@Malgorzata alez ja zupelnie nie o tym,ale skoro juz wspomjialas,to odpowiem-przed kilkoma wpisaki bylo,ze chodzi o więź z matką... a tu ani na miedzy ani z guwernantką,ze o ochronce nie wspomnę to tej matki jakby mało...i tej mitycznej ( w tych przykładach) więzi...
A chodziło mi ( no moze niezbyt jasno napisalam),ze gdzie jak nie tu bylo o tym,ze kazdy musi wybrac model optymalny dla swojej rodziny i ani nie oceniac innych wyborow ani nie dawac sie samemu oceniac I ze rodzicielstwo przez wieki to różne modele mialo,a juz na pewno nie bylo tego rodzicielstwa bliskosci a zycie dzieci nie bylo uslane różami.
Moja mama pracowała w żłobku tygodniowym. A to nie były czasy jakieś zamierzchłe, ale za komuny. Od poniedziałku do piątku. Jak rodzic nie zabrał dziecka w piatek, to opiekunka odwozila do domu dziecka. Rodzice to i patologia, jak i robiący karierę aktorzy czy ludzie na swieczniku.
A u mnie teraz wszystko na opak. Ja chodzę do pracy, a mąż został mamą, dla niemowlaka. Ale na odwrót byłoby dla nas teraz po prostu bardzo źle, z różnych przyczyn. Mam mieć wyjazd z pracy za miesiąc, na parę dni. Miałam jechać z małą i mężem. Ale okazało się, że nie da rady ich wziąć. No i co teraz? Sama się zgłosiłam, żeby skorzystać z tego, że on nie musi brać teraz urlopu na te moje wyjazdy. A w tym, co robię, zawsze będę miała wyjazdy.
Inna sprawa, że taka zmiana ról bardzo pomogła w zobaczenia perspektywy drugiej osoby. Obojgu to chyba dało do myślenia.
Kiedyś chciałam dopasować zawód do życia rodzinnego. Ale jakoś teraz tak już tego nie widzę. Trzeba żyć i jakoś to sobie poukładać. Mi akurat praca daje takie paliwo,frajde,energię życiową.
W ciągu 6 lat, odkad są dzieci, przerobilismy wszystkie możliwe opcje - kto w domu, kto poza, przedszkola, nianie, klubiki, dziadki. Trzeba rzezbic w naszym przypadku. Może kiedyś przeskoczy mi w głowie jakaś klapka i ulozymy to wszystko jakoś inaczej. Na razie rzeźba.
malagala - obawiam sie, że mniej też to czeka, taka zamiana. To może być trudne tak nagle zamienić się rolami.
przerobilismy już nawet kłótnie "jak wracam do domu z roboty, to chociaż obiad mogłabym dostać!" E: trudne, ale czasem śmieszne A czasem dolujace, że więź z matką, bla bla bla
A może ja mam skrzywiony obraz, bo w domu miałam max pięcioro, a w pracy czasem z 10, a czasem i z 20 dzieci do lat 3 zostawałam sama. Więc zawsze w domu wychodził mi luz większy niż w pracy
Obiad to podstawa. Przyjemnie po pracy zjeść ciepły posiłek i później relaksować się bawiąc z dziećmi Jak mąż miał urlop to oczekiwałam że po moim powrocie z pracy będzie obiad, nie musial być dwudaniowy, czasem częściowo przygotowany wcześniej przeze mnie np zamrożone kotlety mielone, czy mięso do spagetti ale musiał być. Przygotowanie obiadu nie zajmuje dużo, u mnie z reguły do 20 min, można częściowo zrobić wieczorem.
Malgorzata jak zawsze jesteś niezawodna w odpowiadaniu sobie na pytania,ktore sama sobie zadajesz i dyskutujesz niby z kims innym ale tak naprawdę ze sobą
Ja to mam generalnie gdzies,naprawde nie jestes mnie w stanie obrazić ,mozesz mnie nadal pracowicie kasać i podgryzac mniej lub bardziej subtelnie ale ciekawam bardzo,czy z taką sama bezwzględnoscią jak piszesz potrafiłabyś powiedzieć to prosto w twarz tutejszym matkom,ze rozryĺy dzieciom mózg i z premedytacją krzywdziły,bo ich dzieci żlobkowe byly.
Peesik: zaburzona więź może byc takze w przypadku dziecka będącego z mamą w domu...
Lepiej jednak mieć świadomość co z czego wynika, niż głosić głupoty o dobrodziejstwie np. żłobka I co innego jest zadeklarować,że przedszkole jest super bo mam parę godzin na swoje sprawy. A co innego głosić dobrodziejstwo placówki opiekuńczej.
To nie Małgorzata, tylko solidna wiedza, tak to właśnie funkcjonuje. I nie stara wiedzą , bo jeszcze żadnemu naukowców i inaczej wyjść nie chce... Dziecko do około 3 roku życia ma bardzo wrażliwa psychikę, a najważniejszą jest matka. Wiadomo jak mus, to mus, ale znam osoby, które zostawiają niemowlęta z babcią, opiekunka, po to, żeby wyjechać na 2, 3 tygodnie na wakacje. Warto wiedzieć jaka to trauma dla małego dziecka, jak śmierć matki.
To nie Małgorzata, tylko solidna wiedza, tak to właśnie funkcjonuje. I nie stara wiedzą , bo jeszcze żadnemu naukowców i inaczej wyjść nie chce... Dziecko do około 3 roku życia ma bardzo wrażliwa psychikę, a najważniejszą jest matka. Wiadomo jak mus, to mus, ale znam osoby, które zostawiają niemowlęta z babcią, opiekunka, po to, żeby wyjechać na 2, 3 tygodnie na wakacje. Warto wiedzieć jaka to trauma dla małego dziecka, jak śmierć matki.
Mało się pisze o RAD. A tacy poranieni ludzie dorośli co nie są w stanie wejść w związek to może być to. Można mieć pełną rodzinę i RAD. A żłobek niestety temu sprzyja. Małgorzata dobrze pisze.
Żłobki cały czas są pokazywane w mediach jako recepta na większy przyrost naturalny, żeby każda kobieta miała gdzie zostawić dziecko i wrócić szybko do pracy. Co jakiś czas temat wraca.
Na studiach nie wolno mowic, że żłobki są szkodliwe.
Prof. Ewa Budzyńska prowadziła zajęcia pt. „Międzypokoleniowe więzi w rodzinach światowych”. Ich celem było zapoznanie uczestników z rodziną jako elementem struktury społecznej oraz przedstawienie jakie formy przyjmowała ona na przestrzeni wieków w zależności od kształtującej ją kultury lub religii. W czasie zajęć studenci poznawali odmienności kulturowe rodzin wyznawców chrześcijaństwa, judaizmu, islamu czy hinduizmu. Po zajęciach dotyczących rodziny w kontekście nauki chrześcijańskiej grupa studentów złożyła do władz uczelni skargę na prof. Ewę Budzyńską. Zarzucali jej narzucanie słuchaczom „ideologii anti-choice, poglądów homofobicznych, antysemityzmu, dyskryminacji wyznaniowej, informacji niezgodnych ze współczesną wiedzą naukową oraz promowanie poglądów radykalno-katolickich”.
Tym, co wzburzyło protestujących, było nazwanie człowieka w prenatalnej fazie rozwoju „dzieckiem” oraz pokazywanie modeli różnych faz rozwoju płodowego dziecka. Krytyka dotyczyła także zaprezentowania badań wskazujących na negatywny wpływ posyłania dzieci do żłobków na ich rozwój, a przede wszystkim samego zreferowania przez wykładowcę definicji rodziny jako podstawowej i naturalnej komórki społeczeństwa opartej o związek kobiety i mężczyzny. Nie do przyjęcia okazało się także zaprezentowanie publikowanych w prasie naukowej wyników badań na temat skutków wychowywania dzieci przez osoby pozostające w relacjach homoseksualnych. Skarga dotyczyła także krytycznego stosunku wykładowcy do eutanazji i jej rzekomego „antysemityzmu”.
Ja nie jestem przekonana co do tego, ze wszystkie 3 latki sie do przedszkola nadają... a co dopiero żłobek! Po co dziecko, jak nie lubisz, nie możesz takiego minimum rok, dwa z nim przebywać tylko oddajesz do fabryki zwanej żłobkiem? Jeszcze co innego opiekunka, babcia, ciotka, ale nie instytucja... żal po prostu takie rzeczy czytac.
Łooo Paaani. Teraz to dopiero będzie systemowe rozwiazanie. W sensie system żłobków i klubikow. A przy galopujących cenach i masakrycznych podwyżkach wszędzie, wzroście cen za uslugi itp to moze się okazac,ze i tygodniowe będą popularne,bo rodzice będą kilka etatów ciągnąć. A czy to się przełoży na dzietnosc to trudno powiedzieć
J2017 Z zewnątrz tak się wydaje, że żłobek nie ma wpływu i wyrastają normalni ludzie, ale co oni wewnątrz przeżywają nie zgadniesz. Poczytaj, bo warto i wyczerpująco opisany temat: http://www.iumw.pl/wiez-kontra-zlobki.html Powinna to być lektura obowiązkowa, dla popierających żłobki. Podoba mi się czeskie rozwiązanie.
To nie jest taka prosta alternatywa. Kiedyś przeczytałem książkę o antropologi dzieciństwa. W pierwotnych kulturach zajmowanie się dziećmi wygladało w ten sposób, że faktycznie do ok. 1 roku zycia dziecko przebywało przede wszystkim z mamą, wisząc na piersi. Potem, gdy już potrafiło chodzić trafiało do plemiennej grupy dzieciaków i razem z nimi się "wychowywało". Dzieci zasadniczo były na samym dole hierarchii społecznej i nie zaprzątały zbytnio uwagi.
Oczywiscie dziś jest mnóstwo badań, które pokazują jakie skutki powoduje oddanie dzieci do placówek (podniesiony kortyzol choćby i konsekwencje tego). Ale tutaj wcale nie chodzi o więź z matką na zasadzie ciągłych bliskich relacji. Tylko o poczucie bezpieczeństwa, które daje okreslona grupa bliskich, znanych ludzi. Problem placówki polega na tym, że dziecko trafia w obce miejsce bez możliwości stopniowej adaptacji.
Sytuacja, gdy matka zostaje sama w domu z gromadką dzieci z ograniczonym kontaktem z innymi ludźmi jest nie mniejszą abberacją, niż posyłanie dzieci do placówek, gdy są bardzo małe. Niektóre matki z troski o dzieci biorą całą abberacje na siebie, inne przerzucają na dziecko, inne szukają kompromisu lub umieją budować świetne więzi z innymi matkami, co choćby trochę przypomina te prymitywne plemiona w których wyewoluowały nasze systemy hormonalne.
My 2x próbowaliśmy z przedszkolem państwowym w pobliżu (na Pradze Północ są tylko takie)- kompletny brak elastyczności, bardzo dużo spraw, których nie mogliśmy zaakceptować. Z większych afer: dziecko, które zmoczyło się było rozebrane i wyśmiewane publicznie (w XXI w.), dyrektorka wyleciała, ale zranienie zostało. Potem byłam na badaniach do ED w lokalnej PPP i pani psycholog również zalecała podobne metody w nauce spraw łazienkowych dziecka z problemami. Tak, że ja bym sprawdzała bardzo dokładnie lokalną mentalność.
Żłobek powinien być ostatecznością. Dziecko rodzi się z mózgiem, którego obszary mielinizują się w konkretnych latach, gdy jest prawidłowo stymulowany. Obszar rozwijający się w pierwszej kolejności to obszar odpowiedzialny za tworzenie więzi a stymulowany jest do dojrzewania poprzez odpowiednią opiekę przez jednego, stałego , (tego samego) opiekuna. Ta wiedza nikogo nie obraża. Co to w ogóle za pomysł żeby wiedza medyczna obrażała. Jak kiedyś zalecano pić wino w ciąży to teraz te matki powinny się obrazić na ludzi, którzy mówią o FASie?
@Anawim czytałeś "Białą Masajkę"? Struktura społeczna u Masajów to nie jest to samo do czego nasze mózgi są przystosowane. Dzieci tam nie są przywiązane do rodziców. Wioska jest podstawową komórką społeczną.
To jest całe clue ..urazenie kogoś ! Teraz każdy się może obrazić o wszystko. Jest też konkretna wiedza medyczna o homoseksualizmie, ale nie wolno jej wypowiadać na głos bo homoseksualista posmutnieje . Matki muszą zarabiać i jest im z tego powodu przykro i jeszcze jak ktoś przypomni o rozwoju małego człowieka to będzie im jeszcze bardziej przykro i źle na świecie ..Ma być miło i każdemu dobrze a wogole to dla zaburzonych są psychoterapię na wszystko i jest spoko..żłobki najlepiej zaraz po wyjściu z porodówki
Z punktu widzenia socjologicznego przez kilkanaście lat dzieci są przyzwyczajane do "szkolnej wioski" , załóżmy że im się buduje taki wzorzec , a potem spędzają życie jako dorośli bez grupy, w ruchu pomiędzy małymi grupkami zmieniających się pracowników, w domu samotność z jedną osobą i małą ilością dzieci lub w ogóle bez dzieci, to chyba jest rozdźwięk. Tak sama to wymyśliłam do dyskusji , nie obrażę się jeśli źle wnioskuję.
Dla mnie jasne jest ze tak do 3 roku życia żłobek powinien być ostatecznością. Małe dziecko potrzebuje bliskości rodziców, stabilizacji, dwulatek nie potrzebuje interakcji z innymi dziecki tak jak potrzebuje mamy. Ale 4-5 latki? Niektóre z was negują kompletnie fakt, ze są dzieci bardzo energiczne i towarzyskie które naprawdę bardzo lubią przedszkole. Nawet jesli maja w domu rodzeństwo w swoim wieku to dalej mogą chcieć więcej bawić się z innymi dziećmi, może lubić zabawy w grupie. Mówię to jako matka spokojnych introwertyków ale widze, ze dzieci są naprawdę bardzo różne. Poza tym naprawdę 5-letnie dziecko nie musi przebywać non stop z matka by mieli wspaniała wiez. To jest niesamowite, ze przy całym nostalgicznym wspominaniu jak to dobrze było kiedyś, dziecko chyba nigdy nie było takim pępkiem świata jak teraz i chyba nigdy nie postulowało się takiego "kwokowania" dzieciom byle nie odeszły za daleko od maminej spódnicy. Jakieś dowartościowywanie się za pomocą dziecka, ze jak nie będzie z mama w domu dzień w dzień dopóki nie pójdzie do szkoły (o ile pójdzie a nie zostanie w ED) to wpadnie w zagrożenia, będzie mieć kiepska wiez z mama Aha i osłabi sie tez jego wiara
Komentarz
A chodziło mi ( no moze niezbyt jasno napisalam),ze gdzie jak nie tu bylo o tym,ze kazdy musi wybrac model optymalny dla swojej rodziny i ani nie oceniac innych wyborow ani nie dawac sie samemu oceniac
I ze rodzicielstwo przez wieki to różne modele mialo,a juz na pewno nie bylo tego rodzicielstwa bliskosci a zycie dzieci nie bylo uslane różami.
Inna sprawa, że taka zmiana ról bardzo pomogła w zobaczenia perspektywy drugiej osoby. Obojgu to chyba dało do myślenia.
Kiedyś chciałam dopasować zawód do życia rodzinnego. Ale jakoś teraz tak już tego nie widzę. Trzeba żyć i jakoś to sobie poukładać. Mi akurat praca daje takie paliwo,frajde,energię życiową.
W ciągu 6 lat, odkad są dzieci, przerobilismy wszystkie możliwe opcje - kto w domu, kto poza, przedszkola, nianie, klubiki, dziadki. Trzeba rzezbic w naszym przypadku. Może kiedyś przeskoczy mi w głowie jakaś klapka i ulozymy to wszystko jakoś inaczej. Na razie rzeźba.
E: trudne, ale czasem śmieszne A czasem dolujace, że więź z matką, bla bla bla
Ja to mam generalnie gdzies,naprawde nie jestes mnie w stanie obrazić ,mozesz mnie nadal pracowicie kasać i podgryzac mniej lub bardziej subtelnie ale ciekawam bardzo,czy z taką sama bezwzględnoscią jak piszesz potrafiłabyś powiedzieć to prosto w twarz tutejszym matkom,ze rozryĺy dzieciom mózg i z premedytacją krzywdziły,bo ich dzieci żlobkowe byly.
Peesik: zaburzona więź może byc takze w przypadku dziecka będącego z mamą w domu...
I co innego jest zadeklarować,że przedszkole jest super bo mam parę godzin na swoje sprawy.
A co innego głosić dobrodziejstwo placówki opiekuńczej.
Prof. Ewa Budzyńska prowadziła zajęcia pt. „Międzypokoleniowe więzi w rodzinach światowych”. Ich celem było zapoznanie uczestników z rodziną jako elementem struktury społecznej oraz przedstawienie jakie formy przyjmowała ona na przestrzeni wieków w zależności od kształtującej ją kultury lub religii. W czasie zajęć studenci poznawali odmienności kulturowe rodzin wyznawców chrześcijaństwa, judaizmu, islamu czy hinduizmu. Po zajęciach dotyczących rodziny w kontekście nauki chrześcijańskiej grupa studentów złożyła do władz uczelni skargę na prof. Ewę Budzyńską. Zarzucali jej narzucanie słuchaczom „ideologii anti-choice, poglądów homofobicznych, antysemityzmu, dyskryminacji wyznaniowej, informacji niezgodnych ze współczesną wiedzą naukową oraz promowanie poglądów radykalno-katolickich”.
Tym, co wzburzyło protestujących, było nazwanie człowieka w prenatalnej fazie rozwoju „dzieckiem” oraz pokazywanie modeli różnych faz rozwoju płodowego dziecka. Krytyka dotyczyła także zaprezentowania badań wskazujących na negatywny wpływ posyłania dzieci do żłobków na ich rozwój, a przede wszystkim samego zreferowania przez wykładowcę definicji rodziny jako podstawowej i naturalnej komórki społeczeństwa opartej o związek kobiety i mężczyzny. Nie do przyjęcia okazało się także zaprezentowanie publikowanych w prasie naukowej wyników badań na temat skutków wychowywania dzieci przez osoby pozostające w relacjach homoseksualnych. Skarga dotyczyła także krytycznego stosunku wykładowcy do eutanazji i jej rzekomego „antysemityzmu”.
https://dzienniknarodowy.pl/uniwersytet-slaski-postepowanie-dyscyplinarne-wobec-wykladowczyni-za-przedstawienie-malzenstwa-jako-zwiazku-kobiety-i-mezczyzny/#
Chory ten świat. Co warte są teraz te studia? Studenci wymagają, żeby wykłady zgadzały się z ich światopoglądem.
a co dopiero żłobek! Po co dziecko, jak nie lubisz, nie możesz takiego minimum rok, dwa z nim przebywać tylko oddajesz do fabryki zwanej żłobkiem? Jeszcze co innego opiekunka, babcia, ciotka, ale nie instytucja... żal po prostu takie rzeczy czytac.
A czy to się przełoży na dzietnosc to trudno powiedzieć
Poczytaj, bo warto i wyczerpująco opisany temat:
http://www.iumw.pl/wiez-kontra-zlobki.html
Powinna to być lektura obowiązkowa, dla popierających żłobki.
Podoba mi się czeskie rozwiązanie.
Kiedyś przeczytałem książkę o antropologi dzieciństwa. W pierwotnych kulturach zajmowanie się dziećmi wygladało w ten sposób, że faktycznie do ok. 1 roku zycia dziecko przebywało przede wszystkim z mamą, wisząc na piersi. Potem, gdy już potrafiło chodzić trafiało do plemiennej grupy dzieciaków i razem z nimi się "wychowywało". Dzieci zasadniczo były na samym dole hierarchii społecznej i nie zaprzątały zbytnio uwagi.
Oczywiscie dziś jest mnóstwo badań, które pokazują jakie skutki powoduje oddanie dzieci do placówek (podniesiony kortyzol choćby i konsekwencje tego). Ale tutaj wcale nie chodzi o więź z matką na zasadzie ciągłych bliskich relacji. Tylko o poczucie bezpieczeństwa, które daje okreslona grupa bliskich, znanych ludzi. Problem placówki polega na tym, że dziecko trafia w obce miejsce bez możliwości stopniowej adaptacji.
Sytuacja, gdy matka zostaje sama w domu z gromadką dzieci z ograniczonym kontaktem z innymi ludźmi jest nie mniejszą abberacją, niż posyłanie dzieci do placówek, gdy są bardzo małe. Niektóre matki z troski o dzieci biorą całą abberacje na siebie, inne przerzucają na dziecko, inne szukają kompromisu lub umieją budować świetne więzi z innymi matkami, co choćby trochę przypomina te prymitywne plemiona w których wyewoluowały nasze systemy hormonalne.
Teraz każdy się może obrazić o wszystko.
Jest też konkretna wiedza medyczna o homoseksualizmie, ale nie wolno jej wypowiadać na głos bo homoseksualista posmutnieje .
Matki muszą zarabiać i jest im z tego powodu przykro i jeszcze jak ktoś przypomni o rozwoju małego człowieka to będzie im jeszcze bardziej przykro i źle na świecie ..Ma być miło i każdemu dobrze a wogole to dla zaburzonych są psychoterapię na wszystko i jest spoko..żłobki najlepiej zaraz po wyjściu z porodówki