Czytam was i myślę sobie jaki to jest masakryczny cyrk i jak dobrze, że w nim już nie uczestniczę (najstarsza nie była w ed, więc coś tam jeszcze pamiętam). Takie zachowania rodziców zakrawają mi wręcz na kompleksy. Albo kompulsje
Może rozwiązaniem byłoby jasne określenie na jakie aspekty działania szkoły rodzice mogą mieć wpływ.
No widzisz @Tola Ciebie wkurza,inni rodzice zachwyceni. A ja nadal nie odkryłam sposobu,jak pogodzic oczekiwania WSZYSTKICH rodzicow tak,by kazdy byl zadowolony. I obawiam sie,ze nikt go nie ma,ale pomarudać zawsze można Peesik: moja szkola jednozmianowa
Bo to odprowadzanie to jakiś fetysz ostatnich lat. Wszyscy zawożą dzieci do szkoły i już... Od nas do szkoły moich chłopców jest 2,5 km ścieżki rowerowej( dwa skrzyżowania ze światłami) jakie były u mnie delegacje strapionych sąsiadek z ofertami podwożenia jak w czwartej klasie po karcie rowerowej synowi jako jedynemu z osiedla pozwoliłam używać do samodzielnego transportu roweru. Wtedy był jedyny...Teraz po prawie dwóch latach dołączyły do niego równolatki bliźniaczki z następnej przecznicy... Dzieci teraz 11 lat już mają
Najfajniej się człowiek czuje, jak obśmieje cudzy punkt widzenia. Nie znam żadnych rodziców, którzy by dopytywali, dlaczego świetlica nie jest czynna do 20. Za to znam mnóstwo rodziców, którzy pracują na cały etat (tak tak, haniebne) i w ogóle mnie nie dziwi, że jeśli dzieci spędzają w szkole czas do 16-17 to rodzice chcieliby, żeby robiły tam coś więcej niż przesiadywanie w mega zatłoczonej świetlicy, gdzie koledzy klikają na smartfonach przy aprobacie nauczycieli, bo wtedy przynajmniej siedzą cicho. Jakoś w wielu krajach da się zrobić tak, żeby zajęcia szkolne trwały dłużej niż 3-4 lekcje dziennie (a tak jest w Polsce w klasach 1-3) i obejmowały też zajęcia artystyczne, naukę języka obcego czy sport. Ale pewnie rodzic, który chciałby, żeby tak wyglądała szkoła, ma po prostu przewrócone w głowie, oczekuje, że ktoś wychowa za niego dzieci i w ogóle najchętniej by się nimi wcale nie zajmował.
@Bagata to do mnie? Zupelnie niepotrzebnie,bo akurat moj wpis odnosil sie do tych wcześniejszych, ze dziecko w szkole kilka godzin i do domu
W wielu miejscach na świecie lekcje trwają najdłużej np do 15.30 a zaczynają sie o np 8.30,9.00 i dzieci wychodzą do domu. Świetlic przyszkolnych brak albo płatne . Nie ma rez czegos takiego jak świetlica przed lekcjami
@kociara, nie wiem, czy do Ciebie, czy do przedmówców. Zawsze dyskusja wygląda tak samo - kilka osób pisze, że od szkoły oczekuje minimum ingerencji w cokolwiek, lekcje obowiązkowe w niewielkim wymiarze czasu i do domu, Ty na to odpowiadasz, że większość rodziców to by chciała świetlicy do 20 i miliona animacji (w zasadzie w opozycji, ale jednak w podobnym tonie jeśli chodzi o krytykę takich oczekiwań). Tymczasem realne potrzeby większości społeczeństwa są gdzieś pośrodku.
Podzielić na szkoły albo choć klasy, część realizuje tylko ściśle obowiązek szkolny bez dodatkowych szopek i na zaopiekowanie, jedzenie, jeżyki, sporty itp wraca pod skrzydła rodziców. Drugiej części zapewnia to szkolno-opiekuńcza placówka dziennego pobytu i o.
Dlatego, @Skatarzyna, mnie osobiście nie bulwersują dodatkowe zajęcia płatne, prowadzone przez zewnętrzne firmy, na które dzieci mogą uczęszczać w szkole po lekcjach. Jak ktoś nie chce, wraca do domu, chętni na więcej zajęć i dłuższą opiekę dopłacają za dodatkowy czas. I to jest jak dla mnie OK, tylko niestety często przeszkodą są problemy lokalowe. Ale właściwie dyskusja zeszła na manowce, bo dotyczyła festynów, Dni Nauczyciela i innych szkolnych "szopek". W sumie mój wpis jednak chyba był do kociary, bo to ona przywołała temat świetlicy do 20 i dzieci odstawianych pod szkołę o 6 rano. A to trochę inne kwestia.
Haha To jest naprawdę ciekawe. Serio. Niemal kazdy moj wpis traktowany jak atak czy nie wiem co. Nawet,jak pisze to samo,co reszta Niemal kazdy inny wpis jak jedyna prawda . Boszzzz
Ale coz. Wiem i rozumiem, że tak wygodniej i bezpieczniej, no bo przeciez jam jest samo zło.
A to,ze sami sobie czasami przeczycie to już nieistotne. Tez sie zastanawiam mader,czemu myslenie bywa dla wielu tak trudne. Serio
Rodzice zostawiający dzieci pod opieką świetlicy od rana do nocy nie są tymi samymi rodzicami, którzy angażują się w prezenty na Dzień Nauczyciela i festyny szkolne. Wręcz przeciwnie.
Ktoś wie jak skrobnac pismo do gminy że y ten autobus szkolny zatrzymywał się bliżej domu? Bo na obiecany chodnik nie mam co liczyć a mieszkamy poza terenem zabudowanym
I jedni i drudzy mają prawo do swoich oczekiwań i działań zgodnych z ich oczekiwaniami czy potrzebami. Więc nadal nie rozumiem tego nakrecania sie na aktywistow i krytykowania ich przy jednoczesnym ataku na szkołę ,jakby byla winna temu,ze sa dzieci posiadajace takich aktywistow rodzicow
@kociara, nie wiem, czy do Ciebie, czy do przedmówców. Zawsze dyskusja wygląda tak samo - kilka osób pisze, że od szkoły oczekuje minimum ingerencji w cokolwiek, lekcje obowiązkowe w niewielkim wymiarze czasu i do domu, Ty na to odpowiadasz, że większość rodziców to by chciała świetlicy do 20 i miliona animacji (w zasadzie w opozycji, ale jednak w podobnym tonie jeśli chodzi o krytykę takich oczekiwań).
Mnie po prostu niezmiennie wkurza patrzenie z góry na rodziców oczekujących od szkoły sensownej opieki w wymiarze większym niż 3 lekcje dziennie. I ta kwestia nie ma nic wspólnego z rodzicami-aktywistami.
Ja nawet podejrzewam, ze ci , którzy odstawiają dziecko na 6 rano to nie ci sami, ktorzy by chcieli swietlicy do 20-stej. I może ich dzieci naprawde nie zostaja na jakies zajecia organizowane w godzinach popołudniowych? przynajmniej sie nei spóźniają <span></span>
A kto patrzy z góry? Tak wiem,pewnie ja. Juz bylo x razy o tym,jaka to ja zua i nieempatyczna. Przeciez to jest logiczne i nie podlega dyskusji,że szkola musi i zapewnia opiekę dzieciom. Pytanie,co dla kogo oznacza "logiczne". Bo i tu sa zdania rozbieżne. Tak jak i rozbieżne sa przy chocby atrakcjach dla dzieci. Wycieczkach. Slubowaniach. Wigiliach klasowych. Balikach i dyskotekach.
O rety @Maci ejka, nie wszyscy mają super warunki jak w DE, te scizki rowerowe i tak dalej. I nie, nie robię ciapy z dziecka, jeśli przewożę je, bo i tak jadę. Jeszcze może napisz o tym, jak cudownie było za komuny jak się z kluczem na szyi biegało.
@Tola nie nadinterpretuj, po prostu sie dziwie. Akurat moje dziecko kilometr do szkoły samo chodziło tez droga czesciowo bez chodnika. Jako 10-cio latek sam autobusem do szkoły jeździł, czasem z przesiadka.
W dodatku jestem taka wredna, ze nawet jak jechałam w kierunku szkoły (po drodze do pracy), to on i tak szedł na nogach. Widze wartość tez w tym, ze sie dziecko dotleni przed lekcjami i sie troche porusza.
Droga drodze nie równa, tu gdzie wcześniej mieszkaliśmy mimo że brak chodnika to teren zabudowany normalnie się chodziło, tu gdzie teraz mieszkam ucieka się na pobocze i do rowu przed rozpędzonymi autami
Ciekawe. U nas w przedszkolu poszło w tym roku w drugą stronę. Nikt nie chciał się zrzucać, z rady rodziców rodzicom 'szkoda było kasy na prezenty' i chyba stanie na tym, że kto chce to coś przyniesie, kto nie, to nie. I bardzo dobrze, lepsze to niż te wymęczone kwiaty i oklepane czekoladki. Moi chłopcy podlapali pomysł Zosi i chcą zrobić bukieciki z trzema lizakami w środku. Ja pewnie dorzucę swoje podziękowanie za ilość przebranych kup i stresy związane z gonieniem uciekającego przez okno J, a w szkole za szczególną opiekę nad wiecznie czytająca Z., Która trzeba pilnować nawet z regularnym oddawaniem moczu. Generalnie nie rozumiem tego szału.
Za to z osobistych ciekawostek, o tych wszystkich kawach, czekoladach i kwiatach nikt u nas już nie pamięta, ale laurka z podziękowaniami dla mojego męża wisi na lodówce od czerwca, a mała doniczka z wyhodowana dla niego papryczka piri piri przez jednego z uczniów, to jedyna roślina w naszym domu. O którą dba Mąż.
@kociara wiem doskonale o czym piszesz,bo obserwowałam to przez wszystkie lata podstawówki moich dzieci i w szkole i na zajęciach poza szkołą.
I tak,zdarzają się rodzice, którzy są zmuszeni zostawić dziecko pod szkoła o tej 6.00
ale większość rodziców których ja poznałam,
a którzy to robili, to ludzie dla których najważniejsza była praca.
I wcale nie musieli zaczynać pracy od świtu,to był ich wybór.
A dziecko?-jakoś sobie poradzi,zresztą życie jest twarde niech się hartuje od małego.
W żłobku siedziało po 10 godzin,w przedszkolu tak samo, to co wielkiego się stanie gdy takie duże dziecko poczeka pod zamkniętą szkołą.
Do tego oczywistością było dla nich,że oni dziecko MAJĄ.
Od wychowania ,nauczenia co dobre a co złe,od odpieluchowania,poprzez naukę samodzielnego ubierania i dalej poprzez pomoc w odrabianiu lekcji,zapewnienie rozrywki i rozwój zainteresowań są instytucje typu żłobek,przedszkole,szkoła.
Tam się oddaje dziecko, a dziecko SIĘ uczy wszystkiego.
A radość największa jest wtedy ,gdy można się dziecka pozbyć z domu na kilka dni,
a jeszcze lepiej na dwa tygodnie,czyli wyprawić na wycieczkę lub zieloną szkołę.
I wtedy ma się w domu święty spokój.
Można się nareszcie zajmować tylko sobą i pracą.
I tak,to zwykle ci rodzice maja najwięcej wymagań dotyczących różnorodnych zajęć pozalekcyjnych w szkole,
oraz to ci rodzice mają najwięcej odrealnionych pomysłów dotyczących uhonorowania nauczycieli oraz organizacji imprez wszelakich.
Domyślam się, że kieruje nimi jakiś tam poczucie winy wobec własnego dziecka,
aczkolwiek to właśnie jest najupierdliwsza-pod każdym względem- grupa rodziców.
A najgorsze jest to że o ile kiedyś było ich niewielu,tak obecnie takie podejście zaczyna być normą.
Sorry, ale dalej nie rozumiem, dlaczego bezpieczniej jest zostawić dziecko o szóstej przed szkoła, bez opieki niz pozwolić sie temu dziecku wyspać i przyjść jak człowiek do szkoły przed lekcjami. Z dziecmi z sasiedztwa, które przecież tez do szkoły chodzą. Ztcw @kociara nie pracuje w szkole na odludziu, gdzie to dzieci przez pola i pustkowia, 10 km, walcząc ze zgraja wilków do szkoły iść musza...
Nie wiem tylko, czy takie posyłanie nie do rejonowek sie w takim razie „opłaca”. Moze lepiej do jakiejs wiejskiej szkółki posłać, niz skazywać dzieci na półtora etatu w podstawówce. Przecież to ogromne obciążenie dla dziecka!
Sorry, ale dalej nie rozumiem, dlaczego bezpieczniej jest zostawić dziecko o szóstej przed szkoła, bez opieki niz pozwolić sie temu dziecku wyspać i przyjść jak człowiek do szkoły przed lekcjami. Z dziecmi z sasiedztwa, które przecież tez do szkoły chodzą. Ztcw @kociara nie pracuje w szkole na odludziu, gdzie to dzieci przez pola i pustkowia, 10 km, walcząc ze zgraja wilków do szkoły iść musza...
Wiesz, to jest bardziej skomplikowane. Zacznę moze od tego, ze w Polsce od kilku lat jestvtaka tendencja upośledzania dzieci,nad którymi wiszą wszyscy od urodzenia. Do tego jest usprawiedliwienie "niebezpiecznymi czasami". Oraz nieuregulowane prawnie kwestie opieki /nadzoru nad dziecmi. Juz o tym pisalam wielikrotnie. Oczywiście nie chodzi o prowincje czy przedmiescia. Ja.pracuje w osiedlowej placówce, osiedle swietnie skomunikowane.z resztą miasta, autobusy,tramwaje,ruch uliczny bardzo wolny ( uliczki jednokierunkowe z garbami). Mam dzieci z osiedla,ale tez i dojeżdżające z innych dzielnic (czesc dojeżdża tramwajem,autobusem). Duza grupa dzieci dowożonych to wlasnie dzieci osiedlowe.
Nie wiem tylko, czy takie posyłanie nie do rejonowek sie w takim razie „opłaca”. Moze lepiej do jakiejs wiejskiej szkółki posłać, niz skazywać dzieci na półtora etatu w podstawówce. Przecież to ogromne obciążenie dla dziecka!
Właśnie w tym cały szkopuł, że to jest jeszcze gorsze. Bo dziecko ma tak niewiele lekcji, że kończy zajęcia np. o 10:30, a rodzic musi z pracy dojechać, więc wraca do domu najwcześniej ok. 17. Co robi siedmio- ośmioletnie dziecko w tym czasie? Mamy znajomych, którzy są w trudnej sytuacji finansowej. Oboje ciężko pracują, nie mają tu żadnej rodziny. Mają córkę jedynaczkę (chcieli mieć więcej dzieci, ale nie mogli, żeby nie było). Ilość czasu, którą to dziecko spędza samo samiuteńskie w domu jest ogromna. Pewnie mogłaby się włóczyć po pustym podwórku albo chodzić po sąsiadach.
Komentarz
Ciebie wkurza,inni rodzice zachwyceni.
A ja nadal nie odkryłam sposobu,jak pogodzic oczekiwania WSZYSTKICH rodzicow tak,by kazdy byl zadowolony. I obawiam sie,ze nikt go nie ma,ale pomarudać zawsze można
Peesik: moja szkola jednozmianowa
Wtedy był jedyny...Teraz po prawie dwóch latach dołączyły do niego równolatki bliźniaczki z następnej przecznicy... Dzieci teraz 11 lat już mają
Nie znam żadnych rodziców, którzy by dopytywali, dlaczego świetlica nie jest czynna do 20. Za to znam mnóstwo rodziców, którzy pracują na cały etat (tak tak, haniebne) i w ogóle mnie nie dziwi, że jeśli dzieci spędzają w szkole czas do 16-17 to rodzice chcieliby, żeby robiły tam coś więcej niż przesiadywanie w mega zatłoczonej świetlicy, gdzie koledzy klikają na smartfonach przy aprobacie nauczycieli, bo wtedy przynajmniej siedzą cicho.
Jakoś w wielu krajach da się zrobić tak, żeby zajęcia szkolne trwały dłużej niż 3-4 lekcje dziennie (a tak jest w Polsce w klasach 1-3) i obejmowały też zajęcia artystyczne, naukę języka obcego czy sport. Ale pewnie rodzic, który chciałby, żeby tak wyglądała szkoła, ma po prostu przewrócone w głowie, oczekuje, że ktoś wychowa za niego dzieci i w ogóle najchętniej by się nimi wcale nie zajmował.
Zupelnie niepotrzebnie,bo akurat moj wpis odnosil sie do tych wcześniejszych, ze dziecko w szkole kilka godzin i do domu
W wielu miejscach na świecie lekcje trwają najdłużej np do 15.30 a zaczynają sie o np 8.30,9.00 i dzieci wychodzą do domu. Świetlic przyszkolnych brak albo płatne . Nie ma rez czegos takiego jak świetlica przed lekcjami
Zawsze dyskusja wygląda tak samo - kilka osób pisze, że od szkoły oczekuje minimum ingerencji w cokolwiek, lekcje obowiązkowe w niewielkim wymiarze czasu i do domu, Ty na to odpowiadasz, że większość rodziców to by chciała świetlicy do 20 i miliona animacji (w zasadzie w opozycji, ale jednak w podobnym tonie jeśli chodzi o krytykę takich oczekiwań). Tymczasem realne potrzeby większości społeczeństwa są gdzieś pośrodku.
Ale właściwie dyskusja zeszła na manowce, bo dotyczyła festynów, Dni Nauczyciela i innych szkolnych "szopek". W sumie mój wpis jednak chyba był do kociary, bo to ona przywołała temat świetlicy do 20 i dzieci odstawianych pod szkołę o 6 rano. A to trochę inne kwestia.
To jest naprawdę ciekawe. Serio.
Niemal kazdy moj wpis traktowany jak atak czy nie wiem co. Nawet,jak pisze to samo,co reszta
Niemal kazdy inny wpis jak jedyna prawda .
Boszzzz
Ale coz. Wiem i rozumiem, że tak wygodniej i bezpieczniej, no bo przeciez jam jest samo zło.
A to,ze sami sobie czasami przeczycie to już nieistotne.
Tez sie zastanawiam mader,czemu myslenie bywa dla wielu tak trudne. Serio
Więc nadal nie rozumiem tego nakrecania sie na aktywistow i krytykowania ich przy jednoczesnym ataku na szkołę ,jakby byla winna temu,ze sa dzieci posiadajace takich aktywistow rodzicow
Mnie po prostu niezmiennie wkurza patrzenie z góry na rodziców oczekujących od szkoły sensownej opieki w wymiarze większym niż 3 lekcje dziennie.
I ta kwestia nie ma nic wspólnego z rodzicami-aktywistami.
Przeciez to jest logiczne i nie podlega dyskusji,że szkola musi i zapewnia opiekę dzieciom.
Pytanie,co dla kogo oznacza "logiczne". Bo i tu sa zdania rozbieżne. Tak jak i rozbieżne sa przy chocby atrakcjach dla dzieci. Wycieczkach. Slubowaniach. Wigiliach klasowych. Balikach i dyskotekach.
Moi chłopcy podlapali pomysł Zosi i chcą zrobić bukieciki z trzema lizakami w środku. Ja pewnie dorzucę swoje podziękowanie za ilość przebranych kup i stresy związane z gonieniem uciekającego przez okno J, a w szkole za szczególną opiekę nad wiecznie czytająca Z., Która trzeba pilnować nawet z regularnym oddawaniem moczu.
Generalnie nie rozumiem tego szału.
Za to z osobistych ciekawostek, o tych wszystkich kawach, czekoladach i kwiatach nikt u nas już nie pamięta, ale laurka z podziękowaniami dla mojego męża wisi na lodówce od czerwca, a mała doniczka z wyhodowana dla niego papryczka piri piri przez jednego z uczniów, to jedyna roślina w naszym domu. O którą dba Mąż.
Zacznę moze od tego, ze w Polsce od kilku lat jestvtaka tendencja upośledzania dzieci,nad którymi wiszą wszyscy od urodzenia. Do tego jest usprawiedliwienie "niebezpiecznymi czasami". Oraz nieuregulowane prawnie kwestie opieki /nadzoru nad dziecmi. Juz o tym pisalam wielikrotnie.
Oczywiście nie chodzi o prowincje czy przedmiescia.
Ja.pracuje w osiedlowej placówce, osiedle swietnie skomunikowane.z resztą miasta, autobusy,tramwaje,ruch uliczny bardzo wolny ( uliczki jednokierunkowe z garbami). Mam dzieci z osiedla,ale tez i dojeżdżające z innych dzielnic (czesc dojeżdża tramwajem,autobusem). Duza grupa dzieci dowożonych to wlasnie dzieci osiedlowe.
Właśnie w tym cały szkopuł, że to jest jeszcze gorsze.
Bo dziecko ma tak niewiele lekcji, że kończy zajęcia np. o 10:30, a rodzic musi z pracy dojechać, więc wraca do domu najwcześniej ok. 17. Co robi siedmio- ośmioletnie dziecko w tym czasie?
Mamy znajomych, którzy są w trudnej sytuacji finansowej. Oboje ciężko pracują, nie mają tu żadnej rodziny. Mają córkę jedynaczkę (chcieli mieć więcej dzieci, ale nie mogli, żeby nie było). Ilość czasu, którą to dziecko spędza samo samiuteńskie w domu jest ogromna. Pewnie mogłaby się włóczyć po pustym podwórku albo chodzić po sąsiadach.