@kociara czyli wina rodziców? Sami sobie tych kwitów jednak nie wystawiają. Nam pani w PPP wręcz chciała wcisnąć papier o dyskalkulii. To moje dziecko po mamusi matołek matematyczny, ale żeby zaraz dyskalkulia? Porozwiązywała kilkadziesiąt zbiorów zadań i jakoś na czwórkach i trójach przeszła edukację.
Rodzice sa zmuszani przez prawo posyłać dzieci do szkoły, więc jakoś sobie muszą radzić.
Ja na pięcioro dzieci w szkole mam jednego z lekką dysfunkcją (zaburzenia SI) , ale też ten lekko zaburzony jest zdecydowanie najinteligentniejszy z rodzeństwa . Ma wręcz fenomenalną pamięć i potrafi dobrze kojarzyć fakty.
Boszzzz @Aniela Ty ciągle swoje mam wrażenie, ze nie czytasz tego, co ja piszę bo gdyby tak było, to znalazłabyś w conajmniej kilku moich wpisach moje stanowisko dotyczące obowiązku szkolnego no nie umiem dyskutować z Twoimi interpretacjami tego, co rzekomo myślę
Normalnie mam wrażenie, ze nikt nie czyta tego,co piszę A non stop piszę, ze kolejnymi rozporzadzeniami nakłada się na szkoly obowiazek traktowania uczniow w spisob skrajnie zindywidualizowany.
Z tymi opiniami(czyli dyski wszelakie) to bylo tak: Ok 15 lat temu w kl 1-3 do poradni trafialy dzieci,co do ktorych wychowawca mial niemal 100proc pewnosc,ze jest jakies zaburzenie. W kl1-3 byla tylko informacja o ryzyku dys i wskazania do pracy z dzieckiem i pracy dziecka. W domu! W szkole na dodatkowych zajęciach. W kl4 np byly badania kontrolne i dziecko musialo okazac sie swoją pracą indywidualną-okazywalo zeszyty ,cwiczenia karty pracy ind plus opinia ze szkoly ( co sie zmienilo,czy dziecko pracowalo itp). Jesli pomimo pracy,wzmożonej dodam trudnosci dalej były-wtedy poradnia wystawiala opinię o specyficznych trudnościach edukacyjnych i dziecko mialo prawo do preferencji na sprawdzianach kończących szkole ale badania trzeba bylo aktualizowac w gimnazjum. Oczywiscie dalej musiało wykonywac dodatkowa prace w szkole i domu.
Opinie mialy swoje "daty waznosci". I tak np okazywało sie,ze w klasie 2,3 11 dzieci ma opinie o ryzyku,ale opinie o dys otrzymywalo np 3,4 dzieci. Bo nie okazaly swej pracy terapeutycznej. Wówczas zalozenie bylo takie,ze opinia nie daje forow tak o,tylko nakazuje wzmozoną pracę własną.
Potem pojawila sie min Hall...wszystko postawiła na głowie-czyli opinie mialy byc wazne od zerówki do matury. Nie bylo "daty ważności " opinii,nie byla konieczna praca własna dziecka.
Potem kolejna zmiana i kolejny bałagan, przywrocono niejako "daty waznosci opinii" ale te ze stwierdzonymi dyskami byly wazne az do matury. Przepisy byly niespójne,niejednoznaczne i zawsze trzeba bylo isc na ustępstwa dla dziecka-rodzic mial prawo wymusic na szkole preferencje na egzaminach dla dziecka pimimo tego,ze decuzja byla po stronie szkoly. Jak szkoła nie chciala dac leniowi wydluzonego czasu rodzic skrazyl do kuratorium,kuratorium nakazywalo dac preferencje...jednoczesnie OKE wzywalo dyrektorów do selekcji i ograniczenia tych preferencji,bo bywalo tak,ze na 80 uczniów preferencje dostawalo nawet i 40 uczniów.
Jednoczesnie w tym samym czasie jesli uczen nie byl badany w ppp w kl 0-4 to badania w poradni mógł mieć w wyjątkowych przypadkach i za zgodą szkoly-rada ped musiała podjąć taką decyzję na radzie,potem pisala wniosek do poradni. Teoretycznie niemożliwe bylo,by uczen dostal opinie o dys np w 3 kl gim czy LO. Ale...rodzice i na to znaleźli sposób-po prostu dostarczali do szkoly zaswiadczenie lekarskie, np od psychiatry i szkola pisala do CKE o specjalne warunki na egzamin.
Teraz rozporządzenie nakazuje szkole diagnozowanie dzieci ( ale psychologowie szkolni nie mogą robic pełnych badań),wdrazanie terapii,dokumentowanie wszystkiego,ewaluację ...a jak brak poprawy to dopiero można do poradni. Ale Rodzic moze w kazdej chwili isc z dzieckiem do ppp i otrzymac opinie więc przepisy sa do doopy. A uwierzcie mi-rodzice bardzo chętnie chodzą po opinie. A poradnie maja swoje przepisy i jak tylko jest minimalny odchyl od normy od razu zalecenia: opieka pp w szkole, zajęcia wyrównawcze, korekcyjno kompensacyjne,terapeutyczne i opieka psych/ped szkolnego.
Więc jest ogólnie zamieszanie,bo wszyscy sobie. A rodzic i tak zawsze wywalczy to,co chce,bo kuratorium zawsze nakazuje dla dobra dziecka isc na szerokie ustępstwa.
A szkoła w zaden sposób nie moze podważać tych opinii i musi zbierac dokumentację tego,jak dostosowuje wymagania i jak wspiera uczniow z opiniami
M.in. dlatego uważam, że powinien byc zniesiony obowiązek szkolny. Wszelkie problemy z dysfunkcjami by zniknęły, no bo jeżeli ktoś nie ma zdolności do nauki, to zwyczajnie nie musiałby chodzić do szkoły i uczyć się skomplikowanych rzeczy np. z chemii.
Z tego co pamiętam @kociara , to raczej Ty nie jesteś za zniesieniem obowiązku szkolnego. Więc męcz się dalej w szkole za "głodową" pensję i nie dziw się stertom absurdów w szkole. A może zmieniłaś zdanie?
Czyli jeśli ktoś by miał dysortografię albo jakieś inne SI to nie musiałby chodzić do szkoły? Czy raczej by nie miał takiej możliwości?
uważnie czytam wszystkie wypowiedzi - jako rodzic, który zgłosił pobicie swojej niespełna 9letniej córki na policję - pobicie w szkole przez rówieśników (z orzeczeniami), i nie było to pierwszy ani drugi taki incydent...
Ale do kogo te komentarze? Czy są tu orędownicy trzymania w szkołach dzieci agresywnych? Bo już sama nie wiem czy dyskusja jest o dzieciach z milionami dys- czy o bijących kolegów adhd-owcach.
O dzieciach z asynchronią rozwojową, mylnymi diagnozami ze spektrum autyzmu bardzo ciekawie ludzie piszą na grupie na fb "Nadane dzieci". Dziewczyny przetłumaczyły pracę jakiejś Czeszki (stąd tytuł grupy) i ich wnioski w skrócie, to że jest grupa dzieci b. zdolnych w jakimś kierunku, które nie równo się rozwijają w innych, często mylnie dostają diagnozy autyzmu lub ADHD (bo nie chcą przestrzegać norm społ, ale je widzą, tylko nie uznają), są nadaktywne poznawczo i emocjonalnie i to generuje stres i problemy (również zdrowotne). Są wtłaczane w ramy dziecka orzeczeniowego, bo nie ma ścieżki dla nich- tzn. pracy z uczniem zdolnym (np. kierunkowo). http://www.nadanedzieci.pl/diagnozy.html
Ja np mam wkur...no,wkurzona jestem jak slysze,ze dziecko w naucz poczatkowym albo w przedszkolu wysyła się na badania,bo z czyms nie nadąża albo krzywo szlaczki robi. Juz wczesniej pisalam,ze nie ma zgody na przeciętność a ogromem absurdalnych zalozen daje sie prawo do oczekiwania,że wystarczy dziecko zupelnie przecietne czy wręcz słabe dydaktycznie* obstawić milionem zajęć i terapii i oto bedziemy miec niemal geniusza
* bo głównie dydaktyka,program i słupki zdawalnosci egzaminow mają dla większości rodzicow/uczniow/ nauczycieli znaczenie. Reszta obszarów jakby mniej, ocena,procenty,średnia-to zdaje sie byc najwazniejsze
He he spróbuj powiedzieć, że dziecko mniej zdolne i musi więcej pracować. Jak to powiedziałam przy nauczycielce to się zapowietrzyła bo należy dziecku pomóc. Żeby nie było, o własnym mówiłam.
Mówię często i żaden rodzic się nie zapowietrzył (a tym bardziej nauczyciel)/. Tylko trzeba konkretnie powiedzieć jak dziecko ma pracować, - co robić, jakie ćwiczenia, itp.
"Czyli jeśli ktoś by miał dysortografię albo jakieś inne SI to nie musiałby chodzić do szkoły? Czy raczej by nie miał takiej możliwości?" --------------- Tak, nie byłby zmuszony siedzieć na lekcjach, z których nic by nie wynosił. A uczyć się, nikt by mu nie zabraniał.
Boszzzz @Aniela Ty ciągle swoje mam wrażenie, ze nie czytasz tego, co ja piszę bo gdyby tak było, to znalazłabyś w conajmniej kilku moich wpisach moje stanowisko dotyczące obowiązku szkolnego no nie umiem dyskutować z Twoimi interpretacjami tego, co rzekomo myślę
No ja tam pytałam czy zmieniłaś zdanie. Czyli jak widać, zmieniłaś. Bo pamiętam jak kiedyś użalałaś się nad dziećmi z rodzin patologicznych, że gdyby nie było obowiązku szkolnego, to dzieci z takich rodzin nie objęte by były kagankiem oświaty.
Może być nawet bardziej zdolne, i nie sprawia zwykle kłopotów wychowawczych. Ale to następne złote jajo, ciągle są szkolenia nowych terapeutów, kolejki na terapię SI płatna co najmniej pół roku, zebż się dostać. Właściwie u każdego dziecka można znaleźć jakieś zaburzenie SI i rodzice biegają. Nie wiem jak kiedyś dzieci funkcjonowały bez tej terapii. Z jednej strony są ewidentne, mocne problemy i dobrze, że teraz jest szansa to naprawiać, a z drugiej strony nie wiem, czy dużo dzieci zamiast tam chodzić powinno się pobawić codziennie na placu zabaw i lepsze efekty by były.
@Zuzapola, jestem terapeutą SI i potwierdzam, że większość dzieci faktycznie (odpowiednio stymulowana w warunkach codziennych - środowisko "bogate" sensorycznie) wyrośnie ze swoich problemów. Dzięki terapii może jednak stać się to szybciej. No i też trudno jest jednoznacznie wskazać, że to dziecko na pewno poradzi sobie bez wspomagania, a tamto już nie - mówimy o dzieciach z niewielkimi problemami, bo te z większymi, na pewno nie dadzą rady bez pomocy. Dlatego rozumiem rodziców, którzy jednak działają trochę prewencyjnie. Co nie znaczy, że jestem zwolenniczką prewencyjnego terapeutyzowania wszystkich, by dzieci były idealne. Nie jestem. Stanowczo wolę postawić na naukę poszukiwania u siebie mocnych stron i akceptowania słabszych, bo wydaje mi się to o wiele bardziej wartościowe dla szeroko rozumianego rozwoju osobowego.
Moje dziecko też miało duże problemy, od 3 lat chodzimy na terapię. 80 zł za godzinę, bezpłatnie nie ma szans, ma jeszcze godzinę tygodniowo za darmo w szkole. Tylko widzę od lat dzieci, które przychodzą na terapię, u niektoniek problemów nie ma i nie widać, ale diagnoza zrobiona, bo wszyscy robią i coś tam wyszło. Zaczyna to przypominać plagę dysleksji.
A mój ZA okazał się być świetnie zintegrowany sensorycznie - co oczywiście wszystkich w sumie zaskoczyło. Tak jeszcze napisze, że do tego jest wybitnym przykładem dyslektyka - co słowo to błąd, to jest az zadziwiające, ze tak "można". Starsi mieli rózne opinie, głównie dotyczące dysgrafii, ale to nie ma żadnego porównania.
Pamiętam u L.M. Montgomery w powieści, chyba Emilka miała nadwrażliwość na ubrania. Edukacja kiedyś była głównie domowa do pewnego wieku, w pamiętnikach czasem są opisy np. do 7-8 rż. dziecko tylko hasało po okolicy, potem guwernantka do 10rż coś tam zaczynała edukować , szkoła od 10 tego rż. Do tego wieku dzieci zdążyły wyrosnąć nawet jak miały opóźniony rozwój niektórych cech. Teraz wcześnie widać, że dziecko się różni od normy.
Tez jestem terapeuta SI. Raczej nikt nie przychodzi zrobić diagnoziy od tak. Zawsze jest jakiś problem (choć przyznaję czasem niewielki) przeszkadzają cy w funkcjonowaniu w domu lub w szkole. Te zajęcia są bardzo fajne, rozwojowe, kreatywne dlatego zabawy z elementami si staram się organizować własnym dzieciom. Wcale nie dziwi mnie ich popularność.
Znajomy osteopata uważa, że poród cc powoduje mniejszą pojemność płuc u dziecka, ponieważ coś tam się prawidłowo nie rozpręża w płucach jak trzeba, można od razu jakieś zrobić "ćwiczenie" na noworodku, które naśladuje naturalny poród i jego wpływ na płuca. Mogę dopytać o co chodzi, bo tylko napomknął a ja nie sądziłam że będę jeszcze rodzić.
Ja natomiast uważam i zapewne Ameryki nie odkrywam, ze od wielu lat w zaniku i formach szczątkowych jest tzw edukacja naturalna dziecka, oparta na ruchu, prostych pracach domowych, kontakcie z przyrodą itp. Edukacja od wielu lat ukierunkowana jest wyłącznie na nauczanie dydaktyczne, języki, informatykę itp. Ma być mądrze, czysto i bez wysiłku, wszystko jest niebezpieczne albo nie ma czasu na to, co my jako dzieci czy nasi rodzice chłonęliśmy w sposób naturalny. Dzieci nie mają obowiązków, mają się "tylko uczyć", czyli siedzieć w książkach, nowoczesnych technologiach itp. Od kilku lat jestem przez parę godzin w przedszkolu - dzieci nie mają czasu na zabawę swobodną, "brudną" itp, bo mają język, teatrzyki, karty pracy itp. Dzieci mnóstwo czasu spędzają w samochodzie, ale ten czas to głownie komórka, tablet czy dvd przenośne.
Ja natomiast uważam i zapewne Ameryki nie odkrywam, ze od wielu lat w zaniku i formach szczątkowych jest tzw edukacja naturalna dziecka, oparta na ruchu, prostych pracach domowych, kontakcie z przyrodą itp. Edukacja od wielu lat ukierunkowana jest wyłącznie na nauczanie dydaktyczne, języki, informatykę itp. Ma być mądrze, czysto i bez wysiłku, wszystko jest niebezpieczne albo nie ma czasu na to, co my jako dzieci czy nasi rodzice chłonęliśmy w sposób naturalny. Dzieci nie mają obowiązków, mają się "tylko uczyć", czyli siedzieć w książkach, nowoczesnych technologiach itp. Od kilku lat jestem przez parę godzin w przedszkolu - dzieci nie mają czasu na zabawę swobodną, "brudną" itp, bo mają język, teatrzyki, karty pracy itp. Dzieci mnóstwo czasu spędzają w samochodzie, ale ten czas to głownie komórka, tablet czy dvd przenośne.
Kociara ale właśnie terapeuci SI często zalecają chodzenie boso, zabawy w wodzie, piasku. Zbieranie patyczkow i kamyczkow:) Świat się zmienił, dzieci mniej czasu spędzają na dworze, nie grają w gumę i kamyki i tego raczej się nie zmieni...
Jeśli szkoła rozwijałaby zdolności i koncentrowała się na zainteresowaniach to może nie byłoby potrzeby terapii - czyli stymulujących, ciekawych, indywidualnych zajęć.
Też się obijamy obowiązkowo o PPP i proponowano mojemu dziecku z talentem rysunkowym diagnozę w kierunku dysgrafii (bo nabazgrało pani dyktando), jedno ma ponoć całościowe zaburzenia rozwojowe, a inne cechy ze spectrum autyzmu... , terapeuta SI mówi, że dobrze byłoby chodzić na terapię, choć nie jest tak źle, robiliśmy też badania odruchów przetrwałych, mamy zdiagnozowany brak prawidłowego przetwarzania słuchowego i zaburzenia neurologopedyczne.
Nic, tylko całe dnie spędzać na terapiach... Widzę, że czasami (prywatnie) są to fajne zajęcia edukacyjne, państwowo to szkoda często czasu. Ale równie dobre i stymulujące rozwojowo są po prostu ciekawe zajęcia rozwijające zainteresowania z empatycznymi prowadzącymi. Więc nie zgodzę się, że szkoła powinna koncentrować się na terapiach, a zaniedbywać edukację zdolnych.
A mój Maks urodzony siłami natury , po domu i ogrodzie prawie zawsze chodzi boso , zachęcam go jak mogę do wszelkiego ruchu - ma ogromne zaburzenia SI . Ale po kilku miesiącach terapii sama wiedzę , że jest sporo lepiej. Może zwyczajnie , naturalnie z tego wyrasta , tego nie wiem. Jednak szkołą oczekiwała od nas takich kroków i akurat te terapię sama uważam za sensowną i dobrą dla dziecka. W przeciwieństwie do spotkań z psychologiem w prywatnym gabinecie , których on nie znosił i które absolutnie nic nie dały.
Komentarz
mam wrażenie, ze nie czytasz tego, co ja piszę bo gdyby tak było, to znalazłabyś w conajmniej kilku moich wpisach moje stanowisko dotyczące obowiązku szkolnego
no nie umiem dyskutować z Twoimi interpretacjami tego, co rzekomo myślę
http://www.nadanedzieci.pl/diagnozy.html
Juz wczesniej pisalam,ze nie ma zgody na przeciętność a ogromem absurdalnych zalozen daje sie prawo do oczekiwania,że wystarczy dziecko zupelnie przecietne czy wręcz słabe dydaktycznie* obstawić milionem zajęć i terapii i oto bedziemy miec niemal geniusza
* bo głównie dydaktyka,program i słupki zdawalnosci egzaminow mają dla większości rodzicow/uczniow/ nauczycieli znaczenie. Reszta obszarów jakby mniej, ocena,procenty,średnia-to zdaje sie byc najwazniejsze
---------------
Tak, nie byłby zmuszony siedzieć na lekcjach, z których nic by nie wynosił. A uczyć się, nikt by mu nie zabraniał.
A wy w ogóle wiecie , jak wygląda dziecko z zaburzeniami SI ? Wcale nie oznacza to , że jest mniej zdolne !
nie tylko podałaś rozwiązanie ale wskazałaś źródło problemu - obecnie nie buduje się osiedli mieszkaniowych z placami zabaw.
Te zajęcia są bardzo fajne, rozwojowe, kreatywne dlatego zabawy z elementami si staram się organizować własnym dzieciom.
Wcale nie dziwi mnie ich popularność.
Edukacja od wielu lat ukierunkowana jest wyłącznie na nauczanie dydaktyczne, języki, informatykę itp. Ma być mądrze, czysto i bez wysiłku, wszystko jest niebezpieczne albo nie ma czasu na to, co my jako dzieci czy nasi rodzice chłonęliśmy w sposób naturalny.
Dzieci nie mają obowiązków, mają się "tylko uczyć", czyli siedzieć w książkach, nowoczesnych technologiach itp.
Od kilku lat jestem przez parę godzin w przedszkolu - dzieci nie mają czasu na zabawę swobodną, "brudną" itp, bo mają język, teatrzyki, karty pracy itp.
Dzieci mnóstwo czasu spędzają w samochodzie, ale ten czas to głownie komórka, tablet czy dvd przenośne.
Świat się zmienił, dzieci mniej czasu spędzają na dworze, nie grają w gumę i kamyki i tego raczej się nie zmieni...
Też się obijamy obowiązkowo o PPP i proponowano mojemu dziecku z talentem rysunkowym diagnozę w kierunku dysgrafii (bo nabazgrało pani dyktando), jedno ma ponoć całościowe zaburzenia rozwojowe, a inne cechy ze spectrum autyzmu... , terapeuta SI mówi, że dobrze byłoby chodzić na terapię, choć nie jest tak źle, robiliśmy też badania odruchów przetrwałych, mamy zdiagnozowany brak prawidłowego przetwarzania słuchowego i zaburzenia neurologopedyczne.
Nic, tylko całe dnie spędzać na terapiach... Widzę, że czasami (prywatnie) są to fajne zajęcia edukacyjne, państwowo to szkoda często czasu. Ale równie dobre i stymulujące rozwojowo są po prostu ciekawe zajęcia rozwijające zainteresowania z empatycznymi prowadzącymi.
Więc nie zgodzę się, że szkoła powinna koncentrować się na terapiach, a zaniedbywać edukację zdolnych.