Aha @Aniela żeby nie było nie kwestionuję zasadności Ed. Wręcz przeciwnie. Poza tym to że na moje dziecko szkoła nie ma zgubnego wpływu nie znaczy że na inne dzieci nie ma. Mnie się po prostu trudno zorganizować. Choć i tak dużo z dziećmi muszę robić, inaczej wcale nie nauczą się czytać i pisać po polsku.
Dlaczego my zdecydowaliśmy się na ED (choć teraz są trochę w szkole na angielskim, więc to nie typowe ED już):
- poziom nauki dramatycznie niski, jedyne czego można się nauczyć to angielskiego, ale to oczywiste;
- zabawa, jakieś projekty robione przez dzieci, wyjścia, wycieczki, czyli zmarnowany czas;
- głupi nauczyciele, niewiele sobą reprezentujący, moralne dno;
- inwigilacja;
- głupie dzieci, które zachowują się w grupie jak zwierzęta hodowlane w klatkach.
I niech będzie, że to w opozycji do tego złego świata.
Sorry, taki mamy klimat (moralny).
Nie jest różowo na ED, jest opór, ciężko nauka idzie, itp. Trzeba nauczyć sie języka, pogodzić szkołe i ED. Ostatnio pewien ksiądz mi zasugerował szkołę z internatem dla najstarszego, że to czasem pomaga na lenistwo. Pozostanie ta idea w sferze sugestii, bo i tak nas nie stać. A szkoła bardzo dobra, rozważyłabym posłanie, gdybyśmy bliżej mieszkali, bo nie koszt szkoły nas zabije, ale dojazdy.
Może niekoniecznie totalne zło, trauma itp., ale siłą rzeczy, jeśli dziecko zetknie się z innymi, to oni na nie wpłyną. W różny sposób, niekoniecznie zły. Ale jeśli wpływ jest zły, to jest problem w przypadku dziecka z "miękkim" charakterem.
E: A nie, jednak przypominam sobie cos podobnego z fejsbuka z grupy ED. -------------------- to może ja to pisałam na FB albo szczurzysko, no ewentualnie WdRW
"zabawa, jakieś projekty robione przez dzieci, wyjścia, wycieczki, czyli zmarnowany czas;"
Zniknęło gdzieś cytowanie.
Nie zgadzam się z tym, że projekty robione samodzielnie wyjścia i wycieczki to czas zmarnowany. Może taki być jeśli się temat położy i nic z niego nie wyciągnie, ale dobrze zrobiona wycieczka, wyjście do muzeum czy galerii, solidnie zrobiony i omówiony przez nauczyciela projekt potrafią włożyć do głowy więcej niż siedzenie nad książką lub słuchanie wykładu. Bo dzieci w pewnym wieku poznają świat przez doświadczenie, wreszcie nie wszyscy są wzrokowcami lub słuchowcami.
Nie dalej jak w piątek moja najmłodsza robiła z koleżanką projekt o Herbercie. Jestem przekonana, ze więcej o Nim zapamiętały niż gdyby wysłuchały wykładu lub przeczytały zadany tekst.
Właśnie mój J. ma projekt w ramach ED. Ewidentna strata czasu, ale musi go zaliczyć. Cyrki z jakimiś dokumentami, konsultacjami, samoocenami itd. Ile innych ciekawych i potrzebych rzeczy mógłby zrobić w tym czasie! Wiesz @Mrówka3 co jest celem projektu? - Wykazanie się umiejętnością pracy w grupie. Dziękuję.
Może taki być jeśli się temat położy i nic z niego nie wyciągnie, ale dobrze zrobiona wycieczka, wyjście do muzeum czy galerii, solidnie zrobiony i omówiony przez nauczyciela projekt potrafią włożyć do głowy więcej niż siedzenie nad książką lub słuchanie wykładu. --------------------------- To wszystko w sferze życzeń.
Dzieci jeżdżą na wycieczki nie po to, aby się czegoś dowiedzieć, ale aby beztrosko spędzić ze sobą czas, pobrykać, mieć nowe wrażenia, przyjemności i nie mieć lekcji. Spytaj się dzieci, to Ci opowiedzą.
@Aniela wiem no i co z tego wynika? To źle, że celem projektu jest wykazanie się umiejętnością pracy w grupie? Bo jak dla mnie to akurat plus.
Ten projekt na poziomie gimnazjum jest bardziej sformalizowany ale na etapie podstawówki z różnych przedmiotów moje dziecię co i raz ma coś do wykonania i przedstawienia w grupie co jest nazywane szumnie projektem (a często jest to plakat, albo jakaś prezentacja na zadany temat). Obserwuję z ciekawością ile Ją to czasem kosztuje (żeby się dogadać z kimś z kim akurat Jej chemia nie gra) bo grupy są dobierane przez nauczycieli, zmieniane, tasowane. Przy okazji angażują się w coś pożytecznego, przyswajają wiedzę i uczą dogadywać samodzielnie - choćby pasujące wszystkim miejsce i czas. Jak dla mnie super sprawa.
BTW obaj moi panowie mieli naprawdę ciekawe projekty gimnazjalne. Jak zwykle zależy od nauczyciela, czy chce odwalić temat żeby się papiery zgadzały, czy zrobić coś ciekawego, nieszablonowego z dzieciakami.
Dzieci jeżdżą na wycieczki nie po to, aby się czegoś dowiedzieć, ale aby beztrosko spędzić ze sobą czas, pobrykać, mieć nowe wrażenia, przyjemności i nie mieć lekcji. Spytaj się dzieci, to Ci opowiedzą. ------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
@Aniela Ty wiesz swoje, ja wiem swoje. Rozmawiam z dziećmi na co dzień. Bywa tak jak piszesz - niestety. Ale na szczęście zadziwiająco często bywa też dobrze a nawet bardzo dobrze. Wszystko zależy od człowieka. Może mamy wyjątkowe szczęście ale na trójkę dzieci i różne szczeble (w tej chwili LO, gimnazjum i SP) trafiliśmy na wielu dobrych nauczycieli, z pasją, którym zależało i zależy.
Dzieci jeżdżą na wycieczki nie po to, aby się czegoś dowiedzieć, ale aby beztrosko spędzić ze sobą czas, pobrykać, mieć nowe wrażenia, przyjemności i nie mieć lekcji. Spytaj się dzieci, to Ci opowiedzą.
------------
Spytałam dzieci. :P I one rzeczywiście rozwijaja swoje pasje na wyjazdach (dodam-jednodniowych). Nasz najstarszy nie lubi teatru, więc nie jeździ. Żadne towarzystwo nie nakłoni go do spekataklu. Zostaje wtedy w domu. Na inne bardzo chętnie i potem duuużo opowiada. Podobnie jest z młodszymi. Ewidentnie są rządni wiedzy i zazwyczaj wracają ZAFASCYNOWANI i dziela się tysiącem ciekawostek. No, ale moze nasi nauczyciele fajnie dobierają miejsca różnych wyjazdów.
moja Karolina chodziła i chodzi sama do muzeów i galerii. Lubi. Natomiast z klasą lubi tylko towarzysko. To znaczy ma niedosyt po wyjściu z klasą. Lubi też brać którąś z młodszych sióstr na takie wypady.
Dodam jeszcze że u nas mało jest wyjść typowo muzealnych (takich jak za moich czasów - znaczy nudnych). Najwięcej jest warsztatów, pokazów... Ostatnio był u nas w Pałacu koncert przedszkolaków z chóru japońskiego, podobno piękny - relacjonował syn, lada dzień młodszy jedzie na warsztaty z "Mazowszem"... Dużo jest wyjść w miejsca "naukowe".
@Odrobinka podziwiam i chylę czoła. Ja muzeów organicznie nie znoszę, ale może to skaza z moich lat młodości. I tu BARDZO się cieszę, że szkoła mnie wyręcza. :P
@Aniela wiem no i co z tego wynika? To źle, że celem projektu jest wykazanie się umiejętnością pracy w grupie? Bo jak dla mnie to akurat plus. ---------------------- Dla Ciebie plus, dla mnie minus, bo na co komu uczeń ma się wykazywać umiejętnością pracy w grupie? Komu taka informacja jest potrzebna? A on zwyczajnie w tym czasie traci CZAS! Nie znoszę takich sytuacji.
Chodzenie do muzeów jest owocniejsze jeżeli dzieci idą tam nie w tłumie z kolegami/koleżankami, ale z rodzicami, ciotkami czy w ogóle kimś starszym, aby można było skupić sie na przedmiocie wystawy, a nie na kontaktach towarzyskich. Oczywiście są dzieci wyjątkowe, którym towarzystwo w muzeum nie przeszkadza w skupieniu się.
Zapewniam Cię, ze nasze dzieci nie sa wyjątkowe, szczegónie wybitne, a jednak jak są na jakimś wyjściu z klasa to wracają z dużą wiedzą, bardzo dużo opowiadają. Zatem wysnuwam dwa wnioski: primo - przewodnik mówi interesująco secundo: towarzystwo najwyraźniej moim dzieciom nie przeszkadza. Może szkoła uczy podzielności uwagi?
Praca w grupach, niekoniecznie dobranych przez uczniów jest dobra pod warunkiem, że jest się w klasie lubianym. Bo nie jest miło, jak nikt cię do grupy nie chce Albo na WF kłócą się, żeby tylko ciebie w ich drużynie nie było (to przypadki jeszcze z mojego dzieciństwa, teraz bywa jeszcze gorzej). Dla mnie wyzwaniem będzie zachęcić moje dzieci, żeby razem coś zrobiły, np projekt "Dzień Ojca". W rodzeństwie. I to dopiero będzie zaprawa przed pracą zawodową. Poza tym mój syn (prawie 11 lat) stwierdził ostatnio, że nigdy nie był ze mną w teatrze Dlaczego? Bo ze szkoły chodzi. I ja uważałam obowiązek za zaliczony. Ja osobiście wpadłam w pułapkę, że szkoła za mnie wiele załatwi, rozleniwiłam się rodzicielsko, ale jak chciałam to nadrobić pozostawiając dzieci w szkole, to okazało się to niemożliwe z braku czasu. I dlatego zdecydowaliśmy się na ED. Piszecie, że jest moda na ED. ED to jednak powrót do źródeł, jak chusta czy długie karmienie piersią. Nie każdemu pasuje, nie każdy może, ale właśnie ta droga jest najbliższa naturze czyli zamysłowi Bożemu. Nie twierdzę, że to grzech dziecko do szkoły posyłać, ale wtedy również należy pamiętać, że to rodzic ma być pierwszym nauczycielem. Tak jak dziecko karmione butelką należy tulić, a nie wlać w nie zawartość butli i odłożyć.
Piszecie, że jest moda na ED. ED to jednak powrót do źródeł, jak chusta czy długie karmienie piersią. Nie każdemu pasuje, nie każdy może, ale właśnie ta droga jest najbliższa naturze czyli zamysłowi Bożemu. Nie twierdzę, że to grzech dziecko do szkoły posyłać, ale wtedy również należy pamiętać, że to rodzic ma być pierwszym nauczycielem. Tak jak dziecko karmione butelką należy tulić, a nie wlać w nie zawartość butli i odłożyć.
--------
Bliższy naturze jest też koń zamiast traktora...
I tara zamiast pralki. Zbierały się takie kobiety nad rzeką, rozmawiały a pranie samo się robiło Relacje się tworzyły... Czy w związku z tym wrócimy do tary bo bliższe naturze?
pewnie, pewnie, ale jak sie nauczą współpracować w domu, to i wokół będą umieć - albo nie. Ja jestem szkolna (znaczy normalnie uczyłam sie w szkołach) i totalnie aspołeczna teraz. A dzieci mam tak różne, że książkę można napisać.
Nie no @Savia nie wyskakuj z absurdami. Trochę od czapy porównania tego co ma ułatwić mechanicznie życie a tym co ma być cwiczeniem relacji. Ed jest powrotem do naturalnego porządku rzeczy.
Komentarz
Cz y z tego beda jakieś nagrania?
Mnie się po prostu trudno zorganizować. Choć i tak dużo z dziećmi muszę robić, inaczej wcale nie nauczą się czytać i pisać po polsku.
--------------------
to może ja to pisałam na FB albo szczurzysko, no ewentualnie WdRW
Zniknęło gdzieś cytowanie.
Nie zgadzam się z tym, że projekty robione samodzielnie wyjścia i wycieczki to czas zmarnowany. Może taki być jeśli się temat położy i nic z niego nie wyciągnie, ale dobrze zrobiona wycieczka, wyjście do muzeum czy galerii, solidnie zrobiony i omówiony przez nauczyciela projekt potrafią włożyć do głowy więcej niż siedzenie nad książką lub słuchanie wykładu. Bo dzieci w pewnym wieku poznają świat przez doświadczenie, wreszcie nie wszyscy są wzrokowcami lub słuchowcami.
Nie dalej jak w piątek moja najmłodsza robiła z koleżanką projekt o Herbercie. Jestem przekonana, ze więcej o Nim zapamiętały niż gdyby wysłuchały wykładu lub przeczytały zadany tekst.
Wiesz @Mrówka3 co jest celem projektu? - Wykazanie się umiejętnością pracy w grupie. Dziękuję.
dobrze zrobiona wycieczka, wyjście do muzeum czy galerii, solidnie
zrobiony i omówiony przez nauczyciela projekt potrafią włożyć do głowy
więcej niż siedzenie nad książką lub słuchanie wykładu.
---------------------------
To wszystko w sferze życzeń.
Dzieci jeżdżą na wycieczki nie po to, aby się czegoś dowiedzieć, ale aby beztrosko spędzić ze sobą czas, pobrykać, mieć nowe wrażenia, przyjemności i nie mieć lekcji. Spytaj się dzieci, to Ci opowiedzą.
Ten projekt na poziomie gimnazjum jest bardziej sformalizowany ale na etapie podstawówki z różnych przedmiotów moje dziecię co i raz ma coś do wykonania i przedstawienia w grupie co jest nazywane szumnie projektem (a często jest to plakat, albo jakaś prezentacja na zadany temat). Obserwuję z ciekawością ile Ją to czasem kosztuje (żeby się dogadać z kimś z kim akurat Jej chemia nie gra) bo grupy są dobierane przez nauczycieli, zmieniane, tasowane. Przy okazji angażują się w coś pożytecznego, przyswajają wiedzę i uczą dogadywać samodzielnie - choćby pasujące wszystkim miejsce i czas. Jak dla mnie super sprawa.
BTW obaj moi panowie mieli naprawdę ciekawe projekty gimnazjalne. Jak zwykle zależy od nauczyciela, czy chce odwalić temat żeby się papiery zgadzały, czy zrobić coś ciekawego, nieszablonowego z dzieciakami.
Dzieci jeżdżą na wycieczki nie po
to, aby się czegoś dowiedzieć, ale aby beztrosko spędzić ze sobą czas,
pobrykać, mieć nowe wrażenia, przyjemności i nie mieć lekcji. Spytaj się
dzieci, to Ci opowiedzą.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
@Aniela Ty wiesz swoje, ja wiem swoje. Rozmawiam z dziećmi na co dzień. Bywa tak jak piszesz - niestety. Ale na szczęście zadziwiająco często bywa też dobrze a nawet bardzo dobrze. Wszystko zależy od człowieka. Może mamy wyjątkowe szczęście ale na trójkę dzieci i różne szczeble (w tej chwili LO, gimnazjum i SP) trafiliśmy na wielu dobrych nauczycieli, z pasją, którym zależało i zależy.
beztrosko spędzić ze sobą czas, pobrykać, mieć nowe wrażenia,
przyjemności i nie mieć lekcji. Spytaj się dzieci, to Ci opowiedzą.
------------
Spytałam dzieci. :P I one rzeczywiście rozwijaja swoje pasje na wyjazdach (dodam-jednodniowych). Nasz najstarszy nie lubi teatru, więc nie jeździ. Żadne towarzystwo nie nakłoni go do spekataklu. Zostaje wtedy w domu. Na inne bardzo chętnie i potem duuużo opowiada. Podobnie jest z młodszymi. Ewidentnie są rządni wiedzy i zazwyczaj wracają ZAFASCYNOWANI i dziela się tysiącem ciekawostek. No, ale moze nasi nauczyciele fajnie dobierają miejsca różnych wyjazdów.
wiem no i co z tego wynika? To źle, że celem projektu jest wykazanie
się umiejętnością pracy w grupie? Bo jak dla mnie to akurat plus.
----------------------
Dla Ciebie plus, dla mnie minus, bo na co komu uczeń ma się wykazywać umiejętnością pracy w grupie? Komu taka informacja jest potrzebna? A on zwyczajnie w tym czasie traci CZAS! Nie znoszę takich sytuacji.
Zapewniam Cię, ze nasze dzieci nie sa wyjątkowe, szczegónie wybitne, a jednak jak są na jakimś wyjściu z klasa to wracają z dużą wiedzą, bardzo dużo opowiadają. Zatem wysnuwam dwa wnioski: primo - przewodnik mówi interesująco secundo: towarzystwo najwyraźniej moim dzieciom nie przeszkadza. Może szkoła uczy podzielności uwagi?
Poza tym mój syn (prawie 11 lat) stwierdził ostatnio, że nigdy nie był ze mną w teatrze Dlaczego? Bo ze szkoły chodzi. I ja uważałam obowiązek za zaliczony. Ja osobiście wpadłam w pułapkę, że szkoła za mnie wiele załatwi, rozleniwiłam się rodzicielsko, ale jak chciałam to nadrobić pozostawiając dzieci w szkole, to okazało się to niemożliwe z braku czasu. I dlatego zdecydowaliśmy się na ED.
Piszecie, że jest moda na ED. ED to jednak powrót do źródeł, jak chusta czy długie karmienie piersią. Nie każdemu pasuje, nie każdy może, ale właśnie ta droga jest najbliższa naturze czyli zamysłowi Bożemu. Nie twierdzę, że to grzech dziecko do szkoły posyłać, ale wtedy również należy pamiętać, że to rodzic ma być pierwszym nauczycielem. Tak jak dziecko karmione butelką należy tulić, a nie wlać w nie zawartość butli i odłożyć.
----------
Prawda, ale ułatwia mu to więź jaka jest w rodzinie. I na pewno jest to najważniejsze środowisko do nauki.
Ale weź teraz współpracuj z kimś kogo nie kochasz, nie masz relacji itp?
czy długie karmienie piersią. Nie każdemu pasuje, nie każdy może, ale
właśnie ta droga jest najbliższa naturze czyli zamysłowi Bożemu. Nie
twierdzę, że to grzech dziecko do szkoły posyłać, ale wtedy również
należy pamiętać, że to rodzic ma być pierwszym nauczycielem. Tak jak
dziecko karmione butelką należy tulić, a nie wlać w nie zawartość butli i
odłożyć.
--------
Bliższy naturze jest też koń zamiast traktora...
I tara zamiast pralki. Zbierały się takie kobiety nad rzeką, rozmawiały a pranie samo się robiło Relacje się tworzyły... Czy w związku z tym wrócimy do tary bo bliższe naturze?
Takich przykładów można by mnożyć...
pewnie, pewnie, ale jak sie nauczą współpracować w domu, to i wokół będą umieć - albo nie. Ja jestem szkolna (znaczy normalnie uczyłam sie w szkołach) i totalnie aspołeczna teraz.
A dzieci mam tak różne, że książkę można napisać.
----------------------------------------
tak, mam monopol na wiedzę o swoich dzieciach, a co nie mogę mieć?
wymaga współpracy z innymi
------------------------
Tak? @-))