Jak mówi moja babcia (rocznik 33), najgorsza jest samotność. Kiedy nie ma do kogo się przytulić, posiedzieć trzymając się za ręce, wypić wspólnie herbatę, ba... powkurzać się na tego drugiego. I w sumie ja tez się tego boje.
Nie wyobrażam sobie zmienić siebie, dostosować się, zmienić nawyki, będąc po 40. Zwłaszcza, że druga osoba też ma jakieś doświadczenia, zwyczaje itp. Człowiek już nie jest tak elastyczny, nie buduje od początku, nie, ja uważam że jeśli małżeństwo kończy się zbyt wcześnie, to już jest koniec i nic nowego nie ma sensu budować.
Kurczę, Ojejuju, myślałam cały czas, że nie jesteś sama. Bardzo się cieszyłam, że na nowo udało Ci się z kimś fajnym związać. Tym bardziej trzymam kciuki za tą sprawę. Żeby się jeszcze stało pięknie w tej materii.
ale z drugiej strony po 40 człowiek ma większy dystans do życia. Ja np nie mam juz potrzeby zmiany drugiego człowieka, mam wiekszą akceptację odmiennych zwyczajów, a z drugiej strony też nie czuję już presji dostosowywania się do innych.
Moja teściowa wyszła za mąż w wieku 63 lat. Ona wdowa, on też wdowiec. Uważam że są do siebie nieźle dobrani, mimo że szczerze wątpiłam że kogoś znajdzie. Poznali się przez wspólną znajomą, na wystawie obrazów mojej teściowej. On ma jedną córkę i dwie wnuczki, z którymi rzadko się widuje, bo są z innego miasta. Za to od naszej strony zyskał sześcioro wnuków a nasze dzieci zyskały dziadka i to jest super. Czasem pilnuje naszych dzieci, bawi się z nimi. Jest fajnie.
Wychodząc pierwszy raz za mąż tez przyzwyczajamy się do kogoś obcego. Każde wspólne zamieszkanie -czy to po ślubie, czy przed ślubem, uczy wspólnego życia. Bo dopiero wtedy, pod wspólnym dachem wychodzi kto jakie ma przyzwyczajenia. Nie wszystko są się zmienić. Nie wszystko żonie uda się zmienić w mężu, mąż tez nie wszystko jest w stanie zmieniać u swojej zony. Niektóre nawyki trzeba zaakceptować. I tak chyba tez jest jest w powtórnym związku. Wchodzi się w związek ze swoim bagażem -swoimi zwyczajami, przyzwyczajeniami. Można droga kompromisu i akceptacji stworzyć coś dobrego. Na sile nie da się zmienić drugiego człowieka.
Hipolit - ale jest różnica miedzy dwudziestolatkami, którzy razem tworzą nowe zycie, a wdowcami, nie dość że wiekiem starszymi to jeszcze z trudnością zmiany. Ja np sobie nie wyobrażam zmiany w codziennym życiu, rutynie. Taki przyklad, nie składam męża rzeczy, wyjęte z suszarki odkładam w jedno miejsce. A gdyby taka druga osoba całe 30 lat swego małżeństwa żyła tak, że żona składa te ubrania i odkłada do szafy i też nie zmieni swoich przyzwyczajen? A to drobne przykłady, nieistotne wręcz, ale życie się składa z mnóstwa takich a do tego kilku poważnych.
Szczurzysko mlodzi tez pochodzą z różnych domów. Bywa ze oboje młodych nic nie robiło w domu bo wszystko robiła mama. I żadne z nich nie chce robić tego, co matka za niego całe życie robiła. I co wtedy? Myslisz ze oboje nagle doznają olśnienia- ot, młodzi jesteśmy, nauczmy się tego? A co jeśli jedno z nich nie chce się nauczyć? No można zagryźć zęby, nauczyć się i robić to za oboje. Tylko predzej czy później wyskoczy -bo ja robię za ciebie, bo ty nie pomagasz, bo ja musiałam zmienić coś dla ciebie. Starsi, pomimo swoich przyzwyczajeń maja ciut więcej cierpliwości a i krew już tak nie buzuje. Łatwiej przychodzi wypracować kompromis.
Mam dużą potrzebę życia w parze, ale tylko z
moim mężem. Pewnie cierpiałabym gdybym go straciła, ale nie dlatego, ze
jestem sama. Nie marzyłam jako nastolatka o małżeństwie i niespecjalnie
się oglądałam za chlopakami, mnóstwo innych rzeczy mnie fascynowało, i
tylko mąż mnie przekonał - drugiemu już się raczej nie uda
Mimo, że na chwilę obecną nie wyobrażam sobie życia
bez mojego męża, to nie upierałabym się, że podobne miałabym zdanie
żyjąc dłużej samotnie.
Na pewno trudniej pogodzić przyzwyczajenia w starszym wieku niż jak się ma dwadzieścia parę lat, ale jest to mozliwe. Znam parę, ona niezamężna nigdy, on długo wdowiec, bo wcześnie stracił żonę. Pobrali się około 50-tki i wyglądają na bardzo szczęśliwych, niemalże jak zakochane 20-latki i nie jest to pierwszy rok ich małżeństwa.
Btw, tak mi się skojarzyło, mam nadzieję, że nikogo nie urażę:
"Tyle wiemy o sobie na ile nas sprawdzono". To co tu piszecie (większość osób) to rozważania czysto teoretyczne. Owszem, możemy zakładać, że chciała/nie chciałabym wyjść ponownie za mąż, ale dopiero doświadczenie wdoeieństwa weryfikuje te założenia.
Z mojej obserwacji wynika, ze kawalerow po czterdziestce nie ma zbyt wielu. Ja znam jednego po czterdziestce, jednego trzydziestoletniego i kilku po piecdziesiatce ( ale ci sa czesto po wielu piecdziesiatkach...).
Co do komplikacji w związku starszych wiekiem i bagażu to u moich dalszych znajomych sytuacja jak z głupiego serialu. Po ich ślubie mama zakochała się w teściu, z wzajemnością, rozwiedli się , pobrali i teraz przy każdej okazji, świętach jest problem logistyczny. Porzucony mąż, porzucona żona i zakochane gołąbki, które też są mamą i tatą.
Komentarz
I w sumie ja tez się tego boje.
@Ojejuju, kibicuje Ci z całego
Mam świetną, poszukującą przyjaciółkę . Przed 40-tką.
Ja też
Każde wspólne zamieszkanie -czy to po ślubie, czy przed ślubem, uczy wspólnego życia. Bo dopiero wtedy, pod wspólnym dachem wychodzi kto jakie ma przyzwyczajenia. Nie wszystko są się zmienić. Nie wszystko żonie uda się zmienić w mężu, mąż tez nie wszystko jest w stanie zmieniać u swojej zony.
Niektóre nawyki trzeba zaakceptować.
I tak chyba tez jest jest w powtórnym związku.
Wchodzi się w związek ze swoim bagażem -swoimi zwyczajami, przyzwyczajeniami. Można droga kompromisu i akceptacji stworzyć coś dobrego. Na sile nie da się zmienić drugiego człowieka.
nówka lamborghini trzeba nauczyć się jeździć, i nie zawsze zapanujemy nad jego mocą
mlodzi tez pochodzą z różnych domów. Bywa ze oboje młodych nic nie robiło w domu bo wszystko robiła mama. I żadne z nich nie chce robić tego, co matka za niego całe życie robiła. I co wtedy? Myslisz ze oboje nagle doznają olśnienia- ot, młodzi jesteśmy, nauczmy się tego? A co jeśli jedno z nich nie chce się nauczyć? No można zagryźć zęby, nauczyć się i robić to za oboje. Tylko predzej czy później wyskoczy -bo ja robię za ciebie, bo ty nie pomagasz, bo ja musiałam zmienić coś dla ciebie.
Starsi, pomimo swoich przyzwyczajeń maja ciut więcej cierpliwości a i krew już tak nie buzuje.
Łatwiej przychodzi wypracować kompromis.
To co tu piszecie (większość osób) to rozważania czysto teoretyczne.
Owszem, możemy zakładać, że chciała/nie chciałabym wyjść ponownie za mąż, ale dopiero doświadczenie wdoeieństwa weryfikuje te założenia.