@Tola , zdziwiłabyś się jak wiele osób, zdrowych psychicznie, zwykłych i przeciętnych bawi się w okultyzm. Wróżby, horoskopy i czerwone wstążeczki czy wiara w przesądy to też okultyzm, jakże popularny w społeczeństwie. Ludzie jakoś lubią magiczne myślenie.
Ale jeśli chodzi o temat depresji w kontekście duchowości, to nie jest to takie proste ... a szkoda, wielka szkoda ... Szkoda, że nie da się depresji usunąć poprzez wiarę i religijność.
@Aniela , jeśli temat Cię interesuje to przesłuchaj konferencje księdza Grzywocza. On wiele mówił o depresji, również w kontekście duchowości. Wspominał świętych, którzy byli bardzo blisko Boga, a jednak chorowali na depresję. Bardzo cenne są te jego wykłady.
Celem tych rozważań jest próba odkrycia specyficznej drogi świętości, po której wędruje człowiek zraniony depresją. Doświadczenie wielu wieków uczy, że rana ta nie musi być przeszkodą. Owszem, w jakiś przedziwny sposób często pomaga.
Wielu świętych i wybitnych chrześcijan doświadczało w swoim życiu okresów depresyjnych.
Pojawiają się przed naszymi oczami takie postaci, jak: św. Jan od Krzyża, św. Ignacy Loyola, Reinhold Schneider, św. Edyta Stein, s. Maria od Trójcy Świętej, Romano Guardini.
W jaki sposób człowiek depresyjny, duchowny czy świecki, może dzisiaj przeżywać swoją duchową drogę? Wiele osób cierpiących w ten sposób skazanych jest na osamotnienie i niezrozumienie. Ukrywają swój ból przed lekarzem, psychologiem, przełożonymi, przyjacielem. Próbują radzić sobie sami — rzadko skutecznie. Te rozważania są próbą rozpoczęcia dialogu, pierwszym słowem albo początkiem wysłuchania.
Wklejam fragment rozmowy z księdzem Józefem Augustynem SJ. Mówi, że źródłem depresji często bywa życie w sytuacji przemocy i braku wolności:
Chory z pomocą psychoterapeuty, kierownika duchowego musi sam stopniowo odkryć, co go tak naprawdę blokuje, gdzie jest ów zator w odczuwaniu radości życia. To ważny etap procesu leczenia.
Źródłem depresji bywa często na przykład wieloletnie życie pod presją, w ostrym stresie, w klimacie wykorzystania i manipulacji, ograniczenia wolności.
Przemoc i rezygnacja z własnej woli, by poddać się woli innych, sprawia, że własne życie odczuwane jest jako obce, cudze.
Życie bez wolności nie ma smaku. To dzięki wolności człowiek uznaje swoje życie jako "swoje", "własne". Kiedy ktoś odbiera nam wolność, odbiera nam życie.
Wasilij Grossman w książce "Wszystko płynie" pisze, że największym marzeniem każdego więźnia w łagrach była właśnie wolność i dlatego - stwierdza autor - warto było zrobić wszystko, by wydostać się z obozu i umrzeć na wolności choćby i dziesięć metrów od drutu kolczastego.
Czy rodzice mogą u dzieci wywołać depresję?
Oczywiście. Stany głębokiego zniechęcenia u dzieci powodują rodzice, środowisko rówieśnicze lub szkoła.
Dzieci, które są kochane, akceptowane i traktowane z szacunkiem w domu, na podwórku i w szkole, nie wpadną w depresję.
Gdy dziecko w wieku szkolnym wpada w depresję, w jego otoczeniu jest coś ciężko chorego.
Osobie niedoświadczonej trudno na pierwszy rzut oka powiedzieć, co to jest. Ale doświadczony psycholog szkolny po dłuższej rozmowie zorientuje się.
Nie zawsze winni są rodzice. Nauczycielka, która dręczy ucznia całymi miesiącami - nie mówmy od razu, że takich sytuacji nie ma - może wywołać depresję u dziecka. Podobnie rówieśnicy, którzy znęcają się nad nim.
Wklejam fragment rozmowy z księdzem Józefem Augustynem SJ. Mówi, że źródłem depresji często bywa życie w sytuacji przemocy i braku wolności:
Chory z pomocą psychoterapeuty, kierownika duchowego musi sam stopniowo odkryć, co go tak naprawdę blokuje, gdzie jest ów zator w odczuwaniu radości życia. To ważny etap procesu leczenia.
Źródłem depresji bywa często na przykład wieloletnie życie pod presją, w ostrym stresie, w klimacie wykorzystania i manipulacji, ograniczenia wolności.
Przemoc i rezygnacja z własnej woli, by poddać się woli innych, sprawia, że własne życie odczuwane jest jako obce, cudze.
Życie bez wolności nie ma smaku. To dzięki wolności człowiek uznaje swoje życie jako "swoje", "własne". Kiedy ktoś odbiera nam wolność, odbiera nam życie.
Wasilij Grossman w książce "Wszystko płynie" pisze, że największym marzeniem każdego więźnia w łagrach była właśnie wolność i dlatego - stwierdza autor - warto było zrobić wszystko, by wydostać się z obozu i umrzeć na wolności choćby i dziesięć metrów od drutu kolczastego.
Czy rodzice mogą u dzieci wywołać depresję?
Oczywiście. Stany głębokiego zniechęcenia u dzieci powodują rodzice, środowisko rówieśnicze lub szkoła.
Dzieci, które są kochane, akceptowane i traktowane z szacunkiem w domu, na podwórku i w szkole, nie wpadną w depresję.
Gdy dziecko w wieku szkolnym wpada w depresję, w jego otoczeniu jest coś ciężko chorego.
Osobie niedoświadczonej trudno na pierwszy rzut oka powiedzieć, co to jest. Ale doświadczony psycholog szkolny po dłuższej rozmowie zorientuje się.
Nie zawsze winni są rodzice. Nauczycielka, która dręczy ucznia całymi miesiącami - nie mówmy od razu, że takich sytuacji nie ma - może wywołać depresję u dziecka. Podobnie rówieśnicy, którzy znęcają się nad nim.
Weź Ida włącz myślenie, a nie kopiuj-wklej. Tu niejeden boryka się z depresją bliskich,a ty takie pierdoły wkopiowujesz i kopiesz jeszcze leżącego.
Dobrze. Przepraszam. Nie zauważyłam tego fragmentu. Chodziło mi o szkołę, ksiądz mówił o nauczycielach , z tym się zgadzam. Masz rację @Elunia , przepraszam.
@jukaa , naprawdę chcesz rozwijać ten temat? Naprawdę nigdy nie słyszano o toksycznych rodzicach, albo o alkoholikach rujnujących życie psychiczne rodziny? Ja wiem, że tutaj na forum nie ma takich rodziców, i dlatego przeprosiłam, przypuszczam, że wszyscy tutaj bardzo się starają o dobro swoich dzieci, ale problematyczni rodzice też istnieją i ten ksiądz nie powiedział wcale pierdóletów. Choć może uprościł, bo warto by było wymienić jednym tchem takie przypadki, gdzie rodzice szkodzą.
Można starać się o dobro ale to nie wychodzi. Popełniasz błąd wiesz o tym i ...no właśnie. Starasz się poprawić..znowu porażka... potem konsekwencje
@Prayboy , masz chyba taka samą naturę jak ja. Też się o wszystko obwiniam, zwłaszcza jeśli coś źle poszło. Łatwo wpadam w stany depresyjne. Ale wiesz co? Pomaga myślenie, że nie popełnia błędów tylko ten co nic nie robi . Nie jesteśmy Bogiem. Mamy prawo do błędów, taka nasza natura.
A jak z Waszych obserwacji ma się kwestia charakteru dziecka, widocznego już w pierwszych latach życia, do skłonności do depresji w wieku nastoletnim? U nas jedno dziecko jest bardzo pogodne i wesołe od urodzenia, dwoje za to to smutasy, wszystkim się przejmują i stresują, łatwo wpadają w zły nastrój, a małe problemy w ich oczach urastają do wielkich rozmiarów. I to widać naprawdę od pierwszych tygodni życia. Widzicie u Waszych dzieci korelację czy nastolatki zaskakują?
Myślę sobie tak, że duży wpływ mają dwie linie wychowawcze. 1. Wysokie wymagania, dupogodziny w szkole i na zajęciach dodatkowych, zacięcie na robienie kariery itd. Skutkuje syndromem wypalenia już u nastolatka. 2. Ograniczanie kontaktu z negatywnymi przeżyciami u dziecka i trudnościami, bo rodzic go chroni, by aby nie dostał potem depresji czy nerwicy. Najgorsze to, że te dwie linie nad wyraz często się realizuja równocześnie, zgodnie z maksymą "dziecko, ty się tylko ucz".
Na swoim etapie wychowywania zaczęliśmy ćwiczyć z dzieciakiem, który właśnie poszedł do szkoły i jest mega wrażliwy - kontrolowane fakapy. Kupiliśmy książkę "Spokój żabki" do ćwiczenia uważności i próbujemy być uważni na nieprzyjemności i lęki, czego szkoła dostarcza aż zanadto. W myśl idei, że panować nad emocjami można wtedy, gdy się je umie przeżywać. Próbuję to łopatologicznie tłumaczyć, że to jest bardzo ważna umiejętność życiowa - bycie świadomym gniewu, lęku, smutku, wstydu itd., by móc o tym porozmawiać, szukać wsparcia o bliskich.
Na przykład ostatnio próbowałem wyjaśnić, że nikt nie ma prawa od niej wymagać, by była bezbłędna - zawsze miała zrobioną idealnie pracę domową, umiała idealnie wiersz itd. Nikt - ani pani w szkole, ani mama, ani tata ("naprawdę, wy też nie?" - o tempora, o mores!), ani ty sama.
Myślę, że współczesny świat wymaga zdecydowanie wyższych umiejętności miękkich, by w nim przetrwać - dosłownie. Próbuję to sobie wpisać w cele w ten sposób - w perspektywie dzieciaków, które na rynek pracy wyjdą za 10-20 lat wykształcenie, znajomość języków itd. będzie miała zdecydowanie mniejsze znaczenie niż stabilność emocjonalna, umiejętności interpersonalne i takie tam. Zatem jeśli jestem w stanie zainwestować w naukę angielskiego x czasu mojego dziecka w tygodniu (nie mówiąc już o dupogodzinach w szkole), to daje mniej więcej obraz ile powinienem zainwestować jego czasu w rozwój takich umiejętności. A koniec końców doprowadza do konkluzji, że trzeba zrezygnować być może z tego dodatkowego angielskiego na rzecz codziennego czytania książek wieczorem i spokojnego czasu na rozmowy itd.
Komentarz
Ale jeśli chodzi o temat depresji w kontekście duchowości, to nie jest to takie proste ... a szkoda, wielka szkoda ... Szkoda, że nie da się depresji usunąć poprzez wiarę i religijność.
@Aniela , jeśli temat Cię interesuje to przesłuchaj konferencje księdza Grzywocza. On wiele mówił o depresji, również w kontekście duchowości.
Wspominał świętych, którzy byli bardzo blisko Boga, a jednak chorowali na depresję.
Bardzo cenne są te jego wykłady.
Tutaj fragment rozważań ks. Grzywocza:
Celem tych rozważań jest próba odkrycia specyficznej drogi świętości, po której wędruje człowiek zraniony depresją.
Doświadczenie wielu wieków uczy, że rana ta nie musi być przeszkodą. Owszem, w jakiś przedziwny sposób często pomaga.
Wielu świętych i wybitnych chrześcijan doświadczało w swoim życiu okresów depresyjnych.
Pojawiają się przed naszymi oczami takie postaci, jak: św. Jan od Krzyża, św. Ignacy Loyola, Reinhold Schneider, św. Edyta Stein, s. Maria od Trójcy Świętej, Romano Guardini.
W jaki sposób człowiek depresyjny, duchowny czy świecki, może dzisiaj przeżywać swoją duchową drogę?
Wiele osób cierpiących w ten sposób skazanych jest na osamotnienie i niezrozumienie. Ukrywają swój ból przed lekarzem, psychologiem, przełożonymi, przyjacielem. Próbują radzić sobie sami — rzadko skutecznie. Te rozważania są próbą rozpoczęcia dialogu, pierwszym słowem albo początkiem wysłuchania.
Zalinkowałam 4 części rozważań ks. Grzywocza na temat depresji. Dużo tam jest tematyki "depresja a duchowość człowieka".
Może się komuś przyda.
I jeszcze link do rozważań ks. Grzywocza, których fragment zacytowałam powyżej, tytuł "W mroku depresji".
https://opoka.org.pl/biblioteka/T/TS/salwator_2012_depr_00.html
Jeszcze widzę, że jest i piąta część:
Wklejam fragment rozmowy z księdzem Józefem Augustynem SJ.
Mówi, że źródłem depresji często bywa życie w sytuacji przemocy i braku wolności:
Chory z pomocą psychoterapeuty, kierownika duchowego musi sam stopniowo odkryć, co go tak naprawdę blokuje, gdzie jest ów zator w odczuwaniu radości życia. To ważny etap procesu leczenia.
Źródłem depresji bywa często na przykład wieloletnie życie pod presją, w ostrym stresie, w klimacie wykorzystania i manipulacji, ograniczenia wolności.
Przemoc i rezygnacja z własnej woli, by poddać się woli innych, sprawia, że własne życie odczuwane jest jako obce, cudze.
Życie bez wolności nie ma smaku. To dzięki wolności człowiek uznaje swoje życie jako "swoje", "własne". Kiedy ktoś odbiera nam wolność, odbiera nam życie.
Wasilij Grossman w książce "Wszystko płynie" pisze, że największym marzeniem każdego więźnia w łagrach była właśnie wolność i dlatego - stwierdza autor - warto było zrobić wszystko, by wydostać się z obozu i umrzeć na wolności choćby i dziesięć metrów od drutu kolczastego.
Czy rodzice mogą u dzieci wywołać depresję?
Oczywiście. Stany głębokiego zniechęcenia u dzieci powodują rodzice, środowisko rówieśnicze lub szkoła.
Dzieci, które są kochane, akceptowane i traktowane z szacunkiem w domu, na podwórku i w szkole, nie wpadną w depresję.
Gdy dziecko w wieku szkolnym wpada w depresję, w jego otoczeniu jest coś ciężko chorego.
Osobie niedoświadczonej trudno na pierwszy rzut oka powiedzieć, co to jest. Ale doświadczony psycholog szkolny po dłuższej rozmowie zorientuje się.
Nie zawsze winni są rodzice. Nauczycielka, która dręczy ucznia całymi miesiącami - nie mówmy od razu, że takich sytuacji nie ma - może wywołać depresję u dziecka. Podobnie rówieśnicy, którzy znęcają się nad nim.
https://deon-pl.cdn.ampproject.org/v/s/deon.pl/inteligentne-zycie/wygrac-z-depresja/ludzie-depresyjni-prorokami-naszych-czasow,239811/amp?amp_js_v=a3&amp_gsa=1&usqp=mq331AQFKAGwASA=#aoh=15825441287463&referrer=https://www.google.com&amp_tf=Źródło: %1$s&ampshare=https://deon.pl/inteligentne-zycie/wygrac-z-depresja/ludzie-depresyjni-prorokami-naszych-czasow,239811
Czy rodzice mogą u dzieci wywołać depresję?
Oczywiście. Stany głębokiego zniechęcenia u dzieci powodują rodzice, środowisko rówieśnicze lub szkoła.
Dzieci, które są kochane, akceptowane i traktowane z szacunkiem w domu, na podwórku i w szkole, nie wpadną w depresję.
Wiesz co... Po czymś takim sam mam chęć ze sobą skończyć.
@Prayboy , czemu tak dramatycznie ...
Ten ksiądz wymienia 3 czynniki: dom, szkoła, podwórko. Wystarczy któryś z nich, prawda?
Ale możliwe, że trochę upraszcza, istnieje przecież depresja spowodowana zaburzeniami w mózgu, endogenna.
Mówił o niej ksiądz Grzywocz.
Dobrze. Przepraszam. Nie zauważyłam tego fragmentu. Chodziło mi o szkołę, ksiądz mówił o nauczycielach , z tym się zgadzam.
Masz rację @Elunia , przepraszam.
@jukaa , naprawdę chcesz rozwijać ten temat?
Naprawdę nigdy nie słyszano o toksycznych rodzicach, albo o alkoholikach rujnujących życie psychiczne rodziny?
Ja wiem, że tutaj na forum nie ma takich rodziców, i dlatego przeprosiłam, przypuszczam, że wszyscy tutaj bardzo się starają o dobro swoich dzieci, ale problematyczni rodzice też istnieją i ten ksiądz nie powiedział wcale pierdóletów.
Choć może uprościł, bo warto by było wymienić jednym tchem takie przypadki, gdzie rodzice szkodzą.
@Prayboy , masz chyba taka samą naturę jak ja. Też się o wszystko obwiniam, zwłaszcza jeśli coś źle poszło. Łatwo wpadam w stany depresyjne.
Ale wiesz co? Pomaga myślenie, że nie popełnia błędów tylko ten co nic nie robi .
Nie jesteśmy Bogiem. Mamy prawo do błędów, taka nasza natura.
A jeśli nasze serce oskarża nas, to Bóg jest większy od naszego serca i zna wszystko." 1 J 3, 20
Popełniamy błędy, nawet te poważne, bo jesteśmy tylko ludźmi. Mamy prawo do błędów.U nas jedno dziecko jest bardzo pogodne i wesołe od urodzenia, dwoje za to to smutasy, wszystkim się przejmują i stresują, łatwo wpadają w zły nastrój, a małe problemy w ich oczach urastają do wielkich rozmiarów. I to widać naprawdę od pierwszych tygodni życia.
Widzicie u Waszych dzieci korelację czy nastolatki zaskakują?
1. Wysokie wymagania, dupogodziny w szkole i na zajęciach dodatkowych, zacięcie na robienie kariery itd. Skutkuje syndromem wypalenia już u nastolatka.
2. Ograniczanie kontaktu z negatywnymi przeżyciami u dziecka i trudnościami, bo rodzic go chroni, by aby nie dostał potem depresji czy nerwicy.
Najgorsze to, że te dwie linie nad wyraz często się realizuja równocześnie, zgodnie z maksymą "dziecko, ty się tylko ucz".
Na swoim etapie wychowywania zaczęliśmy ćwiczyć z dzieciakiem, który właśnie poszedł do szkoły i jest mega wrażliwy - kontrolowane fakapy. Kupiliśmy książkę "Spokój żabki" do ćwiczenia uważności i próbujemy być uważni na nieprzyjemności i lęki, czego szkoła dostarcza aż zanadto. W myśl idei, że panować nad emocjami można wtedy, gdy się je umie przeżywać. Próbuję to łopatologicznie tłumaczyć, że to jest bardzo ważna umiejętność życiowa - bycie świadomym gniewu, lęku, smutku, wstydu itd., by móc o tym porozmawiać, szukać wsparcia o bliskich.
Na przykład ostatnio próbowałem wyjaśnić, że nikt nie ma prawa od niej wymagać, by była bezbłędna - zawsze miała zrobioną idealnie pracę domową, umiała idealnie wiersz itd. Nikt - ani pani w szkole, ani mama, ani tata ("naprawdę, wy też nie?" - o tempora, o mores!), ani ty sama.
Myślę, że współczesny świat wymaga zdecydowanie wyższych umiejętności miękkich, by w nim przetrwać - dosłownie. Próbuję to sobie wpisać w cele w ten sposób - w perspektywie dzieciaków, które na rynek pracy wyjdą za 10-20 lat wykształcenie, znajomość języków itd. będzie miała zdecydowanie mniejsze znaczenie niż stabilność emocjonalna, umiejętności interpersonalne i takie tam. Zatem jeśli jestem w stanie zainwestować w naukę angielskiego x czasu mojego dziecka w tygodniu (nie mówiąc już o dupogodzinach w szkole), to daje mniej więcej obraz ile powinienem zainwestować jego czasu w rozwój takich umiejętności. A koniec końców doprowadza do konkluzji, że trzeba zrezygnować być może z tego dodatkowego angielskiego na rzecz codziennego czytania książek wieczorem i spokojnego czasu na rozmowy itd.