Warto diagnozować ten ZA? Mam podejrzenia co do syna, wydaje mi się, że jakoś tam w szerokim spektrum jest, ale niespecjalnie chcę mu etykietkę przyczepiać.
@Bagata mam znajomego z tym zespołem mogę się dopytać. Mam natomiaat doświadczenie z innym problemem który nie został naprawiony i żałuję. Nie chce robić się za eksperta ale jetsem zdania że dla późniejszego komfortu życia warto chociaz się dowiedzieć.
Syn ma dość wąskie zainteresowania i ogromną wiedzę w tematach, które go interesują, ale to nie stanowi przecież problemu. Nie jest specjalnie towarzyski, miewa problemy z rozwiązywaniem konfliktów, ale ma kilku bliskich kolegów. Często bierze bardzo dosłownie to, co się do niego mówi, ale dobrze rozumie emocje, ma też poczucie humoru. Nie potrzebuje jakiegoś specjalnego rytmu, przewidywalności czy powtarzalności. Główny problem jest taki, że strasznie się ciągle nudzi i jest dość leniwy. Nie wiem, czy terapia ZA coś by mogła na to pomóc...
Masz doświadczenie w temacie? Interesuje mnie, czy taka terapia rzeczywiście pomaga. I czy ma sens, jeśli dziecko ogólnie dobrze sobie radzi.
Za dałabym najpierw pytanie ile ma lat. U chłopców, nawet wysoko funkcjonujących może pojawić się dość poważny kryzys w wieku dojrzewania (6-7 klasa).
Z diagnozy w wieku szkolnym na pewno wynika potężna korzyść która jest nauczyciel wspomagający. Jeśli w twojej opini on nie jest potrzebny (a już z wypowiedzi widzę że nie jest) to ta diagnoza niewiele zmieni.. No jeszcze jest dostosowanie na egzaminie 8 klas (maturalne pewnie tez ale tutaj nie mam dokładnej wiedzy). W postaci trochę innych graficznie arkuszy, przedłużonego czasu i osobnej sali. Jeżeli syn dobrze funkcjonuje edukacyjnie to takie dostosowanie (szczególnie osobna sala będzie dla niego stygmatyzacja) jeżeli jednak ma wzmożone problemy z koncentracja to jest to do rozpatrzenia.
Inna sprawa, że orzeczenie jest dla rodzica, więc nawet diagnozujac go to ty decydujesz czy przekładasz ta opinie do szkoły. Możesz też dać ja w SP a na dalsze etapy nauki jej już nie dołączyć. Oczywiście zdaje to egzamin w dużych miastach bo w niewielkich i tak wszyscy wszystko wiedzą.....
Syn ma dość wąskie zainteresowania i ogromną wiedzę w tematach, które go interesują, ale to nie stanowi przecież problemu. Nie jest specjalnie towarzyski, miewa problemy z rozwiązywaniem konfliktów, ale ma kilku bliskich kolegów. Często bierze bardzo dosłownie to, co się do niego mówi, ale dobrze rozumie emocje, ma też poczucie humoru. Nie potrzebuje jakiegoś specjalnego rytmu, przewidywalności czy powtarzalności. Główny problem jest taki, że strasznie się ciągle nudzi i jest dość leniwy. Nie wiem, czy terapia ZA coś by mogła na to pomóc...
na moje oko jest normalny z dużym plusem
a na nudy np. nauka języka, tzn. np. Hercules Poirot po angielsku albo coś w tym guście
Syn ma dość wąskie zainteresowania i ogromną wiedzę w tematach, które go interesują, ale to nie stanowi przecież problemu. Nie jest specjalnie towarzyski, miewa problemy z rozwiązywaniem konfliktów, ale ma kilku bliskich kolegów. Często bierze bardzo dosłownie to, co się do niego mówi, ale dobrze rozumie emocje, ma też poczucie humoru. Nie potrzebuje jakiegoś specjalnego rytmu, przewidywalności czy powtarzalności. Główny problem jest taki, że strasznie się ciągle nudzi i jest dość leniwy. Nie wiem, czy terapia ZA coś by mogła na to pomóc...
Zostawić chłopaka w spokoju. Nic niepokojącego Jeżeli sam że sobą może wytrzymav i ty też dajesz radę to żyjcie dalej
Większość młodych ludzi się nudzi. I większość młodych jest leniwych. Dorosłe życie trochę z tego leczy.
Mój najstarszy syn wszedł kilka razy, pobawił się solą i cukrem, popatrzył z góry. Potem przestał. Wyrósł na odważnego mężczyznę.
T
To jeszcze jestem w stanie pojąć, bo jesteście w domu itd. Co zrobić, jeśli zaczyna ,,świrować" w miejscach publicznych? Na przykład, czy chodzić do kościoła z aktywnym dwulatkiem czy sobie na następny rok-dwa podarować i chodzić na zmianę na różne msze?
Wiele osób chodzi tutaj na zmianę. Wiele jest dzieci, które nie ogarniają godzinnej mszy. Nic w tym nadzwyczajnego. Oczywiście warto "uczyć" Dziecko wytrzymania ale na mszach do tego przystosowanych i że świadomością że jak zacznie za bardzo przeszkadzać to trzeba delikwenta wyprowadzic
Ja wchodzę z dziećmi do kościoła i wytrzymuję ile się da (no, nie zdarzyło mi się dłużej niż do kazania). Jak już są za głośni, wychodzę do przedsionka a zazwyczaj na zewnątrz i tam reszta mszy
Ja co niedzielę mówiłam że następnym razem idziemy osobno i trzylatka nie bierzemy. A potem znów szliśmy razem, bo lubimy razem iść potem na spacer. Jednak już się uspokoił j jakoś daje radę w kościele.
Możenwarto przestać się bać że dzieci robią sceny. Czy w domu czy przy ludziach. Wszystkie robią. Każdy kto ma dzoeci to wie. Najwyżej popatrzac że zrozumieniem w wasza strone.
A jak nie mają dzieci i nie wiedzą to ich problem.
Też przy maluchach chodzimy osobno, tzn ktoś bierze starsze dzieci na mszę dziecięcą, drugi idzie sam. Trochę to czasami boli, że nie zawsze jesteśmy razem. Ale dzięki temu druga osoba nie musi wychodzić z płaczącym dzieckiem i tracić z Mszy. Chodząc osobno każdy z was zyska godzinę spokoju i wyciszenia.
Podejrzewam że to co pisze Modest nie do końca jest prawdziwe, ale podejrzewanie kogoś o dobrą zabawę przed monitorem może być obraźliwe i nie mam pewności. Tak czy tak pwoodzenia
Koło 3 roku powinno mijać szaleństwo dwulatka. Ogólnie niemowlę potrzebuje bliskości matki, dwulatek spokoju, cierpliwości i trochę już rozmowy zrozumie. Ponoszą go emocje ale można trochę już rozmawiać, nazywać emocje. Dwuletnie dziecko przecież już coś tam mówi a jeszcze więcej słów rozumie. Dzieci z ZA mogą nie umieć rozpoznawać niepokoju z powodu różnych stanów emocjonalnych i reagować na jeden sposób , widoczną złością. Nazywanie tych emocji pomaga. Zdziwienie, zaskoczenie, strach, wstyd, tęsknota, zmieszanie, to wszystko dziecko może czuć jako" gniew". Mam teraz dwulatkę, gdy krzyczy to uszy więdną, czasem pomaga przytulenie i okazanie współczucia dla "nieszczęścia", opowiedzenie "zdenerwowała się bo chciałaś wejść a mama nie dała" i taki maluch czasem jest w stanie się uspokoić. A czasem nie
My chodzimy do kościoła systemem mieszanym. Czasem sami, czasem z dziećmi, zależnie od naszej wydolności konkretnego dnia. Wiesz wasza mała przypomina mi trochę nasze środkowe dziecko. Weekendy z nim bywały koszmarne. Psycholodzy stwierdzili że jest gdzieś w spektrum ZA. Przedszkole kocha aktualnie z wzajemnością choć pierwszy rok był średni. Wiemy że nie znosi zmian, obcych ludzi, głośnych dźwięków. Dobrze się czuje w ramach czasowych jedzenia, spania, zabawy... sam dodatkowo często nie bardzo potrafi dobrze stwierdzić czego mu akurat trzeba. Ma sześć lat, a muszę mu przypominać, że jest głodny lub musi iść do toalety. Spać kładziemy go o sztywnej porze, bo on nie jest zmęczony, a zasypia często w 15 sekund. Może spróbujcie zrobić w weekendy kalkę z planu dnia ze żłobka? Może wtedy będzie lepiej funkcjonowała, gdy podstawowe potrzeby jedzenia, zabawy, odpoczynku będą do bólu powtarzalne? A żeby nie było pierwsze i trzecie dziecko sporo prostsze, choć jak starszy płakał po nocach to moja mama widzaca nas tylko w święta wysyłała nas do psychiatry ja jedynaczka podobno głownie jadłam i spałam jako niemowlę, więc jej to się totalnie nie mieściło w głowie, że dzieci budzą się i płaczą po nocach w takim natężeniu.
Nawet jak biega po prezbiterium i traktuje kościół jak kolejny plac zabaw?
Chodzić. My mordowslismy się z trójka maluchów rok po roku. Nie pozwalaliśmy biegać konsekwentnie. Po jakimś czasie było lepiej. Ale nie raz wychodziliśmy cali mokrzy z kościoła.
Bo by się przydał. Pierwsze miałam takie, jakbym niedźwiadka z lasu przyniosła a nie noworodka.Ale był chowany w czymś co teraz jest nazywane rodzicielstwem bliskości, i mam wesołego piętnastolatka, towarzyski empatyczny, uśmiechnięty. A czwarte znów , były kolki, ciągle wrzaski , dwa lata i nie śpi dłużej niż 3 h ciągiem, ale już wychodzimy na prostą. Czasem w głowie mi dźwięczy piosenka z pingwinów z Madagaskaru o " autobusie z piekieł bram ". Czasem tylko poczucie humoru ratuje przed szaleństwem.
My ostatnio chodziliśmy na msze z głośnikami na dworzu. Nawet jeśli dziewczyny dokazywały to rozpraszało się na większej przestrzeni, a i my stawaliśmy nieco z tyłu, żeby nie robić przedstawienia. Czasami większy problem jest z rodzicami próbującymi na siłę uciszyć dziecko niż z samym dzieckiem.
Komentarz
Mam podejrzenia co do syna, wydaje mi się, że jakoś tam w szerokim spektrum jest, ale niespecjalnie chcę mu etykietkę przyczepiać.
Interesuje mnie, czy taka terapia rzeczywiście pomaga. I czy ma sens, jeśli dziecko ogólnie dobrze sobie radzi.
Nie jest specjalnie towarzyski, miewa problemy z rozwiązywaniem konfliktów, ale ma kilku bliskich kolegów.
Często bierze bardzo dosłownie to, co się do niego mówi, ale dobrze rozumie emocje, ma też poczucie humoru.
Nie potrzebuje jakiegoś specjalnego rytmu, przewidywalności czy powtarzalności.
Główny problem jest taki, że strasznie się ciągle nudzi i jest dość leniwy. Nie wiem, czy terapia ZA coś by mogła na to pomóc...
a na nudy np. nauka języka, tzn. np. Hercules Poirot po angielsku albo coś w tym guście
Nic niepokojącego
Jeżeli sam że sobą może wytrzymav i ty też dajesz radę to żyjcie dalej
Większość młodych ludzi się nudzi.
I większość młodych jest leniwych.
Dorosłe życie trochę z tego leczy.
Wiele jest dzieci, które nie ogarniają godzinnej mszy. Nic w tym nadzwyczajnego.
Oczywiście warto "uczyć" Dziecko wytrzymania ale na mszach do tego przystosowanych i że świadomością że jak zacznie za bardzo przeszkadzać to trzeba delikwenta wyprowadzic
Wszystkie robią.
Każdy kto ma dzoeci to wie.
Najwyżej popatrzac że zrozumieniem w wasza strone.
A jak nie mają dzieci i nie wiedzą to ich problem.
Chodząc osobno każdy z was zyska godzinę spokoju i wyciszenia.
Wiesz wasza mała przypomina mi trochę nasze środkowe dziecko. Weekendy z nim bywały koszmarne. Psycholodzy stwierdzili że jest gdzieś w spektrum ZA. Przedszkole kocha aktualnie z wzajemnością choć pierwszy rok był średni. Wiemy że nie znosi zmian, obcych ludzi, głośnych dźwięków. Dobrze się czuje w ramach czasowych jedzenia, spania, zabawy... sam dodatkowo często nie bardzo potrafi dobrze stwierdzić czego mu akurat trzeba. Ma sześć lat, a muszę mu przypominać, że jest głodny lub musi iść do toalety. Spać kładziemy go o sztywnej porze, bo on nie jest zmęczony, a zasypia często w 15 sekund. Może spróbujcie zrobić w weekendy kalkę z planu dnia ze żłobka? Może wtedy będzie lepiej funkcjonowała, gdy podstawowe potrzeby jedzenia, zabawy, odpoczynku będą do bólu powtarzalne?
A żeby nie było pierwsze i trzecie dziecko sporo prostsze, choć jak starszy płakał po nocach to moja mama widzaca nas tylko w święta wysyłała nas do psychiatry ja jedynaczka podobno głownie jadłam i spałam jako niemowlę, więc jej to się totalnie nie mieściło w głowie, że dzieci budzą się i płaczą po nocach w takim natężeniu.
Nie pozwalaliśmy biegać konsekwentnie. Po jakimś czasie było lepiej. Ale nie raz wychodziliśmy cali mokrzy z kościoła.