Moi sąsiedzi mieli kiedyś kolorowy dom. Moja mama miała okazję obejrzec I po wizycie skomentowala "widziałaś? Oni mieli śliwkowy przedpokój, limonkową kuchnię, bordowy salon i coś tam żółtego. MOZNA ZWARIOWAC!"
My tak mamy. Przedpokój zielony, kuchnia ciemny żółty plus magnolia, salon bordowy z magnolia, sypialnia dziewczyn różowo-fioletowa, chłopców pomaranczowo-niebieska, nasza taka jak i kuchnia bo szkoda mi było farby zostawić. Łazienki morski niebieski z pomarańcza. Dość żywe kolory.
Uwazam, ze dwojka dzieci tej samej plci w jednym pokoju to stan wręcz idealny. W ciagu dnia ćwiczą kompromisy, w zadaniach sobie czasem pomogą, przed zaśnięciem porozmawiaja. Super. Takie tworzenie relacji, wyczuwanie emocji, to się wszystko w zyciu przyda.
Zastanawia mnie dążenie wielu forumowiczów do zmiany mieszkania na większy metraż. Całkiem spora grupa tutejszych piszących pobudowała się, buduje się, zmieniła mieszkanie na większe -poprzez kupno nowego/wynajem. Sporo było o remontach/adaptacji poddasza celem zwiększenia powierzchni. A jak tylko pojawi się ktoś, kto pisze o małym metrażu, ciasnocie to zaraz zarzuca mu się wygodnictwo i jest zalew postów jak to kiedyś na kupie się extra mieszkało. Albo ze sami aktualnie maja (jednak maja) większy metraż ale dzieci lubią być w „kupie”.
@Małgorzata32 Nie popadaj w skrajności. To, że ktoś z powodu metrażu zatrzyma się na dwòjce dzieci nie oznacza, że jest zwolennikiem eutanazji czy aborcji. Jak dla kogoś metraż nie jest przeszkodą, to ma więcej dzieci.
Nie no jasne...skrajności!!!
Wiesz...pragnienie dziecka zaczyna się w sercu jeszcze przedtem zanim sie to dziecko pocznie. Miłość do dziecka zaczyna się wpierw zanim ono zaistnieje pod sercem matki. Chrzescijanscy małżonkowie zobowiązują się przed Bogiem przyjąc kazde dziecko jakim Bóg ich obdarzy. Bo dziecko jest DAREM. Nie wynikiem naszych kalkulacji czy nas na nie stac, czy mamy ochotę meczyc sie z jego wychowaniem, czy mamy odpowiedni metraz na głowę...
Bog powolując dziecko do istnienia doskonale wie, czego mu potrzeba. Bog sie nie myli. Bog nie kalkuluje tak jak człowiek. Na szczęście...
Popatrz na Świętą Rodzinę. Czy Jezus urodził się w pałacu?
Bo dla wielu forumowiczów najpierw są dzieci a za nimi podąża metraż. I nikt nie mówi że super jest na kupie, ale ze nie jest to powód wystarczający by nie mieć więcej dzieci bo można fajnie żyć bez traumy i na małej powierzchni. Ten zalew postów to by dodać odwagi i że da się i nie jest to koniec świata. Co nie znaczy że nie można a nawet nie powinno się szukać rozwiązań, które mogą okazać się na wyciągnięcie ręki..
Dzieliłam pokój z bratem do momentu mojego zamążpójscia i wyprowadzki. Wspominam całkiem dobrze. Jako dzieci było spoko, gimnazjum trudny wiek i kłótnie, liceum i studia dobrze nam się mieszkało, umielismy się dzielić przestrzenią i sobie ustępować. Był czas że gdyby nie wspólny pokój to chyba byśmy się wcale do siebie nie odzywali, więc wyszło nam to na dobre. Chodzenie w piżame i okres... eee szczerze nie wiem w czym problem. Jakoś to takie normalne dla nas było. Dlatego też dla mnie po tych doswiadczeniach nie jest straszna wizja wspolnego pokoju dzieci różnych plci, gdy nie da sie inaczej.
Ja nawet gdybym miała ogromny dom i dużo pokoi to chcialabym by dzieci miały sypialnie przynajmniej po dwoje. Oni nie lubia być w pokoju sami, zawsze szukają towarzystwa, ojazji do rechotania razem. U nas dziewczyny starsze, chlopcy mlodsi wiec pewnie tak kiedys będzie taki naturalny podzial.
Wychodzi na to, ze jednak niewiele osób z naszego pokolenia miało swój pokój. A jednak wszyscy przeżyli. Ba niektórzy nawet sobie to chwalą. Czyli jednak się da.
Ja nie miałam. Nawet od rodziców się wyprowadzić słaba perspektywa byls.. A już zmiany mieszkania na coś większego wydawało się zw żadnej, że to będzie na zawsze juz. Ale jakos Pan Bóg dał radę, a myśmy żyli ufali i nie plakali..
Dokładnie tak jest, najpierw dzieci potem metraż. Dzieci mobilizuja do szukania rozwiązań, a czasem razem z dzieckiem same te rozwiazania przychodza i nawet nie trzeba się mocno wysilać i sami bysmy tego nie wymyślili. Wiem, ze wkurza takie pisanie kogos, kto nie ma zadnych perspektyw, tez tak miałam. Jednak po naszej sytuacji i z opowiadan znajomych z Dk wiem ze sa sytuacje zupelnie nieprawdopodobne. Trzeba się modlic o wieksze mieszkanie.
Mieszkałam do 12r.z z dwoma braćmi w pokoju. Bardzo źle to wspominam. Kłócilismy się ciągle. Jak się przeprowadziliśmy w końcu do większego domu to każde miało swój pokój i zupełnie przestalismy się do siebie odzywać a jako takie relacje pojawiły sie dopiero jak wszyscy skończyliśmy studia. Przy czym to i tak bardziej powinność niż szczere uczucie. Myślę że te lata konfliktów miały na to duży wpływ.
Bardzo ciekawe jest, jak różnie można interpretować wydarzenia - do ostatniego zdania byłam przekonana, że właśnie dążysz do wniosku, że powinniście dłużej mieszkać razem w pokoju, to może właśnie wtedy utworzylibyście bardziej zażyłe relacje...
A jak tylko pojawi się ktoś, kto pisze o małym metrażu, ciasnocie to zaraz zarzuca mu się wygodnictwo i jest zalew postów jak to kiedyś na kupie się extra mieszkało.
Jak komuś źle, to zaczyna działać - sama piszesz, że wiele osób na forum zmieniło przestrzeń mieszkalną na większą. Jak ktoś całe życie narzeka i niewiele robi by było lepiej, to nic się na to nie poradzi. No, samo to raczej nic nie przyjdzie, niestety. I nikomu tu na forum większe mieszkanie czy dom nie przyszło samo, ot tak. Nie ma prostego przełożenia, że jak każde dziecko ma osobny pokój, to wspaniale, bo teraz mu dobrze i ma takie wspaniałe warunki. A dzieci mieszkające razem w jednym pokoju to mają tak źle. Jedni zaczną coś robić, myśleć, uczyć się kombinować, inni będą całe życie czekać i płakać bez względu na warunki w domu rodzinnym. A trudności, tak teraz traktowane z pogardą, mogą dobrze ukształtować charakter. Dzieci, które mają wiele, nic nie muszą, nie zawsze w życiu dają sobie radę. One nic nie musiały, wszystko miały na wyciągnięcie ręki.
A jeszcze inni nie zrobią nic, bo nie maja możliwości choćby finansowych. Znasz takich? Bo ja tak! I nie mam odwagi powiedzieć im, ze marudzą a nic nie robią. Ciasny metraż nie zawsze kształtuje dobrze charakter, tak jak nie zawsze zamknięcie w osobnym pokoju daje luz. Kazda rodzina jest inna. Każdy człowiek dorosły, każde dziecko jest inne. I wiesz Aniu, nie zawsze można wszystkich wsadzić do wora z napisem „nam było dobrze tak czy siak wiec i tobie tez musi” nie musi, bo się wszyscy różnimy. a osobny pokój, danie go dziecku nie jest równoznaczne z tym ze daje się mu się wszystko, na nic nie musi zasłużyć, zapracować, bo ma wszystko podane na tacy... pomiedzy „ciasnota/wspólne pokoje kszałtuja dobrze charakter” a „osobny pokój to rozpieszczanie dziecka, które nic robi a jest tylko roszczeniowe” nie ma pustki. Bo to nie jest tak ze jest albo czarne albo białe.
@Malgorzata32 różni byli pradziadkowie i w rożnym metrażu mieszkali i nie wszyscy mieli tabun dzieci, przynajmniej moi... ale podstawowy fakt jest taki, ze zdecydowana większość z nich miała totlaną zlewke na dzieci i ich potrzeby. Więc nie idealizujemy....
Poza tym kiedyś większość ludzi na wsiach mieszkała i w domach tylko spali, a cały a dzień na dworze spędzali (no, może nie zimą ). Dzisiaj dużo ludzi mieszka w mieszkaniach i spędza w nich sporo czasu, może stąd potrzeba większego metrażu. Kiedyś czytałam książkę o życiu na wsi w XIX wieku - dzieci wpuszczano do domu tylko na jedzenie i spanie więc @Anka ma rację z tą zlewką.
@Hipolit - ale o to chodzi, że jak nie ma się pieniędzy, to trzeba myśleć i działać. Bo jaka to sztuka coś kupić większego jak się ma pieniądze. Nie mówię, że wszystko jest białe lub czarne. Ale jeśli latami siedzi się i narzeka, nie ucząc się nowych rzeczy, nie szukając pomysłów co robić - to samo się nie zmieni. Bo się nie da. Dużo łatwiej zacząć wcześnie niż mając np. 50 lat. Ale tu też się otwierają rózne furtki. Nie chodzi mi o to, że jak komuś było dobrze przed laty w ciasnocie, to teraz wszystkim musi być dobrze. Ale można smędzić, że trudno, ciasno, beznadziejnie. A można samemu się otworzyć i dzieci od małego uczulać, że można coś robić - patrzeć, uczyć się, poznawać, testować, pracować, zaczynać cokolwiek robić, szukać, szukać, szukać. Jak mam mało pieniędzy i miejsca - to szukam zajęcia pod te warunki, jakie mam. Tylko przyzwyczajenie, że ktoś mi da, że ja nauczyłam/łem się tego jednego i tylko to mogę robić, to mogiła. Ja tam wolę trudniejsze warunki dla dzieci, bo uważam, że wtedy łatwiej ciosać charakter i popychać dzieci do działania i elastyczności. Co nie znaczy, że w domu, gdzie jest sporo pomieszczeń, tego nie będzie - bo tam pracy może być tyle, że więcej nie trzeba szukać.
W dobrze funkcjonujących rodzinach nadal tak jest. Nie ma rozmemłania, dzieci maja obowiązki, da uczone samodzielności i zaradności, rodzina pomaga sobie wzajemnie.
Komentarz
Ale że się nie da?
Idąc tym tokiem myslenia to dzieci powinni miec tylko ci, co to im powierzchni mieszkalnej zbywa.
Szczerze? Przeraża mnie takie myślenie!
Bo stąd prosta droga do aborcji czy eutanazji...
Zresztą taka jedna publicznie przyznała się do aborcji, bo...metraż mieszkania za mały.
A jak tylko pojawi się ktoś, kto pisze o małym metrażu, ciasnocie to zaraz zarzuca mu się wygodnictwo i jest zalew postów jak to kiedyś na kupie się extra mieszkało. Albo ze sami aktualnie maja (jednak maja) większy metraż ale dzieci lubią być w „kupie”.
Wiesz...pragnienie dziecka zaczyna się w sercu jeszcze przedtem zanim sie to dziecko pocznie. Miłość do dziecka zaczyna się wpierw zanim ono zaistnieje pod sercem matki.
Chrzescijanscy małżonkowie zobowiązują się przed Bogiem przyjąc kazde dziecko jakim Bóg ich obdarzy. Bo dziecko jest DAREM. Nie wynikiem naszych kalkulacji czy nas na nie stac, czy mamy ochotę meczyc sie z jego wychowaniem, czy mamy odpowiedni metraz na głowę...
Bog powolując dziecko do istnienia doskonale wie, czego mu potrzeba. Bog sie nie myli.
Bog nie kalkuluje tak jak człowiek.
Na szczęście...
Popatrz na Świętą Rodzinę. Czy Jezus urodził się w pałacu?
Chodzenie w piżame i okres... eee szczerze nie wiem w czym problem. Jakoś to takie normalne dla nas było.
Dlatego też dla mnie po tych doswiadczeniach nie jest straszna wizja wspolnego pokoju dzieci różnych plci, gdy nie da sie inaczej.
Ja nawet gdybym miała ogromny dom i dużo pokoi to chcialabym by dzieci miały sypialnie przynajmniej po dwoje. Oni nie lubia być w pokoju sami, zawsze szukają towarzystwa, ojazji do rechotania razem. U nas dziewczyny starsze, chlopcy mlodsi wiec pewnie tak kiedys będzie taki naturalny podzial.
@mader fajnie to napisałaś. Podpisuje się.
A jednak wszyscy przeżyli. Ba niektórzy nawet sobie to chwalą.
Czyli jednak się da.
W ramach solidarnosci...
Ile dzieci mozna było wychowac w przysłowiowej jednej izbie?!
Tylko, ze dziecko traktowano w ówczas jako znak Bożego błogosławieństwa.
Nie ma prostego przełożenia, że jak każde dziecko ma osobny pokój, to wspaniale, bo teraz mu dobrze i ma takie wspaniałe warunki. A dzieci mieszkające razem w jednym pokoju to mają tak źle. Jedni zaczną coś robić, myśleć, uczyć się kombinować, inni będą całe życie czekać i płakać bez względu na warunki w domu rodzinnym. A trudności, tak teraz traktowane z pogardą, mogą dobrze ukształtować charakter. Dzieci, które mają wiele, nic nie muszą, nie zawsze w życiu dają sobie radę. One nic nie musiały, wszystko miały na wyciągnięcie ręki.
I nie mam odwagi powiedzieć im, ze marudzą a nic nie robią.
Ciasny metraż nie zawsze kształtuje dobrze charakter, tak jak nie zawsze zamknięcie w osobnym pokoju daje luz.
Kazda rodzina jest inna. Każdy człowiek dorosły, każde dziecko jest inne.
I wiesz Aniu, nie zawsze można wszystkich wsadzić do wora z napisem „nam było dobrze tak czy siak wiec i tobie tez musi”
nie musi, bo się wszyscy różnimy.
a osobny pokój, danie go dziecku nie jest równoznaczne z tym ze daje się mu się wszystko, na nic nie musi zasłużyć, zapracować, bo ma wszystko podane na tacy...
pomiedzy „ciasnota/wspólne pokoje kszałtuja dobrze charakter” a „osobny pokój to rozpieszczanie dziecka, które nic robi a jest tylko roszczeniowe” nie ma pustki.
Bo to nie jest tak ze jest albo czarne albo białe.
Nie chodzi mi o to, że jak komuś było dobrze przed laty w ciasnocie, to teraz wszystkim musi być dobrze. Ale można smędzić, że trudno, ciasno, beznadziejnie. A można samemu się otworzyć i dzieci od małego uczulać, że można coś robić - patrzeć, uczyć się, poznawać, testować, pracować, zaczynać cokolwiek robić, szukać, szukać, szukać. Jak mam mało pieniędzy i miejsca - to szukam zajęcia pod te warunki, jakie mam. Tylko przyzwyczajenie, że ktoś mi da, że ja nauczyłam/łem się tego jednego i tylko to mogę robić, to mogiła.
Ja tam wolę trudniejsze warunki dla dzieci, bo uważam, że wtedy łatwiej ciosać charakter i popychać dzieci do działania i elastyczności. Co nie znaczy, że w domu, gdzie jest sporo pomieszczeń, tego nie będzie - bo tam pracy może być tyle, że więcej nie trzeba szukać.