Ja tam lubię pożalić się przyjaciółce albo mężowi, na forum się nie żalę, bo się boję;)
Czasem jest po prostu trudno sprostać jakimś sytuacjom, bo choroba, bo brak cierpliwości, bo za dużo stresu, brak sił.
Wychowanie gromadki dzieci to prawdziwe Chrystusowe zaparcie się siebie, wzięcie krzyża i naśladowanie Jego miłości. Jedynie w takim kontekście ma to sens moim zdaniem.
Ja jeszcze w kwestii tego przeznaczenia. To, co wiem, to to, że Bóg ma plan wobec każdego z nas i to, że możemy go nie przyjąć. Grzechu nie ma, ale może właśnie dopiero po śmierci rozeznamy, że Bóg chciał dla nas życia konsekrowanego. Wybraliśmy małżeństwo, co nie oznacza, że całe życie teraz będzie do niczego. Podobnie Bóg mógł zaplanować dla kogoś 10 dzieci, a ten ktoś zdecydował się na 5. Może już tu, na ziemi ma poczucie niespełnienia, a może dopiero po śmierci rozezna. Po prostu ujrzy "twarzą w twarz". I to nie jest kwestia "zmarnowanych jajeczek", ale tych wszystkich chwil, kiedy powiedzieliśmy Bogu "nie, nie chcemy/nie możemy mieć więcej dzieci", ale nie rozeznaliśmy prawidłowo i przez to nasze życie jest uboższe, choć tego nie wiemy.
A co do narzekania. Można, owszem, ale z umiarem. Kiedyś dzieci mnie zapytały, czy żałuję, że mam ich tyle. To pytanie nie wyrosło z niczego. Odtąd uważam na swoje słowa. Nie chcę przecież ich ranić.
A jeśli chodzi o to zmęczenie, rycie nosem i inne atrakcje wielodzietności, to ja nie wiem, może się za mało staram albo mam za mało dzieci, ale nie czuję się przepracowana czy przemęczona. Owszem, są takie chwile, ale nieczęsto. Może to wina mojej leniwej i bałaganiarskiej natury? Hmmm.... Za mało się chyba staram.
Boga nie pojmiemy, za głupi jesteśmy, mi się wydaje, że Bóg na tyle nas zna, że wie jakie decyzje podejmiemy i niekoniecznie nasze decyzje rujnują jego plany. Jeśli skręcimy w złą stronę, to Bóg i naokoło nas doprowadzi tam gdzie chciał żebyśmy szli, o ile nie ustaniemy w wierze i nogami będziemy przebierać. Czasami tylko przyjdzie nam iść po skałach zamiast po gładkiej drodze i nadrobimy trochę drogi...
A wracając do tematu rozeznawania to nie rozumiem startowania w małżeństwo z npr
Zazwyczaj ludzie biorą ślub, są zakochani i już na starcie npruja ..to dziwne..teraz tak szkola w poradniach przedmałżeńskich ? Mnie szkolili ale z założeniem zeby stosować npr w okoliczności ważnego powodu ale jak już dzieci są.
@mama_asia - ja cię rozumiem chyba. I ślę ci uściski! Mieszkaliśmy na 54 m - 2 pokoje - z piątką dzieci, w tym dwoma nastolatkami. To było faktycznie trudne. Polepszyło się ZNACZNIE, jak wynajęliśmy większe mieszkanie, a nasze własnościowe odnajęliśmy komuś innemu. Może też się wam jakoś uda?
I pierdolnik takoż, może mam błędne wyobrażenie, ale jestem przekonana, że Wiesia miałaby ład z 7 na 60 metrach większy niż ja na 160 i nie pokazując palcem co niektóre bezdzietne.
Oczywiście. Ale ja jestem 500 razy lepiej sprzątająca ogarnięta gotująca i zdyscyplinowana przy 5tce niż bez czy przy jednym. Pamiętam że po fa urodzeniu przyszła mi kiedyś niejaka Wiol będzietną na onczas odkurzyc bo z dwa miechy nie było odkurzanie... Teraz dwa razy dziennie dwa razy większy obszar odkurzam.. To tylko przykład jeden z miliona
Nie wiem, ale dlaczego mam zakładać, że miały by być np. jak książątka? A może właśnie byłyby lepiej wychowane, bo miałabym dla nich więcej czasu?
wiesz, to jest zawsze gdybanie. nie wiemy co by było, a czasu nie da się cofnąć. wiem, mało pocieszające. człowiek potrafi bardzo idealizować jakieś wyobrażenia o tym czego nie ma jak i racjonalizować to co wokół niego. dlatego moim zdaniem na wszystko trzeba wziąć poprawkę, i na te marzenia jakby było cudownie tylko z dwójką dzieci i na wyidealizowane historie o tym że z kolejnym jest coraz lepiej i łatwiej. osobiście uważam też że 5 dzieci to niezła gromadka i nie wiem czemu ktoś miałby oskarżać Cię o lenistwo czy wygodnictwo. a w ogóle to jak czytam ten wątek to nie dziwi mnie presja na to że w Kościele katolickim jest taka presja by jednak zezwolić na antykoncepcję i że tylu katolików ją stosuje, przy mniejszych czy większych wyrzutach sumienia. z mojego punktu widzenia czyli osoby niepraktykującej gdy małzeństwo nie chce czasowo czy już w ogóle mieć dzieci, stosuje antykoncepcję, czasem bywa to zawodne ale daje jakieś poczucie kontroli, i tyle, żyje się normalnie. tymczasem katolicy mają do wyboru albo niekomfortowy i męczący npr albo abstynencję, frustracja i zniechęcenie w pakiecie.
Nie ma przymusu bycia katolikiem Jezus pyta, pójdziesz za mną? I idziesz albo nie, nie mówisz, no dobra pójdę, ale na piechotę? Nie możemy pojechać taksówką?
Bardzo wysoko cenię ludzi ,którzy uczciwie mówią że dzieci nie chcą. Mniej tych co wiecznie narzekają na ciężki żywot z dziećmi i nadal rodzą dzieci Trochę to obłuda dla mnie.
A ja zupełnie przeciwnie. Bardzo cenię i szanuję tych, dla których rodzicielstwo jest trudem wielkim, a mimo to dają nowe życie i całą miłość, która się z tym wiąże. Nawet jeśli czasem ponarzekają.
@Paprotka Uwierz,npr wcale nie jest taki męczący, bo jak już wiesz o co w tym biega,to i tak potem stosujesz "na oko",bez termometru. Zgadzam się, że czasem bywa frustrujący, bo małżonkowie potrzebują się częściej niż wykres pokazuje.Z tego co czytałam na forach npr ,to bardzo dużo osób nagina reguły, bo czasem trudno tak żyć z termometrem i długopisem w ręku.
są osoby którym npr naprawdę odpowiada, nie neguję. ale kiedyś poczytałam trochę wątków z forum o npr, nie pamiętam nazwy, i to była naprawdę kopalnia żali ludzi których te metody koszmarnie frustrują i męczą. właściwie można by to forum nazwać "npr rozwiązuje problemy które sam stworzył". przykro było to czytać, zwłaszcza te rady jak się unikać w dni płodne, jak nie zgrzeszyć pettingiem, itp.
a w ogóle to podoba mi się określenie rzeczywistość równoległa. ludzie mają po 1-2 dzieci i już trójka dzieci jest uważana za wyczyn i wielodzietność, a tu matka piątki zastanawia się czy niechęć do kolejnych dzieci jest z jej strony wygodnictwem. a npr? jest chyba przedstawiany na naukach przedmałżeńskich jako norma, dopuszczalny zamiennik antykoncepcji, a większość osób przystępujących do tych nauk pewnie nawet nie czeka z seksem do ślubu.
Bo tu jest forum wielodzietni czyli ustawowo trzy plus i przyplatują się osoby mało dzietne i są zdziwione Zapewne jakbym weszła na forum matek jedynaków lub dwójki to też bym się zadziwiła
Gwoli wyjaśnienia: nikomu się nie tłumaczę, stwierdzam fakty. Nie potrzebuję niczyjej aprobaty. Uznania również. Nie robię z siebie męczennicy. Pokazuję tylko ciemne strony życia w rodzinie wielodzietnej. Zresztą po privach okazuje się, że ludziom też i to jest potrzebne, bo nie czują się samotni ze swoimi problemami.
Nie gloryfikuję też rodzin z mniejszą ilością dzieci. To, że stwierdzam, że spokojniej żyje się w rodzinie małodzietnej nie oznacza, że żałuję, że mam piątkę.
Albo ja nie umiem przelać na klawiaturę tego, o co mi chodzi, albo niektórzy nie potrafią czytać ze zrozumieniem.
Kolejny raz utwierdzam się w przekonaniu, że forum lepiej tylko czytać.
@mama_asia Jakaś ciemna strona źycia jest w każdej rodzinie, ponieważ ideał był tylko jeden : Święta Rodzina I nie wmówisz mi, że w większej jest na pewno więcej niż w mniejszej ( edit: tych ciemnych stron) Pochodzę z małodzietnej rodziny i też bym mogła niejedno napisać. Tylko po co? Udowadniać kto ma gorzej? Dorośli ludzie chyba rozumieją, że nie ma tu raju na ziemi, a wszyscy mamy wady, które jakoś się odbijają, jakoś muszą być znoszone przez innych członków rodziny ( pewnie, że mamy nad sobą pracować ale ideału w każdej dziedzinie nie osiągniemy). Masz rację, nie rozumiem cię kompletnie.
Osobiście mam trójkę i widzę po sobie jak się zmieniam z każdym dzieckiem. Jaką kazde z dzieci daje nam radość. Brakuje mi rąk i kolan, nie zawsze jestem natentychmiast do dysozycji, bo pierwszeństwo ma najmlodszy. Ale jak słyszę dzis od 4 latka: jak to dobrze, ze Dzidzius się urodził, on jest taki milutki.
To serce mi się raduje... Nie mamy.super extra metrazu, na dzien.dzisiejszy juz się sąsiedzi nam dziwią. Niech się dziwią, nam jest dobrze.
Miłość i wymagania, mądra milosc wymaga.
Podaze za @Malgorzata, Pan Bog nas kocha l,.jest naszym Ojcem, mądry ojciec kocha i wymaga, więc my tez musimy od siebie wymagac, mimo, ze czasem sił brak. Dzis nie ma, jutro będą.
Podjelismy się ojcostwa/maciezynstwa, to działamy, uswiecamy się w tym. Czasem blogo jak w reklamie, czasem ciężej, jak w zyciu. Costans jest rzadko, częściej sinusoida
@J2017 i z pewnością bali się kolejnych dzieci i stosowali npr. Dlatego mieli tylko jedno dziecko... bardzo rozsądnie. Na pewno też liczyli w życiu tylko na własne siły bo Bóg dał im rozsądek i sami byli kowalami swojego losu. Mspanc. Moim zdaniem życie jest męczące ogólnie i na końcu się umiera. Cieszę się że mam swoje dzieci. Nie są mi ciężarem w żaden sposób. Są dla mnie szkołą miłości i troski, tolerancji, cieszenia się tym co mam. W jaki sposób mogłyby być ciężarem? Są krwią z krwi. Moim i mojego męża połączeniem. Są mi dane na chwilę po to żebym nauczyła się co jest ważne w życiu. Naprawdę na chwilę.
Komentarz
Czasem jest po prostu trudno sprostać jakimś sytuacjom, bo choroba, bo brak cierpliwości, bo za dużo stresu, brak sił.
Wychowanie gromadki dzieci to prawdziwe Chrystusowe zaparcie się siebie, wzięcie krzyża i naśladowanie Jego miłości. Jedynie w takim kontekście ma to sens moim zdaniem.
Widać nie umiem w necie odpowiednio przekazać tego, co bym chciała.
Bóg kocha mnie, ja kocham męża i dzieci, też w kontekscie krzyża.
Edit: Już tu nie można o wierze pisać??
Kobieto napisz tą książkę w końcu.
A co do narzekania. Można, owszem, ale z umiarem. Kiedyś dzieci mnie zapytały, czy żałuję, że mam ich tyle. To pytanie nie wyrosło z niczego. Odtąd uważam na swoje słowa. Nie chcę przecież ich ranić.
A jeśli chodzi o to zmęczenie, rycie nosem i inne atrakcje wielodzietności, to ja nie wiem, może się za mało staram albo mam za mało dzieci, ale nie czuję się przepracowana czy przemęczona. Owszem, są takie chwile, ale nieczęsto. Może to wina mojej leniwej i bałaganiarskiej natury? Hmmm.... Za mało się chyba staram.
A wracając do tematu rozeznawania to nie rozumiem startowania w małżeństwo z npr
Mnie szkolili ale z założeniem zeby stosować npr w okoliczności ważnego powodu ale jak już dzieci są.
człowiek potrafi bardzo idealizować jakieś wyobrażenia o tym czego nie ma jak i racjonalizować to co wokół niego. dlatego moim zdaniem na wszystko trzeba wziąć poprawkę, i na te marzenia jakby było cudownie tylko z dwójką dzieci i na wyidealizowane historie o tym że z kolejnym jest coraz lepiej i łatwiej. osobiście uważam też że 5 dzieci to niezła gromadka i nie wiem czemu ktoś miałby oskarżać Cię o lenistwo czy wygodnictwo.
a w ogóle to jak czytam ten wątek to nie dziwi mnie presja na to że w Kościele katolickim jest taka presja by jednak zezwolić na antykoncepcję i że tylu katolików ją stosuje, przy mniejszych czy większych wyrzutach sumienia. z mojego punktu widzenia czyli osoby niepraktykującej gdy małzeństwo nie chce czasowo czy już w ogóle mieć dzieci, stosuje antykoncepcję, czasem bywa to zawodne ale daje jakieś poczucie kontroli, i tyle, żyje się normalnie. tymczasem katolicy mają do wyboru albo niekomfortowy i męczący npr albo abstynencję, frustracja i zniechęcenie w pakiecie.
Jezus pyta, pójdziesz za mną? I idziesz albo nie, nie mówisz, no dobra pójdę, ale na piechotę? Nie możemy pojechać taksówką?
Bardzo cenię i szanuję tych, dla których rodzicielstwo jest trudem wielkim, a mimo to dają nowe życie i całą miłość, która się z tym wiąże. Nawet jeśli czasem ponarzekają.
a w ogóle to podoba mi się określenie rzeczywistość równoległa. ludzie mają po 1-2 dzieci i już trójka dzieci jest uważana za wyczyn i wielodzietność, a tu matka piątki zastanawia się czy niechęć do kolejnych dzieci jest z jej strony wygodnictwem. a npr? jest chyba przedstawiany na naukach przedmałżeńskich jako norma, dopuszczalny zamiennik antykoncepcji, a większość osób przystępujących do tych nauk pewnie nawet nie czeka z seksem do ślubu.
Zapewne jakbym weszła na forum matek jedynaków lub dwójki to też bym się zadziwiła
Gwoli wyjaśnienia: nikomu się nie tłumaczę, stwierdzam fakty.
Nie potrzebuję niczyjej aprobaty.
Uznania również.
Nie robię z siebie męczennicy.
Pokazuję tylko ciemne strony życia w rodzinie wielodzietnej.
Zresztą po privach okazuje się, że ludziom też i to jest potrzebne, bo nie czują się samotni ze swoimi problemami.
Nie gloryfikuję też rodzin z mniejszą ilością dzieci.
To, że stwierdzam, że spokojniej żyje się w rodzinie małodzietnej nie oznacza, że żałuję, że mam piątkę.
Albo ja nie umiem przelać na klawiaturę tego, o co mi chodzi, albo niektórzy nie potrafią czytać ze zrozumieniem.
Kolejny raz utwierdzam się w przekonaniu, że forum lepiej tylko czytać.
Czasem lepiej tylko czytać.
@mama_asia
Jakaś ciemna strona źycia jest w każdej rodzinie, ponieważ ideał był tylko jeden : Święta Rodzina
I nie wmówisz mi, że w większej jest na pewno więcej niż w mniejszej ( edit: tych ciemnych stron)
Pochodzę z małodzietnej rodziny i też bym mogła niejedno napisać. Tylko po co? Udowadniać kto ma gorzej? Dorośli ludzie chyba rozumieją, że nie ma tu raju na ziemi, a wszyscy mamy wady, które jakoś się odbijają, jakoś muszą być znoszone przez innych członków rodziny ( pewnie, że mamy nad sobą pracować ale ideału w każdej dziedzinie nie osiągniemy). Masz rację, nie rozumiem cię kompletnie.
Z nadmiaru czasu się bierze nadmierna troska. Jedynak ciągle na świeczniku.
Brakuje mi rąk i kolan, nie zawsze jestem natentychmiast do dysozycji, bo pierwszeństwo ma najmlodszy.
Ale jak słyszę dzis od 4 latka: jak to dobrze, ze Dzidzius się urodził, on jest taki milutki.
To serce mi się raduje...
Nie mamy.super extra metrazu, na dzien.dzisiejszy juz się sąsiedzi nam dziwią. Niech się dziwią, nam jest dobrze.
Miłość i wymagania, mądra milosc wymaga.
Podaze za @Malgorzata, Pan Bog nas kocha l,.jest naszym Ojcem, mądry ojciec kocha i wymaga, więc my tez musimy od siebie wymagac, mimo, ze czasem sił brak.
Dzis nie ma, jutro będą.
Podjelismy się ojcostwa/maciezynstwa, to działamy, uswiecamy się w tym. Czasem blogo jak w reklamie, czasem ciężej, jak w zyciu. Costans jest rzadko, częściej sinusoida
Moim zdaniem życie jest męczące ogólnie i na końcu się umiera. Cieszę się że mam swoje dzieci. Nie są mi ciężarem w żaden sposób. Są dla mnie szkołą miłości i troski, tolerancji, cieszenia się tym co mam. W jaki sposób mogłyby być ciężarem? Są krwią z krwi. Moim i mojego męża połączeniem. Są mi dane na chwilę po to żebym nauczyła się co jest ważne w życiu. Naprawdę na chwilę.