@Rosea, ok jak upiekłaś, to pewnie głupie pytanie było z mojej strony. Myślałam, że po prostu babcia zapewnia tort i jest tylko taki, to wtedy bezsensu pretensje.
Z jednej strony nietakt teściowej,a z drugiej ja Ją rozumiem. Sami staramy się dbać o jedzenie, ale nie jesteśmy ograniczeni chlustającym dzieckiem. I proszę Cię Roseo nie pisz do mnie rzeczy, że nie jem siarkowanych daktyli, bo to nic nie znaczy. Etykiety uwaznie czytam od 4 lat, mieliśmy "przygodę z Jasiem" i od tej pory pozmienialiśmy duużo w diecie naszej i naszego starszego Syna.
Ale nie o tym, rozumiem Twoją teściową i rodzinę. Zobacz, czy Ty chciałaś tak jeść? Czy podobało Ci się to?
Raczej nie.
Teraz jakby przez Z. jesteś zmuszona do tej diety, odkryłaś powoli, że da się w ten sposób smacznie zjeść, upiec ciasto, zjeść nalesniki i coś tam jeszcze.
Ale wcześniej?? Raczej bez entuzjazmu.
Twoja teściowa pewnie też nie jest entuzjastką diety eliminacyjnej, je pewnie tradycyjnie, więc i smaki ma inne. I nawet jak ciasto 3xbez będzie super pyszne, to dla Niej niekoniecznie musi takie być.
Rozumiem też Ciebie, przygotowałaś urodziny, zaprosiłaś gości, natrudziłaś się, więc chciałabyś by wykazali minimum dobrej woli i zjedli, ale nie wyszło.
Jeśli Ty miałaś co jeść i Oni też, to extra.
Urazić Cię z zaden sposób nie chciałam .
BTW z mojego "podwórka" z mojej całej rodziny tylko dwie osoby przekonały się do "naszego" chleba, a jest on glutenowy na drożdżach.
Eee tam! Moja tesciowa kupuje maki bezglutenowe i trzyma sie listy zakazanych produktow! Jak mawia moja corka;) " mozna?mozna!!!" trzema miec tylko min dobrej woli! Zamordowalabym za taki nr na MOICH ur:P ale ja choruje na chrobe wsieklych krow;) pernametnie;)
@MonikaN ja się naprawdę staram zrozumieć. Ale napiszę tak: po doświadczeniach mojego brata z dietą cukrzycową 16-18 lat temu (nie to co teraz pompa u mnie, u niego zresztą też; wtedy miał kilka wstrzyknięć o odpowiednich porach, dawki raczej niezmienialne, pory niezmienialne - o odpowiedniej godzinie musiał zjeść odpowiedni posiłek) i widząc jak wtedy reagowali inni, i widząć teraz jak reagują inni na moją dietę - nie mam litości. A jak juz ktoś reaguje w stylu: jaka ty biedna i co ty w ogóle jesz, to mam ochotę dusić.
To, moim zdaniem jest generalnie chyba większy problem, pod tytułem: jak żyć obok i z osobą chorą. Nieważne, czy jest to alergia, celiakia, cukrzyca czy cos innego, z czym się żyje, czy choroba nieuleczalna, śmiertelna. Osobiście bym obstawiała bycie i nie mówienie: jaka/jaki ty biedny/biedna. Ani nie o zrobienie czegos, żeby się samemu lepiej poczuć, albo dawanie "dobrych rad" albo nie zauważanie problemu. Ze swojej strony mogę napisać, że jestem zmęczona z jednej strony moją chorobą i moją dietą, z drugiej strony wypatrywaniem reakcji u Z. po zjedzeniu tego czy tamtego i dietą dodatkową ze względu na Z. I jak mi ktoś, nie znający tematu od podszewki, zaczyna dawać dobre rady, albo wciskać mi się ze swoim jedzeniem (gdyby chociaż ktoś porozmawiał ze mną to ok, cos byśmy ustaliły, albo dowiedzieliby się, ze czeka na nich ciasto) to reaguję agresywnie, no tak mam. Ale jak napisałam, stosunek do takich niecodziennych sytuacji, to temat na inny pewnie rozległy wątek.
A Boże Narodzenie przeżylam na pierogach gryczanych z cebulą z dodatkiem kapusty kiszonej. No ale wtedy to początki moje były dopiero.
Mysle,ze czas robi swoje- oswoilam sie juz z celiakia moja i nie obchodzi mnie co inni myślą i mowia- czytam dogłębnie etykiety,dopytuje i robie swoje.Staram sie byc asertywna, nie panikuje. Widzę co mi służy a co nie,czasem mi tylko na mszy sw. smutno...Wiem,ze nie moge sie spoznic bo inaczej nie pójdę do komunii zupełnie,zawsze musze pojąć do zakrystii i poprosić o komunie pod postacią wina. Brakuje mi kilku rzeczy,ale wiedza i doświadczenie dają mi poczucie bezpieczeństwa.Wiele rzeczy mozna zastąpić. No i dzis zrobiłam porządki w mojej szafie i połowa ubrań za małych-mam worek cały i dam koleżance,moze cos wybierze.Od początku diety bez glutenu schudlam nic nie robiąc 6,8 kg;-))) W piątek idę na wizytę do gastrologa i specjalisty od celiaki-bedą wyniki co do osteoporozy i krwi,zobaczymy.
Wy się za mnie i Młodego módlcie, zebyśmy tu nie zawitali - bo tu niełatwo dostać pszenną pełnoziarnistą, a co dopiero ryżowe, czy inne amarantusy... :-S
Ja robiłam bezglutenowe pączki z Mixu B firmy Schar. Tylko trzeba dość luźne ciasto zrobić. Najluźniejsze z jakiego się da formować pączki. Nadziewać najbezpieczniej szprycą po usmażeniu. Syn @AB wcinał i mu smakowały chyba.
machnęłam dziś kluski z tego przepisu: http://gotujzdrowo.com/jaglane-kluseczki-z-burakiem-i-brokuly/ ale: zamiast jajka dałam gluta z siemienia zamiast mąki z przepisu dałam gryczaną robiłam od razu podwójną porcję, a i tak już nic nie zostało osobiście nastepnym razem zrobię chyba odwrotnie, tzn. brokuła dam do klusek, a buraki do tego
a hitem naszym są placki gryczane: mąkę gryczaną rozrobić z gorącą wodą, siemieniem lnianym, solą i pieprzem do konsystencji trochę gęstszej iż ciasto naleśnikowe, dodać co inwencja podpowie - ja daję pokrojoną cebulę, szczypiorek, pora i smażyć placki obstawiam, ze super by smakowało z sosem jogurtowo-czosnkowym albo z taką paćką jak do placków zbójnickich (papryka, pomidor, pieczarki, kiełbasa) - oczywiście jak ktoś może
Mniam i placki i browne na pewno zrobię,paczki chyba nie bo nie mam tego miksu;-) Jadwiga-tak za duże;-) A i jaki porządek w szafie mam;-) Dzis byłam na wizycie u gastrologa- mój scan kości b dobry i wyniki tez-żelazo w normie:-)Pani mnie pochwaliła ,ze schudlam racjonalnie.Kolejna wizyta dopiero w sierpniu.
@postpalatum - pierogi i uszka mi wychodziły bardzo dobre z mixu firmy Schar ale tego do wypieków drożdżowych. Dodawałam tylko trochę oliwy, sól i gorącą wodę i wyrabiałam ciasto, jak na pierogi. Dobrze się wałkowało, dobrze się kleiło i wytrzymywały gotowanie bez strat. Myślę, że można do pączków nawet wody użyć, nie tylko mleka ryżowego.
A my dzisiaj na kolację mieliśmy pizzę na gryczanym spodzie ( przepis z książki pani Kropki). Jest bardzo smaczna, ale ciasto nie do końca przypomina pizzę
Bardzo dobre są też placuszki gryczane z Kropki. Zastępują nam chleb,są fajna przegryzką do zupy lub same na kanapki. I bardzo szybko się je robi. Oto przepis na jedna blachę szklanka mąki gryczanej szklanka wody (ja daję tak 3/4)-w oryginale jest gazowana, ja używam zwykłą sól kminek mielony słonecznik lub sezam lub pestki dyni (opcjonalnie do posypania)
Wymieszać mąkę ,sól i kminek, zalać wodą i wymieszać. Wyłożyć blachę papierem woskowanym lub zwykły posmarować olejem i nakładać łyżką ciasto maczając ją uprzednio w wodzie. Formować placuszki tak na 5mm wysokie. Podziurawić trochę widelcem i posypać ziarnami. Wstawić do nagrzanego do 230 st. C piekarnika i piec około 15-25 min. Mi ze szklanki wychodzi około 10-11 placuszków. Fajnie jest zrobić większą ilość i mrozić je. Potem jak potrzebuje to na 2 min do tostera i są jak świeże. Pisałam z głowy. Mam nadzieję, że nic nie poplątałam.
A teraz ja zawitam w roli stalego klienta tego watku. Z najmlodsza obie nie tolerujemy pszenicy. Mnie boli brzuch i wzdyma, a ona kolkuje popisowo. Tyle ze ja czasem sie nie przejmuje... i wlasnie znowu mnie podkusilo. Zrobilam paczki, a potem zuzylam reszte maki pszennej do wytrawnego drozdzowego. Pokaralo mnie, ale mala jeszcze gorzej, noc na Lefaxie, gazy, kolka nie do opanowania przez pare godzin. Trudno, oczyszczam sie z calego glutenu, potem zobaczymy, do czego moge naprawde wrocic. Generalnie plan jest taki, ze wroce tylko do tego, co zupelnie nie szkodzi, a nie do tego, co jest tylko lepsze niz tragiczne
ale jakoś mi było lżej jak go nie jadłam i mam plan na Wielki Post znowu ograniczyć lub całkiem wyeliminować gluten, tylko problem taki że mój organizm gryki nie toleruje zaraz wzdęcia i bóle brzucha, a jednak ta gryczana nie palona fajnie do wszystkiego pasowała i na słodko i na słono
a co na to O, to nie wiem, wróciłam do glutenu nie placze ani mniej ani więcej, ulewa raz więcej raz mniej, nie wiem czym to idzie
Uja, u nas jest reakcja widoczna. Mala obsypalo w kolorze strazackiej czerwieni i do tego wyla jak obdzierana ze skory po grapefruicie. Przy czym ja tez z grapefruitami niezbyt po drodze mam i normalnie miesiacami, a raczej latami nie jadam. Tyle ze mialam jakas infekcje gardla, bolalo, przelykac ciezko... akurat lezal g., zlapalam, pol zjadlam, bylo ok. To dokupilam wiecej, znowu pol, ok. I caly - i zonk Drugie, po czym sa sensacje, tez u nas obu, to pszenica. Ja po takiej wysokoglutenowej doslownie zwijam sie z bolu (wystarczy pizza z pizzerii, buleczka z piekarni, porcja normalnego makaronu). Zjadlam kawalek precelka z piekarni, tak na zasadzie, ze jak sobie lezy, to odlamie kawalek... dziekuje, dzien wyjety z zyciorysu. I mloda na Lefaxie wyla. Zjadlam biszkopta sklepowego w deserze - to samo. Paczki - powtorka. Takze pewnie mamy to samo, tyle ze dorosly posteka i pownerwia sie na wlasna glupote, a maluch wyje To nie ma co truc siebie i dziecka. To nie jest jakas dieta na slepo czy profilaktycznie, mysle, ze jednak geny sie odzywaja, mogla odziedziczyc nietolerancje po mnie.
Gryke na szczescie dobrze toleruje i bardzo lubie. Kasza wyszla, to dopasuje dzisiaj trase spaceru tak, zeby kupic w eko sklepie nowa kasze (niepalona) i make, sprobuje te placuszki upiec.
a to faktycznie, bez sensu katować siebie i dziecko
u nas ewidentnie wyła po grejpfrucie (a to była tylko 1 łyżeczka soku domowej roboty rozpuszczona w pół litra wody) po niczym innym nie obserwowałąm aż takiej reakcji, ale na wszelki wypadek dalej nie jem wielu rzeczy teraz spróbuję trochę jajka i jabłka, może będę mogła jeść
Dzisiaj tłusty czwartek, więc przepis na bezglutenowe pączusie.
Składniki: 1 szklanka wody 150 g margaryny 180 g mąki ziemniaczanej 1 łyżka cukru 2 g soli (1/4 łyżeczki) 4 jaja olej do smażenia cukier puder do posypania
W garnku podgrzewamy wodę, w której rozpuszczamy margarynę, doprowadzamy do wrzenia. Cały czas mieszając dodajemy cukier, sól, oraz stopniowo mąkę ziemniaczaną. Dokładnie mieszamy, najlepiej, żeby nie było grudek do momentu, aż ciast zacznie formować jednolitą masę – przypomina ziemniaki rozbite tłuczkiem po ugotowaniu.
Wówczas dodajemy jajka, przy użyciu miksera mieszamy masę. Do dobrze rozgrzanego oleju (najlepiej użyć głęboki garnek oczywiście można stosować frytkownice) wkładamy po łyżeczce ciasto. Smażymy do uzyskania złocistego koloru, w między czasie obracamy żeby całe pączusie uzyskały jednolity złoty kolor. Podczas smażenia pączki „puchną” i zwiększają swoją objętość dwukrotnie.
Po wyjęciu z oleju, pączusie odsączyć na papierowych ręcznikach. Można jeść ciepłe, wtedy są przepyszne. Najlepiej posypać cukrem pudrem – my używamy małego sitka, żeby równomiernie posypać pączki cukrem.
Zabawy podczas robienia pączków było co nie miara. Wychodziły różne zwariowane kształty pączków J. Wszyscy ze smakiem zjedli po kilka pączusiów.
Komentarz
@Rosea, ok jak upiekłaś, to pewnie głupie pytanie było z mojej strony. Myślałam, że po prostu babcia zapewnia tort i jest tylko taki, to wtedy bezsensu pretensje.
Z jednej strony nietakt teściowej,a z drugiej ja Ją rozumiem. Sami staramy się dbać o jedzenie, ale nie jesteśmy ograniczeni chlustającym dzieckiem. I proszę Cię Roseo nie pisz do mnie rzeczy, że nie jem siarkowanych daktyli, bo to nic nie znaczy. Etykiety uwaznie czytam od 4 lat, mieliśmy "przygodę z Jasiem" i od tej pory pozmienialiśmy duużo w diecie naszej i naszego starszego Syna.
Ale nie o tym, rozumiem Twoją teściową i rodzinę. Zobacz, czy Ty chciałaś tak jeść? Czy podobało Ci się to?
Raczej nie.
Teraz jakby przez Z. jesteś zmuszona do tej diety, odkryłaś powoli, że da się w ten sposób smacznie zjeść, upiec ciasto, zjeść nalesniki i coś tam jeszcze.
Ale wcześniej?? Raczej bez entuzjazmu.
Twoja teściowa pewnie też nie jest entuzjastką diety eliminacyjnej, je pewnie tradycyjnie, więc i smaki ma inne. I nawet jak ciasto 3xbez będzie super pyszne, to dla Niej niekoniecznie musi takie być.
Rozumiem też Ciebie, przygotowałaś urodziny, zaprosiłaś gości, natrudziłaś się, więc chciałabyś by wykazali minimum dobrej woli i zjedli, ale nie wyszło.
Jeśli Ty miałaś co jeść i Oni też, to extra.
Urazić Cię z zaden sposób nie chciałam .
BTW z mojego "podwórka" z mojej całej rodziny tylko dwie osoby przekonały się do "naszego" chleba, a jest on glutenowy na drożdżach.
o moich to i mężu pewnie zapomni, nie mówiąc już o teściowej
moja specjalnie dla Mili gotowała zupę bez śmietany (ale z jogurtem:D który według niej nie jest mlekiem)
Ale napiszę tak: po doświadczeniach mojego brata z dietą cukrzycową 16-18 lat temu (nie to co teraz pompa u mnie, u niego zresztą też; wtedy miał kilka wstrzyknięć o odpowiednich porach, dawki raczej niezmienialne, pory niezmienialne - o odpowiedniej godzinie musiał zjeść odpowiedni posiłek) i widząc jak wtedy reagowali inni, i widząć teraz jak reagują inni na moją dietę - nie mam litości.
A jak juz ktoś reaguje w stylu: jaka ty biedna i co ty w ogóle jesz, to mam ochotę dusić.
To, moim zdaniem jest generalnie chyba większy problem, pod tytułem: jak żyć obok i z osobą chorą. Nieważne, czy jest to alergia, celiakia, cukrzyca czy cos innego, z czym się żyje, czy choroba nieuleczalna, śmiertelna. Osobiście bym obstawiała bycie i nie mówienie: jaka/jaki ty biedny/biedna. Ani nie o zrobienie czegos, żeby się samemu lepiej poczuć, albo dawanie "dobrych rad" albo nie zauważanie problemu. Ze swojej strony mogę napisać, że jestem zmęczona z jednej strony moją chorobą i moją dietą, z drugiej strony wypatrywaniem reakcji u Z. po zjedzeniu tego czy tamtego i dietą dodatkową ze względu na Z. I jak mi ktoś, nie znający tematu od podszewki, zaczyna dawać dobre rady, albo wciskać mi się ze swoim jedzeniem (gdyby chociaż ktoś porozmawiał ze mną to ok, cos byśmy ustaliły, albo dowiedzieliby się, ze czeka na nich ciasto) to reaguję agresywnie, no tak mam. Ale jak napisałam, stosunek do takich niecodziennych sytuacji, to temat na inny pewnie rozległy wątek.
A Boże Narodzenie przeżylam na pierogach gryczanych z cebulą z dodatkiem kapusty kiszonej. No ale wtedy to początki moje były dopiero.
Widzę co mi służy a co nie,czasem mi tylko na mszy sw. smutno...Wiem,ze nie moge sie spoznic bo inaczej nie pójdę do komunii zupełnie,zawsze musze pojąć do zakrystii i poprosić o komunie pod postacią wina.
Brakuje mi kilku rzeczy,ale wiedza i doświadczenie dają mi poczucie bezpieczeństwa.Wiele rzeczy mozna zastąpić.
No i dzis zrobiłam porządki w mojej szafie i połowa ubrań za małych-mam worek cały i dam koleżance,moze cos wybierze.Od początku diety bez glutenu schudlam nic nie robiąc 6,8 kg;-)))
W piątek idę na wizytę do gastrologa i specjalisty od celiaki-bedą wyniki co do osteoporozy i krwi,zobaczymy.
:-S
http://gotujzdrowo.com/jaglane-kluseczki-z-burakiem-i-brokuly/
ale:
zamiast jajka dałam gluta z siemienia
zamiast mąki z przepisu dałam gryczaną
robiłam od razu podwójną porcję, a i tak już nic nie zostało
osobiście nastepnym razem zrobię chyba odwrotnie, tzn. brokuła dam do klusek, a buraki do tego
a hitem naszym są placki gryczane: mąkę gryczaną rozrobić z gorącą wodą, siemieniem lnianym, solą i pieprzem do konsystencji trochę gęstszej iż ciasto naleśnikowe, dodać co inwencja podpowie - ja daję pokrojoną cebulę, szczypiorek, pora i smażyć placki
obstawiam, ze super by smakowało z sosem jogurtowo-czosnkowym albo z taką paćką jak do placków zbójnickich (papryka, pomidor, pieczarki, kiełbasa) - oczywiście jak ktoś może
Jadwiga-tak za duże;-)
A i jaki porządek w szafie mam;-)
Dzis byłam na wizycie u gastrologa- mój scan kości b dobry i wyniki tez-żelazo w normie:-)Pani mnie pochwaliła ,ze schudlam racjonalnie.Kolejna wizyta dopiero w sierpniu.
(i nie mam na myśli C2H5OH)
Myślę, że można do pączków nawet wody użyć, nie tylko mleka ryżowego.
Jest bardzo smaczna, ale ciasto nie do końca przypomina pizzę
Oto przepis na jedna blachę
szklanka mąki gryczanej
szklanka wody (ja daję tak 3/4)-w oryginale jest gazowana, ja używam zwykłą
sól
kminek mielony
słonecznik lub sezam lub pestki dyni (opcjonalnie do posypania)
Wymieszać mąkę ,sól i kminek, zalać wodą i wymieszać. Wyłożyć blachę papierem woskowanym lub zwykły posmarować olejem i nakładać łyżką ciasto maczając ją uprzednio w wodzie. Formować placuszki tak na 5mm wysokie. Podziurawić trochę widelcem i posypać ziarnami. Wstawić do nagrzanego do 230 st. C piekarnika i piec około 15-25 min. Mi ze szklanki wychodzi około 10-11 placuszków. Fajnie jest zrobić większą ilość i mrozić je. Potem jak potrzebuje to na 2 min do tostera i są jak świeże. Pisałam z głowy. Mam nadzieję, że nic nie poplątałam.
Tyle ze ja czasem sie nie przejmuje... i wlasnie znowu mnie podkusilo. Zrobilam paczki, a potem zuzylam reszte maki pszennej do wytrawnego drozdzowego. Pokaralo mnie, ale mala jeszcze gorzej, noc na Lefaxie, gazy, kolka nie do opanowania przez pare godzin. Trudno, oczyszczam sie z calego glutenu, potem zobaczymy, do czego moge naprawde wrocic. Generalnie plan jest taki, ze wroce tylko do tego, co zupelnie nie szkodzi, a nie do tego, co jest tylko lepsze niz tragiczne
bez glutenu żyć się nie da o !!
ale jakoś mi było lżej jak go nie jadłam i mam plan na Wielki Post znowu ograniczyć lub całkiem wyeliminować gluten, tylko problem taki że mój organizm gryki nie toleruje zaraz wzdęcia i bóle brzucha, a jednak ta gryczana nie palona fajnie do wszystkiego pasowała i na słodko i na słono
a co na to O, to nie wiem, wróciłam do glutenu nie placze ani mniej ani więcej, ulewa raz więcej raz mniej, nie wiem czym to idzie
Drugie, po czym sa sensacje, tez u nas obu, to pszenica. Ja po takiej wysokoglutenowej doslownie zwijam sie z bolu (wystarczy pizza z pizzerii, buleczka z piekarni, porcja normalnego makaronu). Zjadlam kawalek precelka z piekarni, tak na zasadzie, ze jak sobie lezy, to odlamie kawalek... dziekuje, dzien wyjety z zyciorysu. I mloda na Lefaxie wyla. Zjadlam biszkopta sklepowego w deserze - to samo. Paczki - powtorka. Takze pewnie mamy to samo, tyle ze dorosly posteka i pownerwia sie na wlasna glupote, a maluch wyje To nie ma co truc siebie i dziecka. To nie jest jakas dieta na slepo czy profilaktycznie, mysle, ze jednak geny sie odzywaja, mogla odziedziczyc nietolerancje po mnie.
Gryke na szczescie dobrze toleruje i bardzo lubie. Kasza wyszla, to dopasuje dzisiaj trase spaceru tak, zeby kupic w eko sklepie nowa kasze (niepalona) i make, sprobuje te placuszki upiec.
u nas ewidentnie wyła po grejpfrucie (a to była tylko 1 łyżeczka soku domowej roboty rozpuszczona w pół litra wody)
po niczym innym nie obserwowałąm aż takiej reakcji, ale na wszelki wypadek dalej nie jem wielu rzeczy
teraz spróbuję trochę jajka i jabłka, może będę mogła jeść
Sprawdzone!
Przepis.
Proszę!!!!
Dzisiaj tłusty czwartek, więc przepis na bezglutenowe pączusie.
Składniki:
1 szklanka wody
150 g margaryny
180 g mąki ziemniaczanej
1 łyżka cukru
2 g soli (1/4 łyżeczki)
4 jaja
olej do smażenia
cukier puder do posypania
W garnku podgrzewamy wodę, w której rozpuszczamy margarynę, doprowadzamy do wrzenia. Cały czas mieszając dodajemy cukier, sól, oraz stopniowo mąkę ziemniaczaną. Dokładnie mieszamy, najlepiej, żeby nie było grudek do momentu, aż ciast zacznie formować jednolitą masę – przypomina ziemniaki rozbite tłuczkiem po ugotowaniu.
Wówczas dodajemy jajka, przy użyciu miksera mieszamy masę. Do dobrze rozgrzanego oleju (najlepiej użyć głęboki garnek oczywiście można stosować frytkownice) wkładamy po łyżeczce ciasto. Smażymy do uzyskania złocistego koloru, w między czasie obracamy żeby całe pączusie uzyskały jednolity złoty kolor. Podczas smażenia pączki „puchną” i zwiększają swoją objętość dwukrotnie.
Po wyjęciu z oleju, pączusie odsączyć na papierowych ręcznikach. Można jeść ciepłe, wtedy są przepyszne. Najlepiej posypać cukrem pudrem – my używamy małego sitka, żeby równomiernie posypać pączki cukrem.
Zabawy podczas robienia pączków było co nie miara. Wychodziły różne zwariowane kształty pączków J. Wszyscy ze smakiem zjedli po kilka pączusiów.