@OlaOdPawla, mam wrażenie, że próbujesz mi imputować, jakobym uważała, że powinniśmy być otwarci zawsze, bo być może Bóg chce by matka zmarła przy porodzie. Otóż może Cię rozczaruje, ale również uważam, że małżonkowie powinni przyjmować dzieci z wielkodusznością i roztropnością (HV), tylko chyba inaczej rozumiemy te pojęcia. Dla mnie wielkoduszność to otwarcie na Boże działanie, a nie plan rozmnażania zatwierdzony na ślubie. Roztropność to rozpoznawanie WAŻNYCH przyczyn, dla których dzieci chwilowo lub stale mieć nie można. Popuszczenie cugli w temacie przyczyn i zostawienia poletka do decyzji małżonkom bez wskazówek ze strony Kościoła, bez wymagań i wsparcia zarazem doprowadziło w krótkim czasie do wyludnienia naszej chrześcijańskiej Europy. Czy tego chce od nas Bóg?
Przykład z otwarciem i dwójką dzieci podałam, żeby mi nikt znowu nie wmawiał, że wytykam kogoś palcami. Jest coś takiego, jak niepłodność wtórna, są choroby, o których nikt przecież nie trąbi na lewo i prawo. także nie chodzi o ocenę konkretnych Kowalskich, ale o zasadę, o wzorce i klimat dla wielodzietności. Tego dziś nie ma, a szkoda.
Szkoda, że wielodzietność traktuje się jak nieodpowiedzialność względnie fanaberię. Jasne, że łatwiej, taniej i wygodniej mieć jedynaka czy dwójkę dzieci. Z perspektywy wielodzietności widać to jeszcze wyraźniej. Wielu wielodzietnych to osoby, które nie dlatego mają gromadkę, że kochają maluchy, uwielbiają kupki, zupki i lepienie jeżyków, a pomysły nastolatków stanowią dla nich ekscytujące wyzwania niczym skok na bangi. Nie. To prostu małżonkowie, którzy rozumieją swoje powołanie i czasem wbrew sobie, czyli wbrew swemu wygodnictwu, wbrew egoizmowi, otwierają się na dzieci. Nie znaczy to, ze tych dzieci nie kochają. To nie są nadludzie, bo niektórzy tu sugerują, że można nie być stworzonym do wielodzietności. Bzdura! 4,5 czy 9 dzieci to nie jest szczególne powołanie. To zwykłe rodzicielstwo. Nie zrozumie ten, co tego nie doświadcza, bo odrzuca dar płodności. Bóg chce się dzielić z nim aktem stworzenia, a on mówi nie, bo jest zmęczony. Bo mu się nie chce. Bo w swoim przekonaniu zrobił swoje. Bo co ludzie powiedzą. Bo .... i tu następuje cała litania nierzadko błahych powodów.
Najwięcej pretensji zgłaszają w tym wątku małodzietni. Ciekawe, dlaczego. Jest takie powiedzenie, ze "winny się tłumaczy". Bo nikt tu przecież nie rzuca personalnych oskarżeń czy uwag.
Kobieta w cyklu miesięcznym jest plodna tylko kilka dni. Nie wiem jak jest w innych malzenstwach z seksem ale nie wydaje mi się żeby możliwe bylo wspolzycie codziennie, a jeśli nawet to chyba tylko na początku związku. Z tego powodu, statystycznie latwiej jest trafić na seks w dni niepłodności kobiety niż w płodne. Dlatego osobiście się nie przejmuję. Gdybyśmy mieli poważne powody do posiadania dzieci pewnie wybralibyśmy wstrzemięźliwość. Tyle że dla mnie poważne powody to choroba, albo branie leków mogących uszkodzić płód. Poza tym najczęściej dziecko jest jedno. I w sumie nie bardzo widzę różnicę w powiększeniu się rodziny o jedną osobę. Denerwuje mnie robienie krzyża i zasług z normalnych rzeczy, takich jak rodzina czy konieczność pracy. Toż to żaden krzyż nie jest ani żadna zasluga tylko normalne życie. Śmieszy mnie też patrzenie na wielodzietnosc jako na jakąś misję dla Boga, narodu, czy przyszłych emerytów. To takie dorabianie na siłę ideologii do darów Bożych. Jeśli Bóg daje dzieci i daje na dzieci ( w sensie że daje możliwość utrzymania dużej rodziny) to znaczy że nam błogosławi. Jasne że takie rodziny które mają więcej niż troje dzieci mają też kolosalny wkład w demografię, zwłaszcza że inni tych dzieci nie chcą mieć a przecież troje dzieci na rodzinę to tylko zastepowalnosc pokoleń powoduje a nie rozwój demograficzny. I z tego powodu trzeba mieć szacunek do takich rodzin, bo wykonują robotę za większość społeczeństwa. Tylko no nie czarujmy się że z tego powodu w wielodzietnych rodzinach rodzą się dzieci. Ja mam dużą rodzinę nie dlatego że planowałam taką miec, tylko że w pewnym momencie poczułam że jest to cudowne doswiadczenie i spełnienie. A odczulam to po urodzeniu czwartego dziecka. Czyli gdybym stosowala restrykcyjny npr nie mialabym szans tego doświadczyć.
Ponieważ jesteśmy na ogólnej nie bardzo się tu bym chciała uzewnętrzniać, ale powiem tylko, że mogłabym się umieścić na okładce książki o nprze: mam bardzo ochotę na czwarte dziecko, mam wybrane imię i głębokie poczucie, że to nie jest dobry czas i przynajmniej kilka rzeczy muszę wcześniej ogarnąć.
Ale ja tu w ogóle nie chciałam rozmawiać personalnie. Moje pytania są ogólne, czyli mówiąc w skrócie: Czy całkowita otwartość oznacza, że pojawia się dokładnie tyle dzieci ile Pan Bóg chce, ani więcej ani mniej? Czyli inaczej: jeśli Pan Bóg np. nie chce dać mi dziecka to mimo mojej otwartości On tego dziecka nie da, naginając jakby prawa biologii, a z drugiej strony, jeśli chce mi je dać, to je otrzymam nawet jeśli nie współżyję w owulację?
@OlaOdPawla my z medycznego punktu widzenia nie mamy prawa mieć naturalnie dzieci i mimo to mamy czwarte w drodze a znamy małżeństwo z tym samym problemem choc w mniejszym stopniu i już kilkanaście lat i nic więc moim zdaniem Bóg może naginać jak chce prawa biologii
@OlaOdPawla myślę że jeśli jest pełna otwartość to pojawia się dokładnie tyle dzieci ile Bóg chce dać. Dlatego jedni w pełni otwarci mają kilkoro a inni kilkanascioro dzieci. Bóg daje ludziom, parom określoną płodność. I każde małżeństwo ma tę płodność inną. Nie wiem czy to naginanie biologii. Według mnie nie. Bóg potrafi naginać prawa natury, mamy na to rozmaite dowody w Biblii, w zywotach świętych itd ale robi to rzadko. Dał ludziom wolność ograniczoną naturą. Natomiast nie wciska też tych dzieci na siłę. Może się tak zdarzyć ale z reguły myślę że czlowiek ma tu rolę decyzyjną, współpracuje z Bogiem. I on może się otworzyć albo odsunąć w czasie poczynanie nowego życia, albo przestraszyć się trudności i nie poczynac nowego życia. To nie jest grzech tylko ograniczenia wynikające z naszej natury, lęku przed śmiercią itd. Tylko gdyby nie Bóg to mimo rozmaitych starań czlowieka nowe życie się nie pojawia. Czasem wtedy niektórzy chcą wymusić na Bogu dziecko np przez in vitro.
@OlaOdPawla myślę że jeśli jest pełna otwartość to pojawia się dokładnie tyle dzieci ile Bóg chce dać. Dlatego jedni w pełni otwarci mają kilkoro a inni kilkanascioro dzieci. Bóg daje ludziom, parom określoną płodność. I każde małżeństwo ma tę płodność inną. Nie wiem czy to naginanie biologii. Według mnie nie. Bóg potrafi naginać prawa natury, mamy na to rozmaite dowody w Biblii, w zywotach świętych itd ale robi to rzadko. Dał ludziom wolność ograniczoną naturą. Natomiast nie wciska też tych dzieci na siłę. Może się tak zdarzyć ale z reguły myślę że czlowiek ma tu rolę decyzyjną, współpracuje z Bogiem. I on może się otworzyć albo odsunąć w czasie poczynanie nowego życia, albo przestraszyć się trudności i nie poczynac nowego życia. To nie jest grzech tylko ograniczenia wynikające z naszej natury, lęku przed śmiercią itd. Tylko gdyby nie Bóg to mimo rozmaitych starań czlowieka nowe życie się nie pojawia. Czasem wtedy niektórzy chcą wymusić na Bogu dziecko np przez in vitro.
Nie wiem, czy dobrze Cię zrozumiałam, ale wydaje mi się, że się nie zgadzam. Jeśli dobrze zrozumiałam, to Pan Bóg daje człowiekowi określoną płodność i jakkolwiek będzie sobie współżył (często, rzadko - mówimy o zdrowych małżeństwach oczywiście), to dostanie tyle dzieci i w takim czasie, żeby było dobrze.
Czemu więc Kościół zaleca npr / wstrzemięźliwość w przypadku poważnych przyczyn w stylu raka? Może się mylę, ale chyba nie jest tak, że w przypadku np. zagrożenia życia Kościół uważa otwartość za jakąś najwyższą oznakę zaufania?
Czy nie sądzisz, że niektórzy otwarci mają kilkoro dzieci, bo mają "niską" płodność, ale jakby się nieco zainteresowali i współżyli centralnie w owulację, toby mieli więcej dzieci? I mimo otwartości wcale nie mają tych dzieci, które być może Pan Bóg miał w zamyśle?
I tak, niektórzy chcą wymusić na Bogu dziecko np. przez in vitro (gwałty, cudzołóstwo) - ze świetnym skutkiem! Jest mnóstwo dzieci z in vitro, dzieci księży itp - dzieci na Bogu wymuszonych, które pojawiły się wbrew zamysłowi Pana Boga.
Biologia jest stworzona przez Boga i on nie może chyba działać wbrew sobie , że tak napiszę.
Właśnie o tym mówię, Pan Bóg nie działa wbrew biologii, którą stworzył.
Jeśli ktoś na siłę tworzy dziecko w probówce, to Pan Bóg, z zasadami biologii, tworzy człowieka. Jeśli w małżeństwie ktoś współżyje w owulację mając raka, to Pan Bóg daje dziecko - nie dlatego, że czyha podstępnie na moje życie, tylko dlatego, że taką biologię stworzył. Jeśli jest małżeństwo przemęczone / w kryzysie / w kiepskiej sytuacji finansowej, ale współżyją w owulację, najpewniej będą mieć dziecko - nie dlatego, że "Bóg tak chciał", tylko dlatego, że tak działają ich organizmy.
No właśnie, to dzieci z in vitro są każdorazowo celowo dane przez Boga (nie każda procedura iv się przecież udaje) czy po prostu "zadziałały" prawa natury?
Czy tak trudno zrozumieć że NIE CHODZI o liczbę dzieci?
O jakieś celowania w owulację i grzeszne poczucie winy ze współżyłem w dzień niepłodny. Ranyjulek.
Tylko po prostu o uznanie że panem życia i śmierci jest Pan.
I że sakramentalne małżeństwo ma ważniejsze rzeczy do roboty niż skupianie się na cyklach, dniach płodnych i niepłodnych i kalkulowaniu ważnych powodów.
Jest więź, seks, praca, życie. I czasami rodzi się dziecko.
A świat dostaje drgawek na myśl że MOŻE być czasem dziecko.
Hej, przed chwilą było pierdylion postów o tym, że najważniejsze, co człowiek może zrobić w życiu to zrodzić dzieci, a teraz się dowiaduję, że nie chodzi o liczbę dzieci, że mam nie celować w owulację, a jak mam kiepską płodność i dziecko się nie pojawia tu luz?
Czy tak trudno zrozumieć że NIE CHODZI o liczbę dzieci?
O jakieś celowania w owulację i grzeszne poczucie winy ze współżyłem w dzień niepłodny. Ranyjulek.
Tylko po prostu o uznanie że panem życia i śmierci jest Pan.
I że sakramentalne małżeństwo ma ważniejsze rzeczy do roboty niż skupianie się na cyklach, dniach płodnych i niepłodnych i kalkulowaniu ważnych powodów.
Jest więź, seks, praca, życie. I czasami rodzi się dziecko.
A świat dostaje drgawek na myśl że MOŻE być czasem dziecko.
Hej, przed chwilą było pierdylion postów o tym, że najważniejsze, co człowiek może zrobić w życiu to zrodzić dzieci, a teraz się dowiaduję, że nie chodzi o liczbę dzieci, że mam nie celować w owulację, a jak mam kiepską płodność i dziecko się nie pojawia tu luz?
Nie no celowanie w owulację jest tak samo nieodpowiedzialne jak celowanie poza
Myślę, że między tym wszystkim nie ma sprzeczności. Tak, Pan Bóg ma plan dla każdego małżeństwa i chce obdarzyć je taką, a nie inną liczbą dzieci. Tak, po ludzku ten dar może nas przerastać i możemy nie rozumieć bożej logiki. Tak, Kościół nie zmusza nas do współżycia w każdą owulację i przez to NPR sam w sobie jest etycznie neutralny. Tak, małżeństwa, które zapraszają Boga do swojej sypialni powinny być wzorem dla pozostałych.
A kto daje sobie radę? Kto jest zrelaksowany, wypoczęty, pozbawiony trosk materialnych? Chętnie poznam
Wokół siebie widzę za to wielu heroicznych rodziców, którzy zmagają się z trudami życia i rodzicielstwa, a mimo tego przyjmują kolejne dzieci. Tego chce od nas Bóg.
A kto daje sobie radę? Kto jest zrelaksowany, wypoczęty, pozbawiony trosk materialnych? Chętnie poznam
Wokół siebie widzę za to wielu heroicznych rodziców, którzy zmagają się z trudami życia i rodzicielstwa, a mimo tego przyjmują kolejne dzieci. Tego chce od nas Bóg.
Może od Ciebie chce a od Kowalskiego nie koniecznie
@matuleczka, twoja opinia na temat radzenia, chcenia i rodzenia jest wynikiem prania mózgu, któremu poddawane są ostatnio małżeństwa, również w Kościele.
Co to znaczy, że ktoś sobie nie radzi? Zdefiniuj, proszę. Co to znaczy chcieć dziecko? Ktoś wyżej napisał, że dzieci z antykoncepcji są chciane, bo ich nie zabito. A mnie zarzucono, że moich dzieci nie kocham, bo ich nie chciałam (czyt. nie zaplanowałam). To jak? Podwójne standardy?
To jest po to, by usprawiedliwić siebie i swoje wybory. Kowalska ma 8, bo jest heroską, nadludziem i w ogóle nawet nie zauważa, jak się rodzą kolejne. Ja mam dwoje i takie z nimi utrapienie i taaaaka jestem zmęczona. Oj, to nie dla mnie.
Komentarz
Czy już czas na zmianę nazwy forum?
Dlatego osobiście się nie przejmuję. Gdybyśmy mieli poważne powody do posiadania dzieci pewnie wybralibyśmy wstrzemięźliwość. Tyle że dla mnie poważne powody to choroba, albo branie leków mogących uszkodzić płód.
Poza tym najczęściej dziecko jest jedno. I w sumie nie bardzo widzę różnicę w powiększeniu się rodziny o jedną osobę.
Denerwuje mnie robienie krzyża i zasług z normalnych rzeczy, takich jak rodzina czy konieczność pracy. Toż to żaden krzyż nie jest ani żadna zasluga tylko normalne życie.
Śmieszy mnie też patrzenie na wielodzietnosc jako na jakąś misję dla Boga, narodu, czy przyszłych emerytów. To takie dorabianie na siłę ideologii do darów Bożych. Jeśli Bóg daje dzieci i daje na dzieci ( w sensie że daje możliwość utrzymania dużej rodziny) to znaczy że nam błogosławi.
Jasne że takie rodziny które mają więcej niż troje dzieci mają też kolosalny wkład w demografię, zwłaszcza że inni tych dzieci nie chcą mieć a przecież troje dzieci na rodzinę to tylko zastepowalnosc pokoleń powoduje a nie rozwój demograficzny. I z tego powodu trzeba mieć szacunek do takich rodzin, bo wykonują robotę za większość społeczeństwa. Tylko no nie czarujmy się że z tego powodu w wielodzietnych rodzinach rodzą się dzieci.
Ja mam dużą rodzinę nie dlatego że planowałam taką miec, tylko że w pewnym momencie poczułam że jest to cudowne doswiadczenie i spełnienie. A odczulam to po urodzeniu czwartego dziecka. Czyli gdybym stosowala restrykcyjny npr nie mialabym szans tego doświadczyć.
Ale ja tu w ogóle nie chciałam rozmawiać personalnie. Moje pytania są ogólne, czyli mówiąc w skrócie: Czy całkowita otwartość oznacza, że pojawia się dokładnie tyle dzieci ile Pan Bóg chce, ani więcej ani mniej? Czyli inaczej: jeśli Pan Bóg np. nie chce dać mi dziecka to mimo mojej otwartości On tego dziecka nie da, naginając jakby prawa biologii, a z drugiej strony, jeśli chce mi je dać, to je otrzymam nawet jeśli nie współżyję w owulację?
Natomiast nie wciska też tych dzieci na siłę. Może się tak zdarzyć ale z reguły myślę że czlowiek ma tu rolę decyzyjną, współpracuje z Bogiem. I on może się otworzyć albo odsunąć w czasie poczynanie nowego życia, albo przestraszyć się trudności i nie poczynac nowego życia. To nie jest grzech tylko ograniczenia wynikające z naszej natury, lęku przed śmiercią itd. Tylko gdyby nie Bóg to mimo rozmaitych starań czlowieka nowe życie się nie pojawia.
Czasem wtedy niektórzy chcą wymusić na Bogu dziecko np przez in vitro.
---
@OlaOdPawla "Sławomir" to nie imię. Weź mi tu bez wynurzeń przed konsultacją z mążem.
Jeśli dobrze zrozumiałam, to Pan Bóg daje człowiekowi określoną płodność i jakkolwiek będzie sobie współżył (często, rzadko - mówimy o zdrowych małżeństwach oczywiście), to dostanie tyle dzieci i w takim czasie, żeby było dobrze.
Czemu więc Kościół zaleca npr / wstrzemięźliwość w przypadku poważnych przyczyn w stylu raka? Może się mylę, ale chyba nie jest tak, że w przypadku np. zagrożenia życia Kościół uważa otwartość za jakąś najwyższą oznakę zaufania?
Czy nie sądzisz, że niektórzy otwarci mają kilkoro dzieci, bo mają "niską" płodność, ale jakby się nieco zainteresowali i współżyli centralnie w owulację, toby mieli więcej dzieci? I mimo otwartości wcale nie mają tych dzieci, które być może Pan Bóg miał w zamyśle?
I tak, niektórzy chcą wymusić na Bogu dziecko np. przez in vitro (gwałty, cudzołóstwo) - ze świetnym skutkiem! Jest mnóstwo dzieci z in vitro, dzieci księży itp - dzieci na Bogu wymuszonych, które pojawiły się wbrew zamysłowi Pana Boga.
Jeśli ktoś na siłę tworzy dziecko w probówce, to Pan Bóg, z zasadami biologii, tworzy człowieka.
Jeśli w małżeństwie ktoś współżyje w owulację mając raka, to Pan Bóg daje dziecko - nie dlatego, że czyha podstępnie na moje życie, tylko dlatego, że taką biologię stworzył.
Jeśli jest małżeństwo przemęczone / w kryzysie / w kiepskiej sytuacji finansowej, ale współżyją w owulację, najpewniej będą mieć dziecko - nie dlatego, że "Bóg tak chciał", tylko dlatego, że tak działają ich organizmy.
To już 38 stron watka
*Ironia to była, bo niektórzy mają problem z odczytaniem haha.
A jak ktoś jest zmęczony to nie zasłużył na odpoczynek ?
Weź..
Wokół siebie widzę za to wielu heroicznych rodziców, którzy zmagają się z trudami życia i rodzicielstwa, a mimo tego przyjmują kolejne dzieci. Tego chce od nas Bóg.