Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Na syna wydajemy majątek

1568101120

Komentarz

  • avija powiedział(a):
    Zresztą nawet fryzjerki teraz poszerzają swój warsztat o wizaż, dobor pielęgnacji, jeżdżą na zagraniczne szkolenia. Potrzebują dodatkowych umiejętności by być na rynku atrakcyjnym.
    A rozwój potrzebny jest w każdym zawodzie i wręcz wymagany. Na własnej działalności również. Mój mąż też robi kursy zawodowe. Ja też uczę się nowych rzeczy szukam nowych wzorów, tutoriali, często w różnych językach co zachęca do nauki. 
    Podziękowali 1avija
  • edytowano październik 2022
    avija powiedział(a):
    Zresztą nawet fryzjerki teraz poszerzają swój warsztat o wizaż, dobor pielęgnacji, jeżdżą na zagraniczne szkolenia. Potrzebują dodatkowych umiejętności by być na rynku atrakcyjnym.
  • M_Monia powiedział(a):
    Tak, ale nie muszą im to zapewnić rodzice. Zapewnić powinni mu podstawy a później on sam zarabia i odlada na szkolenia. 
    Przecież oczywiste, że dorosły sam zarabia na swoje kursy. 
    Dobra podstawówka, dobra szkoła później,  dodatkowo zajęcia pozaszkolne to właśnie ta podstawa na której potem jako dorosły będzie budować swoja aktywność zawodową.
  • Oczywiście są osoby mające wrodzona lekkość językowa, czy predyspozycje do przedmiotów ścisłych. Ale są również takie które muszę w pewne zagadnienia włożyć więcej pracy i dla nich te dodatkowe zajęcia, kursy mają za zadanie ułatwić im ich przyswojenie. 

    Pracuje w tzw.budzetowe, od 7 lat nieprzerwanie się dokształcam, mimo że miałam już wyższe wykształcenie. Jest to podyktowane zabezpieczeniem się na obecnym rynku pracy, łatwiej kończy mi się 2 czy 3 fakultet niż pierwszy. Chciałabym aby moje córki wchodząc na rynek pracy miały już doświadczenie i umiejętności które im ułatwia pracę. Ale każdy patrzy inaczej i ma do tego prawo.
    Podziękowali 1Beta

  • jeżeli chodzi o przedszkole, to czasem po prostu rodzice nie mają wyboru, bo nie mają miejsc w publicznych w swojej okolicy.

  • Nie, inwestycja w dziecko nie jest jak lokata w banku. Tu wkładasz, a nie wiesz co z tego będzie na końcu. I nie dostanie zysku rodzic tylko dziecko. Ale jednak każdy rodzic cieszy się z sukcesu dziecka, jakkolwiek pojmowanego.
  • Niewiem co definiujemy jako drogie zajęcia, dla mnie dorga była rehabilitacja mojej córki której koszt oscylował około 150 złotych za godzinę. Ale była jej niezbędna, dla kogoś innego będzie droga indywidualna nauka pływania za 80zlotych za godzinę niezbędna do poprawy postawy /druga córka/. Kółko plastyczne dla trzeciej 40zlotych miesięcznie miało poprawic jej motorykę mała i uzupełnić terapię ręki. Razem mamy 600 złotych rehabilitacji, 360 basenu i 40 plastyki. 800zlltych miesięcznie nie wliczają w to angielskiego czy innych zajęć /przy 4 dzieci nawet zajęcia w lokalnym domu kultury za 40/ to koszt 240 złotych miesięcznie. 

  • 1,5-2 km dalej to jest nic. Ale jeżeli już ktoś ma codziennie dowozić wiele kilometrów dzieci do jakiejś średnio ciekawej placówki i ponosić  koszty dojazdów, niedopasowanych godzin - to może mu się bardziej opłacać już płacić za przedszkole prywatne.

  • AyEm powiedział(a):
    malagala powiedział(a):
    AyEm powiedział(a):
    malagala powiedział(a):
    AyEm powiedział(a):
    Odrobinka powiedział(a):

    Studia dały mi papier. Nie rozszerzyły horyzontów w żaden sposób. To akurat mam w gratisie od Boga że obdarzył mnie fantazją i możliwościami intelektualnymi. 
    (...)
    A co do doktoratów. Mój szwagier ma i uczy w szkole średniej. Tak że jest naprawdę różnie.

    To, że szwagier ma doktorat i uczy w szkole średniej zamiast np. być kierownikiem katedry jako profesor belwederski to w 90% jest konwekwencją jego działań. 


    Ale znasz to środowisko, czy tak sobie tylko teoretyzujesz? :)

    Znam bardzo dobrze, bo brat ojca i jego żona są właśnie profesorami na jednej z wyższych uczelni w Polsce. Jak dla mnie jest to jedna z bardziej wymagających branż pod każdym względem - finansowym, zaangażowania czasowego i rodzinnego. 
    I oni też uważają, że to, czy doktorant zostanie profesorem belwederskim, zależy w 90% od niego?
    Oczywiście, że tak. W Polsce utarła się mentalność, że uczelni to stabilna praca, a żeby osiągnąć sukces trzeba bardzo dużej mobilności. Z tego, co pamietam to ciotka jako pierwsza pojechała na roczny staż na doktoracie do Francji. Potem oboje kończyli razem doktorat i wujek chciał iść dalej, to był coś koło dwa lata w USA, a ciotka z moją siostrą cioteczną byli w Polsce. Potem jeszcze kilka razy brali udziały w różnych projektach międzynarodowych. Na pieniądze nie narzekają, bo pensja podstawowa to jest tylko niewielkim procentem tego, co zarabiają na udziały w projektach, recenzjach itd. 
    Trzeba chcieć pracować, a jak większość ludzi chce tylko wychodzić o 15:30 i mieć wolne weekendy to zwala na układy, zły los itd. 
    Ja nie odnoszę się wcale do bezpiecznych posadek
    Tylko do tego, że mamy wielokrotnie więcej doktorów niż profesorów
    Konkurencja jest tak duża, że awans nie zależy w 90% od zainteresowanego. A teraz to chyba w ogóle tłum doktorantów, bo trochę się zmieniło w stypendiach
    Mam w otoczeniu sporo ludzi po doktoracie
    Części udaje się wkręcić w jakieś ciekawemiejsca, chociaż doktorat nie jest wcale wymagany
    W niektórych sciezkach doktorat jest przeszkodą(no, są takie... gdzie jest przekonanie, że jak ktoś robi doktorat po studiach to daletego, że nie ma pomysłu na siebie)
    Czasem się przydaje,  no, jak ktoś planuje pracę naukową, to zasadniczo jest niezbędny.
    Dla tych wszystkich produkowanych naukowców zwyczajnie nie ma miejsca na uczelniach, w R&D itd. To jakbyś miał 2x więcej kobiet niż mężczyzn- połowa nie wyjdzie za mąż i już, niezależnie od starań.

  • ja w ogóle wychodzę z założenia, że KAŻDY powinien starać się mieć jakieś oszczędności, jakąś poduszkę finansową, a planując dziecko, to już w ogóle. Tzn. oczywiście wiadomo, że sytuacje są różne, ale nie rozumiem zupełnie beztroskiego "życia od pierwszego do pierwszego". Potem przychodzi nagły wydatek i musisz zadłużać się, spłacać jakieś raty - to się w ogóle nie opłaca. Oczywiście do wojny ciężko się przygotować, ale to, jaka jest dostępność przedszkoli w okolicy można sprawdzić.
  • @M_Monia dramatyzujesz straszliwie, sprowadzasz każdą dyskusję do bardzo infantylnego poziomu.

    Podziękowali 2Beta Laf2011
  • Bo nie potrzebuję, to Twoja fiksacja.
  • edytowano październik 2022
    @M_Monia nie ma jednego wzorca wychowania, ilości kasy przeznaczanej na dziecko. Każda rodzina sama decyduje co jest ważne i na co kasa musi być, a na co. Myślisz, że nie ma osób mających więcej od Ciebie dzieci przy mniejszym budżecie? 
    Podziękowali 2Skatarzyna Laf2011
  • Ja szczerze mówiąc nawet nie rozumiem, czemu problemem miałoby być to, że ktoś chce wydawać swoje pieniądze na prywatne przedszkola, szkoły czy zajęcia pozalekcyjne. Lepiej żeby wydawał na płytkie rozrywki?
    Podziękowali 1Beta
  • U mnie w rodzinie bardzo duży byl nacisk na dobre, formalne wykształcenie. Być może dlatego, ja podobnie, uważam dobre studia za bardzo istotny element wykształcenia. 
    Szczególnie uważam, że to istotne dla dziewczynek.
    Zawsze stomatolog może pracować przy kasie w biedronce, odwrotnie będzie już raczej ciężko  ;)
    Wcale nie jest też tak łatwo kończyć 5 letnie, wymagające studia, kiedy ma się już rodzinę, dzieci i pracę.
    Dla ścisłości, nie chodzi mi o jakikolwiek "papier", tylko o zdobycie konkretnego, dobrego zawodu i umiejętności.

    Podziękowali 2Coralgol Odrobinka
  • M_Monia powiedział(a):
    Są ale tak można, sprowadzić sprawę do absurdu. Masz np 6 dzieci i najniższa krajową. Wiesz ze ktoś ma 7 i też najniższa krajową. 
    I w drugą stronę Oczywiście jak ktoś chce może stwierdzić że nie ma miliona bo potrzebuje dom kupić na przyszłość dla dziecka, które się jeszcze nie poczęło i to jest powód dlaczego nie. 

    Otóż to, może! Bo to jego życie i obcym nic do tego.
  • Ata powiedział(a):
    hipolit powiedział(a):

    Każdy ma swoje wartości! SWOJE! 
    Twoje nie musza być dla innych, 
    innych nie muszą  dla Ciebie! 
    Dlatego Ty nie żyjesz w konkubinacie a inni owszem i wcale ich związek nie jest gorszy od Twojego 
    Abstrahując od poglądów Moni - o co głosisz @hipolit to czystej wody subiektywizm! Jest on nie do pogodzenia z etyką i wiarą chrześcijańską (i tu rozumiem, że rozumiesz:), ale również z większością porządków społecznych - z których każdy opiera się jednak o pewne wartości obiektywne. Gdyby było inaczej, to w skrajnym przypadku nie dałoby się ustanowić żadnych praw i wyciągać konsekwencji ich nieprzestrzegania. Oczywiście cały czas spór społeczny (którego częścią jest ta dyskusja) idzie o to, jakie wartości jako społeczeństwo uznajemy za obiektywne.
    A w przypadku akurat związków, małżeństwo jest uważane w społeczeństwie (a nie tylko przez Monię) za związek dla tegoż społeczeństwa wartościowszy (w potocznym rozumieniu = gorszy) niż inne mniej trwałe związki - stąd przywileje społeczne (prawne, ekonomiczne) dla małżeństwa. Oczywiście że toczy się walka, by to zmienić. Ale poproszę wskazać  konkretne korzyści dla społeczeństwa (nie dla jednostki!!!), z których wynikałoby, że  konkubinat jest równie wartościowy (lub wartościowszy) jak małżeństwo.
    I uwaga: jeśli rzeczywiście udałoby się przekonać społeczeństwo o braku większych korzyści społecznych z małżeństwa, to jako ekonomista uważam, że należałoby postąpić odwrotnie, tzn. znieść przywileje dla wszystkich, a nie rozszerzać je na wszystkich. 
    PS. Przypomniałam sobie, że to właśnie @hipolit nie mogła dobrnąć do końca moich postów :) ćwicz umysł, albo olej! :)
    Ni popatrz a ja sobie Ciebie jakiś za bardzo skojarzyć nie potrafię. Być może ominęłam jakiś Twój wpis - nie dostaje powiadomień. Ale uwierz mi, nie mam problemu z czytaniem do końca ;) 

    Ja cały czas powtarzam, ze to co dotyczy chrześcijan, osób wierzących, żyjących naukami kościoła, dotyczy tych! ludzi. 
    Nie każdy jest wierzący, nie dla każdego nauka KK jest wyrocznia, mamy wokół się innowiercow, czemuż to akturat nauki KK miałby wpływać na ludzkość a nie inna religia? 

    Wskaż mi gdzie ja napisałam o wyższości konkubinatu nad małżeństwem? 
    Przecież jasno napisałam, ze dla tych, którzy wybrali konkubinat nie jest on gorszy od ślubu. 
    A sam konkubinat nie zawsze jest mniej trwały ;) 
    także do dalszej części się już nie odniosę, bo i nie mam do czego i po co, skoro zmanipulowałas moja wypowiedz. 
    Coś chyba u Ciebie kuleje z czytaniem. 


    Pisząc o wartościach, miałam (w sumie to jasno wynika z tego co pisze, ale żeby nie było, ze znów ktoś coś przekręci ;) ) na myśli wartości - nie związane z wiarą, czymś co jest ponad (dla osoby wierzącej oczywiście) a związane z tym co wspólnie postrzegają ludzie jako jednostki.

    Dla jednych taka wartością będzie duza rodzina. Dla innych mała, a jeszcze inni wybiorą samotne życie. Inni poświęca się nauce i pracy (dzięki temu możemy mieć świetnych specjalistów) a jeszcze inni pójdą droga duchową. 
    Dlaczego ktoś ma wartościować czyjeś życie, uznając ze jego jest takim, jakie wszyscy powinni wybierać? 
    I ja o tym pisze! 
    Jak dla kogoś ważna jest duza rodzina, to niechże się rozmnaża, niech powiększa swoją rodzine! 
    Swoją! Nie cudza! 
    Nie każdy chce, nie każdy może. Ale innym nic do tego! 

    I o to tu się toczy rozmowa. 
    Chyba już prościej się nie da 


    Podziękowali 3beatak Beta Ona64
  • M_Monia powiedział(a):
    Są tacy którzy mówią nawet tu" niech każdy żyje jak chce". I nie uznają, że to kogoś krzywdzi, bo nie widzą tego kogoś lub nie chcą widziec. Większą krzywdę widzą w tym że jem mięso. I to uważają ze ja krzywdzę bo mięso jem i kropka. 

    W zamilowaniu do dobrobytu też jest krzywda. Inna krzywda, krzywda całego narodu. Nie zrównuje tego tak jak 10 przykazań nie zrównuje nie cudzołóż, nie zabijaj i nie kradnij, choć stoją koło siebie.


    Kogo krzywdzi i w jaki sposób to, ze ktoś żyje po swojemu? 

    Czym jest zamiłowanie do dobrobytu? 
    Czy zamiana mieszkania na dom jest już tym złem, krzywda dla całego narodu? 

    Jakiej krzywdy doznaje naród ze Kowalski zarabia duże pieniądze ciężka praca? 

    Jakiej krzywdy doznaje naród kiedy Nowakowa pojedzie na wyczekany urlop? 

  • @M_Monia Dlaczego o „z wyboru” mówi się zawsze o rodzicach jednego dziecka? Przepraszam za ten offtop, ale nie rozumiem tego. Kiedyś głęboko wierząca znajoma zapytała się mnie czy moi rodzice świadomie wybrali, ze maja tylko mnie, jak gdyby rodzice 5 nie wybierali ze chcą miec pięcioro.
    Podziękowali 1Berenika
  • M_Monia powiedział(a):
    Papiez Franciszek dużo mówił i pod różnym kontem o zagrożeniach jakie płyną dla ludzkości z powodu zamiłowania do dobrobytu.

    I tutaj nie chodzi o to że ciężka praca się bogacimy, zamieniamy mały samochód na większy czy mieszkanie na dom bo się nam rodzina rozrasta i się staramy, ale raczej o to że przez to zamiłowanie do dobrobytu jest coraz więcej bezdzietnych z wyboru lub ludzi z jednym tylko z wyboru dzieckiem. On rozumiał dobrobyt szerzej, nie tylko pieniądze ale wygody, czas, życie dla siebie. 
    Ja się Ciebie pytam, bo to Ty tutaj piszesz o krzywdzie na narodzie z powodu dobrobytu jednostek. 
    Papież nie bierze udziału w tej dyskusji. 

    Czemu wygoda nazywasz tylko co dotyczy małodzietnych i bezdzietnych a wieko tłumaczysz, ze musza, bo duza rodzina ma potrzeby takie a nie inne. 
    Czemu rodziny  z czwórka, zmieniające mieszkankę na dom, stary samochód na nowsze auto, jedzące na wakacje nie oskarżasz o działanie na szkodę narodu, bl żyją w dobrobycie? 
    Czemu dobrobyt jednych jest szkodliwy a innych nie? 
  • Ej. Gdzie walczyłyśmy, Ty Monia i ja Skatarzyna?
    Podziękowali 2Coralgol Odrobinka
  • A za cztery dostaniemy ordery. Kartę dużej rodziny i emeryturę. Hehe.
    Ludzie powinni mieć dzieci z miłości. A jak nie chcą, ich sprawa.
  • hipolit powiedział(a):
    Ata powiedział(a):
    hipolit powiedział(a):

    Każdy ma swoje wartości! SWOJE! 
    Twoje nie musza być dla innych, 
    innych nie muszą  dla Ciebie! 
    Dlatego Ty nie żyjesz w konkubinacie a inni owszem i wcale ich związek nie jest gorszy od Twojego 
    Abstrahując od poglądów Moni - o co głosisz @hipolit to czystej wody subiektywizm! Jest on nie do pogodzenia z etyką i wiarą chrześcijańską (i tu rozumiem, że rozumiesz:), ale również z większością porządków społecznych - z których każdy opiera się jednak o pewne wartości obiektywne. Gdyby było inaczej, to w skrajnym przypadku nie dałoby się ustanowić żadnych praw i wyciągać konsekwencji ich nieprzestrzegania. Oczywiście cały czas spór społeczny (którego częścią jest ta dyskusja) idzie o to, jakie wartości jako społeczeństwo uznajemy za obiektywne.
    A w przypadku akurat związków, małżeństwo jest uważane w społeczeństwie (a nie tylko przez Monię) za związek dla tegoż społeczeństwa wartościowszy (w potocznym rozumieniu = gorszy) niż inne mniej trwałe związki - stąd przywileje społeczne (prawne, ekonomiczne) dla małżeństwa. Oczywiście że toczy się walka, by to zmienić. Ale poproszę wskazać  konkretne korzyści dla społeczeństwa (nie dla jednostki!!!), z których wynikałoby, że  konkubinat jest równie wartościowy (lub wartościowszy) jak małżeństwo.
    I uwaga: jeśli rzeczywiście udałoby się przekonać społeczeństwo o braku większych korzyści społecznych z małżeństwa, to jako ekonomista uważam, że należałoby postąpić odwrotnie, tzn. znieść przywileje dla wszystkich, a nie rozszerzać je na wszystkich. 
    PS. Przypomniałam sobie, że to właśnie @hipolit nie mogła dobrnąć do końca moich postów :) ćwicz umysł, albo olej! :)
    Ni popatrz a ja sobie Ciebie jakiś za bardzo skojarzyć nie potrafię. Być może ominęłam jakiś Twój wpis - nie dostaje powiadomień. Ale uwierz mi, nie mam problemu z czytaniem do końca ;) 

    Ja cały czas powtarzam, ze to co dotyczy chrześcijan, osób wierzących, żyjących naukami kościoła, dotyczy tych! ludzi. 
    Nie każdy jest wierzący, nie dla każdego nauka KK jest wyrocznia, mamy wokół się innowiercow, czemuż to akturat nauki KK miałby wpływać na ludzkość a nie inna religia? 

    Wskaż mi gdzie ja napisałam o wyższości konkubinatu nad małżeństwem? 
    Przecież jasno napisałam, ze dla tych, którzy wybrali konkubinat nie jest on gorszy od ślubu. 
    A sam konkubinat nie zawsze jest mniej trwały ;) 
    także do dalszej części się już nie odniosę, bo i nie mam do czego i po co, skoro zmanipulowałas moja wypowiedz. 
    Coś chyba u Ciebie kuleje z czytaniem. 


    Pisząc o wartościach, miałam (w sumie to jasno wynika z tego co pisze, ale żeby nie było, ze znów ktoś coś przekręci ;) ) na myśli wartości - nie związane z wiarą, czymś co jest ponad (dla osoby wierzącej oczywiście) a związane z tym co wspólnie postrzegają ludzie jako jednostki.

    Dla jednych taka wartością będzie duza rodzina. Dla innych mała, a jeszcze inni wybiorą samotne życie. Inni poświęca się nauce i pracy (dzięki temu możemy mieć świetnych specjalistów) a jeszcze inni pójdą droga duchową. 
    Dlaczego ktoś ma wartościować czyjeś życie, uznając ze jego jest takim, jakie wszyscy powinni wybierać? 
    I ja o tym pisze! 
    Jak dla kogoś ważna jest duza rodzina, to niechże się rozmnaża, niech powiększa swoją rodzine! 
    Swoją! Nie cudza! 
    Nie każdy chce, nie każdy może. Ale innym nic do tego! 

    I o to tu się toczy rozmowa. 
    Chyba już prościej się nie da 


    no nie wiem, nacisk społeczny chyba jednak daje większe szanse na przetrwanie społeczności?
    szczególnie w takich ciężkich i przełomowych (bo antykoncepcja) czasach?
  • M_Monia powiedział(a):
    Raczej mają jej za dużo do siebie. 
    Też prawda. Tego się gadaniem nie zmienia.
  • Pioszo54 powiedział(a):
    hipolit powiedział(a):
    Ata powiedział(a):
    hipolit powiedział(a):

    Każdy ma swoje wartości! SWOJE! 
    Twoje nie musza być dla innych, 
    innych nie muszą  dla Ciebie! 
    Dlatego Ty nie żyjesz w konkubinacie a inni owszem i wcale ich związek nie jest gorszy od Twojego 
    Abstrahując od poglądów Moni - o co głosisz @hipolit to czystej wody subiektywizm! Jest on nie do pogodzenia z etyką i wiarą chrześcijańską (i tu rozumiem, że rozumiesz:), ale również z większością porządków społecznych - z których każdy opiera się jednak o pewne wartości obiektywne. Gdyby było inaczej, to w skrajnym przypadku nie dałoby się ustanowić żadnych praw i wyciągać konsekwencji ich nieprzestrzegania. Oczywiście cały czas spór społeczny (którego częścią jest ta dyskusja) idzie o to, jakie wartości jako społeczeństwo uznajemy za obiektywne.
    A w przypadku akurat związków, małżeństwo jest uważane w społeczeństwie (a nie tylko przez Monię) za związek dla tegoż społeczeństwa wartościowszy (w potocznym rozumieniu = gorszy) niż inne mniej trwałe związki - stąd przywileje społeczne (prawne, ekonomiczne) dla małżeństwa. Oczywiście że toczy się walka, by to zmienić. Ale poproszę wskazać  konkretne korzyści dla społeczeństwa (nie dla jednostki!!!), z których wynikałoby, że  konkubinat jest równie wartościowy (lub wartościowszy) jak małżeństwo.
    I uwaga: jeśli rzeczywiście udałoby się przekonać społeczeństwo o braku większych korzyści społecznych z małżeństwa, to jako ekonomista uważam, że należałoby postąpić odwrotnie, tzn. znieść przywileje dla wszystkich, a nie rozszerzać je na wszystkich. 
    PS. Przypomniałam sobie, że to właśnie @hipolit nie mogła dobrnąć do końca moich postów :) ćwicz umysł, albo olej! :)
    Ni popatrz a ja sobie Ciebie jakiś za bardzo skojarzyć nie potrafię. Być może ominęłam jakiś Twój wpis - nie dostaje powiadomień. Ale uwierz mi, nie mam problemu z czytaniem do końca ;) 

    Ja cały czas powtarzam, ze to co dotyczy chrześcijan, osób wierzących, żyjących naukami kościoła, dotyczy tych! ludzi. 
    Nie każdy jest wierzący, nie dla każdego nauka KK jest wyrocznia, mamy wokół się innowiercow, czemuż to akturat nauki KK miałby wpływać na ludzkość a nie inna religia? 

    Wskaż mi gdzie ja napisałam o wyższości konkubinatu nad małżeństwem? 
    Przecież jasno napisałam, ze dla tych, którzy wybrali konkubinat nie jest on gorszy od ślubu. 
    A sam konkubinat nie zawsze jest mniej trwały ;) 
    także do dalszej części się już nie odniosę, bo i nie mam do czego i po co, skoro zmanipulowałas moja wypowiedz. 
    Coś chyba u Ciebie kuleje z czytaniem. 


    Pisząc o wartościach, miałam (w sumie to jasno wynika z tego co pisze, ale żeby nie było, ze znów ktoś coś przekręci ;) ) na myśli wartości - nie związane z wiarą, czymś co jest ponad (dla osoby wierzącej oczywiście) a związane z tym co wspólnie postrzegają ludzie jako jednostki.

    Dla jednych taka wartością będzie duza rodzina. Dla innych mała, a jeszcze inni wybiorą samotne życie. Inni poświęca się nauce i pracy (dzięki temu możemy mieć świetnych specjalistów) a jeszcze inni pójdą droga duchową. 
    Dlaczego ktoś ma wartościować czyjeś życie, uznając ze jego jest takim, jakie wszyscy powinni wybierać? 
    I ja o tym pisze! 
    Jak dla kogoś ważna jest duza rodzina, to niechże się rozmnaża, niech powiększa swoją rodzine! 
    Swoją! Nie cudza! 
    Nie każdy chce, nie każdy może. Ale innym nic do tego! 

    I o to tu się toczy rozmowa. 
    Chyba już prościej się nie da 


    no nie wiem, nacisk społeczny chyba jednak daje większe szanse na przetrwanie społeczności?
    szczególnie w takich ciężkich i przełomowych (bo antykoncepcja) czasach?
    Chyba jednak nie daje. 
    Nie da się zmusić dorosłego człowieka do robienia czegoś,  co inni chcą. 

  • hipolit powiedział(a):
    Pioszo54 powiedział(a):
    hipolit powiedział(a):
    Ata powiedział(a):
    hipolit powiedział(a):

    Każdy ma swoje wartości! SWOJE! 
    Twoje nie musza być dla innych, 
    innych nie muszą  dla Ciebie! 
    Dlatego Ty nie żyjesz w konkubinacie a inni owszem i wcale ich związek nie jest gorszy od Twojego 
    Abstrahując od poglądów Moni - o co głosisz @hipolit to czystej wody subiektywizm! Jest on nie do pogodzenia z etyką i wiarą chrześcijańską (i tu rozumiem, że rozumiesz:), ale również z większością porządków społecznych - z których każdy opiera się jednak o pewne wartości obiektywne. Gdyby było inaczej, to w skrajnym przypadku nie dałoby się ustanowić żadnych praw i wyciągać konsekwencji ich nieprzestrzegania. Oczywiście cały czas spór społeczny (którego częścią jest ta dyskusja) idzie o to, jakie wartości jako społeczeństwo uznajemy za obiektywne.
    A w przypadku akurat związków, małżeństwo jest uważane w społeczeństwie (a nie tylko przez Monię) za związek dla tegoż społeczeństwa wartościowszy (w potocznym rozumieniu = gorszy) niż inne mniej trwałe związki - stąd przywileje społeczne (prawne, ekonomiczne) dla małżeństwa. Oczywiście że toczy się walka, by to zmienić. Ale poproszę wskazać  konkretne korzyści dla społeczeństwa (nie dla jednostki!!!), z których wynikałoby, że  konkubinat jest równie wartościowy (lub wartościowszy) jak małżeństwo.
    I uwaga: jeśli rzeczywiście udałoby się przekonać społeczeństwo o braku większych korzyści społecznych z małżeństwa, to jako ekonomista uważam, że należałoby postąpić odwrotnie, tzn. znieść przywileje dla wszystkich, a nie rozszerzać je na wszystkich. 
    PS. Przypomniałam sobie, że to właśnie @hipolit nie mogła dobrnąć do końca moich postów :) ćwicz umysł, albo olej! :)
    Ni popatrz a ja sobie Ciebie jakiś za bardzo skojarzyć nie potrafię. Być może ominęłam jakiś Twój wpis - nie dostaje powiadomień. Ale uwierz mi, nie mam problemu z czytaniem do końca ;) 

    Ja cały czas powtarzam, ze to co dotyczy chrześcijan, osób wierzących, żyjących naukami kościoła, dotyczy tych! ludzi. 
    Nie każdy jest wierzący, nie dla każdego nauka KK jest wyrocznia, mamy wokół się innowiercow, czemuż to akturat nauki KK miałby wpływać na ludzkość a nie inna religia? 

    Wskaż mi gdzie ja napisałam o wyższości konkubinatu nad małżeństwem? 
    Przecież jasno napisałam, ze dla tych, którzy wybrali konkubinat nie jest on gorszy od ślubu. 
    A sam konkubinat nie zawsze jest mniej trwały ;) 
    także do dalszej części się już nie odniosę, bo i nie mam do czego i po co, skoro zmanipulowałas moja wypowiedz. 
    Coś chyba u Ciebie kuleje z czytaniem. 


    Pisząc o wartościach, miałam (w sumie to jasno wynika z tego co pisze, ale żeby nie było, ze znów ktoś coś przekręci ;) ) na myśli wartości - nie związane z wiarą, czymś co jest ponad (dla osoby wierzącej oczywiście) a związane z tym co wspólnie postrzegają ludzie jako jednostki.

    Dla jednych taka wartością będzie duza rodzina. Dla innych mała, a jeszcze inni wybiorą samotne życie. Inni poświęca się nauce i pracy (dzięki temu możemy mieć świetnych specjalistów) a jeszcze inni pójdą droga duchową. 
    Dlaczego ktoś ma wartościować czyjeś życie, uznając ze jego jest takim, jakie wszyscy powinni wybierać? 
    I ja o tym pisze! 
    Jak dla kogoś ważna jest duza rodzina, to niechże się rozmnaża, niech powiększa swoją rodzine! 
    Swoją! Nie cudza! 
    Nie każdy chce, nie każdy może. Ale innym nic do tego! 

    I o to tu się toczy rozmowa. 
    Chyba już prościej się nie da 


    no nie wiem, nacisk społeczny chyba jednak daje większe szanse na przetrwanie społeczności?
    szczególnie w takich ciężkich i przełomowych (bo antykoncepcja) czasach?
    Chyba jednak nie daje. 
    Nie da się zmusić dorosłego człowieka do robienia czegoś,  co inni chcą. 

    Chyba jednak do wielu rzeczy tak. 
  • edytowano październik 2022
    M_Monia powiedział(a):
    Hipolit zrownalas konkubinat że ślubem. Tego nie da się z równać nawet u niewierzących. 
    Gdzie? 
    Jedno i drugie to związek dwojga ludzi. 
    Ludzi wolnych, którzy podjedli taka a nie inna decyzje o wspólnym życiu. 
    Pomijam aspekt prawny. Zreszta prawnie ważność   ma slub cywilny ;) 
    I tak jak nie można zmuszać do ślubu tak nie można zmuszać ludzi do konkubinatu. 
    Kij ma dwa końce. 
    I jeśli coś wymuszamy na innych może kiedyś obrócić się na wymuszeniu czegoś na nas samych. A tego chyba byśmy nie chcieli, prawda? 
  • edytowano październik 2022
    M_Monia powiedział(a):
    Bo rodziny z 3 czy 4 dzieci już się wysiliły. Ile tych dzieci na być 15????zebys była zadowolona? Mają padać na twaz bo zawsze może być o jedno więcej???Kosztem może nawet zaniedbania dzieci bo ma być więcej i więcej i najlepiej w ciasnym mieszkaniu. Papieża zdanie się dla mnie liczy. Będę się nim podpierać. 
    Chcesz powiedzieć, ze Twoje dzieci są jakieś wymuszone, ze powołałas je do życia nie z miłości? 
    Po co zatem? 
    Żeby odhaczyć jakiś obowiązek? Jaki? Mamy taki obowiązek? 
    Bo trzeba się wysilać i mieć z głowy? 
    To co napisałaś zabrzmiało strasznie!!!! 
    Ale nijak inaczej nie potrafię tego odczytać 


    Cieszę się, ze Papież jest dla Ciebie autorytetem, ze słuchasz się go i tego co głosi. 
    Ale… nie każdy musi, nie każdy chce ;) 

    Podziękowali 2Beta Coralgol
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.