@maliwiju, ale nie znasz rodzin, co się wręcz szczycą, że mają zaplanowaną dwójeczkę? Ja znam.
Pytanie dlaczego się szczycą, jak zostali wychowani, co wpłynęło na ich postawę? Znam też takich którzy wogóle dzieci nie chcieli mi mają jedno i bardzo się cieszę.
Często oburza nas mniej lub bardziej wielodzietnych dyskryminowanie nas , nazywanie dzieciorobami , patologią, rozliczanie z 500+. Natomiast łatwo przychodzi krytyka rodziców jedynaków, czy dwójeczki.
@maliwiju bardzo mi przykro że tak to odbierasz bo wogole nie o to mi chodziło- ja pisałam o dwojeczce zaplanowanej. wogole dziwię się że tak to odbierasz bo zupełnie o co innego mi chodziło. pisanie rozbija się o cele małżeństwa wogole A nie o to kto ma jakie ważne powody by odkładać poczęcie. Tego nikt nie neguje. Jeśli małżeństwa mają trudności czy to czasowe czy stałe jasną sprawa jest że dostają od Kościoła "dyspensę" i stosują NPR. Kościół Npr zaledwie dopuszcza właśnie dla małżeństw w trudnościach A nie planowaniu konkretnej wymarzonej liczby dzieci. Ale to nie jest droga życia dla katolickich małżonków A taką się stała od kiedy wprowadzili nauczanie npru na wszelakich kursach przedmalzenskich, kiedy stala się ona niejako przymusem i drogowskazem dla wszystkich To co miało stanowić dyspensę dla tych którzy naprawdę nie mogą przyjąć kolejnych dzieci A więc dla wyjątków stało się regułą dla wszystkich A wielodzietni są określani jako Ci co nie używają rozumu bo nie potrafią korzystać z dobrodziejstw npru. Naprawdę tego nie widać w mentalności dzisiejszych katolickich małżeństw? Mnie nic do tego kto ma ile dzieci. Chcą sobie planować bo mają powód- ok ich sprawa, naprawdę. Nie czuje się lepsza od nich bo ja mam więcej A oni nie mogą. Chodzi o cele i nakazy jakie na małżonków nałożył Bóg.
Taki piękny cytacik znalazłam, pisała go pewna zacna forumka która się tutaj już nie udziela, do ulotki stowarzyszenia Mamy Róży, Kinga. "Dopóki przed narzeczonym stawać będą ludzie zadowalający metodę npr, dzięki której małżeństwa przez 20 lat mają tylko dwoje, troje dzieci, a nie małżonkowie wielodzietni mówiący o radości i działaniu Bożym w ich niełatwym życiu, dopóty jako wspolnota tkwić będziemy w nerwowym staccatto współżycia "dni plodne-nieplodne" i nie odważymy się na łagodny puls życia "poczecie-narodziny-opieka nad dzieckiem".
A ja piszę o tych nieznanych nikomu motywach, być może przyczyną tego że szczycą się że.mają zaplanowaną dwójeczkę, jest taka a nie inna edukacja, albo wychowanie w domu, albo presją społeczna. Naprawdę nie należy oceniać rodzin po ilości dzieci, nawet jeśli oficjalnie mówią że zaplanowali jedno czy dwoje i więcej nie chcą.
Może wina kościoła jest w takim nauczaniu, a może to mądrość , że rozpropagował NPR jako metodę kontrolowania ilości dzieci jako odpowiedź na szerzącą się już przed wojną aborcję. Nie wiem.
@Agnieszka82 rozumiem o co ci chodzi , i byłoby idealnie gdyby wszyscy chcieli być otwarci na dzieci, ale tak nie jest, czyja to wina? Ja nie mam odwagi oskarżać instytucji Kościoła o złe nauczanie.
Jeśli małżeństwa mają trudności czy to czasowe czy stałe jasną sprawa jest że dostają od Kościoła "dyspensę" i stosują NPR. Kościół Npr zaledwie dopuszcza właśnie dla małżeństw w trudnościach A nie planowaniu konkretnej wymarzonej liczby dzieci ---
Jakichś niedouczonych katechistów macie...
"ARTYKUŁ 3
Małżonkowie mają niezbywalne prawo do założenia rodziny i decydowania o czasie narodzin i liczbie dzieci, uwzględniając w pełni obowiązki wobec siebie samych, wobec dzieci już narodzonych, rodziny i społeczeństwa, we właściwej hierarchii wartości i zgodnie z naturalnym porządkiem moralnym, który wyklucza uciekanie się do antykoncepcji, sterylizacji, spędzania płodu."
Ubiegłej niedzieli Pan Jezus mówił, że wielu będzie chciało wejść, a nie zdołają.
Bo nie odpowiedzą tak jak Łotr że chce wejść Chciałabym umieć wydusić na końcu drogi tak jak ten Łotr. Abym nie łudziła się że zapracowałam na to Niebo
Jak ktoś mówi nie, to raczej nie kołacze, by go wpuścić? Nie, to nie? Nie chodzi o zapracowanie na niebo, bardziej o to by starać się nie zaprzepaścić szansy, która wciąż dostajemy.
Ubiegłej niedzieli Pan Jezus mówił, że wielu będzie chciało wejść, a nie zdołają.
Bo nie odpowiedzą tak jak Łotr że chce wejść Chciałabym umieć wydusić na końcu drogi tak jak ten Łotr. Abym nie łudziła się że zapracowałam na to Niebo
Jak ktoś mówi nie, to raczej nie kołacze, by go wpuścić? Nie, to nie? Nie chodzi o zapracowanie na niebo, bardziej o to by starać się nie zaprzepaścić szansy, która wciąż dostajemy.
Myślę że jak będziemy kołatać to otworzą nam
I zadaje się ,że piszemy o tym samym,czyli o tym,
że jeśli teraz się zafiksujemy na mówieniu "nie,
" to już nam tak zostanie do samego końca.
Ale też trzeba pamiętać ,że różne są "ścieżki treningu" w mówieniu "tak".
@PawelOdOli A tu się zdziwisz bo to nie katechiści neońscy o tym mówili, tylko m.in Wanda Półtawska, na slynnym spotkaniu lata temu o nprze, pamietasz moze? czepiasz się tych katechistów. Choć faktem jest, że w neokatechumenacie najwięcej wariatow co mają dużo dzieci, ciekawe czemu? Zresztą. temat jest już wyczerpany. Suma summarum wychodzi że nie wolno broń Boże mówić o wymaganiach bo każdy wie co robić i żadne wytyczne mu nie są potrzebne. Każdy sobie rzepke skrobię, niebo otwarte dla wszystkich Rodziny wielodzietne powinny skulic się w sobie i nie odzywać się. mają tyle dzieci to niech się cieszy, sami se wybrali to tak majo, inni nie mogo i nikomu nic do tego, się nie odzywoj bo Cię od heretyków wyzwo, albo świadków Jehowy. Ech.
@PawelOdOli A tu się zdziwisz bo to nie katechiści neońscy o tym mówili, tylko m.in Wanda Półtawska, na slynnym spotkaniu lata temu o nprze, pamietasz moze? czepiasz się tych katechistów. Choć faktem jest, że w neokatechumenacie najwięcej wariatow co mają dużo dzieci, ciekawe czemu? Zresztą. temat jest już wyczerpany. Suma summarum wychodzi że nie wolno broń Boże mówić o wymaganiach bo każdy wie co robić i żadne wytyczne mu nie są potrzebne. Każdy sobie rzepke skrobię, niebo otwarte dla wszystkich Rodziny wielodzietne powinny skulic się w sobie i nie odzywać się. mają tyle dzieci to niech się cieszy, sami se wybrali to tak majo, inni nie mogo i nikomu nic do tego, się nie odzywoj bo Cię od heretyków wyzwo, albo świadków Jehowy. Ech.
Skulić się ?Dlaczego?
Cieszyć się ,że żyją w taki sposób jaki wybrali, bo im właśnie taki najbardziej odpowiada-jak najbardziej.
Ale też nie układać nikomu życia,
bo każdy żyje za siebie i będzie rozliczany ze swojego życia,nie z cudzego.
Skoro Bóg,Stworzyciel dał mi wolność w wyborach,
jakie ja mam prawo wpychać się ze swoimi opiniami na temat cudzych wyborów?
@Agnicha droga po raz pińćsetny - czy ja pisałam gdzieś o osądzaniu tych co mają mniej dzieci? albo o niszczeniu kogokolwiek? kurka emotki z wytrzeszczem mi brakuje. Naprawdę, że ja co innego pisze A co innego się odczytuje. zgadzam się z tym co napisałaś robić swoje. I tyle.
Agnicha, ale nawet, jak napisałam, na talerzu to odpisałam, że na szczęście ocena nie należy do ludzi. Tak, uważam, że tabletki antykoncepcyjne są złe. Nie uważam, że kto stosuje, powinien smażyć się w piekle. Mam zawsze nadzieję, ze starczy mu czasu by zdążył się zmienić, by żałować. Żal jest istotny.
Sytuacje z życia wzięte. Kobiety się leczą na przykład z endometriozy i coś się poprawia wskutek leczenia hormonalnego, i nagle w ciąży... przypadek koleżanki.
Chciałam tylko napisać, że jest sporo sytuacji zdrowotnych, różnych. Poza tym, jeśli ludzi pobierają się późno, to raczej nie zdążą mieć wielu dzieci. A te decyzje współcześnie są przesuwane. A tak na marginesie. Już pisałam, ale naprawdę podziwiam tych/te, które odnalazły się w życiu, choć wielkiego marzenia o własnej rodzinie nie zrealizowały. Podziwiam takie osoby, jeśli dzielnie podejmują codzienny trud życia. Pewnie mniejszy niż mam tutaj albo po prostu inny. Zmierzenia się z pustką, z samotnością, ze zmęczeniem, z ciężkimi sytuacjami w pracy, z obawą o pracę, ze starzeniem się własnym, ze starzeniem się starszych rodziców. Samotne osoby, żyjące po chrześcijańsku, nie utyskujące, pogodne, są dla mnie świadectwem.
Każdy sobie rzepke skrobię --- Tak. Każdy ma swoje podwórko, zdrowie, możliwości, ograniczenia i uznawanie casusów za ogólnoobowiązujące oficjalne ex cathedra normy to nadużycie.
To nie do końca jest sprawa każdego z nas. I nie jest też tak, że wielodzietni chcieli być wielodzietni. Wielu godzi się na wolę Bożą, choć wygodniej i sympatyczniej byłoby dla nich robić po swojemu. I żeby nie było, kocham swoje dzieci i nie żałuję, że je mam, ale jest mi ciężko czasami, jak inni idą na łatwiznę, dobudowują do tego teorię i jeszcze mnie wytykają palcami z nieśmiertelnym "sama tego chciałaś" na ustach. Albo uznają za nadczłowieka usprawiedliwiając przy tym swoje wybory. Moim zdaniem każdy zdrowy człowiek żyjący w normalnym związku małżeńskim powinien mieć dużo dzieci. Jest to jego obowiązkiem względem Boga i społeczeństwa, w którym żyje. I to powinien rozważyć w swoim sumieniu. Ale dzisiaj się takich wymagań nie stawia. Nikt dziś od nikogo nie wymaga. A to nie jest tak, że każdy wybór jest dobry, że każdy decyduje w swoim sumieniu i każdy orzeka o sobie samym, co jest dobre, a co złe. To jest właśnie relatywizm moralny, o którym pisałam. A na koniec przecież i tak pójdziemy do Nieba, prawda? No bo przecież Bóg jest taki miłosierny. Dzięki, że mnie tu oświecacie. Według wyłożonych tu reguł jestem po prostu frajerką. No ale cóż... Sama chciałam.
Przykre co piszesz, jakby wielodzietność to było męczeństwo a kolejne dzieci to punkty do nieba. Jesli jest ciężko można stosować npr, nie ma obowiązku starania się o kolejne dziecko zwłaszcza jesli rodzina i tak jest już liczna. To niestety wyglada na typowe "ja się mecze, to jakim prawem inni maja mieć lżej".
To nie do końca jest sprawa każdego z nas. I nie jest też tak, że wielodzietni chcieli być wielodzietni. Wielu godzi się na wolę Bożą, choć wygodniej i sympatyczniej byłoby dla nich robić po swojemu. I żeby nie było, kocham swoje dzieci i nie żałuję, że je mam, ale jest mi ciężko czasami, jak inni idą na łatwiznę, dobudowują do tego teorię i jeszcze mnie wytykają palcami z nieśmiertelnym "sama tego chciałaś" na ustach. Albo uznają za nadczłowieka usprawiedliwiając przy tym swoje wybory. Moim zdaniem każdy zdrowy człowiek żyjący w normalnym związku małżeńskim powinien mieć dużo dzieci. Jest to jego obowiązkiem względem Boga i społeczeństwa, w którym żyje. I to powinien rozważyć w swoim sumieniu. Ale dzisiaj się takich wymagań nie stawia. Nikt dziś od nikogo nie wymaga. A to nie jest tak, że każdy wybór jest dobry, że każdy decyduje w swoim sumieniu i każdy orzeka o sobie samym, co jest dobre, a co złe. To jest właśnie relatywizm moralny, o którym pisałam. A na koniec przecież i tak pójdziemy do Nieba, prawda? No bo przecież Bóg jest taki miłosierny. Dzięki, że mnie tu oświecacie. Według wyłożonych tu reguł jestem po prostu frajerką. No ale cóż... Sama chciałam.
@beatak , nie boli mnie, ale nadmierna ufność w Boże miłosierdzie jest niewybaczalnym grzechem. I boli mnie, gdy grzeszników głaszcze się dziś po głowach pocieszając Bożym miłosierdziem i nie stawiając przy tym wymagań. W ten sposób w radosnym nastroju idziemy na wieczne zatracenie.
@J2017 1. Wolą Bożą dla małżeństwa jest to, by przyjęli dzieci, jakimi ich Bóg obdarzy, a nie ile sobie wymyślą. 2. Nie oceniam nikogo konkretnie, ale widać, uderz w stół... 3. Nie tylko moim zdaniem na Twoje nieszczęście. 4. Nie mylę. Wolna wola to wybór dobra lub zła. Relatywizm, to nazwanie wszystkich naszych wyborów dobrem, bo są po prostu nasze. 5. Bardzo dziękuję.
Komentarz
Dzieci najlepsza szczepionka, a im później, tym na dłużej.
pisanie rozbija się o cele małżeństwa wogole A nie o to kto ma jakie ważne powody by odkładać poczęcie. Tego nikt nie neguje. Jeśli małżeństwa mają trudności czy to czasowe czy stałe jasną sprawa jest że dostają od Kościoła "dyspensę" i stosują NPR. Kościół Npr zaledwie dopuszcza właśnie dla małżeństw w trudnościach A nie planowaniu konkretnej wymarzonej liczby dzieci. Ale to nie jest droga życia dla katolickich małżonków A taką się stała od kiedy wprowadzili nauczanie npru na wszelakich kursach przedmalzenskich, kiedy stala się ona niejako przymusem i drogowskazem dla wszystkich
To co miało stanowić dyspensę dla tych którzy naprawdę nie mogą przyjąć kolejnych dzieci A więc dla wyjątków stało się regułą dla wszystkich A wielodzietni są określani jako Ci co nie używają rozumu bo nie potrafią korzystać z dobrodziejstw npru.
Naprawdę tego nie widać w mentalności dzisiejszych katolickich małżeństw?
Mnie nic do tego kto ma ile dzieci. Chcą sobie planować bo mają powód- ok ich sprawa, naprawdę. Nie czuje się lepsza od nich bo ja mam więcej A oni nie mogą.
Chodzi o cele i nakazy jakie na małżonków nałożył Bóg.
Taki piękny cytacik znalazłam, pisała go pewna zacna forumka która się tutaj już nie udziela, do ulotki stowarzyszenia Mamy Róży, Kinga.
"Dopóki przed narzeczonym stawać będą ludzie zadowalający metodę npr, dzięki której małżeństwa przez 20 lat mają tylko dwoje, troje dzieci, a nie małżonkowie wielodzietni mówiący o radości i działaniu Bożym w ich niełatwym życiu, dopóty jako wspolnota tkwić będziemy w nerwowym staccatto współżycia "dni plodne-nieplodne" i nie odważymy się na łagodny puls życia "poczecie-narodziny-opieka nad dzieckiem".
edit lit
Naprawdę nie należy oceniać rodzin po ilości dzieci, nawet jeśli oficjalnie mówią że zaplanowali jedno czy dwoje i więcej nie chcą.
Może wina kościoła jest w takim nauczaniu, a może to mądrość , że rozpropagował NPR jako metodę kontrolowania ilości dzieci jako odpowiedź na szerzącą się już przed wojną aborcję.
Nie wiem.
Ja nie mam odwagi oskarżać instytucji Kościoła o złe nauczanie.
---
Jakichś niedouczonych katechistów macie...
"ARTYKUŁ 3
Małżonkowie mają niezbywalne prawo do założenia rodziny i decydowania o czasie narodzin i liczbie dzieci, uwzględniając w pełni obowiązki wobec siebie samych, wobec dzieci już narodzonych, rodziny i społeczeństwa, we właściwej hierarchii wartości i zgodnie z naturalnym porządkiem moralnym, który wyklucza uciekanie się do antykoncepcji, sterylizacji, spędzania płodu."
Karta Praw Rodziny
http://www.srk.opoka.org.pl/srk/srk_pliki/karta.htm
Nie chodzi o zapracowanie na niebo, bardziej o to by starać się nie zaprzepaścić szansy, która wciąż dostajemy.
A teraz jesteśmy blisko herezji apokatastazy.
czepiasz się tych katechistów. Choć faktem jest, że w neokatechumenacie najwięcej wariatow co mają dużo dzieci, ciekawe czemu?
Zresztą. temat jest już wyczerpany. Suma summarum wychodzi że nie wolno broń Boże mówić o wymaganiach bo każdy wie co robić i żadne wytyczne mu nie są potrzebne. Każdy sobie rzepke skrobię, niebo otwarte dla wszystkich
Rodziny wielodzietne powinny skulic się w sobie i nie odzywać się. mają tyle dzieci to niech się cieszy, sami se wybrali to tak majo, inni nie mogo i nikomu nic do tego, się nie odzywoj bo Cię od heretyków wyzwo, albo świadków Jehowy.
Ech.
albo o niszczeniu kogokolwiek?
kurka emotki z wytrzeszczem mi brakuje. Naprawdę, że ja co innego pisze A co innego się odczytuje.
zgadzam się z tym co napisałaś
robić swoje. I tyle.
Tak, uważam, że tabletki antykoncepcyjne są złe. Nie uważam, że kto stosuje, powinien smażyć się w piekle. Mam zawsze nadzieję, ze starczy mu czasu by zdążył się zmienić, by żałować.
Żal jest istotny.
A tak na marginesie. Już pisałam, ale naprawdę podziwiam tych/te, które odnalazły się w życiu, choć wielkiego marzenia o własnej rodzinie nie zrealizowały. Podziwiam takie osoby, jeśli dzielnie podejmują codzienny trud życia.
Pewnie mniejszy niż mam tutaj albo po prostu inny.
Zmierzenia się z pustką, z samotnością, ze zmęczeniem, z ciężkimi sytuacjami w pracy, z obawą o pracę, ze starzeniem się własnym, ze starzeniem się starszych rodziców.
Samotne osoby, żyjące po chrześcijańsku, nie utyskujące, pogodne, są dla mnie świadectwem.
---
Tak. Każdy ma swoje podwórko, zdrowie, możliwości, ograniczenia i uznawanie casusów za ogólnoobowiązujące oficjalne ex cathedra normy to nadużycie.
I żeby nie było, kocham swoje dzieci i nie żałuję, że je mam, ale jest mi ciężko czasami, jak inni idą na łatwiznę, dobudowują do tego teorię i jeszcze mnie wytykają palcami z nieśmiertelnym "sama tego chciałaś" na ustach. Albo uznają za nadczłowieka usprawiedliwiając przy tym swoje wybory. Moim zdaniem każdy zdrowy człowiek żyjący w normalnym związku małżeńskim powinien mieć dużo dzieci. Jest to jego obowiązkiem względem Boga i społeczeństwa, w którym żyje. I to powinien rozważyć w swoim sumieniu. Ale dzisiaj się takich wymagań nie stawia. Nikt dziś od nikogo nie wymaga. A to nie jest tak, że każdy wybór jest dobry, że każdy decyduje w swoim sumieniu i każdy orzeka o sobie samym, co jest dobre, a co złe. To jest właśnie relatywizm moralny, o którym pisałam. A na koniec przecież i tak pójdziemy do Nieba, prawda? No bo przecież Bóg jest taki miłosierny. Dzięki, że mnie tu oświecacie. Według wyłożonych tu reguł jestem po prostu frajerką. No ale cóż... Sama chciałam.
Jesli jest ciężko można stosować npr, nie ma obowiązku starania się o kolejne dziecko zwłaszcza jesli rodzina i tak jest już liczna. To niestety wyglada na typowe "ja się mecze, to jakim prawem inni maja mieć lżej".