewnych ruchów i gestów). Taki walc np. staje się powoli tańcem "muzealnym", za to "tango" i jeszcze śmielsze od niego tańce latynoskie mają się wyśmienicie.
    [cite] marteczka:[/cite]I nie przeczę, że w tańcach typu tango, czy rumba jest erotyzm. Jest erotyzm i jest piękno. I ja się zachwycam wystudiowanymi ruchami profesjonalnych tancerek, mimo, że absolutnie nie pociągają mnie one seksualnie.
    I nie uważam że erotyzm = zło. Jesteśmy istotami płciowymi, to jest dla mnie naturalne.
    Oczywiście, że jesteśmy istotami płciowymi i nie ma w tym nic złego. Nie ma też w tym nic złego, że dziewczyna chce podobać się chłopakowi i dlatego np. ładniej się ubierze, umyje i uczesze włosy, uśmiechnie się doń. Pytanie jednak polega na tym, jak daleko może posunąć się tego rodzaju zalotność poza małżeństwem? Czy ładny ubiór ma oznaczać minisukienkę z dekoltem, a uśmiech ma się przerodzić w kręcenie pośladkami i biodrami przed obiektem zalotów (co jest normą w tańcach latynoskich)? O ile uśmiechanie się do kogoś ma w swej istocie przekaz "Miło mi się z Tobą rozmawia/przebywa" i nie trzeba tu dopowiadać sobie czegoś więcej, to niby w jaki sposób mężczyzna ma odebrać zachowanie niewiasty, która kręci przed nim dolnymi częściami ciała i obnaża część piersi? W kulturach pierwotnych przynajmniej nie oszukiwano się odnośnie jasnego znaczenia tego typu gestów i były one wykorzystywane w ramach rytuałów płodności i uroczystości godowych.
  • [cite] Anka:[/cite]Brawario pisze całkiem logicznie, tylko gdzieś popełnia błąd, tak niezauważalny, ze cały wywód nadal wydaje się logiczny.

    W Związku Sowieckim wymyślono na to nazwę: schizofrenia bezobjawowa.
  • [cite] Anka:[/cite] Ponadto Brawario próbuje stworzyć zasadę dot wszystkich tańców m-d, wywodzi, że zawsze są okazją do grzechu. Tyle, że my z marteczką piszemy o bardzo konkretnym sytuacjach, które rozgrywają się wsród konkretnych osób, w konkretnym układzie towarzyskim. Brawario w ogóle nie bierze pod uwagę tych zmiennych, dlatego jego model może sie utrzymać, ale jedynie w warunkach laboratoryjnych, bądź przy pasujących do tezy zmiennych.
    Nie twierdzę, że dokładnie każdy pozamałżeński taniec d-m jest w każdym wypadku bliską okazją do grzechu. Tak jak nie twierdzę, że dokładnie każde zamieszkanie ze sobą przed ślubem jest dla dokładnie każdego bliską okazją do grzechu. Oczywiście, że mogą i istnieją okoliczności, które te niebezpieczeństwo w mniejszym bądź większym stopniu obniżają. Co innego jest taniec ojca z córką, taniec ze znajomą z grzeczności, a czym innym jest jeszcze taniec obcego mężczyzny z obcą niewiastą, która mu się podoba. Czym innym jest taniec w kółeczku, polonez, a czym innym jeszcze tańce latynoamerykańskie i dyskotekowe pląsy. Uwzględnienie tych wszystkich okoliczności nie przeczy jednak temu, iż obserwacja pewnych prawidłowości zachodzących w tańcach d-m oraz owoców z nich wynikających, pozwoliła autorytetom kościelnym na wysunięcie stąd pewnej ogólnej zasady: Tańce i bale zazwyczaj są bliską okazją do grzechu.
  • [cite] Taw:[/cite]Ostatnio odkryłem dowód na dewolucję. Spójrz na swój wskazujący palec, ten którym zwykle dłubie się w nosie. Czy nie powinien byc dłuższy od środkowego...?
    :bigsmile::bigsmile::bigsmile:
    już zanotowałam ten argument
  • [cite] Taw:[/cite]Masz zbyt wielką wiarę w 100 letnie przemiany, mi się wydaje że od 2000 lat nic się nie zmieniło.
    Taw, bo Ty wierzysz w dewolucję, a Marteczka zapewne w ewolucję (?) i wszystko jasne.
  • I ja się zachwycam wystudiowanymi ruchami profesjonalnych tancerek, mimo, że absolutnie nie pociągają mnie one seksualnie.
    Marteczka i w porządku, bo Ty jesteś Kobietą.
  • Brawario pisze całkiem logicznie, tylko gdzieś popełnia błąd, tak niezauważalny, ze cały wywód nadal wydaje się logiczny.
    Nie, Brawario nie popełnia żadnego błędu logicznego, on tylko zakłada, że ludzie są odpowiednio wrażliwi. A tu niestety prawie wszyscy mają przytępioną wrażliwość i wyobraźnię.
  • [cite] Agnieszka63:[/cite]Brawario pisze całkiem logicznie, tylko gdzieś popełnia błąd, tak niezauważalny, ze cały wywód nadal wydaje się logiczny.
    Nie, Brawario nie popełnia żadnego błędu logicznego, on tylko zakłada, że ludzie są odpowiednio wrażliwi. A tu niestety prawie wszyscy mają przytępioną wrażliwość i wyobraźnię.

    Myślę, że to jest jeden problem, a drugi to taki, że jeżeli ktoś coś lubi, np. taniec, to łatwiej mu jest przyjąć, że Brawario się myli, niż zrezygnować z ulubionej rozrywki. Argumenty go nie interesują, bo argumentów przeciwnych tezom Brawario nie używa - same emocje - najlepsze jest na koniec, kiedy już nie wiadomo, co powiedzieć: "i tak mnie nie przekonasz ani ja ciebie".
  • [cite] Taw:[/cite]Ostatnio odkryłem dowód na dewolucję. Spójrz na swój wskazujący palec, ten którym zwykle dłubie się w nosie. Czy nie powinien byc dłuższy od środkowego...?
    :bj:
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.