No tak.trzeba ustalić czy rodzenie i wychowanie to wysiłek czy nie Jak nie jest to takie ważne i wysiłkowe to trzeba sobie jeszcze coś dorzucić Jedni mają poczucie wartości inni muszą je sobie zbudować Wg mnie praca to tylko pieniądze a nie jakaś higiena psychiczna Higiena psychiczna to plaża i relaks
@ szczurzysko tego to ja znowu nie rozumie: jak mozna poświecić kilka lat na jakis wybrany temat (studia), a później mówiąc, ze nie tylko już nie interesuje, ale i meczy?
A tak btw to ludzie tez roznie sie relaksują: jedni na plazy, inni przy serialu, a jeszcze inni czytając książki. Ja tam akurat plazowac zbytnio nie lubie, bo mnie nosi.
No tak.trzeba ustalić czy rodzenie i wychowanie to wysiłek czy nie Jak nie jest to takie ważne i wysiłkowe to trzeba sobie jeszcze coś dorzucić Jedni mają poczucie wartości inni muszą je sobie zbudować Wg mnie praca to tylko pieniądze a nie jakaś higiena psychiczna Higiena psychiczna to plaża i relaks
W pełni zgoda. Ja w domu robię obiady w weekendy, ewentualnie sprzątam lazienki w soboty, rozmawiam z dziećmi, ogarniam co jest potrzebne do szkoły itp, segreguje ciuchy do odrzutu. I tyle. Przadkiem zajmują się dzieci. Nie jest idealnie ale w miarę ok.
Dla mnie praca jest higiena psychiczna pod tym względem ze wykorzystuje umiejętności które nabyłam na studiach i przez lata nauki, wiem ze to nie poszło na marne, poza tym mam szczęście robić to co lubię. Praca z dorosłymi jest tez odskocznia od przebywania całymi dniami z dziecmi. Znam wiele kobiet którym bardzo tego brakowało, obowiązków i odpowiedzialności nie związanych z opieka nad małym dzieckiem, i dlatego chcą i lubią pracować.
Mnie by ewentualnie relaksowalo przebywanie w pracy ze świadomością, że zarabiam a jak wrócę to Pani Tatjana mi już posprząta i zostawi jakieś dobre jedzenie w garnkach a ja tylko odbiorę dzieci z placówek i coś fajnego razem porobimy bez klotni i przepychanek między dziećmi
Dla mnie praca to rzecz, którą muszę wykonywać, dla pieniędzy a nie coś dla higieny psychicznej. Gdybym wygrała w totka, to bym nie pracowała, choć swą pracę bardzo lubię.
@ szczurzysko tego to ja znowu nie rozumie: jak mozna poświecić kilka lat na jakis wybrany temat (studia), a później mówiąc, ze nie tylko już nie interesuje, ale i meczy?
Nie wiem, ale widać mozna, skoro ktoś studiował, pracował w czyms, a po latach chce spróbować czegoś innego.
Z tego co piszecie mi się wyłaniają nieciekawe wnioski. Jak ktoś ogarnięte i rozgarnięty to tak wychowa dzieci ze praca po ich odchowaniu będzie jakimś tam obciążeniem ale tez nie wywrócenie do góry nogami życia bo dzieci ogarną.. i pełna harmonia.. jak ktoś nieogarniety jak ja to o wyjściu z domu dla higieny psychicznej owszem mysle ale właśnie nie podjęłam pracy od września bo doszłam do wniosku ze tylko sobie dołożę, a dom się sam nie ogarnie (w sensie pranie sprzatanie , jedzenie dla nikosia, ( dla reszty jeszcze jakoś by poszło), ogarnianie kto jakie ciuchy będzie nosił a co za małe - bo to chyba tak ale w sumie stefan drobniejszy to wszystko dla Stefana idzie potem i tak nie nosi, a co z tego dla nikosia zostawić , bo on zaraz dorośnie do tego ozniaru itp.. a co do oddania- najgorsze zajęcie , mam nadzieje na prawdę wywalić polowe przy użyciu koleżanki minimalistki , jak dzieci znikną w placówkach.. ale one w temacie nie są w stanie zrobić nic ) .. No i W chlopakow to by uderzyło bo idą do przedszkola a moja praca głównie popołudniami jednak. Nie wiem czy jestem w stanie moje dzieci w obowiązki wdrożyć.. może jak odchudzę dom z rzeczy to jakoś pójdzie.. a jak pójdzie to odchowawszy je nieco można bez stresu wracać do pracy..
Zaczynam nowe kwalifikacje od początku. Nie chce wracać do tego, czego się uczylam, czy co robiłam na studiach. Chcę po prostu spróbować czegoś nowego, czegoś nowego się nauczyć, bo akurat mnie zafascynowalo. Szczęście, że będę mogła zgodzić to z pracą, która z przyczyn finansowych będzie konieczna. To w moim przypadku.
@ szczurzysko tego to ja znowu nie rozumie: jak mozna poświecić kilka lat na jakis wybrany temat (studia), a później mówiąc, ze nie tylko już nie interesuje, ale i meczy?
znam kilka osób które po prostu zawiodły się na swoich studiach, a właściwie jak same twierdzą ze tylko im się wydawało ze to co chcą studiować ich interesuje. Cześć została przy tym co ukończyła, inni po latach zmienili profil i są zadowoleni. U mnie było odwrotnie, studia wynikały z pasji, potem kilka lat pracy w zbliżonych klimatach - później życie wymusiło na mnie zmiany, zdobyłam uprawienienia w innym zawodzie i teraz w nim pracuję, choć mam nadzieję ze wróce do źródła
@ szczurzysko tego to ja znowu nie rozumie: jak mozna poświecić kilka lat na jakis wybrany temat (studia), a później mówiąc, ze nie tylko już nie interesuje, ale i meczy?
Można, ja tak miałam, skończyłam historię, teraz robię coś całkiem innego (programuje, nauczyłam się sama). Jako historyk nie chciałabym pracować. Myślę, że nie jestem jedyną osobą na świecie która tak ma. Ludzie czasem się przebranżawiają, nic nadzwyczajnego.
Mnie by ewentualnie relaksowalo przebywanie w pracy ze świadomością, że zarabiam a jak wrócę to Pani Tatjana mi już posprząta i zostawi jakieś dobre jedzenie w garnkach a ja tylko odbiorę dzieci z placówek i coś fajnego razem porobimy bez klotni i przepychanek między dziećmi
Mnie by ewentualnie relaksowalo przebywanie w pracy ze świadomością, że zarabiam a jak wrócę to Pani Tatjana mi już posprząta i zostawi jakieś dobre jedzenie w garnkach a ja tylko odbiorę dzieci z placówek i coś fajnego razem porobimy bez klotni i przepychanek między dziećmi
Nie podsuwaj tu takich bezbożnych myśli!
To taka iddyliczna wersja, jak z tymi dziecmi, co grzywki przyczesane na wejście tatusia
Mnie by ewentualnie relaksowalo przebywanie w pracy ze świadomością, że zarabiam a jak wrócę to Pani Tatjana mi już posprząta i zostawi jakieś dobre jedzenie w garnkach a ja tylko odbiorę dzieci z placówek i coś fajnego razem porobimy bez klotni i przepychanek między dziećmi
Nie no, ja staram się realistycznie spojrzec. Mi Pani Tatiana nie ugotuje, bo musiałabym na nią najpierw zarobic, i jeszcze powinno na te fajne rzeczy pieniędzy starczyc. To byłoby za piękne, żeby było realne.
Konieczność jakas, pewne sytuacje po prostu zmuszają niektóre kobiety do pójścia do pracy. Trudno. Wolałabym leżeć na plazy.
Ale i w tej konieczności znaleźć coś dla siebie, tak to widzę.
Nie uważam, że sama ilość dzieci wpływa na zbawienie, ale ilość dzieci wynika z otwartości serca, a ta już ma znaczenie. Pisała o tym @mader, której podziękowałam. Podziękuję jeszcze raz. Dzięki, @mader.
A tak ogólnie, to nie chcę rozpatrywać tu indywidualnych przypadków. Dajmy na to, chodzenia na Mszę w niedzielę jest obowiązkowe, ale jeśli ktoś jest chory, to przecież nie musi. Powinien jednak, o ile stan zdrowia mu na to pozwala, pomodlić się, przeczytać czytania czy wysłuchać transmisji radiowej. Wymaganie jest jednak jasno postawione: brak uczestnictwa w niedzielnej Mszy to grzech ciężki.
Mnie brakuje wymagań odnośnie dzietności. Mam wrażenie, że nawet ludzie Kościoła, księża nie stawiają w tej kwestii wymagań. A one są potrzebne. Choćby społecznie potrzebujemy dzieci. A teraz nawet głęboko wierzący i praktykujący małżonkowie są tak nieświadomi ich podstawowego powołania, że prędzej upomną wielodzietnych, że przesadzają i są masochistami, niż dojdą do tego, że ich zaplanowana trójeczka czy parka nie jest tym, czego oczekuje od nich Bóg.
Ktoś mnie tu pytał, w jakiej wspólnocie zostałam zindoktrynowana. Odpowiem. W żadnej. Sama doszłam do tych wniosków, bo nawet w Oazie ciągle słyszałam o NPR i że antykoncepcja to grzech, intuicyjnie jednak czułam, że to za mało, że wygodnictwo, komfort psychiczny i samozadowolenie nie mogą być wyznacznikiem tego, ile dzieci przyjmiemy. I że za mało ufamy Bogu, że kiedy doda dzieci, to i sił przybędzie.
Mnie by ewentualnie relaksowalo przebywanie w pracy ze świadomością, że zarabiam a jak wrócę to Pani Tatjana mi już posprząta i zostawi jakieś dobre jedzenie w garnkach a ja tylko odbiorę dzieci z placówek i coś fajnego razem porobimy bez klotni i przepychanek między dziećmi
Nie podsuwaj tu takich bezbożnych myśli!
To taka iddyliczna wersja, jak z tymi dziecmi, co grzywki przyczesane na wejście tatusia
co najmniej trzy moje sasiadki w wieku 20 plus maja Panie do pomocy bo maja dziecko i pracuja
Moja babcia pracowała z dziadkiem w sklepie po wojnie, też miała panią do dzieci i sprzątania, gotowania. Kiedyś jeszcze trudniej było pogodzić dzieci z pracą.
Ja za bardzo lubie gotować, zeby to komuś oddawać, ale sprzatanie jak najbardziej. Wystarczy, ze przyjdzie ekipa raz na tydzień, wszystko ogarnie, a ja w czasie tygodnia na bierząco sprzątam, ale nie za wiele.
Długo czytałam aż w końcu napiszę. Bardzo lubię duże rodziny i uważam że model rodziny z kilkorgiem dzieci jest społecznie korzystny.
Natomiast nie można wszystkich mierzyć jedną miarą, różne są sytuacje, zdrowotne, życiowe, różne są możliwości rodziców predyspozycje i różne dzieci.
To co dla jednego jest problemem z dupy dla drugiego jest nie do przejścia. Ktoś może mieć takie doświadczenie skrajnej ciasnoty z domu że obawa powielenia tej sytuacji w swojej rodzinie będzie tak silna że może się okazać wystarczająco poważnym powodem.
I trochę smutno się czyta o zaplanowanej dwójeczce ewentualnie trójeczce z lekkim sarkazmem, nikt oprócz rodziców, Boga i ewentualnie spowiednika nie zna przyczyn takiej decyzji. Fajnie by było gdyby wszyscy chcieli mieć dużo dzieci , jeszcze fajniej by było gdyby bez problemu możne było je utrzymać, a najfajniej by było gdyby wszystkie dzieci rodziły się zdrowe.
Noi? Do mnie tez nie przemawia ten argument ze jak malodzietni to wiszą na innych sami się leniąc albo ze panie do pomocy. Sama się zarzekam ze jeśli się pojawi następne dziecko to jego przyrodzone 500 idzie na panią co jociaz raz w tygodniu przyjdzie i ogarnie co potrzeba. Ciekawe czy starczy mi konsekwencji w razie czego.. poza tym wątpliwa sprawa czy się pojawi.. osiągnęłam już sędziwy wiek ;-)
Dobre, ile to jest sędziwy wiek? Może ją tez już mam taki;-) Wielu rodzin miało kiedyś nianie lub panie do pomocy, np Joanna Beretta Molla, mama sw. Tereski, państwo Manelli też do 6 dziecka mieli pomoc, potem już nie było ich stać.
Komentarz
Jak nie jest to takie ważne i wysiłkowe to trzeba sobie jeszcze coś dorzucić
Jedni mają poczucie wartości inni muszą je sobie zbudować
Wg mnie praca to tylko pieniądze a nie jakaś higiena psychiczna
Higiena psychiczna to plaża i relaks
To w moim przypadku.
Mi Pani Tatiana nie ugotuje, bo musiałabym na nią najpierw zarobic, i jeszcze powinno na te fajne rzeczy pieniędzy starczyc.
To byłoby za piękne, żeby było realne.
Konieczność jakas, pewne sytuacje po prostu zmuszają niektóre kobiety do pójścia do pracy. Trudno. Wolałabym leżeć na plazy.
Ale i w tej konieczności znaleźć coś dla siebie, tak to widzę.
Bardzo lubię duże rodziny i uważam że model rodziny z kilkorgiem dzieci jest społecznie korzystny.
Natomiast nie można wszystkich mierzyć jedną miarą, różne są sytuacje, zdrowotne, życiowe, różne są możliwości rodziców predyspozycje i różne dzieci.
To co dla jednego jest problemem z dupy dla drugiego jest nie do przejścia.
Ktoś może mieć takie doświadczenie skrajnej ciasnoty z domu że obawa powielenia tej sytuacji w swojej rodzinie będzie tak silna że może się okazać wystarczająco poważnym powodem.
I trochę smutno się czyta o zaplanowanej dwójeczce ewentualnie trójeczce z lekkim sarkazmem, nikt oprócz rodziców, Boga i ewentualnie spowiednika nie zna przyczyn takiej decyzji.
Fajnie by było gdyby wszyscy chcieli mieć dużo dzieci , jeszcze fajniej by było gdyby bez problemu możne było je utrzymać, a najfajniej by było gdyby wszystkie dzieci rodziły się zdrowe.
Wielu rodzin miało kiedyś nianie lub panie do pomocy, np Joanna Beretta Molla, mama sw. Tereski, państwo Manelli też do 6 dziecka mieli pomoc, potem już nie było ich stać.