Weź Ida włącz myślenie, a nie kopiuj-wklej. Tu niejeden boryka się z depresją bliskich,a ty takie pierdoły wkopiowujesz i kopiesz jeszcze leżącego.
Dobrze. Przepraszam. Nie zauważyłam tego fragmentu. Chodziło mi o szkołę, ksiądz mówił o nauczycielach , z tym się zgadzam. Masz rację @Elunia , przepraszam.
@jukaa , naprawdę chcesz rozwijać ten temat? Naprawdę nigdy nie słyszano o toksycznych rodzicach, albo o alkoholikach rujnujących życie psychiczne rodziny? Ja wiem, że tutaj na forum nie ma takich rodziców, i dlatego przeprosiłam, przypuszczam, że wszyscy tutaj bardzo się starają o dobro swoich dzieci, ale problematyczni rodzice też istnieją i ten ksiądz nie powiedział wcale pierdóletów. Choć może uprościł, bo warto by było wymienić jednym tchem takie przypadki, gdzie rodzice szkodzą.
Można starać się o dobro ale to nie wychodzi. Popełniasz błąd wiesz o tym i ...no właśnie. Starasz się poprawić..znowu porażka... potem konsekwencje
@Prayboy , masz chyba taka samą naturę jak ja. Też się o wszystko obwiniam, zwłaszcza jeśli coś źle poszło. Łatwo wpadam w stany depresyjne. Ale wiesz co? Pomaga myślenie, że nie popełnia błędów tylko ten co nic nie robi . Nie jesteśmy Bogiem. Mamy prawo do błędów, taka nasza natura.
A jak z Waszych obserwacji ma się kwestia charakteru dziecka, widocznego już w pierwszych latach życia, do skłonności do depresji w wieku nastoletnim? U nas jedno dziecko jest bardzo pogodne i wesołe od urodzenia, dwoje za to to smutasy, wszystkim się przejmują i stresują, łatwo wpadają w zły nastrój, a małe problemy w ich oczach urastają do wielkich rozmiarów. I to widać naprawdę od pierwszych tygodni życia. Widzicie u Waszych dzieci korelację czy nastolatki zaskakują?
Myślę sobie tak, że duży wpływ mają dwie linie wychowawcze. 1. Wysokie wymagania, dupogodziny w szkole i na zajęciach dodatkowych, zacięcie na robienie kariery itd. Skutkuje syndromem wypalenia już u nastolatka. 2. Ograniczanie kontaktu z negatywnymi przeżyciami u dziecka i trudnościami, bo rodzic go chroni, by aby nie dostał potem depresji czy nerwicy. Najgorsze to, że te dwie linie nad wyraz często się realizuja równocześnie, zgodnie z maksymą "dziecko, ty się tylko ucz".
Na swoim etapie wychowywania zaczęliśmy ćwiczyć z dzieciakiem, który właśnie poszedł do szkoły i jest mega wrażliwy - kontrolowane fakapy. Kupiliśmy książkę "Spokój żabki" do ćwiczenia uważności i próbujemy być uważni na nieprzyjemności i lęki, czego szkoła dostarcza aż zanadto. W myśl idei, że panować nad emocjami można wtedy, gdy się je umie przeżywać. Próbuję to łopatologicznie tłumaczyć, że to jest bardzo ważna umiejętność życiowa - bycie świadomym gniewu, lęku, smutku, wstydu itd., by móc o tym porozmawiać, szukać wsparcia o bliskich.
Na przykład ostatnio próbowałem wyjaśnić, że nikt nie ma prawa od niej wymagać, by była bezbłędna - zawsze miała zrobioną idealnie pracę domową, umiała idealnie wiersz itd. Nikt - ani pani w szkole, ani mama, ani tata ("naprawdę, wy też nie?" - o tempora, o mores!), ani ty sama.
Myślę, że współczesny świat wymaga zdecydowanie wyższych umiejętności miękkich, by w nim przetrwać - dosłownie. Próbuję to sobie wpisać w cele w ten sposób - w perspektywie dzieciaków, które na rynek pracy wyjdą za 10-20 lat wykształcenie, znajomość języków itd. będzie miała zdecydowanie mniejsze znaczenie niż stabilność emocjonalna, umiejętności interpersonalne i takie tam. Zatem jeśli jestem w stanie zainwestować w naukę angielskiego x czasu mojego dziecka w tygodniu (nie mówiąc już o dupogodzinach w szkole), to daje mniej więcej obraz ile powinienem zainwestować jego czasu w rozwój takich umiejętności. A koniec końców doprowadza do konkluzji, że trzeba zrezygnować być może z tego dodatkowego angielskiego na rzecz codziennego czytania książek wieczorem i spokojnego czasu na rozmowy itd.
masz gorączkę - stłucz termometr czyli jak NFZ kłamie na temat depresji w Polsce https://www.bankier.pl/wiadomosc/Depresja-Nie-w-Polsce-NFZ-pokazal-raport-7826842.html Depresja to choroba, która rzadko dotyczy Polaków – wynika z najnowszego badania Narodowego Funduszu Zdrowia. Inne dane z kolei prezentuje WHO – według nich kraj nad Wisłą zajmuje czwarte miejsce pod względem liczby chorych na tle innych krajów Unii Europejskiej.
Według danych WHO w regionie europejskim Polska znajduje się w czołówce państw, których obywatele cierpią na depresję, co wyklucza się z danymi przygotowanymi przez Narodowy Fundusz Zdrowia.
Doskonale temat ująłeś , @Anawim. Zwłaszcza te dwa punkty, które wymieniłeś jako dwie linie wychowawcze.
Od paru dni pogrążona jestem w myślach na temat przyczyn depresji dzieci i nastolatków, bardzo mną wstrząsnęło to , że nie chcą żyć. I mam takie same przemyślenia jak Ty @Anawim.
Nadmierne wymagania a jednocześnie nadmierna ochrona.
Przeciążenie dzieci obowiązkami edukacyjnymi, doprowadzające je do wypalenia i do utraty radości życia, a jednocześnie izolowanie tychże dzieci od trudów prawdziwego życia.
Przecież życie to nie tylko nauka szkolna, nauka gry na instrumencie oraz zajęcia z jujitsu.
Takie życie nie smakuje, jest jałowe i ... za trudne. Trudno się dziwić, że dzieciaki wpadają w deprechę, każdy by wpadł.
Do tego mobbing w szkołach i brak czasu rodziców, brak więzi.
Przecież to jest jakiś psychiczny Holokaust. Wszystko nie tak jak powinno być, wszystko na odwrót.
I potem informacje, że w Polsce dziecięce oddziały psychiatryczne są przepełnione a co roku w wyniku samobójstw dzieci i nastolatków znika .... Jedna szkoła.
Coś trzeba z tym wszystkim zrobić! Tak nie może być!
Ja byłam tak wychowywana jak pisze Anawim i Ida. Nagradzana za czerwony pasek na świadectwie, wpis do złotej księgi... W przekonaniu, że jestem najmądrzejszą dziewczynką na świecie i koniecznie muszę to światu pokazać. Z drugiej strony, w domu nie musiałam robić nic poza nauką, wszystko dostawałam pod nos. Po raz pierwszy w życiu samodzielnie pokroiłam pomidora w wieku 18 lat na wyjeździe wakacyjnym, zdziwiłam się, że potrafię. W domu nie było opcji, bo albo sobie palce poobcinam albo bałaganu narobię. Do tramwaju samodzielnie wsiadłam w wieku lat 15, mama dała się namówić, że sobie poradzę, ale tata długo jeszcze o tej naszej partyzantce nie wiedział. Nie miałam i nie mam depresji. Choć takie wychowanie uważam za bezdennie głupie, jednak czułam się kochana. Myślę, że to jest klucz. Kluczy jest wiele oczywiście, ale ten jednak najważniejszy.
Moje dzieci wychowuję skrajnie inaczej. Mam gdzieś oceny (w ed pewnie łatwiej, choć córki w szkle też nigdy nie cisnęliśmy), kładę nacisk na współpracę, wywiązywanie się z obowiązków, wkład w rodzinę. I tu wymagam i rozliczam bez żartów, z niewielką taryfą ulgową. Wiktor np. rozkłada sztućce ze zmywarki, trzymając się jedną ręką blatu, bo inaczej by się przewrócił, ale robi to. Dywan odkurzyć na siedząco też może. Rozmawiam o emocjach, staram się być wrażliwa na trudne i ważne momenty. Pracuję nad sobą, głównie nad brakiem cierpliwości.
Byłabym głupia, twierdząc, że daje mi to gwarancję czegokolwiek. Depresja jest chorobą. Chorobą. Można wcześnie rozpoznać objawy, łagodzić jej przebieg, ale nie można do końca jej zapobiec. Nie piszcie więc, że "linia wychowawcza" odpowiada za depresję. Nie odpowiada. Chyba że piszemy o całkowitych patologiach w stylu przemoc fizyczna, seksualna, całkowite odtrącenie przez rodzica.
Uważam, że rodzice powinni nagłośnić problem i wymusić na rządzie zajęcie się tym tematem. Powinni rodzice wyjść z tzw. oddolną inicjatywą. To jest za poważna sprawa, żeby się przyglądać i nic nie robić.
Nic nie da 500+ jeżeli dzieci będą sobie odbierać życie, a te co zostaną będą znerwicowane i w depresji. To będzie zawsze chore i słabe społeczeństwo. I nieszczęśliwe.
Rząd musi coś z tym problemem zrobić, do cholery, nie wolno pozwolić na krzywdę najmłodszych!
Udało się w Norwegii czy takiej Finlandii stworzyć dzieciom przyjazne warunki do życia, to uda się i w Polsce. Nie jesteśmy gorsi. To się naprawdę da zrobić!
Choroba też ma swoje przyczyny, choć jak już było pisane świat jest pełen wyjątków, może nam się wydawać, że robimy wszystko by dziecko czyli się dobrze, a właśnie to będzie jego kamieniem u szyi. To samo co inne dziecko ratuje, nasze może ciągnąć w dół. Są pewne zasady, ale ludzie są bardzo różni.
"Czyli podsumowując artykuł: zła/depresyjna sytuacja zarówno młodzieży jak i służby zdrowia wynika bezpośrednio i pośrednio z wyścigu szczurów. Nie jest jednak łatwo się z niego wyłamać, bo i edukacja go stopniowo wdrażała kiedyś, a teraz wdraża go normalnie ekspresowo." ------------------ Niestety nie przeczytałam artykułu, bo nie otwiera mi się.
Jednak chyba nie problem w wyścigu szczurów, ale w obowiązku przesiadywania w szkole, często przesiadywania bezsensownego, a przez to straty czasu i bezczynności młodzieży, wzajemnym nakręcaniu sie rówieśników, w ogóle kontaktach rowieśniczych podsycanych zdemoralizowaną kulturą płynącą głównie ze świata muzyki.
Młodzież powinno bardziej angażować się w konkretną pracę, jakieś sensowne użyteczne zajęcia, nauczające zawodu, a nie siedzenie w szkole. Tak, bo szkoła to siedzenie w szkole!!! Siedzenie dodatkowo z tą otoczką wzajemnej demoralizacji i rozleniwienia. Trudno nie dostać depresji! A jeszcze jakieś bezsensowne zaliczania, klasówki, kartkówki itp. Na co to komu?!
To czemu daje podstawy szkoła ma dużo wspólnego z późniejszym wyścigiem szczurów. Weźmy na tapetę przyjaźń i dawanie odpisywać koledze w szkole. W szkole występuje praktyczne napiętnowanie kogoś, kto nie chce się podzielić z drugą osobą swoją pracą. Kontynuacją takiego złodziejstwa jest późniejsza praca w firmie, w której szef (skoro płaci) może sobie przypisać pomysły podwładnego. Także jakiś manipulant/współpracownik ma ułatwione żerowanie na poczuciu winy zdolniejszego ale bardziej naiwnego kolegi. Że nie wspomnę o nagminnym zrzynaniu z internetu, ale to głębszy temat.
Szczur to takie stworzenie mające prawie identyczny układ nagrody (limbiczny) jak ma człowiek. Jednak człowiek w odróżnieniu od szczura może rozwinąć tzw moce duszy (umysł, serce i wolę) tak aby zdominowały jego prymitywne instynkty. Szczur tego nie może uczynić. Jeżeli człowiekowi uniemożliwi się taki duchowy rozwój, to właściwą jego reakcją na takie zagrożenie jest właśnie depresja. Młodzież w zdecydowanej większości pragnie swego rozwoju, ale trudno znaleźć metodę w tym nastawionym na wyniki świecie.
Nieskończenie bardziej dużo ważniejszy jest proces rozwoju człowieka, a na nim prawie nikt się nie skupia. Mało jest świętych (duchowo rozwiniętych) ludzi, którzy mówiliby o swoim ugrzęźnieciu w grzechu. Jak ktoś wspomina o swoich upadkach, to zazwyczaj odrazu serwuje metodę za pomocą której się z nich podniósł. Przecież takie nastawienie na wynik to czysta głupota. Dzięki temu tworzy się przepaść między tymi którzy sobie poradzili, a tymi co ugrzęźli (np w depresji)
Myśląc o wyścigu szczurów mam na uwadze prymitywne jednostki ludzkie, którym udało się narzucić pewne reguły postępowania, które dominują we współczesnym świecie. Wydaje mi się że głównymi narzędziami, które użyto do tego dzieła były kłamstwa dotyczące psychologii i/albo wiary. Być może Eichelberger też komuś ukradł pomysł, aby opracować te przyczyny depresji u nastolatków. Niestety złodziejstwo jest dość powszechnym czynem. Do mnie trafia to opracowanie, a opracowującego nie jestem w stanie obiektywnie ocenić (dlatego wklejam poniżej dla tych co nie mogą go odczytać).
Dla mnie, depresja ma dwie solidne podstawy: psychologiczną i religijną.
Współczesna psychologia przemilcza albo wręcz odrzuca to co zauważył Kazimierz Dąbrowski i opisał w swojej Teorii Dezintegracji Pozytywnej. A słyszał tu ktoś może o św. Hildegardzie i jej opisie człowieka? Zazwyczaj jak coś się mówi o niej to w kontekście ziół na różne schorzenia. Ona jednak opisała też człowieka jako ważną część świata, co zostało odrzucone przez większość ludzkości jako nieprzystające do dominującego wszędzie racjonalizmu. A ten jej opis wspaniale ukazuję duchowość człowieka, choć trudnym przy pierwszym kontakcie, średniowiecznym językiem.
Czy wiedza o jedynym w Polsce zaakceptowanym przez Kościół, objawieniu Maryjnym w Gierzwałdzie jest wogóle dostępna? Maryja objawiała się tam 160 razy (dla porównania w Fatimie 6). Są książki mające imprimatur, zawierające różne wersje tego co Maryja mówiła. Czyli na trzy książki, dwie z nich napewno kłamią, bo wynika to z tego, że są to trzy różne wersje tej samej wypowiedzi. I to wypowiedzi po polsku, więc nie ma mowy o pewnych nieścisłościach związanych z tłumaczeniem. Ten fałsz oddala od Boga, utrudnia naturalny duchowy rozwój człowieka, co może doprowadzić do depresji (popieram @Anielę). https://www.3dom.pro/Stanislaw-Krajski-Gietrzwald-niepodleglosc-i-masoneria-p433
uwielbiam jak ktoś się powołuje na K.Dąbrowskiego! Jestem wielkim zwolennikiem tej teorii i dzięki jej znajomości i zgłębianiu radzę sobie też ze swoimi problemami - bez pomocy lekarza. Teoria ta - dla nieznających jej - jest głęboko katolicka. Co do Gietrzwałdu - dzieci tam były a w tym roku wybieramy się razem.
Wiedziałeś, że Maryja konkretnie zażądała dla siebie królewskiej czci od Polaków? Że ma zamiar bezpośrednio rządzić nami jak królowa w swoim królestwie? Czyli jakakolwiek władza ludzka (politycy, duchowni), uniemożliwiają rządy prawowitej naszej królowej, Maryi? Tej władzy ludzkiej, powinno nie być. Ja jestem w szoku, bo to odkryłem niedawno.
Komentarz
Dobrze. Przepraszam. Nie zauważyłam tego fragmentu. Chodziło mi o szkołę, ksiądz mówił o nauczycielach , z tym się zgadzam.
Masz rację @Elunia , przepraszam.
@jukaa , naprawdę chcesz rozwijać ten temat?
Naprawdę nigdy nie słyszano o toksycznych rodzicach, albo o alkoholikach rujnujących życie psychiczne rodziny?
Ja wiem, że tutaj na forum nie ma takich rodziców, i dlatego przeprosiłam, przypuszczam, że wszyscy tutaj bardzo się starają o dobro swoich dzieci, ale problematyczni rodzice też istnieją i ten ksiądz nie powiedział wcale pierdóletów.
Choć może uprościł, bo warto by było wymienić jednym tchem takie przypadki, gdzie rodzice szkodzą.
@Prayboy , masz chyba taka samą naturę jak ja. Też się o wszystko obwiniam, zwłaszcza jeśli coś źle poszło. Łatwo wpadam w stany depresyjne.
Ale wiesz co? Pomaga myślenie, że nie popełnia błędów tylko ten co nic nie robi .
Nie jesteśmy Bogiem. Mamy prawo do błędów, taka nasza natura.
A jeśli nasze serce oskarża nas, to Bóg jest większy od naszego serca i zna wszystko." 1 J 3, 20
Popełniamy błędy, nawet te poważne, bo jesteśmy tylko ludźmi. Mamy prawo do błędów.U nas jedno dziecko jest bardzo pogodne i wesołe od urodzenia, dwoje za to to smutasy, wszystkim się przejmują i stresują, łatwo wpadają w zły nastrój, a małe problemy w ich oczach urastają do wielkich rozmiarów. I to widać naprawdę od pierwszych tygodni życia.
Widzicie u Waszych dzieci korelację czy nastolatki zaskakują?
1. Wysokie wymagania, dupogodziny w szkole i na zajęciach dodatkowych, zacięcie na robienie kariery itd. Skutkuje syndromem wypalenia już u nastolatka.
2. Ograniczanie kontaktu z negatywnymi przeżyciami u dziecka i trudnościami, bo rodzic go chroni, by aby nie dostał potem depresji czy nerwicy.
Najgorsze to, że te dwie linie nad wyraz często się realizuja równocześnie, zgodnie z maksymą "dziecko, ty się tylko ucz".
Na swoim etapie wychowywania zaczęliśmy ćwiczyć z dzieciakiem, który właśnie poszedł do szkoły i jest mega wrażliwy - kontrolowane fakapy. Kupiliśmy książkę "Spokój żabki" do ćwiczenia uważności i próbujemy być uważni na nieprzyjemności i lęki, czego szkoła dostarcza aż zanadto. W myśl idei, że panować nad emocjami można wtedy, gdy się je umie przeżywać. Próbuję to łopatologicznie tłumaczyć, że to jest bardzo ważna umiejętność życiowa - bycie świadomym gniewu, lęku, smutku, wstydu itd., by móc o tym porozmawiać, szukać wsparcia o bliskich.
Na przykład ostatnio próbowałem wyjaśnić, że nikt nie ma prawa od niej wymagać, by była bezbłędna - zawsze miała zrobioną idealnie pracę domową, umiała idealnie wiersz itd. Nikt - ani pani w szkole, ani mama, ani tata ("naprawdę, wy też nie?" - o tempora, o mores!), ani ty sama.
Myślę, że współczesny świat wymaga zdecydowanie wyższych umiejętności miękkich, by w nim przetrwać - dosłownie. Próbuję to sobie wpisać w cele w ten sposób - w perspektywie dzieciaków, które na rynek pracy wyjdą za 10-20 lat wykształcenie, znajomość języków itd. będzie miała zdecydowanie mniejsze znaczenie niż stabilność emocjonalna, umiejętności interpersonalne i takie tam. Zatem jeśli jestem w stanie zainwestować w naukę angielskiego x czasu mojego dziecka w tygodniu (nie mówiąc już o dupogodzinach w szkole), to daje mniej więcej obraz ile powinienem zainwestować jego czasu w rozwój takich umiejętności. A koniec końców doprowadza do konkluzji, że trzeba zrezygnować być może z tego dodatkowego angielskiego na rzecz codziennego czytania książek wieczorem i spokojnego czasu na rozmowy itd.
https://www.bankier.pl/wiadomosc/Depresja-Nie-w-Polsce-NFZ-pokazal-raport-7826842.html
Depresja to choroba, która rzadko dotyczy Polaków – wynika z najnowszego badania Narodowego Funduszu Zdrowia. Inne dane z kolei prezentuje WHO – według nich kraj nad Wisłą zajmuje czwarte miejsce pod względem liczby chorych na tle innych krajów Unii Europejskiej.
Według danych WHO w regionie europejskim Polska znajduje się w czołówce państw, których obywatele cierpią na depresję, co wyklucza się z danymi przygotowanymi przez Narodowy Fundusz Zdrowia.
Doskonale temat ująłeś , @Anawim.
Zwłaszcza te dwa punkty, które wymieniłeś jako dwie linie wychowawcze.
Od paru dni pogrążona jestem w myślach na temat przyczyn depresji dzieci i nastolatków, bardzo mną wstrząsnęło to , że nie chcą żyć.
I mam takie same przemyślenia jak Ty @Anawim.
Nadmierne wymagania a jednocześnie nadmierna ochrona.
Przeciążenie dzieci obowiązkami edukacyjnymi, doprowadzające je do wypalenia i do utraty radości życia, a jednocześnie izolowanie tychże dzieci od trudów prawdziwego życia.
Przecież życie to nie tylko nauka szkolna, nauka gry na instrumencie oraz zajęcia z jujitsu.
Takie życie nie smakuje, jest jałowe i ... za trudne.
Trudno się dziwić, że dzieciaki wpadają w deprechę, każdy by wpadł.
Do tego mobbing w szkołach i brak czasu rodziców, brak więzi.
Przecież to jest jakiś psychiczny Holokaust.
Wszystko nie tak jak powinno być, wszystko na odwrót.
I potem informacje, że w Polsce dziecięce oddziały psychiatryczne są przepełnione a co roku w wyniku samobójstw dzieci i nastolatków znika .... Jedna szkoła.
Coś trzeba z tym wszystkim zrobić!
Tak nie może być!
Powinni rodzice wyjść z tzw. oddolną inicjatywą.
To jest za poważna sprawa, żeby się przyglądać i nic nie robić.
Nic nie da 500+ jeżeli dzieci będą sobie odbierać życie, a te co zostaną będą znerwicowane i w depresji.
To będzie zawsze chore i słabe społeczeństwo. I nieszczęśliwe.
Rząd musi coś z tym problemem zrobić, do cholery, nie wolno pozwolić na krzywdę najmłodszych!
Udało się w Norwegii czy takiej Finlandii stworzyć dzieciom przyjazne warunki do życia, to uda się i w Polsce. Nie jesteśmy gorsi.
To się naprawdę da zrobić!
https://www.dorzeczy.pl/kraj/131203/samobojstwa-nastolatkow-mlodzi-ludzie-nie-daja-sobie-rady-ze-swiatem.html?fbclid=IwAR2AA0aLv4Q2MGSQwn_KaZeDmIS8O8U_NEzqbyQtxshAfgJ3bf4OqN3bwpc
Co do Gietrzwałdu - dzieci tam były a w tym roku wybieramy się razem.