Trzymaj się, @MAFJa! Ja tam jestem gorącą orędowniczką narzekania! Jak komuś ciężko, to nie widzę powodu, żeby przykleił sobie uśmiech do twarzy i udawał, że jest bosko.
Czasem w życiu po prostu bywa ciężko. Czasem mija, czasem rodzi się z tego coś wartościowego ( dosłownie lub nie).
Ja widzę ostatnio, że żeby podzielić się z kimś swoim zmęczeniem albo frustracją albo zwątpieniem, trzeba mieć do niego zaufanie, że tego nie wykorzysta przeciw nam. Bo często można usłyszeć między wierszami "Po co ci to było?", "Sama tego chciałaś, to masz", "Trzeba było zrobić tak i tak to by nie było teraz płaczu".
Ktoś, kto nigdy się nie skarży i jest zawsze zadowolony ze swoich decyzji (przynajmniej na pokaz) zyskuje niejako prawo do bycia wzorem do naśladowania, ekspertem od wszystkiego. Może z wyższością dawać rady i zbierać zewsząd zachwyty nad swoją osobą.
Przy czwórce (na stanie trójka) nie czuję się jakoś bardzo wielodzietna. Wychowałam i wypuściłam z domu ekstremalnie trudne dziecko, przy którym niejedna rodzina po prostu by się rozpadła (opinia psychoterapeutów), drugie jest nie tylko niepełnosprawne w sensie konieczności zapewnienia opieki, ale ma też w pakiecie choroby, które zagwarantowały nam sześciokrotną walkę o życie w ciągu dziesięciu lat. Pomiędzy morderczą walką o postawienie go na nogi a odwiedzinami policji, budowaliśmy i wykańczaliśmy dom. Do tego dwójka "zwyczajnych" dzieci, w tym niemowlak.
Nie wiem na ile lat się czuję, ale na pewno nie na tyle ile mam. Bardzo naturalnie dorosłam do tego, że pewnych rzeczy już nie zrobię, z wypalenia i braku sił. Ostatnio zaprosili nas znajomi i po obiedzie zaproponowali kawę w ogrodzie. Nie byli w stanie pojąć, że my w upał wolimy siedzieć w dusznym salonie niż na ławce w ogrodzie. Bo tam trzeba dojść... Z maluchem, chusteczkami, pampersami i grzechotką, Wiktora z gipsem na nodze zanieść. A jak już siądziemy, to na pewno zachce mu się siku, więc kolejne dwie trasy tam i z powrotem do zaliczenia.
Ciężko w życiu pracowałam, mam prawo do zmęczenia. Pracowałam z miłości, w odpowiedzi na Boże wezwania, z Nim i dla Niego. Jeśli zechce, to odnowi moje siły, umocni i podniesie. Jeśli nie zechce, to wiem co i komu oddałam. Jestem szczęśliwa. Jeśli natomiast ktoś szuka na mojej twarzy uśmiechu satysfakcji, to go nie znajdzie. Nie szkodzi, satysfakcja nie jest przedmiotem świadectwa. Nie tryskam energią, humorem ani radością życia, znam zmęczenie, cierpienie i ciężką pracę.
Radość to coś więcej niż uśmiech.
Mam nadzieję, że jeszcze będziemy mieć dzieci, bardzo świadomie planuję kolejną ciążę. Będę wdzięczna, widząc jak Pan Bóg stwarza kolejny całkiem nowy świat i pozwala mi w tym uczestniczyć. W tym zmęczeniu i wypaleniu, nie mogę doczekać się kolejnego maluszka. Dlaczego tak? Może to jest świadectwo? A nawet jeśli nie jest świadectwem jeszcze teraz, to przyjdzie czas, że Pan je z mojego życia wyprowadzi. Nie ma innej opcji, skoro oddałam Mu stery. Jestem spokojna.
Czy mam ten pokój i pewność zamienić na absolutną dostępność szybkich numerków/ wielogodzinnych masaży (co kto woli)? Nigdy.
Jak jest trudno warto się wygadać, ja nie mam komu, kilka razy usłyszałam przy drugim dziecku, jak miałam kolejna nieprzespana noc, że chciałam to mam. Już drugie to była moja fanaberia. A wszystkie cenne rzeczy rodzą się w bólu, kto chce przejść przez życie w wiecznej radosnej bajce, bardzo się rozczaruje efektami. Kryzysy małżeńskie, rodzicielskie, zawsze są po coś. Jeśli nie uciekniemy od pierwszego napotkanego cierpienia mamy szansę dojrzeć. Może rozpada się tyle małżeństw, bo takie oczekiwania wiecznej sielanki, jak się kochamy, wieczna radość, ale kto tak ma. Czy w rodzinie wielodzietnej jest trudniej ? Z jednej strony trudniej, a z innych powodów łatwiej. Jak że że wszystkim.
Jeszcze kilka lat temu myślałam, że lepiej już było i trzeba się z tym pogodzić. A tu taka niespodzianka, po prostu jest dobrze. Choć nadal bywają trudne chwile. Może dla innych bieda i żal.
Nie wiem, czy odpowiadacie mi czy komuś innemu, więc sprecyzuję, choć się chyba powtarzam: Przecież wiadomo, że w każdej rodzinie są momenty, że nie dajesz rady, nie masz siły i masz ochotę rzucić to wszystko w cholerę, musisz się wygadać, wypłakać itp. Że nie zawsze wszyscy chodzą uśmiechnięci i radośni, z księżyca się nie urwałam. Mi chodzi o to, że widzę rodziny, katolickie, wspólnotowe, nakładające na siebie kolejne obowiązki, w których rodzice się nie odzywają do siebie, których nic już nie łączy, którzy po wyjściu dzieci z domu już nic nie mają sobie do powiedzenia, są na skraju rozwodu lub po rozwodzie. I jak odpowiedzią na takie małżeństwo jest "Nie po to żyjemy, aby było miło, łatwo i przyjemnie" to mnie coś trafia.
Radość, spełnienie, zadwoloneie, brak zmęczenia. ludzie o czym wy piszecie, przecież to sfera baśni. życie to nie bajka, tocodzienny trud, zmeczenie, nerwica, stres i tym podobne. Kto uważa, ye jest inaczej ten najzwyczajniej kłamie. Nie po to żyjemyaby było miło, łatwo i przyjemnie
Kiedy Jezus mówi, że Jego jarzmo jest słodkie i brzemię lekkie, to co ma na myśli?
Trudno jest wieść dobre, udane życie, które daje satysfakcję czy przyjemność. Zdecydowanie łatwiej jest ubrać swoje jarzmo w religijne piórka i głosić, że zbawienie wymaga, by się w życiu umęczyć. Podejrzewam, że ci już odebrali swoją "nagrodę".
@OlaOdPawla Moze to nie kwestia dzieci, bo one tylko przykrywaja problem. Jest o czym gadac, codzienność sama nakręca rozmowy. Tylko później okazuje sie, ze ludzie przez lata rozmawiali na poziomie „kup ziemniaki”, a tak naprawdę już od dawna nie sa dla siebie przyjaciółmi, nie sa dla siebie nijak intelektualnie interesujący, nie maja sobie nic do powiedzenia.
@OlaOdPawla Ja obserwuję, że gra się rozchodzi o coś innego. O przecenianie swoich możliwości i jakieś niezdrowe nienasycenie. I to dotyczy tak wielodzietnych i małodzietnych. Jaka była powierzchnia części mieszkalnej chłopskiej chaty z 8 dzieci? Mniej więcej taka, jak dzisiejszego małego mieszkania. Dziś ludzie mają teoretycznie okazję, by poprawić swój byt. Wystarczy tylko pracować na dwie zmiany i postarać się o kredyt, z Bożą łaską się uda. A Bóg niby łaskę daje i się nawet udaje, tylko czy to aby nawet pewno jest łaska, czy raczej przekleństwo skutkujące frustracją, przemęczeniem, nadwyrężeniem relacji rodzinnych itd. Ja znam szczęśliwe rodziny (mało i wielodzietne) - to są ludzie, którzy akceptują swoje życie i starają się żyć nim codziennie, a nie w oczekiwaniu na to, jak dzieci podrosną lub się uda zmienić mieszkanie, kupić niepsujący samochód itd.
@OlaOdPawla ja wiem o co Ci chodzi. ale to nie kwestia ilości dzieci tylko małżeństwa w ogóle. Natomiast mi bardzo tekst "nie po to żyjemy żeby, aby było miło, łatwo i przyjemnie" pomaga w codzienności bo ustawia na odpowiednich miejscach wszystkie ważne rzeczy w rodzinie i małżeństwie. Ale trudy zycia nie przeszkadzają mi być radosnym, szczęśliwym i spelnionym w rodzinie i małżeństwie, w swoim powołaniu, oczywiście Ci co chcą to zobaczyć to zobaczą A Ci tak jak @J2017 - będą zawsze szukać "skuchy" u takich rodzin jak nasza i czekać na pierwszy lepszy gorszy dzień i wyskoczyć jak Filip z konopi z okrzykiem "A nie mówiłam??? trzeba bylo ze tyle nie robić teraz byś nie była zmęczona!" A co do małżeństwa- musi się je pielęgnować i jak się o nie nie dba to się rozpadnie - niezależnie ile dzieci mają. A to jest ogromna praca która trzeba zacząć od siebie przede wszystkim, i to jeszcze zanim może się zadziać coś złego.
@mader nie, dotyczy wszystkich, ale jak sobie tak obserwuje roznych ludzi, to dzieci (wszystko jedno czy dwójka czy piątka) jakoś jednak napędzają rodziny. Ludzie przegapiaja po prostu moment, kiedy zaczyna sie zła dziać, bo tego tak wprost nie widać, bo przecież ciagle gadają za soba i jeżdżą na wakacje. A jak dzieci już nie ma, to nie ma już nic wspólnego. Tak sobie tłumacze ta plagę późnych rozwodów po wielu latach małżeństwa.
mader, Oczywiście, że rozwody są wszędzie, już o tym było. Według mnie - a to tylko moje obserwacje, bo specjalistką nie jestem - ci niedojrzali rozwodzą się szybko. Rozpad małżeństwa, nawet niekoniecznie rozwód, po kilkunastu latach to efekt ciężkiej pracy nad rozwaleniem relacji.
@Anawim, kiedyś ludzie mieli bardzo mały wpływ na swoje życie, mieszkali w ósemkę to mieszkali, mąż bił to bił, żona dobrze gotowała to gotowała. Niewielkie pole manewru. Dziś masz ogromny wpływ na swoje życie - możesz wziąć rozwód, drugi etat, kredyt, tabletkę antykoncepcyjną, jedna decyzja i prowadzisz kompletnie inne życie. "Akceptacja swojego życia i życie nim codziennie" jest prawdziwe tylko na chwilę, bo zaraz będziesz musiał podjąć jakąś decyzję i życie w którąś stronę zmienić. A ta decyzyjność sprawia, że nie tylko mamy oczekiwania w sprawie nowego mieszkania, ale też związku - bo ludzie zaczynają liczyć na to, że w małżeństwie będą dla siebie wsparciem i przyjaciółmi, czego kiedyś nie było. A na stworzenie takiego związku trzeba mieć jakąś przestrzeń, z kolei wymiksować się z nieudanego jest bardzo łatwo.
Osoby które podjęły decyzję że są całkowicie otwarte na życie muszą trzymać się koncepcji że życie nigdy nie będzie mile i przyjemne Tak jest poprostu logicznej
@asiao no nie zgadzam się. Życie ogólnie jest trudne i mynconce i kończy się śmiercią, niezależnie ile ma się dzieci. Można przeżyć swoje życie w wiecznych pretensjach i uzalaniu się nad sobą, nad czego się nie miało albo czego się nie będzie mieć, albo z wdzięcznością do Boga za to co się ma i żyć z wiarą. No jest trudno ale czy samemu byłoby łatwiej? wogole czy te trudy mają stanowić sedno naszego życia? bo jak tak to rzeczywiście tylko się powiesic, codziennie wstawać z myślą o tych trudnościach to jest jakiś koszmar. "kładę przed Wami błogosławieństwo i przekleństwo" można wybrać.
@OlaOdPawla które zdrowe, normalne kochające sie małżeństwo trzyma się takich koncepcji? jeśli tak funkcjonują na codzień to jest kiszka, to znaczy że coś z nimi jest nie tak.
@asiao no nie zgadzam się. Życie ogólnie jest trudne i mynconce i kończy się śmiercią, niezależnie ile ma się dzieci. Można przeżyć swoje życie w wiecznych pretensjach i uzalaniu się nad sobą, nad czego się nie miało albo czego się nie będzie mieć, albo z wdzięcznością do Boga za to co się ma i żyć z wiarą. No jest trudno ale czy samemu byłoby łatwiej? wogole czy te trudy mają stanowić sedno naszego życia? bo jak tak to rzeczywiście tylko się powiesic, codziennie wstawać z myślą o tych trudnościach to jest jakiś koszmar. "kładę przed Wami błogosławieństwo i przekleństwo" można wybrać.
Właściwie to kilka lat temu wolałam się rozwieźć niż być w kolejnej ciąży no ale zawsze można spróbować nie być w kolejnej ciąży i się nie rozwodzić Bardzo się cieszę że żyję w czasach że mogę coś chcieć i nawet to próbować realizować ..
@asiao A czy ja powyżej pisałam o tym że trzeba mieć dużo dzieci bez względu na trudności? to jest chyba jasne, że każde małżeństw inaczej funkcjonuje i wogole jest inne. Nie ma jednej przekładni na wszystkich. Mi w ogóle o co innego chodziło, chyba się nie zrozumialysmy.
Życie to nie bajka. Krzyż, umęczenie, branie na swoje barki wiecej niz sie da. A pozniej zdziwienie ze sa depresje, rozpad małzenstw itp. A jest przykazanie "Kochaj blizniego swego jak siebie samego" trzeba o siebie dbac, czasem wystarczy sie wyspac by byc lepszym dla otoczenia. A życie nigdy nie jest bajka, trudnosci choroby, wypadki zdarzaja sie zawsze, nie trzeba o nie specjalnie zabiegac...
Komentarz
ja niedawno miałem takie uczucie jak zobaczyłem maluśką wnuczkę
Czasem w życiu po prostu bywa ciężko. Czasem mija, czasem rodzi się z tego coś wartościowego ( dosłownie lub nie).
Ja widzę ostatnio, że żeby podzielić się z kimś swoim zmęczeniem albo frustracją albo zwątpieniem, trzeba mieć do niego zaufanie, że tego nie wykorzysta przeciw nam. Bo często można usłyszeć między wierszami "Po co ci to było?", "Sama tego chciałaś, to masz", "Trzeba było zrobić tak i tak to by nie było teraz płaczu".
Ktoś, kto nigdy się nie skarży i jest zawsze zadowolony ze swoich decyzji (przynajmniej na pokaz) zyskuje niejako prawo do bycia wzorem do naśladowania, ekspertem od wszystkiego. Może z wyższością dawać rady i zbierać zewsząd zachwyty nad swoją osobą.
A tu taka niespodzianka, po prostu jest dobrze. Choć nadal bywają trudne chwile.
Może dla innych bieda i żal.
Trudno jest wieść dobre, udane życie, które daje satysfakcję czy przyjemność. Zdecydowanie łatwiej jest ubrać swoje jarzmo w religijne piórka i głosić, że zbawienie wymaga, by się w życiu umęczyć. Podejrzewam, że ci już odebrali swoją "nagrodę".
Ja obserwuję, że gra się rozchodzi o coś innego. O przecenianie swoich możliwości i jakieś niezdrowe nienasycenie. I to dotyczy tak wielodzietnych i małodzietnych.
Jaka była powierzchnia części mieszkalnej chłopskiej chaty z 8 dzieci? Mniej więcej taka, jak dzisiejszego małego mieszkania. Dziś ludzie mają teoretycznie okazję, by poprawić swój byt. Wystarczy tylko pracować na dwie zmiany i postarać się o kredyt, z Bożą łaską się uda. A Bóg niby łaskę daje i się nawet udaje, tylko czy to aby nawet pewno jest łaska, czy raczej przekleństwo skutkujące frustracją, przemęczeniem, nadwyrężeniem relacji rodzinnych itd.
Ja znam szczęśliwe rodziny (mało i wielodzietne) - to są ludzie, którzy akceptują swoje życie i starają się żyć nim codziennie, a nie w oczekiwaniu na to, jak dzieci podrosną lub się uda zmienić mieszkanie, kupić niepsujący samochód itd.
A co do małżeństwa- musi się je pielęgnować i jak się o nie nie dba to się rozpadnie - niezależnie ile dzieci mają. A to jest ogromna praca która trzeba zacząć od siebie przede wszystkim, i to jeszcze zanim może się zadziać coś złego.
Rozpad małżeństwa, nawet niekoniecznie rozwód, po kilkunastu latach to efekt ciężkiej pracy nad rozwaleniem relacji.
Dziś masz ogromny wpływ na swoje życie - możesz wziąć rozwód, drugi etat, kredyt, tabletkę antykoncepcyjną, jedna decyzja i prowadzisz kompletnie inne życie. "Akceptacja swojego życia i życie nim codziennie" jest prawdziwe tylko na chwilę, bo zaraz będziesz musiał podjąć jakąś decyzję i życie w którąś stronę zmienić. A ta decyzyjność sprawia, że nie tylko mamy oczekiwania w sprawie nowego mieszkania, ale też związku - bo ludzie zaczynają liczyć na to, że w małżeństwie będą dla siebie wsparciem i przyjaciółmi, czego kiedyś nie było. A na stworzenie takiego związku trzeba mieć jakąś przestrzeń, z kolei wymiksować się z nieudanego jest bardzo łatwo.
Tak jest poprostu logicznej
Niektórzy muszą, bo to ich charakter, ale nie widzę związku z mało czy wielodzietnoscią.
"kładę przed Wami błogosławieństwo i przekleństwo" można wybrać.
Bardzo się cieszę że żyję w czasach że mogę coś chcieć i nawet to próbować realizować ..
Każda rodzina ma własne "dlatego".
http://blog.babybyann.com/zycie/sztuki-walki-debora-broda/