Ale w strasznym przedsoborowiu świeckich w prezbiterium nie było, poza ministrantami. W tym wciąganiu chodziło raczej o zamiatanie wokół kościoła i pieczenie ciast na kiermasze.
uważam jedynie, że w pewnych sytuacjach można by tych obmierzłych, paskudnych i ohydnych rozwodników dopuścić (niekoniecznie na stałe) do Stołu Pańskiego.
-------------------------------------------
A, rozumiem.
Ja z kolei uważam, że niestety w żadnej sytuacji nie można tych biednych, tragicznych, często niewinnych rozwodników do komunii dopuścić. Bo to podważa sens sakramentu.
"w odróżnieniu od Gregoriusa, Maćka, Torquemady, JiB et consortes nie wypowiadam się ex cathedra na temat tego, co Kościół, papież, biskupi i reszta kleru powinni robić"
Bardzo jesteś uprzejmy, ale nie wypowiadam się na temat tego wszystkiego. W ogóle mało się wypowiadam.
"Maciek, jeśli nie widzisz różnicy w postawie Henia i Józia to ci szczerze współczuję"
Nie widzę. Henio podrywa panienki na wyjazdach, Józio poderwał sklepikarkę z owulacją. Teraz obaj udają dobrych katolików, którym cudzołóstwo nie szkodzi.
Brakuje mi cytowania, ale znam prawdziwą historię, której finał jest dość analogiczny do "żona Józefa wraca i błaga o przebaczenie". Nie łzawą historię z m jak miłość, ale prawdę. Całe szczęście, tam mąż pozostał wierny.
Nie widzę. Henio podrywa panienki na wyjazdach, Józio poderwał sklepikarkę z owulacją. Teraz obaj udają dobrych katolików, którym cudzołóstwo nie szkodzi.
-----------------------------------------
Różnica jest taka, że Henio jest kozak a Józio oferma.
W przypadku powrotu niewiernej żony, historyjkę Tomasza można zakończyć optymistycznie - przejściem na islam i założeniem wzorowej rodziny poligamicznej. Będzie i miłosierdzie i dialog międzyreligijny, a do tego Józek będzie mógł legalnie ten tego z obu paniami.
Sam wyznałeś, że masz zdanie sprzeczne z obowiązującym nauczaniem Kościoła i oczekujesz, że to nauczanie dostosuje się w jakimś stopniu do Twojego zdania.
Wiecie co, mnie już naprawdę męczy to wszechobecne obniżanie standardów. I pochylanie się z troską przed homoseksualistami, i robienie idiotów z wiernych małżonków (bo jak wiadomo rozwodnicy są lepsi, bardziej wrażliwi i się nie wywyższają), i najeżdżanie na każdego, kto wskazuje błąd w myśleniu pt. "człowiek się sam poprowadzi, a pasterze podążą za nim". To wszystko razem podważa sens istnienia pasterzy. Na kij oni komu?
Tomasz, ja Cię przepraszam, ale ci, co się awanturują o Komunię, są obciążeni i udręczeni nie własnym grzechem, tylko brakiem "kościelnej" akceptacji dla niego. Na to Chrystus nie pomoże, bo nie po to grzech zwyciężał, żeby teraz pomagać czlowiekowi się głębiej zakopać w ciepłym k.rwidołku.
Dixisti: "Uważam jedynie, że w pewnych sytuacjach można by tych obmierzłych, paskudnych i ohydnych rozwodników dopuścić (niekoniecznie na stałe) do Stołu Pańskiego".
Kościół orzeka inaczej, ergo odrzucasz w tym punkcie nauczanie Kościoła.
Jezus Chrystus polecił aby do niego przyszli wszyscy obciążeni i udręczeni. Patrząc na pryncypialną postawę pewnych osób z forum odnoszę wrażenie, że im Jezus Chrystus w zasadzie nie jest do niczego potrzebny. Są doskonali i tkwią bezpiecznie w doskonałym środowisku. Za murem są bezpieczni. Potępiony motłoch, guślarze, rozwodnicy, posoborowcy są na zewnątrz.
Przykład Ziemkiewicza: rozwodnika, który jednak potrafi z dystansem spojrzeć na swoją sytuację i wypowiedzieć się przeciwko dopuszczaniu rozwodników do komunii.
Przecież nikt nie twierdzi, że wszyscy rozwodnicy będą potępieni.
Nikt nie zamyka im dostępu do Chrystusa. Zamyka się im pewna droga, ale są przecież inne ścieżki - może stromsze i bardziej kręte, ale są.
"Od jakiego podgatunku ludzi uważasz się lepszy, poza odrażającymi rozwodnikami?"
To właśnie jest coś, co Ci umyka. Ja się wcale nie czuję lepszy. Może nawet gorszy? Ale chcę jasnych reguł, po to właśnie, aby móc nad sobą pracować. Jeżeli nie będę wiedział, gdzie jest góra, a gdzie dół, to najpewniej wyląduję jeszcze niżej.
Tomasz - ALeż zupełnie cos odwrotnego napisałeś powyżej.
Aktualnie sens istnienia pasterzy podważają sami pasterze, co mnie, starego klerykała, strasznie boli i wytrąca z równowagi. Gdyż zawsze chciałam przyjmować postawę "parafiańską" i z pokorą słuchać słów z ambony w dowolnym kościele katolickim.
Jeżeli mój związek się rozpadnie to sama będę musiała wybierać co jest dla mnie ważniejsze czy Chrystus w Komunii św czy życie z jakimś nowym panem u mojego boku.
Chciałabym żeby mi Kościół nie rozmydlał ewentualnych konsekwencji moich wyborów.
Jak chcę iść do klasztoru i składam śluby wieczyste to też je łamię wiążąc się z mężczyzną.
No po prostu nie ma uproś, trzeba być dorosłym i podejmować odpowiedzialne decyzje a nie ciągle żyć na poziomie małego dziecka.
Co do synodu to mnie uświadomił ile trzeba się modlić za pasterzy.
"Mam na tyle szerokie horyzonty aby bez żółci i podniecania się zaakceptować sytuację, gdyby rozwodników dopuszczono."
Jesteś zdecydowanie zbyt skromny. W dyskusjach na forum występujesz wręcz jako herold takiego scenariusza, a swoich oponentów rozjeżdżasz walcem drogowym.
Ja bardzo pragnę pouczeń. Są mi potrzebne. Bardzo wiele też mi pomogły. Dziękuję Ci, Panie, za tych, którzy mieli i mają odwagę mnie pouczać, mówić mi Prawdę w słowach niekiedy surowych.
Dla mnie taki rozwodnik wybiera pomiędzy Jezusem a Erosem. Albo jest wierny Jezusowi (i pozostawia puste miejsce obok siebie żeby niewierny mógł wrócić) - nie szuka innych "drugich" żon, albo wybiera na swojego bożka Erosa i uważa, że aby życie było wartościowe należy mieć partnera - jeden odszedł, biorę drugiego.
Ja potrzebuję upominania. Przyjmuję je w rozmaity sposób, czasem bardzo niepokornie ale myślę nad tym co ktoś do mnie mówi i jak mnie ocenia. I czasem przyznaję rację upominającemu i staram sę skorygować swoje zachowanie. I oczekuję od księży, biskuów itp upominania jeśli grzeszę, zwłaszcza od nich, upominania i pokazania dróg wyjścia, jasnych wskazówek i określenia że coś co robię może być grzechem.
I mam za wąskie horyzonty żeby przejśc do porządku dziennego nad tym, że Kościół mógłby dopuścić rozwodników żyjących w niesakramentalnych związkach do komunii św.
I nie z zazdrości tylko dlatego że jasne zasady mają być jasnymi zasadami.
Któregoś dnia, zupełnie spontanicznie, zaproponowała Józkowi pomoc przy dzieciach. (...) ----------- No i szkoda, że żadne z bohaterów nie spytało o radę proboszcza, który jako człowiek znający życie poradziłby Józefowi poprosić o pomoc raczej starszą panią z sąsiedztwa.
Komentarz
Bardzo jesteś uprzejmy, ale nie wypowiadam się na temat tego wszystkiego. W ogóle mało się wypowiadam.
"Maciek, jeśli nie widzisz różnicy w postawie Henia i Józia to ci szczerze współczuję"
Nie widzę. Henio podrywa panienki na wyjazdach, Józio poderwał sklepikarkę z owulacją. Teraz obaj udają dobrych katolików, którym cudzołóstwo nie szkodzi.
T"
Jakie jeszcze zasady katolickie podważasz?
Na to Chrystus nie pomoże, bo nie po to grzech zwyciężał, żeby teraz pomagać czlowiekowi się głębiej zakopać w ciepłym k.rwidołku.
"Uważam jedynie, że w pewnych sytuacjach można by tych obmierzłych,
paskudnych i ohydnych rozwodników dopuścić (niekoniecznie na stałe) do
Stołu Pańskiego".
Kościół orzeka inaczej, ergo odrzucasz w tym punkcie nauczanie Kościoła.
To właśnie jest coś, co Ci umyka. Ja się wcale nie czuję lepszy. Może nawet gorszy? Ale chcę jasnych reguł, po to właśnie, aby móc nad sobą pracować. Jeżeli nie będę wiedział, gdzie jest góra, a gdzie dół, to najpewniej wyląduję jeszcze niżej.
Aktualnie sens istnienia pasterzy podważają sami pasterze, co mnie, starego klerykała, strasznie boli i wytrąca z równowagi.
Gdyż zawsze chciałam przyjmować postawę "parafiańską" i z pokorą słuchać słów z ambony w dowolnym kościele katolickim.
Jesteś zdecydowanie zbyt skromny. W dyskusjach na forum występujesz wręcz jako herold takiego scenariusza, a swoich oponentów rozjeżdżasz walcem drogowym.
Grzeszących upominać.
Nieumiejętnych pouczać.
Wątpiącym dobrze radzić.
pomoc przy dzieciach. (...)
-----------
No i szkoda, że żadne z bohaterów nie spytało o radę proboszcza, który jako człowiek znający życie poradziłby Józefowi poprosić o pomoc raczej starszą panią z sąsiedztwa.