Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Brawario zmienia zdanie w kwestii tańców damsko-męskich

1679111228

Komentarz

  • [cite] Maria&Michał:[/cite]
    Bawario w balach nie ma nic złego. Taniec jest niezwykle dostojny i podkresla zalety kobiecości w delikatności ruchów i siłę faceta w tym jak kobietę prowadzi. Tu nie ma nic złego.
    Święci i błogosławieni byli innego zdania.
    Ojcowie, Doktorzy i Święci o mieszanych tańcach
  • [cite] Ilonka:[/cite]Nika6 rozumiem co masz na myśli i to sensowne jest jeśli ktoś głęboko wierzy.
    Ja też zdaje sobie sprawę że zawsze może coś złego się stać.

    Chociaż wyobraziłam sobie wierzącego narzeczonego/męża który mnie właśnie zdradził i mówi - kochanie, wybacz mi, szatan mnie podkusił a ja tego wcale nie chciałem... No jakaś kpina. Szczególnie że ten szatan wcale nie zniknął, czyli jest możliwość kolejnych zdrad.

    No i nie mówię o jakimś celowym wystawianiu się na klimat, ale o podróży służbowej obowiązkowej. Nawet spotkania integracyjne - często są to ważne szkolenia jakieś weekendowe czy coś i nie za bardzo jest jak to opuścić. Więc oczywistym jest że jak ktoś chce robić burdel (a niestety bywa że to normalka na takich spotkaniach) to niech robi, ja idę spać do pokoju zamykając się na klucz.

    Po prostu też sprzeciwiam się traktowaniu ludzi jako bezrozumnych istotek zdradzających się gdzie popadnie, mimo iż czasami całe moje otoczenie temu przeczy.

    Taniec nie sprawił że jako nastolatka uprawiałam seks z kim popadnie, wyjazdy służbowe też nie są dla mnie okazją do zdradzania męża. A że inni tak robią? To cóż, własne dzieci można wychować inaczej (a przynajmniej starać się) czy jakąś koleżankę skomentować i życzliwie ostrzec że to się dla niej źle skończy.
    JAk najbradziej rozumiem, ze mozesz tak myslec, tez bym tak myslala - ale po tym co uslyszalam z ust porzadnej, niewierzącej, z zasadami i w ogóle dziewczyny, zmieniłam poglądy.
    Cytuję: "Nigdy bym nie pomyslała, ze będę miała kiedykolwiek romans z żonatym facetem. A ja to zrobiłam........ Nie wiem jak to sie stało......... tak jakoś wyszło....... :shocked: "


    Nie twierdze ze szatan usprawiedliwia moje wybory, twierdze ze warto "dmuchac na zimne", bo szatan działa czy sie wierzy w Boga czy nie.
  • [cite] Maria&Michał:[/cite]Szczurzysko jak będzie chciał zdradzić to zdradzi i podróż słuzbowa mu nie potrzebna.

    Ja prócz tańca proponuję zakazać synom
    - internetu
    -chodzenia do sklepów (tam są wystawy z damska bielizną- straszne rzeczy w głowie będzie miał chłopak)
    - cwiczenia na wf z dziewczynami (obcisle spodenki kolezanke, jejku grzeszne dziewczyny)
    -chodzenia na plaze (niektore grzeszcze kobiety chodza w kostiumach kapielowych lub co gorsza bikini!)

    Mozna się z tego smiać ale z erotyką trzeba się oswajać i myślę, że jak dziecko będzie miało dobry wzorzec z domu to swoje uczucia odloży w czasie i ulokuje później we właściwej osobie czyli żonie. Jeżeli ktos jest tak naiwny i myśli, że do 20 rż. ochraniając chłopaka przed wyżej wymienionymi czynnikami oddali w czasie jego zainteresowanie erotyką to jest w ogromnym błędzie bo tutaj pojawia się fizjologia. :P
    Beez przesady.
    Co innego oswajac dzieci z naturalnym zjawiskiem, a co innego ze zbednym ryzykiem.

    To jak bys uczyl dzieci na temat narkotykow wstrzykujac im w zyle takowe po kolei.
  • Wiesz, takie teksty mówią też porządne katoliczki i katolicy z zasadami :)
  • [cite] Brawario:[/cite]
    Owszem, jeśli ktoś szuka okazji do zdrady, to znajdzie ją, choćby i za murami klasztoru. Nie znaczy to jednak, że pewne sytuacje bardziej niż inne nie sprzyjają rozwojowi tego typu nieprawości.
    :ay:
  • Co do internetu i TV - ja mam zamiar jak najdluzej dzieci przed pornografia osłaniac.... Omawiac sprawy czysto teoretycznie i ostrzegac, jednoczesnie na wszelkie sposoby utrudniając w sposób praktyczny dostęp do tych "wspaniałości"
  • [cite] Ilonka:[/cite]

    No i nie mówię o jakimś celowym wystawianiu się na klimat, ale o podróży służbowej obowiązkowej. Nawet spotkania integracyjne - często są to ważne szkolenia jakieś weekendowe czy coś i nie za bardzo jest jak to opuścić. Więc oczywistym jest że jak ktoś chce robić burdel (a niestety bywa że to normalka na takich spotkaniach) to niech robi, ja idę spać do pokoju zamykając się na klucz.

    Po prostu też sprzeciwiam się traktowaniu ludzi jako bezrozumnych istotek zdradzających się gdzie popadnie, mimo iż czasami całe moje otoczenie temu przeczy.

    Taniec nie sprawił że jako nastolatka uprawiałam seks z kim popadnie, wyjazdy służbowe też nie są dla mnie okazją do zdradzania męża. A że inni tak robią? To cóż, własne dzieci można wychować inaczej (a przynajmniej starać się) czy jakąś koleżankę skomentować i życzliwie ostrzec że to się dla niej źle skończy.

    Ilonka, chyba do końca nie rozumiesz o co nam chodzi. Ja się z Tobą całkowicie zgadzam. Sama jednak piszesz to co wyżej (burdel to normalka na takich spotkaniach), więc sama idziesz spać i zamykasz się w pokoju na klucz. I właśnie o to "odcinanie się" mi chodzi. Moim wyborem jest unikać tego typu imprez - no ale mam ku temu możliwości. Wiem, że nie każdy może powiedzieć - nie jadę. Ale sama mówisz - "ja nie przykładam do Tego ręki, idę spać". I jest OK!

    Ja, ponieważ jako młoda osoba bardzo przeżyłam tamtą sytuację, mówię moim koleżankom i bliskim mi osobom w takich sytuacjach, żeby uważali. Opowiadam, co się działo na wyjazdach i jak bardzo wyryło to jakąś ranę w mojej psychice. Coś co miało miejsce dla mnie dotychczas tylko w tanich filmach, wtedy działo się na moich oczach. I w jakiś sposób zmieniło moje tamtejsze spojrzenie na rzeczywistość.
  • Ech... nie pocieszasz mnie....
  • Brawario, odpowiem Ci tak: "I jeśli prawa twoja ręka jest ci powodem do grzechu, odetnij ją i odrzuć od siebie", ośmielę się sparafrazować: jeśli taniec jest dla Ciebie przyczyną grzesznych myśli i uczynków, nie tańcz, nie chodź na bale.

    Na balach bywam rzadko, raczej kojarzą mi się ze snobizmem i napuszeniem niż erotyką.
    Skąd wiem, że wśród znajomych nie doszło do zdrady? Nikomu do głowy nie wchodzę, ale nie sądzę, by coś takiego się w naszym towarzystwie ukryło. Ja po prostu nie wyobrażam sobie takiej sytuacji, żeby pójść do łóżka z przyjacielem męża, albo mężem przyjaciółki (bo to z takimi panami najczęściej tańczę, nie z nieznajomymi).
    Jeśli nawet w naszych tańcach pojawia się element flirtu, to bardziej w formie żartu i dzieje się to na oczach wszystkich, więc nie ma mowy o jakiejś atmosferze intymności.
    Mogę pisać tylko o swoich doświadczeniach: tańczę odkąd pamiętam, jako nastoletnia "niekatoliczka" nie miałam żadnych postanowień związanych z zachowaniem dziewictwa do ślubu, a jednak pierwszym i ostatnim moim mężczyzną jest mój obecny mąż.
    Seks jest dla mnie taką formą intymności i całkowitego otwarcia na drugiego człowieka, że nie wyobrażam sobie dzielić tego doświadczenia z więcej niż jedną osobą. Co do tańca nigdy nie miałam takich odczuć.
    Oczywiście, są osoby które czują inaczej, seks traktują jako rodzaj sportu, a erotyczny taniec na dyskotece jako rodzaj "gry wstępnej", ja po prostu do takich osób nie należę.
    Czasy się zmieniają i nasza obyczajowość też (niestety na gorsze), ale moim zdaniem, to taniec poszedł za naszą mentalnością, a nie mentalność za tańcem.
  • Nika, ty masz takie doświadczenia, ja inne. Mój mąż jako przewodniczący organizacji studenckiej często jeździł na imprezy, czy zjazdy beze mnie (to nie tak, że nie mogłam jechać z nim, po prostu nie zawsze mi się chciało, czasem miała ważniejsze rzeczy na głowie). Imprezy studenckie, wiadomo zakrapiane, dziewczyny nie zawsze "porządne", ale jakoś zawsze spokojnie spałam, pewna, że mój chłopak, a później narzeczony zachowa się wobec mnie w porządku. To nie jest tak, że piszę na wyrost. M. zasłużył sobie na moje zaufanie, nigdy nie dał mi powodu, by podejrzewać go o zdradę. On nawet nie zwraca uwagi gdy inne kobiety próbują z nim flirtować:bigsmile:
    Życie pisze różne scenariusze, może się zdarzyć tak, że mąż będzie musiał podróżować służbowo i co wtedy zrobię? Mam siedzieć jak na szpilkach i obgryzać paznokcie, po powrocie sprawdzać komórkę i obwąchiwać ubrania? "Nakazać" mu zmianę pracy? Trzeba mieć do siebie zaufanie. To dla mnie podstawa poczucia bezpieczeństwa w małżeństwie.
  • [cite] marteczka:[/cite]........Jeśli nawet w naszych tańcach pojawia się element flirtu, to bardziej w formie żartu i dzieje się to na oczach wszystkich, więc nie ma mowy o jakiejś atmosferze intymności.
    ........
    :shocked:

    To ja z innej planety
  • [cite] Maria:[/cite]
    Ja prócz tańca proponuję zakazać synom
    - internetu
    Z pewnością trzeba w sposób bardzo czujny kontrolować Internet. Dobrze jest np. tak ustawiać monitor komputera, by był on widziany przez inne osoby, stosować filtry rodzinne, sprawdzać strony na które dziecko wchodziło, zakazać dziecku korzystania z netu, wówczas, gdy jest samo w domu. Jeśli zaś również te środki ostrożności zawiodą w ochronie dzieci przed internetową pornografią i erotyką, to dobrze będzie im zakazać korzystania z Internetu w sposób całkowity, a jeśli i to zawiedzie, to należy po prostu wyrzucić net ze swego domu.
    [cite] Maria:[/cite]-chodzenia do sklepów (tam są wystawy z damska bielizną- straszne rzeczy w głowie będzie miał chłopak)
    To źle, że w sklepach eksponuje się nieskromne reklamy bielizny. Czegoś takiego nie powinno tam być. Należy tak wychować chłopca, by widząc takie reklamy szybko odwracał wzrok i nie kręcił się bez potrzeby w pobliżu wystaw z takimi widokami.
    [cite] Maria:[/cite]- cwiczenia na wf z dziewczynami (obcisle spodenki kolezanke, jejku grzeszne dziewczyny)
    To źle, że ćwiczenia gimnastyczne chłopców i dziewcząt odbywają się w jednym pomieszczeniu. Należy tak wychować chłopca, by nie miał w zwyczaju przyglądać się ćwiczącym w krótkich spodenkach dziewczętom.
    [cite] Maria:[/cite]-chodzenia na plaze (niektore grzeszcze kobiety chodza w kostiumach kapielowych lub co gorsza bikini!)
    Wspólne, damsko-męskie plaże to zły, niebezpieczny zwyczaj potępiony przez Magisterium Kościoła. Nie powinno się nań puszczać chłopców, ani dziewcząt.
  • [cite] marteczka:[/cite]Brawario, odpowiem Ci tak: "I jeśli prawa twoja ręka jest ci powodem do grzechu, odetnij ją i odrzuć od siebie", ośmielę się sparafrazować: jeśli taniec jest dla Ciebie przyczyną grzesznych myśli i uczynków, nie tańcz, nie chodź na bale.
    Akurat z niewiastą tańczyłem ostatni raz jakieś 20 lat temu. Patrząc na tamte dawne doświadczenie z mym chodzeniem na szkolne dyskoteki, to owszem mogę potwierdzić, że było to dla mnie bliską okazją do grzechu (jako nastolatka). Wtedy jeszcze na tak nie patrzyłem, gdyż jako młokos traktowałem chodzenie na szkolne potańcówki, jako element naturalnego zainteresowania dziewczętami, ale im bardziej sobie przypominam tak reakcje moje, jak i innych mych kolegów na taniec z dziewczynami, tym bardziej widzę, że byliśmy przezeń kuszeni, a taniec stanowił dla nas dobrą okazję do przekraczania pewnych granic intymności, bliskości, etc. Pamiętam, jak co bardziej moi śmiali koledzy obłapiali dziewczyny w tańcu za pośladki. Ja zaś, co prawda, jako nieśmiały chłopak wstydziłem się takich gestów, ale dobrze pamiętam, iż w taniec był dla mnie dobrą okazją, by podotykać dziewczęcego ciała, ku czemu przecież zbyt wielu okazji z innych sytuacjach nie było. A mówię tu ciągle o zwykłej szkolnej potańcówce z przełomu lat 80 - 90-tych, na której (zasadniczo) nie było alkoholu, narkotyków, stroje były znacznie skromniejsze niż obecnie, a cała impreza odbywała się po kontrolą nauczycieli.
    Oczywiście, ktoś powie, że nie powinienem absolutyzować swych własnych doświadczeń z tańcami jako nastolatek. Racja. Nie absolutyzuję ich i rzadko w dyskusjach się na nie powołuję. Znacznie ważniejsze jest dla mnie tradycyjne rozeznanie i doświadczenie duszpasterzy Kościoła, które jasno wskazuje na to, że generalnie rzecz biorąc dla ogółu dusz tańce damsko-męskie są szkodliwe i niebezpieczne.
    Dość ważnym argumentem (ważniejszym od mych doświadczeń z wczesnej młodości) są też doświadczenie mych znajomych. Otóż, zauważyłem pewną prawidłowość, jeśli chodzi o ich optykę i spojrzenie na tańce. Na początku, gorliwie się zapierają, że ale o co chodzi, taniec nie jest dla nich żadną okazją do grzechu, ale w miarę upływu czasu, w miarę różnych rozmów, przyznają, że jednak i owszem jest, że nieraz byli przezeń kuszeni, że nieraz prowadził on ich do grzechu, etc. Może to ja takich na nich wpływam :wink: , a może po prostu zaczynają dostrzegać rzeczy, których wcześniej nie widzieli lub nie chcieli widzieć.

    [cite] marteczka:[/cite]Na balach bywam rzadko, raczej kojarzą mi się ze snobizmem i napuszeniem niż erotyką.
    Skąd wiem, że wśród znajomych nie doszło do zdrady? Nikomu do głowy nie wchodzę, ale nie sądzę, by coś takiego się w naszym towarzystwie ukryło. Ja po prostu nie wyobrażam sobie takiej sytuacji, żeby pójść do łóżka z przyjacielem męża, albo mężem przyjaciółki (bo to z takimi panami najczęściej tańczę, nie z nieznajomymi).
    Jeśli nawet w naszych tańcach pojawia się element flirtu, to bardziej w formie żartu i dzieje się to na oczach wszystkich, więc nie ma mowy o jakiejś atmosferze intymności.
    Mogę pisać tylko o swoich doświadczeniach: tańczę odkąd pamiętam, jako nastoletnia "niekatoliczka" nie miałam żadnych postanowień związanych z zachowaniem dziewictwa do ślubu, a jednak pierwszym i ostatnim moim mężczyzną jest mój obecny mąż.
    Seks jest dla mnie taką formą intymności i całkowitego otwarcia na drugiego człowieka, że nie wyobrażam sobie dzielić tego doświadczenia z więcej niż jedną osobą. Co do tańca nigdy nie miałam takich odczuć.
    Oczywiście, są osoby które czują inaczej, seks traktują jako rodzaj sportu, a erotyczny taniec na dyskotece jako rodzaj "gry wstępnej", ja po prostu do takich osób nie należę.
    Czasy się zmieniają i nasza obyczajowość też (niestety na gorsze), ale moim zdaniem, to taniec poszedł za naszą mentalnością, a nie mentalność za tańcem.
    Cóż, niewiele mogę tu powiedzieć, poza powtarzaniem tego, co już napisałem. Mogę szanować i szanuję Twe doświadczenie w tej mierze. Ale jeszcze bardziej szanuję tradycyjne, wielowiekowe doświadczenie duszpasterskie Kościoła w tym względzie z którego jednak wyłania się inny obraz tańców niż prezentujesz. Być może rzeczywiście dla Ciebie i dla Twych znajomych potańcówki nie są bliską okazją do grzechu. A może jest to pewna iluzja i niektórych rzeczy jeszcze nie dostrzegasz (sama coś napomknęłaś o elemencie flirtu, który się tam może pojawiać - radziłbym nie lekceważyć tego i nie sprowadzać tylko do żartu). A być może, jako niewiasta, postrzegasz taniec nieco inaczej niż mężczyźni - prawdą jest bowiem, że o ile kobiety w stopniu znacznie większym niż faceci lubią tańczyć dla samego tańca jako takiego, o tyle dla mężczyzn taniec jako taki jest mało pociągającą rozrywką i głowną przyjemnością jaką z niego mają są grzechy nieczyste.
  • Z mojego doświadczenia tańców d-m, jak i imprez integracyjnych, jak i różnych znajomych, z którymi zdarzyło mi się o tym rozmawiać, wynika, iż głównym ich celem, tak od strony męskiej jak i żeńskiej jest "element flirtu", a ten jest grzechem cudzołóstwa i jak każdy grzech, stanowi przyczynek do następnych.
  • To należy też zlikwidować internet bo nawet jeśli dla niektórych jest to źródło wiedzy to są tacy, którym służy nawet nie do flirtowania ale o zgrozo do realnych zdrad .
  • megi z tego co czytam Brawario byłby jak najbardziej za...
  • ale z drugiej strony gdyby zlikwidować internet nigdy bym się nie dowiedziała jaka ze mnie cudzołożnica:tongue:
  • Ja czegoś nie rozumiem.

    Jak Brawario chce kojarzyć małżeństwa?

    Bez flirtów, tańców i zabaw? Czym są dla niego owe "nieskromne myśli". Czy ma na myśli to magnetyczne przyciąganie między parą zauroczoną sobą?

    Jak ktoś chce zachować czystość przedmałżeńską to mu chyba zabawy niestraszne? a może Brawariowi były i o to cały szum?
  • P.S. Wpólne ćwiczenie na WF to nic, lepsze są wspólne przebieralnie przełożone cienką dyktą. :P

    Zakazać kąpania się w morzu na plaży? A w burkini można?

    I nie radzę uczyć chłopaków odwracania głowy od wystaw czy plakatów. W Warszawie na kilku rondach czy skrzyżowaniach wiszą wielkie plakaty Intimissimi, jakby każdy katolik odwracał wzrok np zjeżdżając z estakady... :D
  • [cite] Ilonka:[/cite]Ja czegoś nie rozumiem.

    Jak Brawario chce kojarzyć małżeństwa?

    Bez flirtów, tańców i zabaw? Czym są dla niego owe "nieskromne myśli". Czy ma na myśli to magnetyczne przyciąganie między parą zauroczoną sobą?

    Jak ktoś chce zachować czystość przedmałżeńską to mu chyba zabawy niestraszne? a może Brawariowi były i o to cały szum?
    Tańce nie są żadnym elementem koniecznym w kojarzeniu małżeństw. Przez wiele wieków setki milionów ludzi pobierało się bez wcześniejszego uczęszczania na zabawy taneczne, zakładając dobre i przykładne, nieraz wielodzietne rodziny. W niektórych krajach, rejonach i społecznościach tak się dzieje do dziś. Miliony konserwatywnych chrześcijan, żydów i muzułmanów do dziś nie ma zwyczaju kojarzenia małżeństw poprzez tańce, a i tak tworzą niejednokrotnie wręcz wzorcowe rodziny i małżeństwa. Sam znam parę takich małżeństw i sprawiają na mnie one jak najlepsze wrażenie.
    Nota bene - Twa uwaga utwierdza mnie tylko w przekonaniu, iż prawdziwym powodem dla którego ludzie nie chcą przyjąć tradycyjnie katolickiego nauczania o niebezpieczeństwie tańców jest to, że stanowią one bardzo rozpowszechnione i stanowią element kulturowej tradycji. To nie jest tak, że głównym tego powodem jest, iż ludzie nie dostrzegają niebezpieczeństwa tego zwyczaju (początkowo owszem tak jest), ale po prostu nie chcą narazić się na śmieszność i stać się w jakimś tam sensie cywilizacyjnymi wyrzutkami. Człowiek sobie myśli: "No, dobra, a co jeśli tańce d-m rzeczywiście stanowią bliską okazję do grzechu? Hmm, wówczas, jako chrześcijanin powinnem ich unikać. No, ale jak wtedy zachowywac się na weselach? Przecież tam są tańce. Nie będę tańczył, to wezmą mnie za dziwaka. Co powiedzieć synowi, który w szkole będzie miał lekcje tańca? Jeśli powiem nauczycielce, że nie chcę by mój syn tańczył, to weźmie mnie za kosmitę i powie mi, że jeszcze nigdy nie słyszała by jakikolwiek ksiądz przestrzegał przed tańcami? etc, etc? Hm, może lepiej nie przyjmować tego poglądu, wówczas moje życie będzie mniej kłopotliwe?"
  • Brawario, jeśli nie tańce, to z tego samego powodu nie wyjazdy, nie wycieczki klasowe czy studenckie, nie imprezy bez tańców, ogólnie wszystko nie, tylko zamknąć w domu, a ślub dla kobiety to ma być tylko przejście z domu rodzinnego do domu męża.

    Przeciwny jesteś także szkołom koedukacyjnym pewnie?

    I jesteśmy w rygorze muzułmańskim. Gdzie niestety, ułudą w większości małżeństw jest szczęście małżeńskie w naszym rozumieniu.

    Już Ci napisałyśmy z marteczką - można zaostrzać zakazy, a one dają tylko większy terror.

    Aha, i wychowanie wskroś skromne i surowe jeśli przybierze karykaturalne formy w dzisiejszym świecie skończy się conajmniej źle.
  • [cite] Ilonka:[/cite]szczęście małżeńskie w naszym rozumieniu.

    zdjęcie
  • [cite] Ilonka:[/cite]Brawario, jeśli nie tańce, to z tego samego powodu nie wyjazdy, nie wycieczki klasowe czy studenckie, nie imprezy bez tańców, ogólnie wszystko nie, tylko zamknąć w domu, a ślub dla kobiety to ma być tylko przejście z domu rodzinnego do domu męża.

    Przeciwny jesteś także szkołom koedukacyjnym pewnie?

    I jesteśmy w rygorze muzułmańskim. Gdzie niestety, ułudą w większości małżeństw jest szczęście małżeńskie w naszym rozumieniu.

    Już Ci napisałyśmy z marteczką - można zaostrzać zakazy, a one dają tylko większy terror.

    Aha, i wychowanie wskroś skromne i surowe jeśli przybierze karykaturalne formy w dzisiejszym świecie skończy się conajmniej źle.
    Ech widzę, że - świadomie lub nieświadomie - przyjęłaś taktykę sprowadzania do absurdu. Wszak, jeśli ktoś sprzeciwia się bikini i minispódniczkom to z pewnością oznacza to, iż jegomość taki jest za tym, by niewiasty chodziły w burkach.
    A przechodząc do rzeczy: z różnymi sytuacjami może się wiązać różny stopień niebezpieczeństwa i odpowiednio do owej skali zagrożenia należy dozować środki ostrożności. W kwestii tańców i balów Kościół tradycyjnie rozeznawał, iż stopień zagrożenia jest tu wysoki (są one "bliską okazją do grzechu") i dlatego należy ich unikać, stanowczo odradzać, nawet jeśli w pewnych okolicznościach mogą być one warunkowo dozwolone (papież Benedykt XIV powiedział o nich, że "mogą być one z ledwością dozwolone"). Tylko tyle i aż tyle. Mi to wystarczy, by tańców unikać i przed tańcami przestrzegać.
    A wspólne wyjazdy czy spotkania w gronie przyjaciół - jako takie - nie są tak niebezpieczne jak tańce i bale. Podobnie, jak nie jest tym samym spacer chłopaka z dziewczyną po parku, co spacer owej pary po dzielnicy czerwonych latarni w Amsterdamie. Oczywiście spacer w parku może skończyć się jakimś złym czynem, a spacer po wspomnianej dzielnicy w Amsterdamie może się czymś takim nie skończyć, ale nie zmienia to zdroworozsądkowego rózróżnienia pomiędzy skalą i natężeniem pokus związanych z podziwianiem przyrody, a analogicznym skalą pokus związaną z patrzeniem na prawie nagie kobiety w wyuzdanych pozach oraz inne obsceniczne reklamy.
    Co do koedukacji w szkołach, to oczywiście, że jestem jej przeciwny, tak jak przeciwny jej był papież Pius XI.
  • Brawario, im więcej czytam ten wątek, tym bardziej przychylam się do Twojego zdania- aż się sama sobie dziwię. Pamiętam, z okresu młodości, że miałam różne wątpliwości odnośnie czy chodzić na zabawy, czy nie i rozmawiałam z księdzem w konfesjonale i on mnie zachęcał do uczestniczenia, nawet w dyskotekach.

    A inny ksiądz - duszpasterz akademicki na nasze pytania odnośnie nauczania o tańcach Proboszcza z Ars, odpowiedział, że to dotyczyło tamtej epoki.

    To nie wiem, może teraz inaczej uczą księży w seminarium niż Ty przytaczasz.
  • Brawario, spacer po dzielnicy czerwonych latarni? No jeżeli to kogoś podnieca to ja serdecznie współczuje. Sama nigdy nie byłam, ale z tego co mi mąż opowiadał najwyżej dostałabym mdłości. Natomiast spacer po parku jak najbardziej... widać mamy zupełnie różne pojęcie o tym co jest pokusą a co nie.
    Skoro taniec tak Cię oburza, to powiedz co sądzisz o tzw. "chodzeniu ze sobą" nastolatków? Pocałunki, przytulanie, trzymanie się za ręce. Nie jest to większą pokusą niż tańce na oczach wszystkich ludzi? A wyjazdy w gronie znajomych? Są mniejszą okazją do grzechu? Ja mam zupełnie odmienne doświadczenie. To właśnie na takich szkolnych wycieczkach obozach i koloniach nawiązywaliśmy pierwsze damsko-męskie relacje. Czasem były tam organizowane dyskoteki czasem nie, z reguły nie były do niczego potrzebne.
  • @Brawario:

    tańców unikać i przed tańcami przestrzegać
    ---
    Dobra rada młodszego kolegi - rób coś jeszcze :wink:
  • Ludzie, chciałoby się mieć siły do tańca :wink: I w ogóle do aktywności fizycznej :smile:. Jak czytam o księciu Williamie, że i rugbysta i jeździec, zazdroszcze młodzieńcom, którzy bez wysiłku zdają się jeździć na rowerze itd.
    Może od pokus w tancu gorszy jest grzech lenistwa, gnuśności, zaniedbania? Przecież my nie jesteśmy znowuż tak erotyczni w dzisiejszych czasach... tempo życia itd. Ktoby tam miał siłę na flirt :wink:
  • I wciąż marzę o prawdziwym balu... Długie, białe stylowe suknie, takież wnętrza... tradycyjne walce; dystynkcja... świat, który odszedł, zniknął...
    bywanie na balach i zabawach to obowiązek panien na wydaniu :smile:. Znam wiele małżeńśtw chrześcijańskich, które się zapoznały na przykład na bezalkoholowym Sylwestrze przy kościele :smile:
  • [cite] Eleonora:[/cite]

    A inny ksiądz - duszpasterz akademicki na nasze pytania odnośnie nauczania o tańcach Proboszcza z Ars, odpowiedział, że to dotyczyło tamtej epoki.
    Czy mogłabyś mi wyjawić, jaki to był Ksiądz i kiedy on udzielił takiej odpowiedzi?
    [cite] Eleonora:[/cite]To nie wiem, może teraz inaczej uczą księży w seminarium niż Ty przytaczasz.
    Z tego co się orientuję to po Vaticanum II w seminariach już się nie uczy o tym, iż zabawy taneczne zazwyczaj są bardzo niebezpieczne. To poważne zaniedbanie, które zostawia szatanowi wiele wolnego miejsca do działania.
  • [cite] marteczka:[/cite]
    Skoro taniec tak Cię oburza, to powiedz co sądzisz o tzw. "chodzeniu ze sobą" nastolatków? Pocałunki, przytulanie, trzymanie się za ręce. Nie jest to większą pokusą niż tańce na oczach wszystkich ludzi?
    Uważam, że nastolatkowie mogą "chodzić ze sobą", ale:
    - powinno się unikać sytuacji, w których są "sam na sam"; dobrze by było, gdyby tzw. randki odbywały się w większym gronie osób o właściwym nastawieniu.
    - "chodzeniu ze sobą" powinna towarzyszyć jasna intencja przekształcenia takiej znajomości w małżeństwo. Nie mówię, że w każdym wypadku musi się to tak skończyć, ale sądzę, że nie dobrze jest, gdy młodzi ludzie "randkują" ze sobą na zasadzie "wypróbowywania się".
    [cite] marteczka:[/cite]A wyjazdy w gronie znajomych? Są mniejszą okazją do grzechu? Ja mam zupełnie odmienne doświadczenie. To właśnie na takich szkolnych wycieczkach obozach i koloniach nawiązywaliśmy pierwsze damsko-męskie relacje. Czasem były tam organizowane dyskoteki czasem nie, z reguły nie były do niczego potrzebne.
    Odnośnie wspólnych wyjazdów to nie sądzę, by należało niebezpieczeństwo z nimi związane aż kategoryzować co niebezpieczeństwo wynikające z tańców. Wspólny wyjazd, co by nie mówić, nie zakłada jednak tak dalekiej bliskości co tańce damsko-męskie. Owszem, taki wyjazd rodzi pewne sytuacje, w których mężczyźni i niewiasty (chłopcy i dziewczęta) są bliżej siebie, niż w innych okolicznościach, ale sam w sobie, wyjazd jeszcze takiej bliskości jak w tańcach nie zakłada (a więc np. dotykania się, przytulania, obejmowania się, patrzenia na sugestywne taneczne ruchy osoby płci przeciwnej, etc).
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.