Jestem zadowolona bo młodsza 4L + 3 mies niespodziewanie zaczęła wymawiać "r". Wczoraj była tak podekscytowana nową umiejętnością, że do północy nie spała i "drgała języczkiem" :bigsmile:
Jeszcze muszę ją odzwyczaić od ssania palca....
[cite] Bridget:[/cite]Zapisałam sie na kurs angielskiego -bo wkurzyłam się ,ze mój 7latek sobie puszcza piosenki i bez problemu sobie spiewa.A jak czegoś nie wiem w komp.to on wie:shamed:
Wow!Maciejka-fajna relacja!A angielski baardzo sie przyda!Jak zaczelam ogladac filmy bez polskiego lektora to bylam taka dumna z siebie !Mnie denerwuja tlumaczenia Bo czesto po prostu zle tlumacza.U mnie angielski wymuszony-musialam zaczac uzywac choc poczatki trudne byly-no I akcent irlandzki...kto byl ten wie,teraz juz go bbbb lubie;-)
Ja jutro mam rozmowe kwalifikujaca mnie do kursu angielskiego. Sa trzy grupy (najlepsi, srodkowi, slabi) + jedna specjalna grupa jednoosobowa: nasz dozorca Turek, ktory nawet po niemiecku zbytnio nie rozmawia, a tu nagle zapisal sie na kurs konwersacyjny :bigsmile: mam nadzieje, ze do jego grupy nie trafie :cool:
Maciejko, a widzisz moje gadanie się potwierdziło. To potworne naciąganie w Maroko jest nie do zniesienia. My byliśmy tam 2 tygodnie, a na sam koniec, gdy planowaliśmy posiedzieć dwa dni w Casablance, to uciekliśmy dzień wcześniej do Hiszpanii i tam dopiero psychicznie od tego ciągłego nagabywania odpoczęliśmy.
Nasza wyprawa też była niezapomniana.
Zaczynam "truć" męzowi aktualnie o Ameryce Południowej.
Monika, a na poludnie daliscie rade dojechac,czy tylko polnocne Maroko?
A Ameryka Poludniowa niezla, ale to chyba nie moje klimaty
W kazdym razie zycze powodzenia w truciu meza :cool:
Po pierwsze - zeszły tydzień był dla mnie bardzo trudny, bo miałam dużo spotkań wspólnotowych, bo organizowaliśmy w czwartek Mszę św. z modl. o uzdrowienie i miałam grupkę. Dodatkowo, a może przede wszystkim byliśmy z Filipem chorzy, miałam jeszcze kontrolę w pracy, po której nie wiedziałam czego się spodziewać /3 dni tylko mnie kontrolowali/. No i pompa.
Krótko rzecz ujmując w poprzedni weekend wpadłam w panikę, jak ja sobie to wszystko poukładam, czy dam radę itp itd. I marudziłam o tym Panu, że jest tak i siak, że to nienormalne, że za dużo itd.
I wiecie co - Pan Bóg to wszystko poukładał! Nawet kontrola trwała tylko 2 dni i była ludzka i wyszła super:) O nic nie musiałam się bać, lękać, bo został mi zabrany ten strach.. Pan mnie prowadził, a ja wykonywałam tylko swoje obowiązki
Po drugie - od jakiegoś czasu /kilku miesięcy/ zmagałam się z taką trudnością, że nie potrafiłam się skupić na pracy w pracy.
Z pełną świadomością tego, że mam pełno obowiązków, dużo rzeczy do zrobienia siedziałam np. na necie albo robiłam inne rzeczy niż praca. Kilka razy byłam z tym u spowiedzi, miałam potworne wyrzuty sumienia, ale tak jakby jakaś niewidzialna ręka mnie powstrzymywała, krępowała.. no nie umiem tego wyjaśnić, ale nie wykonywałam tego co do mnie należy.
Dopiero wczoraj sobie uświadomiłam, że po ostatniej spowiedzi ok. dwa tygodnie temu odeszło to ode mnie. Wreszcie pracuje w wolności, pracy mam pełno, nie mam kiedy wejść na net itd. Ogromna to ulga pracować i nie mieć wyrzutów sumienia, że swojej pracy nie wykonuje się właściwie.
Oj, Basja, dzięki za to, co napisałaś. Chyba też powinnam pójść do spowiedzi. Trudniej mi w tej chwili uczciwie pracować, sama nie wiem, dlaczego...
Skończył się czas mobilizacji do walki z chorobą. I trochę opadłam... Potem były rekolekcje i czas mobilizacji duchowej. Wrzesień po rekolekcjach, to był nowy power do pracy, a teraz... od paru dni jakoś nie znajduję zapału i energii???
Może nie widzę sensu
Tylko praca przede mną? Ale jest przecież jeszcze małż i małżeństwo i ludzie wokół
Na ten mój stan obecny pewnie pare rzeczy się złozyło Trudne sytuacje wokół zawodowe, choroby bliskich i znajomych
[cite] Maciejka:[/cite]Monika, a na poludnie daliscie rade dojechac,czy tylko polnocne Maroko?
A Ameryka Poludniowa niezla, ale to chyba nie moje klimaty
W kazdym razie zycze powodzenia w truciu meza :cool:
Przypłynęliśmy do Tangeru (Północ Maroka) z Hiszpanii, a potem objazdówka przez całe Maroko (Tanger, Mykeny, Fez, Ouarzazate, Volubilis, Marakesz, Góry Atlas, Merzuga (pustynia), Casablanca i Tanger. Nie wiem czy czegoś nie zapomniałam, odbyliśmy tę podróż w 2009 roku.
A lot mieliśmy z Polski do Anglii (więc Londyn jeszcze przedreptaliśmy), potem kilka dni w Hiszpanii (to Malagę, Granadę i Alhambrę zwiedziliśmy).
A ja dzisiaj mam nadzieję dotrzeć wreszcie na adorację nocną z Mszą św. o północy, szczególny to czas, trudny bo noc ale wspaniały jednocześnie, chętnych z Tarchomina zapraszam, parafia św. Franciszka na Strumykowej, prowadzi. ks.Kruszewski Marek
No tak, "in front of me" to raczej praca jest Ale Pan Bóg zna moje serce, wie, że praca nigdy nie była i nie będzie dla mnie numerem jeden :bigsmile: Najbardziej cenię relacje, historię o ludziach dlatego jestem na forum "wielodzietni" a nie na forum np pt. "bezdzietni ludzie sukcesu"
Po prostu jednym Pan Bóg daje to, a innym co innego sytuacja jest nam dana, dawana
jest mi teraz trudniej, bo i w pracy sytuacja przełomowa, trudna, międzyludzka trochę też w każdym razie trzeba raczej być ostrożnym, niż szczerym i otwartym cóż zespół w pracy, to nie grupa modlitewna, gdzie człowiek czuje się (w miarę) bezpiecznie
Praca "in front of me", a przecież ślubowałam małzonkowi, wiec i Jego nie chcę w tym wszystkim zagubić
Aga, jesteś bardzo dzielna. Moje "fronty" się same ustawiają, bo głośno wrzeszczą, ewentualnie przychodzą się przytulać (to Meter). O tyle mi łatwiej, że nie rozpatruję, tylko gaszę pożary na bieżąco :bigsmile:
Ja mówiłam, że hardkor ze mnie żaden.
Komentarz
sprawdz sms
Jeszcze muszę ją odzwyczaić od ssania palca....
Nasza wyprawa też była niezapomniana.
Zaczynam "truć" męzowi aktualnie o Ameryce Południowej.
A Ameryka Poludniowa niezla, ale to chyba nie moje klimaty
W kazdym razie zycze powodzenia w truciu meza :cool:
Po pierwsze - zeszły tydzień był dla mnie bardzo trudny, bo miałam dużo spotkań wspólnotowych, bo organizowaliśmy w czwartek Mszę św. z modl. o uzdrowienie i miałam grupkę. Dodatkowo, a może przede wszystkim byliśmy z Filipem chorzy, miałam jeszcze kontrolę w pracy, po której nie wiedziałam czego się spodziewać /3 dni tylko mnie kontrolowali/. No i pompa.
Krótko rzecz ujmując w poprzedni weekend wpadłam w panikę, jak ja sobie to wszystko poukładam, czy dam radę itp itd. I marudziłam o tym Panu, że jest tak i siak, że to nienormalne, że za dużo itd.
I wiecie co - Pan Bóg to wszystko poukładał! Nawet kontrola trwała tylko 2 dni i była ludzka i wyszła super:) O nic nie musiałam się bać, lękać, bo został mi zabrany ten strach.. Pan mnie prowadził, a ja wykonywałam tylko swoje obowiązki
Po drugie - od jakiegoś czasu /kilku miesięcy/ zmagałam się z taką trudnością, że nie potrafiłam się skupić na pracy w pracy.
Z pełną świadomością tego, że mam pełno obowiązków, dużo rzeczy do zrobienia siedziałam np. na necie albo robiłam inne rzeczy niż praca. Kilka razy byłam z tym u spowiedzi, miałam potworne wyrzuty sumienia, ale tak jakby jakaś niewidzialna ręka mnie powstrzymywała, krępowała.. no nie umiem tego wyjaśnić, ale nie wykonywałam tego co do mnie należy.
Dopiero wczoraj sobie uświadomiłam, że po ostatniej spowiedzi ok. dwa tygodnie temu odeszło to ode mnie. Wreszcie pracuje w wolności, pracy mam pełno, nie mam kiedy wejść na net itd. Ogromna to ulga pracować i nie mieć wyrzutów sumienia, że swojej pracy nie wykonuje się właściwie.
chwała Panu! :bigsmile:
Skończył się czas mobilizacji do walki z chorobą. I trochę opadłam... Potem były rekolekcje i czas mobilizacji duchowej. Wrzesień po rekolekcjach, to był nowy power do pracy, a teraz... od paru dni jakoś nie znajduję zapału i energii???
Może nie widzę sensu
Tylko praca przede mną?
Ale jest przecież jeszcze małż i małżeństwo i ludzie wokół
Na ten mój stan obecny pewnie pare rzeczy się złozyło
Trudne sytuacje wokół zawodowe, choroby bliskich i znajomych
Ale po coś nas Pan Bóg tutaj trzyma
Po coś jestem
Basia -dzięki.
Przypłynęliśmy do Tangeru (Północ Maroka) z Hiszpanii, a potem objazdówka przez całe Maroko (Tanger, Mykeny, Fez, Ouarzazate, Volubilis, Marakesz, Góry Atlas, Merzuga (pustynia), Casablanca i Tanger. Nie wiem czy czegoś nie zapomniałam, odbyliśmy tę podróż w 2009 roku.
A lot mieliśmy z Polski do Anglii (więc Londyn jeszcze przedreptaliśmy), potem kilka dni w Hiszpanii (to Malagę, Granadę i Alhambrę zwiedziliśmy).
już mi lepiej
zdecydowanie
Bogu Najwyższemu Dzięki!
Jak mi źle, to też przypominam sobie słowa Marceliny, że robi to, co jest "in front of me"
Też pomaga
Ale Pan Bóg zna moje serce, wie, że praca nigdy nie była i nie będzie dla mnie numerem jeden :bigsmile:
Najbardziej cenię relacje, historię o ludziach
dlatego jestem na forum "wielodzietni"
a nie na forum np pt. "bezdzietni ludzie sukcesu"
Po prostu jednym Pan Bóg daje to, a innym co innego
sytuacja jest nam dana, dawana
jest mi teraz trudniej, bo i w pracy sytuacja przełomowa, trudna, międzyludzka trochę też
w każdym razie trzeba raczej być ostrożnym, niż szczerym i otwartym
cóż zespół w pracy, to nie grupa modlitewna, gdzie człowiek czuje się (w miarę) bezpiecznie
Praca "in front of me", a przecież ślubowałam małzonkowi, wiec i Jego nie chcę w tym wszystkim zagubić
Ja mówiłam, że hardkor ze mnie żaden.
Super dziewczyna!
Czy my nie jesteśmy siostry bliźniaczki, rozdzielone w dzieciństwie???
http://4.bp.blogspot.com/-r_oYZVtJdBs/TiRVqQbECdI/AAAAAAAAHs8/9kml0AkiHbY/s400/1.JPG
siedziało 5 sióstr jubilatek.