Ja po prostu wyobrażam sobie takie siedzenie tyle godzin w szkole jako ogromny wysiłek dla dziecka. Zero czasu na spokoj i odpoczynek, przez cały czas cos sie dzieje. Moze to i straszne i gorsze, ale wole, zeby dziecko samo w domu siedziało (chociaz czesto dzieci tez rodzeństwo maja, wiec takie same nie sa).
Moj syn kończył podstawówkę około południa. Grupa chłopaków wracali do domu, wiec zawsze im schodziło W domu miał czas spokojnie zjeść obiad, odrobić zadania domowe i zająć sie swoimi sprawami. Po południu miał znowu ochotę i sile odwiedzać kolegów, albo koledzy odwiedzali jego (tak, o zgrozo bez obecności dorosłych w domu). Ja na serio tego nie czuje, zeby zawsze opiekować i animować tak duze dzieci. Dajmy im sposobność sie ponudzic i samemu wymyślać jak spędzać wolny czas.
No ja widzę, jak wygląda to wielogodzinne siedzenie dziecka samego w domu i nie zazdroszczę. Być może opisujesz jednak trochę inną rzeczywistość - niewielkie miasteczko, przyjazne sąsiedztwo? Może dojazd z pracy nie zajmował Wam tyle czasu, ile ludziom mieszkającym w dużej aglomeracji? Może ktoś z Was nie pracuje na cały etat? Fajnie pobyć czasem samemu, ale np. 6 godzin dziennie, codziennie, to trochę dużo. I nie chodzi o niańczenie dziecka.
@mader pytalam o cos zupelnie innego. Mianowicie ( o ile dobrze pamietam) ,czy oburzylo Cie to,że ktos faktycznie moglby miec do Ciebie pretensje,ze "blokujesz" miejsca. Zresztą sprobuje poszukac,bo moze faktycznie cos pomieszalam
No, w umowie o pracę mają napisane że zaczynają o 6 więc to znaczy że praca jest dla nich najważniejsza
Bez jaj A konieczna do przeżycia? Nie zakładasz takiej opcji? Nie wszyscy są świetnie wyksztalceni by przebierać w ofertach pracy, to pierwsze, a drugie nie wszyscy są na tyle dobrze sytuowani by jeden rodzic zapewnil byt rodzinie.
@mader sorry, ale troche sie gubię w życiorysach.... to było w Pl, czy DE? Bo tu i w rejonie gdzie żyje, jak roznych znajomych mam, to przede wszystkim szkoła wbija rodzicom do głowy, ze dzieci samodzielnie maja przychodzić. Zawodzenie autem to zuo ostateczne jak ktos rowerem z dzieckiem jedzie, to resztki honoru uratowane
@mader sorry, ale troche sie gubię w życiorysach.... to było w Pl, czy DE? Bo tu i w rejonie gdzie żyje, jak roznych znajomych mam, to przede wszystkim szkoła wbija rodzicom do głowy, ze dzieci samodzielnie maja przychodzić. Zawodzenie autem to zuo ostateczne jak ktos rowerem z dzieckiem jedzie, to resztki
Ja mieszkam na wsi i tu dzieci nie chodzą ba nawet rowerami nie jeżdżą do szkoły a i żeby było ciekawiej do szkół ponad podstawowych też młodzież jest wożona przez rodziców i aby tylko 18 to prawo jazdy i auto A czemu? Bo do szkoły rejionowej jest kilka km i jest dużo opuszczonych budynków w których żyją sobie bezpanskie psy i mogą zrobić krzywdę zresztą te co mają właściciela sa bardziej niebezpieczne, bo samochodami jeżdżą szalency i jest ryzyko wypadku a i brak oświetlenia a żeby dostać się do szkoły średniej to komunikacji publicznej praktycznie nie ma , tak XXI wiek i nie ma autobusów prawie 1/2 obszaru kraju jest bez komunikacji w wiekszym lub mniejszym stopniu
@nowa ale ja nie mowie tutaj o takich przypadkach, bo wiem, ze istnieją i nie ma rady. Sama tez bym dziecka szosa kilka km nie puściła do szkoły. Ja pisze tu o takim przypadku, ze szkoła prawie za rogiem, ale rodzic koniecznie odwozi. No kosmos dla mnie, ale wiem, nie musze rozumieć
Ktoś wie jak skrobnac pismo do gminy że y ten autobus szkolny zatrzymywał się bliżej domu? Bo na obiecany chodnik nie mam co liczyć a mieszkamy poza terenem zabudowanym
Poprosić kierowcę? Działa
Nie, tzn zaczął się zatrzymywać a potem że nie wyrabia się i mają chodzić albo na przystanek albo niech ktoś zrezygnuje ze swojego miejsca zatrzymania i przychodzi do nas i wtedy będzie ok (tylko kto zrezygnuje jak ma autobus spod domu) dla mnie czy przystanek czy to inne miejsce taka samą drogą i dalej bez chodnika i uciekając przed rozpędzonymi samochodami
I nie wykluczam że tacy ludzie istnieją, możliwe, ale to raczej typ zaopatrzony w sztab guwernantek i innych niań i gosposi domowych, skoro tyle pracują z pasją to i profity pewnie czerpią odpowiednie. Więc na świetlicę odstawiać to raczej nie ten świat.
Ale nawet jeśli istnieją - nie znam osobiście, ale dopuszczam że wszystkiego o świecie nie wiem - to regułą i norma to na pewno nie jest.
Guzik wiesz o sytuacjach tych osób, o powodach tego że o takich a nie innych godzinach dziecko przychodzi / jest odbierane. Nie siedzisz w środku.
@mader gdyby to były tylko moje przypuszczenia napisałabym "myślę że" albo "najprawdopodobniej" czy coś w tym rodzaju.
Niestety ja to wiem,bo rozmawiałam z tymi wszystkimi rodzicami,
byliśmy dobrymi znajomymi,znałam ich poglądy i przekonania.
Nawet podśmiewali się trochę ze mnie że jestem matka kwoka ,
że tworzę swoim dzieciom cieplarniane warunki,że się za bardzo poświęcam dzieciom zamiast "się realizować",bo kto stoi w miejscu ten się cofa.
I tak,byli to ludzie dobrze i bardzo dobrze sytuowani ale też uważali,
że nie muszą wydawać dodatkowej kasy na opiekunki,skoro ich dzieci sobie radzą.
Mogli też dzieci posłać do prywatnych żłobków i przedszkoli ale wybierali państwowe,
bo po co przepłacać.
A panie do sprzątania niektórzy mieli (nie wszyscy), ale te z Ukrainy,bo tańsze .
No co ja Ci poradzę ,no tak było i wciąż dalej jest,na coraz większa skalę niestety.
Moje dzieci, chociaż nauczycielskie , swego czasu odbierały ze szkoły dwie opiekunki, jedna chłopaków, druga córkę. Musiałam pracować ze względu na zdolność kredytową, z pensji zostawało mi niewiele. Ze świetlicy, pomocy babci itd. nie korzystałam nigdy, najczęściej płaciłam opiekunce.
Do pracy poszłam mega późno, dzieci i ich wychowanie były ważniejsze. Z jednej pensji nauczycielskiej po ludzku klepaliśmy biedę, ale dla nas to nie było takie ważne. Trwało to, chciałam napisać krotko, ale wychodzi 8 lat.
Ktoś wie jak skrobnac pismo do gminy że y ten autobus szkolny zatrzymywał się bliżej domu? Bo na obiecany chodnik nie mam co liczyć a mieszkamy poza terenem zabudowanym
Poprosić kierowcę? Działa
Nie zawsze. Niestety. Dobra wola To czasem towar deficytowy
Nie ma lekcji, ale jest opieka u nas. Oczywiście nauczyciele w pracy. A szkoda, przydałby mi się chłop w poniedziałek w domu jak już i tak wszyscy myślą, że ma wolne xD lol.
U nas tez wolne, kto ma potrzebę dziecko zostawić musi do dziś zgłosić, ale zwykle nie ma takich osob, jeśli będą to tylko pojedyncze i pewnie dokoptuja do przedszkola bo tam też raczej tylko pojedyncze przypadki więc grupa mieszana
U nas też KN niet i w poniedziałek szkoła pracuje. No fakt nie klasycznie bo na początek jest msza i ślubowanie nowych uczniów a potem zajęcia do 14. Apel i zwyczajowe otrzęsiny w LO. Podstawówka po apelu do chaty...
ale w sumie to czemu zajec nie ma? czy jest wolny dzień bibliotekarza, energetyka, lekarza itp?
Że w sensie, że nauczyciel nie musi być tego dnia w miejscu pracy w godzinach swojej pracy? I nie pracuje? Gdzie takie szkoły? W szkołach, które znam w Trójmieście nie ma zajęć dydaktycznych, natomiast nauczyciele pracują. Może w końcu trzeba sobie wbić do głowy, że nauczyciel pracuje więcej niż te godziny przy tablicy, litości.
W szkole moich dzieci nauczyciele pracują bez KN , więc wolnego nie ma.
Weź może numeruj dzieci, bo wynika, że są we wszystkich typach szkół, mają wszystkie typy nauczycieli, a Ty jako rodzic doświadczenie w każdej szkolnej sytuacji od prawa do lewa. Można się pogubić. XD
Ależ oczywiście że więcej, bo etat to 40 h w tym 18 tablicowych. Tyle że u innych to jest zawsze co najmniej 40 a nauczyciele protestuja już przy 30...
A kiedy odrabiają dzieci ten stracony dzień bo przecież te godziny są w podstawę wliczone.
Odkąd pracuję to w mojej szkole DN nigdy nie był wolnym dla nauczycieli. To nie jest dzień wolny od pracy ( tak jak dniami wolnymi od pracy dla n-eli NIE SĄ rekolekcje czy egzaminy).
Ależ oczywiście że więcej, bo etat to 40 h w tym 18 tablicowych. Tyle że u innych to jest zawsze co najmniej 40 a nauczyciele protestuja już przy 30...
A kiedy odrabiają dzieci ten stracony dzień bo przecież te godziny są w podstawę wliczone.
A to nie jest wolne z tych godzin/ dni dyrektorskich czy jak to się zwie?
@Agnieszka Moze po prostu zapytaj o to w szkole Twoich dzieci. Ja nie bardzo rozumiem pytanie. U mnie jestesmy w pracy,a ja nawet w dwoch ( Edit: w trzech, bo jedno w tzw terenie) miejscach i pracuje dluzej,niz w normalny dzień pracy
Komentarz
Moze to i straszne i gorsze, ale wole, zeby dziecko samo w domu siedziało (chociaz czesto dzieci tez rodzeństwo maja, wiec takie same nie sa).
W domu miał czas spokojnie zjeść obiad, odrobić zadania domowe i zająć sie swoimi sprawami. Po południu miał znowu ochotę i sile odwiedzać kolegów, albo koledzy odwiedzali jego (tak, o zgrozo bez obecności dorosłych w domu). Ja na serio tego nie czuje, zeby zawsze opiekować i animować tak duze dzieci. Dajmy im sposobność sie ponudzic i samemu wymyślać jak spędzać wolny czas.
Być może opisujesz jednak trochę inną rzeczywistość - niewielkie miasteczko, przyjazne sąsiedztwo? Może dojazd z pracy nie zajmował Wam tyle czasu, ile ludziom mieszkającym w dużej aglomeracji? Może ktoś z Was nie pracuje na cały etat?
Fajnie pobyć czasem samemu, ale np. 6 godzin dziennie, codziennie, to trochę dużo. I nie chodzi o niańczenie dziecka.
Zresztą sprobuje poszukac,bo moze faktycznie cos pomieszalam
A konieczna do przeżycia? Nie zakładasz takiej opcji?
Nie wszyscy są świetnie wyksztalceni by przebierać w ofertach pracy, to pierwsze, a drugie nie wszyscy są na tyle dobrze sytuowani by jeden rodzic zapewnil byt rodzinie.
Nie, tzn zaczął się zatrzymywać a potem że nie wyrabia się i mają chodzić albo na przystanek albo niech ktoś zrezygnuje ze swojego miejsca zatrzymania i przychodzi do nas i wtedy będzie ok (tylko kto zrezygnuje jak ma autobus spod domu) dla mnie czy przystanek czy to inne miejsce taka samą drogą i dalej bez chodnika i uciekając przed rozpędzonymi samochodami
Musiałam pracować ze względu na zdolność kredytową, z pensji zostawało mi niewiele.
Ze świetlicy, pomocy babci itd. nie korzystałam nigdy, najczęściej płaciłam opiekunce.
Do pracy poszłam mega późno, dzieci i ich wychowanie były ważniejsze. Z jednej pensji nauczycielskiej po ludzku klepaliśmy biedę, ale dla nas to nie było takie ważne. Trwało to, chciałam napisać krotko, ale wychodzi 8 lat.
To czasem towar deficytowy
Gdzie takie szkoły? W szkołach, które znam w Trójmieście nie ma zajęć dydaktycznych, natomiast nauczyciele pracują.
Może w końcu trzeba sobie wbić do głowy, że nauczyciel pracuje więcej niż te godziny przy tablicy, litości.
A kiedy odrabiają dzieci ten stracony dzień bo przecież te godziny są w podstawę wliczone.
To nie jest dzień wolny od pracy ( tak jak dniami wolnymi od pracy dla n-eli NIE SĄ rekolekcje czy egzaminy).
U mnie jestesmy w pracy,a ja nawet w dwoch ( Edit: w trzech, bo jedno w tzw terenie) miejscach i pracuje dluzej,niz w normalny dzień pracy