Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Dokąd dąży synod?

1131416181927

Komentarz

  • edytowano października 2014
    Gdzieś tam dzwonią, ale nie wiadomo, w jakim kościele. A zresztą, czy nie wszystko jedno...



  • @Aniela pyta jakie zmiany nastąpiły po SW II -
    - w największym możliwym skrócie:  w miejsce Boga postawiono człowieka.
  • @Maćku - jest duża szansa. Serio!
  • > NMP zmniejszono do jednej ze świętych KK, powiedzmy szczególnej świętej, a przedtem była traktowana jako uosobienie Kościoła, jako wzór dla wszytskich wierzących. <

    I nadal jest taktowana jako Matka Koścoła, jest wzorcem dla wszystkich wierzących - ja w każdym bądź razie tak byłam formowana.

    > Zwiększono znaczenie Pisma Świetego kosztem św, Tradycji. A przecież nawet Pismo Święte w obecnym kształcie jest wynikiem Tradycji Kościoła. <

    Chyba nie wiesz co mówisz. Biblia jest Listem Boga, przesłaniem adresowanym do każdego z nas - powinniśmy się karmić Słowem Boga, tak jak karmimy się Ciałem Pańskim.

    Właśnie karmienie się Słowem przemienia i kształtuje nasze dusze - podkreślał to bardzo wyraźnie Benedykt XVI.

    W powyższym nie mam na uwadze czytania Biblii, studiowania jej pod kątem historycznym. Karmić się Słowem, to wsłuchiwać się w to co Pan do nas danego dnia mówi.
    Chyba największą tragedią znacznego procenta katolików jest to, że nie obcują ze Słowem Bożym na co dzień.
  • LacertaViridis napisała:

    > Wszystko, tylko nie fszpulnota. <

    A szkoda, bo właśnie wspólnota znacznie pobyt w czyśćcu skraca. :)
    Niebo to nic innego jak Wspólnota Miłości, zanurzona w MIŁOSCI.
  • Czy faktycznie podczas synodu „nic się nie stało”? Udawanie dzisiaj, że tak właśnie jest, to lekceważenie symptomów poważnej choroby, która jednak - odpowiednio wcześnie zdiagnozowana – daje się leczyć.
     
    Powracający po watykańskim synodzie biskupi, będą musieli w końcu spojrzeć w oczy wiernym. Od wieków bowiem Kościół słusznie powtarza prawdę o nierozerwalności małżeństwa. Tym razem jednak wprost z synodalnego zgromadzenia biskupów dotarł do wiernych jasny sygnał, że hierarchowie nie stanowią jedności wokół tego, co oczywiste. Podobnie rzecz ma się z podejściem do homoseksualistów. Robocze – jak to określono – Relatio prezentowało aprobatywny stosunek wobec par jednopłciowych, a austriacki kard. Christoph Schonborn zachwycał się wzajemną pomocą wyświadczaną sobie przez znaną mu parę homoseksualistów.
     
    I choć kwestie te ostatecznie nie znalazły uznania w oczach większości biskupów, bo wypadły z dokumentu podsumowującego obrady synodalne, to niesmak pozostał. Dlaczego biskupi w ogóle – znając z kart Ewangelii jasne i klarowne słowa Pana Jezusa na temat nierozerwalności małżeństwa – podejmowali dyskusję nad usilnie promowanym przez kard. Waltera Kaspera pomysłem dopuszczenia do Komunii świętej osób rozwiedzionych, żyjących w ponownych związkach? Dlaczego na synodzie dotyczącym rodziny (sic!), podnoszono w ogóle temat homoseksualistów, dając w ten sposób jednoznacznie do zrozumienia, że kwestia par jednopłciowych mieści się w obrębie szerokorozumianej problematyki rodzinnej? To pytania, przed którymi będzie musiało stanąć wielu biskupów, gdy spojrzą w oczy wiernym po powrocie z Rzymu. Chyba, że medialna gorączka wciągnie ich w zgoła inną rolę – duchownych tłumaczących się z niewystarczająco postępowej dla progresistów wymowy zakończonego synodu.
     
    „Nic się nie stało”?
     
    Wiele wskazuje na to, że wielu zagospodarowanych przez mainstream katolickich dziennikarzy nie będzie dociekać sprawy podziału wśród hierarchów Kościoła w kwestiach – nie bójmy się tego słowa – fundamentalnych. Przedstawiciele mainstreamowych mediów, łudzący katolików „kremówkową” wersją „Pytania na śniadanie” pod mętnym tytułem „Między niebem a ziemią”, postanowili podsumować obrady synodu, zapraszając do studia dziennikarza, duchownego i panią socjolog. W dyskusji pojawiły się same okrągłe zdania: dziennikarz uspokajał, że skoro biskupi przegłosowali ostatecznie poprawne Relatio, to nic się nie stało, socjolog zachwycała się samym pomysłem synodu i jego formą, a ksiądz poprzestawał – co można zrozumieć – na dyplomatycznych komentarzach. Jaki przekaz płynie więc z masowych ośrodków medialnych do milionów katolików w Polsce? Że wszystko jest w porządku, nic się nie stało. Łudząco przypomina to komentarze wielu publicystów katolickich po abdykacji Benedykta XVI, zdających się nie zauważać, że gdy naczelny wódz z własnej woli opuszcza swe wojsko, to jest to wydarzenie przełomowe, wprowadzające Kościół na zupełnie nieznane, wzburzone i pełne niebezpieczeństw wody.
     
    Czy faktycznie podczas synodu „nic się nie stało”? Czy - jak mówi powiedzenie – wszystko dobre, co się dobrze kończy? Wydarzenia, do których doszło na synodzie przypominały sceny z filmów katastroficznych, gdy tuż przed trzęsieniem ziemi oko kamery pada na drgającą coraz wyraźniej wodę w szklance. Na razie o trzęsieniu ziemi nie ma mowy, ale baczne oko obserwuje już jego zapowiedzi w nienaturalnym zachowaniu otoczenia, zaś zmysły dotyku i równowagi wyczuwają głębokie podziemne drgania. Udawanie dzisiaj, że nic się nie stało, to jak lekceważenie symptomów poważnej choroby, która odpowiednio wcześnie zdiagnozowana, daje się leczyć. Biskupi nie mają oczywiście obowiązku opowiadać o tych symptomach publicznie. Zrozumiała jest ich troska, by mówienie o podziale w Kościele nie stało się przyczyną zgorszenia, ale z drugiej strony zdecydowawszy o upublicznieniu pierwszej, „roboczej” wersji Relatio, doprowadzono i tak do niemałego zgorszenia, chociażby dając do ręki ciężki oręż mainstreamowym mediom i innym nieprzyjaznym Kościołowi środowiskom.
     
    Watykan kontra polscy biskupi
     
    Sztandarowym zabiegiem dokonywanym przez polskie media głównego nurtu po opublikowaniu pierwszego Relatio, była próba wbicia klina między polski episkopat, który ustami przewodniczącego abp. Stanisława Gądeckiego skrytykował jego „postępową” część, a papieża Franciszka. W myśl tej metody usilnie starała się postępować na przykład Monika Olejnik, zawzięcie dopytująca duszpasterza rodzin ks. Przemysława Drąga o to, czy polscy biskupi mogą „zbuntować się przeciwko papieżowi”, tak jakby głównym problemem Kościoła była dziś postawa hierarchów znad Wisły, a nie gwałtowne próby wywierania nacisku na Watykan – głównie przez niemieckich biskupów – by ten zaakceptował to, co sprzeczne z Ewangelią i Tradycją.
     
    Przypadek Moniki Olejnik nie jest wyjątkiem. Najbardziej znamienite nazwiska polskich postępowców burzą się na biskupów, okraszając ich mianem „hamulcowych” Kościoła, mającego w ich opinii maszerować równym krokiem w kierunku wyznaczonym przez progresizm. Kardynał Kasper, poruszywszy kamyk, który wywołał lawinę, dał do ręki przeciwnikom Kościoła znakomity oręż. Bronią tą postępowcy będą mogli okładać biskupów nie tylko w Polsce, ale i w innych krajach. Pytanie o to, po której stronie „sporu” o rozwodników i homoseksualizm stał ten czy inny hierarcha będzie zapewne powtarzane w wielu stacjach telewizyjnych i gazetach na świecie. Natomiast z tarczą – o zgrozo! – powrócą do domów biskupi niemieccy i ich sprzymierzeńcy, grzejący się w blasku fleszów i telewizyjnych kamer. Czyż taki obrazek nie świadczy o spektakularnym upadku chrześcijańskiej Europy? Oto „chłostą śmiechu i zabójstwem na śmietniku” potraktowani zostaną hierarchowie wiernie trwający przy nauce Chrystusowej, a usiłujący ją rozwadniać i zmieniać odbiorą laur zwycięstwa.
     
    Nie traćmy nadziei
     
    Przez najbliższy rok oczy wiernych Kościołowi katolików, zatroskanych o losy „Jednego, Świętego, Powszechnego i Apostolskiego”, będą z uwagą patrzyły w stronę Watykanu. To tam, za rok, rozegrają się losy rodziny – ostoi katolickiego wychowania, swoistej komórki-przekaźnika tradycyjnych wartości. Jeśli Kościół twardo nie stanie w jej obronie, nie zawalczy o jej trwałość i naturalny model, to zniecierpliwieni postępowcy otworzą swoje areny, by na nich rozegrał się ich ostateczny koniec.
     
    Na przestrzeni ostatnich dekad Kościół pozbywał się atrybutów swego przewodnictwa w sferze publicznej czy kulturze. Obecnie możemy obserwować opłakane efekty decyzji i posunięć osłabiających rolę Kościoła na tych dwóch polach – odrażające, pozbawione piękna wytwory kultury i nihilistyczne, wykastrowane z prawdy życie publiczne. Strach pomyśleć, co stałoby się za kilka lat z rodziną, gdyby słowa kard. Kaspera o wielu popierających go biskupach okazały się prawdą.
     
    „Jeśli jesteś uczniem Chrystusa, niechże zapłonie Twoja gorliwość, niech powstanie Twoja władza przeciw takiemu bezwstydowi, przeciw tej powszechnej zarazie” – pisał o niebezpieczeństwach herezji św. Bernard z Clairvaux, udzielając rad papieżowi Eugeniuszowi III. Nie pozostawiał on Następcy Świętego Piotra wątpliwości, co do licznych niebezpieczeństw drzemiących także w Kościele: „Musimy to dostrzec: przyjęły się nowe obyczaje, zmieniły się czasy i zachowania ludzi. Niebezpieczeństwa nam w tej chwili nie grożą – już je przeżywamy”.
     
    To, w jaki sposób je przeżyjemy, zależy dzisiaj od papieża Franciszka. Nie zapominajmy, że to on jest dzisiaj skałą, na której stoi Chrystusowy Kościół. Ale ponad wszystko pamiętajmy jeszcze o tych słowach Pana Jezusa, które stanowią dla nas, wiernych Kościołowi katolików nieustanne źródło otuchy: „bramy piekielne Go nie przemogą”.
     
     
    Krzysztof Gędłek


  • Powiedzmy,że najbardziej utykam w punkcie pierwszym. Trzeci spełniam. Co do przekonywania nikogo nie usiłuje przekonywać. Z drugiej strony to ci którym się stary ryt podoba i go czują mają więcej trudności z uczestniczeniem w takiej mszy św. Więc kto tu komu coś narzuca?Mesjanizmem podszyta nie jestem. Robię swoje. Czasem na przekór wszystkim dobrym radom w okolicy. Uczę dzieci na misji, choć bardzo mi moi znajomi to odradzają, bo to polskie piekiełko. Ale ja po prostu robię swoje: uczę dzieci. Bronię księdza jak go atakują po chamsku niektóre osoby którym coś się wydaje i które też próbują traktować mnie per noga bo co ja wiem skoro jestem tu tylko dwa lata. I w dodatku mam piątkę dzieci i nie wyglądam na 38 lat. I staram się być miła do ludzi. Zapraszam do nas wszystkich nowych i nie nowych ludzi z misji. Nie wartościuję ludzi na zasadzie co mi da jakaś znajomość, choć wiele osób tak tu robi i daje to odczuć. Chadzam na spotkania dyskusyjne do Dominikanów. Pewnie moglabym więcej. Ale u mnie rodzina jest na pierwszym miejscu po Bogu to skupiam się na rodzinie.
    Chodzi ci o co z tą energią i nawracaniem? Że na forum wielodzietni swoje zdanie wyrażam?
  • @Klarcia wiara katolicka opiera się na równi na Piśmie św i na Tradycji Kościoła. 
    Co mieli ci którzy nie mieli Pisma Świętego jak nie ustnie przkazywaną tradycję?

    A tak jeszcze se dodam że dla mnie obradowanie na synodzie dotyczącym rodziny na temat homoseksualistów jest jakimś kuriozum. 
  • Małgorzata napisała:

    > tiaaa Carlsberg zwłaszcza skraca <

    Każda, nie tylko carlsberska, bo właśnie wspólnota staje się dla nas lustrem, w którym możemy zobaczyć prawdę o sobie, odziera z nas maski.
    Trwanie we wspólnocie kapitalnie umożliwia nam posiadanie siebie w dawaniu siebie.

    Klarcia powie - ten kto unika wspólnoty na Ziemi, spotka ją w czyśćcu, bo Niebo to nic innego jak Wspólnota Miłości, w MIŁOSCI.
  • edytowano października 2014
    Odrobinka Napisała:

    > wiara katolicka opiera się na równi na Piśmie św i na Tradycji Kościoła.
    Co mieli ci którzy nie mieli Pisma Świętego jak nie ustnie przkazywaną tradycję?
    <

    1. Ja bym ujęła to tak. Tradycja jest wkorzeniona w Słowo Boże, w nauczaniu Kościoła, włącznie z dogmatami, nie ma nic, co nie miało by odniesienia do Słowa Bożego.

    2. Ci, których pozbawiono dostępu do Słowa Bożego mieli drogę trudniejszą, podobnie jak ci, którzy karmili się Ciałem Pańskim jedynie kilka razy w roku, a często nawet tylko raz na rok.

    ***

    Zapraszam do wątka - Prawdziwie kochać i czcić Maryję, to ją naśladować.
    Maryja nie tyle  opierała się na tradycji, co wsłuchiwała się w Boże Słowo, rozważała je i pielęgnowała w sercu swoim.

    1 Na początku było Słowo,
    a Słowo było u Boga,
    i Bogiem było Słowo.
    2 Ono było na początku u Boga.
    3 Wszystko przez Nie się stało,
    a bez Niego nic się nie stało,
    co się stało.
    4 W Nim było życie,
    a życie było światłością ludzi,
    5 a światłość w ciemności świeci
    i ciemność jej nie ogarnęła.

    10 Na świecie było [Słowo],
    a świat stał się przez Nie,
    lecz świat Go nie poznał.
    11 Przyszło do swojej własności,
    a swoi Go nie przyjęli.
    12 Wszystkim tym jednak, którzy Je przyjęli,
    dało moc, aby się stali dziećmi Bożymi,
    tym, którzy wierzą w imię Jego -
    13 którzy ani z krwi,
    ani z żądzy ciała,
    ani z woli męża,
    ale z Boga się narodzili.
    14 A Słowo stało się ciałem
    i zamieszkało wśród nas. (J 1: 1-5; 10-14)
  • edytowano października 2014
    tiaaa Carlsberg zwłaszcza skraca
    ---------------------

    @Malgorzata no, pamięć to na pewno...ale nie jeden ale kilka...
    =))
  • edytowano października 2014
    @skorektoja zanim Maciek maił ten pomysł chciałem was zagadać na jakieś wspólne wycieczki. Możemy dogadać.
  • edytowano października 2014
    W odpowiedzi na tytułowe pytanie: jeden Bóg raczy wiedzieć. A czy ma wobec synodu jakieś konkretne zamiary, to też jeden Bóg raczy wiedzieć. 
  • A tak na marginesie, tutaj się już spotkałem z podejściem, że coś jest złe, bo tak Bóg powiedział (a nie na odwrót: że dlatego Bóg powiedział, że jest złe, bo jest złe). 

    Dlaczego w takim razie nie przyznać Kościołowi prerogatyw do zmiany nauczania moralnego? Cokolwiek zwiążecie na ziemi będzie związane w niebie, nieprawdaż? Jeśli uzasadnieniem zła jest decyzja Boga, a tą oddał w ręce Kościoła, to why not? :)
  • Nie wiem o co Wam chodzi, przecież synod – wbrew medialnym spekulacjom, że biskupi zmienią nauczanie
    Kościoła, – potwierdził naukę w sprawie rodziny, przekazywania życia i
    małżeństwa kobiety i mężczyzny
    .


  • Jeszcze raz nawiążę do zerzutu, że po SV II ograniczono kult NMP i zmniejszono jego znaczenie.

    Godna czci

    Dokumenty Soboru Watykańskiego II (Konstytucja dogmatyczna o Kościele rozdz. VIII) oraz adhortacja papieża Pawła VI Marialis cultus o należytym kształtowaniu i rozwijaniu kultu Najświętszej Maryi Panny (z 2 lutego 1974 r.) nie pozostawiają wątpliwości - Maryja jest godna czci. Ewangelista Łukasz natchniony przez Ducha Świętego wkłada w usta Maryi słowa: "oto bowiem błogosławić mnie będą odtąd wszystkie pokolenia" (Łk 1, 48b). Dyskusji podlega nie to czy należy czcić Maryję, ale to jak Jej tę cześć oddawać. "Zarówno Nauczycielski Urząd Kościoła, jak socjologia religii oraz teologia z mariologią włącznie, stwierdzają potrzebę odnowy maryjnej pobożności, szczególnie ludowej. Trzeba je oczyszczać, leczyć, pogłębiać, czy - jak się coraz częściej mówi - ewangelizować."

    W polskiej religijności katolickiej można odnaleźć liczne przeakcentowania kultu Maryi. Maryja często jawi się bliższa człowiekowi, bardziej kochająca niż Odkupiciel.

    Jeżeli w niektórych nabożeństwach Chrystus schodzi na dalszy plan (albo jeśli tak się wydaje) być może nabożeństwo takie wymaga odnowy.

    Tylko Bóg ma prawo do kultu religijnego "sam z siebie". Tylko Bóg jest godny czci.
    Chrześcijanie czczą Boga w Trójcy Jedynego. Takiego Boga objawił nam Jezus Chrystus. Kult chrześcijański zatem musi posiadać charakter trynitarny - skierowany ku Trójcy Świętej. "Rzeczywiście bowiem kult chrześcijański, zgodnie ze swym pierwotnym znaczeniem, jest oddawany Ojcu, Synowi i Duchowi Świętemu lub, lepiej - jak mówi się w świętej liturgii - Ojcu przez Syna w Duchu" (MC nr 25).
     
    Jeśli więc chrześcijanin oddaje cześć komukolwiek poza Bogiem - np. Matce Bożej czy świętym - musi pamiętać, że czci ich tylko ze względu na Boga. Bóg uczynił im wielkie rzeczy, powołał do przyjaźni z sobą, ubogacił ich wyjątkowymi darami i wyznaczył doniosłe funkcje w historii zbawienia. Czcząc Maryję i świętych odsłaniamy prawdę o Bogu, który dzieli się swoją świętością, swoją wielkością, o Bogu jedynie godnym czci, który dzieli się ze stworzeniami swoją chwałą.
     
     "W odnowionym kulcie maryjnym niech będzie więcej Bożego Ducha; więcej refleksji nad Jego rolą w zbawczym dziele Chrystusa i związkiem z Matką Pana oraz więcej błagania o Ducha Świętego do Tej, która Duchem została napełniona."

    W pobożności Maryi szczególnie uderza Jej zasłuchanie się w Słowo Boże, czynienie go pokarmem swego życia i tworzywem modlitwy (por. Magnificat), całkowite oddanie się Chrystusowi i Jego dziełu oraz otwarcie się na Bożego Ducha."
    Poza Maryją chrześcijanin nie znajdzie doskonalszego przykładu stawiania Boga w centrum swego życia.

    http://www.katolik.pl/godna-czci,1941,416,cz.html

    PS: W zacytowanej przeze mnie publikacji, jest potwierdzenie tego, co Klarcia powyżej napisała, że powinniśmy być wzorem Maryi zasłuchani w Słowo Boże, czynienie go pokarmem swego życia i tworzywem modlitwy.
  • edytowano października 2014
    @skorektoja
    To jest niebezpieczne tylko dla tych, którzy uważają, że gdyby Bóg nie zakazał zdradzać żonę, to współżycie z nie swoją żoną byłoby ok. 

    Jeśli czyny homoseksualne, wychowywanie dzieci przez rzeczonych, ponowne związki rozwiedzionych są czymś złym, to nie ma większego znaczenia, co na ten temat sobie dyskutują na synodzie. 

    Mnie jeszcze zastanawia kwestia zwiększonej tolerancji zła dla uniknięcia większego zła. W odniesieniu do współczesnych rodzin patchworkowych - bądźmy realistami - trudno zakładać, że większość z nich wejdzie na prawą drogę. UWAGA: choć wierzymy, że moralne życie jest zawsze w zasięgu możliwości człowieka (patrz Veritatis splendor), to jednak fakty są jakie są - na powrót do prawowitych małżonków/życie w czystości decyduje się znikomy procent. To jest dla mnie uzasadnienie "otwartości" Kościoła na grzeszników a'la dyskutowany synod.
  • edytowano października 2014
    @Aniela
    A wyjaśnisz mi chociażby dlaczego na katolickim synodzie poświęconym rodzinie przedmiotem dyskusji są związki homoseksualne? Co ma piernik do wiatraka?????? Nie uważasz takich zjawisk za destrukcyjne, niezależnie od tego co ostatecznie przegłosowano?

    Dla mnie fakt, że końcowy dokument nie jest sprzeczny z dotychczasowym nauczaniem Kościoła to wprawdzie pociecha ale niewielka w sumie.

    Na razie jeszcze nie jest.
  • 1. Związki homo są destrukcyjne i bardzo ostatnio promowane przez tzw. świat, przedstawiane jako fałszywa opcja rodziny, własnie dlatego synod zajął się nimi.
    2. Po co martwić się na zapas? W zasadzie takie matrwienie się przeczy obietnicy, że bramy piekielne nie przemogą.
  • Ad.1
    Nie takie były motywy wprowadzenia kwestii pod obrady.

    Ad.2
    W obietnicę Chrystusa wierzę. Ale martwię się bo choć bramy piekielne nie przemogą, to w kolejnych szturmach wielu przepadnie. Być może również ja i moi najbliżsi.
  • edytowano października 2014
    coś @Anawim chrzanisz - jak faktem istnienia zagmatwamych sytuacji (często powodowanych zwykłą rozwiązłością) uzasadnić zmianę niezmiennej katolickiej nauki o małżeństwie ?
    jak upowszechni się pedofilia i kazirodztwo to tez podobnie będziesz argumentował ?
  • co to jest kremówkowatosc, nie wiem do której grupy sie zaliczam, czy to jest związane z ciastkiem JP2, kurcze jakie ja mam braki, myślałam ze wystarczy elegancka czapka z mohairku a tu chyba co najmniej tatuaż trzeba se zrobić... Takie segregejszyn mi sie w głowie nie mieści.
  • Czyli jednak nie wadowicka kremówka Jana Pawła II, to nie ja, szukam dalej swojego miejsca w świecie
  • edytowano października 2014
    Omszalizm zaś jest obskuranckim negacjonizmem wszystkiego co nowe
    wywodzącym się z poglądu, że tylko porządnie omszałe jest dostatecznie
    dobre. Tak więc nie dopuszcza do omszenia czegokolwiek nowego na
    zasadzie ogólności.
    ----------------------------

    tak więc, to co omszałe musiało wykazać się nie lada zaletami i żywotnością by stać się omszałym,

    więc,

    omszalizm jest właściwą drogą, by odrzucić postępowania słabe i szkodliwe...
  • niekoniecznie ale wystarczająco, więc w sprawach ważnych i najważniejszych winien być bezwzględnie stosowany
  • edytowano października 2014
    Uproszczenie i powrót do źródeł będący niejako ucieczką w przyszłość za
    pomocą powrotu do źródeł (niekoniecznie trydenckich). Mądrość nakazuje
    wydobywać ze skarbca rzeczy stare i nowe.
    ------------------------------
    dobrze to ująłeś - ale po co tak zawile.

    Nie musimy nigdzie do przodu uciekać !

    Wystarczy stać na skale tradycyjnej katolickiej nauki - tak circa do 1958 roku -  zanim wykonano radykalny zwrot od Pana Boga w kierunku świata, odkąd zaczął się pościg za głupotą tego świata zwany "aggiornamento". Synod jest tylko tego dobitnym przykładem.

    Już pasterze nie troszczą się o świętość życia wiernych ani jak przybliżyć Królestwo Boże.
    Martwią się o dobre samopoczucie owieczek, o zmiany klimatyczne, "sprawiedliwość" społeczną, o dyskomfort sodomitów i cudzołożników, i jak poczytasz na dzisiejszej stronie Radia Vaticana - posyłają orędzia do przyjaciół hindusów z okazji ich święta

    z religii ukierunkowanej na Boga i jego Królestwo uczyniono zwykły humanizm
  • edytowano października 2014
    zapewne kryzys KK w krajach zachodu wymaga diagnozy i odpowiedzi, (hm, czy przeczekanie nie byłoby dobrą odpowiedzią?)
    ale najpierw diagnozy;

    tu można zauważyć, że mniej więcej do poł. XX w. sprawy układały się w miarę, choć fundamenty "postępu" zostały położone wcześniej - potem nastąpił czas globalnej, telewizyjnej manipulacji ludzkimi zachowaniami,

    a teraz czas telewizji chyba się kończy, internet zbliża ludzi a manipulacje przeniosły (rozszerzyły) się w gógle i fejsy;

    odpowiedź Kościoła zaś wydaje się podążać za "postępem" ...

    o, Adalbert już napisał coś w ten deseń
  • edytowano października 2014
    banki --> pieniądze --> media

    teraz mamy sytuację ciut lepszą, internety tańsze
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.