Wiem, że wszystko może wyjść dobrze...ale jakoś trudno mi w to uwierzyć...trudno mieć nadzieję...chyba się boję tej nadziei... A co do opóźnionej owulacji, to trochę lipa...bo jak byłam u mojego lekarza to widział duży pęcherzyk na jajniku...sama już nie wiem...ufam mu (naprotechnolog)... Jeszcze dodatkowo dobił mnie wczoraj szwagier...brat męża...urodził im się syn w tym samym dniu w którym miała się urodzić Marta...i okazało się że mają do nas pretensje że mąż poprzestal na gratulacjach a nie wysłał później smsa jak się czuje bratowa i dziecko...i krcze nie potrafili zrozumieć że grudzień był dla nas chyba jeszcze gorszy od września i nie mieliśmy siły na żaden kontakt...oni twierdzą że brak nam ludzkiej przyzwoitości
Jeśli im to powiedzieliście szczerze, to nic nie poradzisz. Nie muszą zrozumieć. Niestety, często dopiero przeżywając takie same, trudne doświadczenie człowiek widzi, jak nietrafione miał osądy... Za was+++
I na dodatek beta hcg zwolniła...wg norm z laboratorium to jest pod kreską...wg ibnych niby nie ale bardziej miarodajne są te z laboratorium...nie wspominając o tym, że noe przyrasta jak powinna (nie tak szybko)...teraz jest 25871...wg lab. Powinno być ok 32000... nie wiem czy przeżyję powtórkę z tego wszystkiego....
@Yucami usg mam 24 w piątek...a ta beta bie dość że za słabo przyrasta to teraz jest już poniżej normy...z Martą za wolno rosła tylko a skończyło się tragicznie...lekarz mówi że może to przez mutacje MTHFR
Dziękuję Wam...gdyby nie wasza modlitwa to pewnie bym całkiem oszalała...swoją drogą zastanawiam się ostatnio jak to jest...mówi się że Pan Bóg nie daje nam cięższego krzyża niż potrafimy udźwignąć...a ja tak sobie myślę, że daje nam ile wlezie a my po prostu grzecznie dźwigamy...no bo jak niby miałabym nie dźwigać...na czym polegałoby to, że nie daję rady...dzieje się i muszę iść dalej....ehh taka refleksja
Czasami rzeczywiście jest tak ciężko, ze wydaje się człowiekowi, ze juz wiecej nie uniesie, nie da rady. A potem przychodzi kolejny krzyż...i daje radę. "Tyle wiemy o sobie na ile nas sprawdzono"
A co do krzyża...z Bogiem lżej go niesć.
Jest na fb taka grupa strata dziecka. Ilez tam bólu, żalu...Ile pytan "dlaczego"? Rozumiem te wszystkie ludzkie emocje. Swoje trzeba wypłakac. Ale oburzanie sie na Pana Boga to jakby pogłębianie dołka, w ktory sie wpada jeszcze bardziej... Wiem, ze w kryzysie niektórym nie jest łatwo trwac przy Bogu, nie stracic ufności. Ale perspektywa wiary zmienia wszystko.
Dziękuję Wam...gdyby nie wasza modlitwa to pewnie bym całkiem oszalała...swoją drogą zastanawiam się ostatnio jak to jest...mówi się że Pan Bóg nie daje nam cięższego krzyża niż potrafimy udźwignąć...a ja tak sobie myślę, że daje nam ile wlezie a my po prostu grzecznie dźwigamy...no bo jak niby miałabym nie dźwigać...na czym polegałoby to, że nie daję rady...dzieje się i muszę iść dalej....ehh taka refleksja
Kiedy raz doświadczysz ze to co Bóg daje zawsze jest dobre ale często nie jest przyjemne - juz będziesz to wiedziała. ..
Wiele razy czułam się przeceniona tymi krzyżami ktore dostawałam. ... wiele razy wolałam ze mam już dość. ... a potem patrzyłam wstecz i widziałam ze te trudne wydarzenia układały się jak puzzle żeby potem mogło przyjść coś dobrego.... i zawsze tak było. Nie pamiętam żadnego trudnego wydarzenia które nie było zaczątkiem dobra
Katarzynka- tylko raz poroniłam. Ból po stracie okropny-tylko matka zrozumie. Nie ma Zmartwychwstania bez krzyża. To jest naturalny etap- historia zbawienia każdego. Każdy ma swój krzyż. Czasami Bóg odsuwa od nas większe nieszczęście- tym co daje. Może byśmy straciły wiarę i Go przeklinały- gdyby te dzieci urodziły się niepełnosprawne np ?
Komentarz
A co do opóźnionej owulacji, to trochę lipa...bo jak byłam u mojego lekarza to widział duży pęcherzyk na jajniku...sama już nie wiem...ufam mu (naprotechnolog)...
Jeszcze dodatkowo dobił mnie wczoraj szwagier...brat męża...urodził im się syn w tym samym dniu w którym miała się urodzić Marta...i okazało się że mają do nas pretensje że mąż poprzestal na gratulacjach a nie wysłał później smsa jak się czuje bratowa i dziecko...i krcze nie potrafili zrozumieć że grudzień był dla nas chyba jeszcze gorszy od września i nie mieliśmy siły na żaden kontakt...oni twierdzą że brak nam ludzkiej przyzwoitości
Za was+++
Jakto wszczepiono endometriozę? To jest chyba coś szkodliwego...
To chyba niechcący było?
Czasami rzeczywiście jest tak ciężko, ze wydaje się człowiekowi, ze juz wiecej nie uniesie, nie da rady.
A potem przychodzi kolejny krzyż...i daje radę.
"Tyle wiemy o sobie na ile nas sprawdzono"
A co do krzyża...z Bogiem lżej go niesć.
Jest na fb taka grupa strata dziecka. Ilez tam bólu, żalu...Ile pytan "dlaczego"?
Rozumiem te wszystkie ludzkie emocje. Swoje trzeba wypłakac.
Ale oburzanie sie na Pana Boga to jakby pogłębianie dołka, w ktory sie wpada jeszcze bardziej...
Wiem, ze w kryzysie niektórym nie jest łatwo trwac przy Bogu, nie stracic ufności. Ale perspektywa wiary zmienia wszystko.
Pisze z autopsji
I wspieram +++
Wiele razy czułam się przeceniona tymi krzyżami ktore dostawałam. ... wiele razy wolałam ze mam już dość. ... a potem patrzyłam wstecz i widziałam ze te trudne wydarzenia układały się jak puzzle żeby potem mogło przyjść coś dobrego.... i zawsze tak było.
Nie pamiętam żadnego trudnego wydarzenia które nie było zaczątkiem dobra
Nie ma Zmartwychwstania bez krzyża. To jest naturalny etap- historia zbawienia każdego.
Każdy ma swój krzyż. Czasami Bóg odsuwa od nas większe nieszczęście- tym co daje. Może byśmy straciły wiarę i Go przeklinały- gdyby te dzieci urodziły się niepełnosprawne np ?