[cite] Nika6 (Monia6):[/cite]97% i Krzyż Wielodzietności
â?žBądźcie płodni i rozmnażajcie się i napełniajcie ziemięâ?. Tego przykazania nie wolno zamieniać na receptę wygodnego i przyjemnego życia."
Jaki, kurka, krzyż?! Na pewno istnieją przypadki, dla których wielodzietność może być krzyżem, ale dlaczego piszesz, że wszyscy, że całe 97% nosi swą wielodzietność jako krzyż?!
Toż to jest dopiero dialektyka npr-owska!
Dla mnie wielodzietność jest błogosławieństwem, bo dzięki niej mogę się w pełni realizować jako kobieta, jako żona i matka! I niech sobie trąbią sfrustrowane feministki do spółki ze sfrustrowanymi miłośniczkami termometrów że jest inaczej.
Ich problem, nie ludzi wielodzietnych!
Nika, kolejność!
Sama piszesz: "od jakiegoś czasu" no to sobie odpowiedziałaś.
Do Krzyża Chwalebnego się dorasta, to nie jest tak, że od razu krzyż może być chwalebny- Najpierw jest Getsemani, potem Ukrzyżowanie a potem Zmartwychwstanie.
Żeby móc nosić Krzyż chwalebny trzeba doświadczyć zmartwychwstania. Ale wcześniej jest umieranie...
Jeśli dla Ciebie wielodzietność jest Krzyżem Chwalebnym- chwała Bogu na wysokości!
Ale używaj nazewnictwa zrozumiałego dla ogółu, ok?
[cite] Cart&Pud:[/cite]Nika, kolejność!
Sama piszesz: "od jakiegoś czasu" no to sobie odpowiedziałaś.
Do Krzyża Chwalebnego się dorasta, to nie jest tak, że od razu krzyż może być chwalebny- Najpierw jest Getsemani, potem Ukrzyżowanie a potem Zmartwychwstanie.
Żeby móc nosić Krzyż chwalebny trzeba doświadczyć zmartwychwstania. Ale wcześniej jest umieranie...
Jeśli dla Ciebie wielodzietność jest Krzyżem Chwalebnym- chwała Bogu na wysokości!
Ale używaj nazewnictwa zrozumiałego dla ogółu, ok?
I jak powiem Wielodzietność to Krzyż Chwalebny to niby to będzie zrozumiałe? :shocked:
A mnie się wydaje, że rozbijamy się tu tylko o DEFINICJĘ krzyża właśnie.
Jeśli mam jedno dziecko (a mam) trudne wychowawczo, jeśli jest moją troską wychować go mądrze i nie poranić przy okazji, jeśli widzę przy okazji, jak atakuje go zło i on sobie z tym nie radzi, to przy całym zaufaniu do Boga jakie na tę chwilę posiadam, jest to moje realne cierpienie i krzyż.
Co nie zmienia faktu, że bardzo kocham moje dziecko i jest dla mnie błogosławieństwem.
ja rozumiem zachwycenie się neonowomową ale nie przesadzajmy.
Krzyż to Cierpienie. Cierpienie może być chwalebne jeśli się do tego dojrzeje. Ale na miłość boską nie nazywajmy błogosławieństwa wielodzietności chwalebnym cierpieniem!!!
[cite] Namor:[/cite]ja rozumiem zachwycenie się neonowomową ale nie przesadzajmy.
Krzyż to Cierpienie. Cierpienie może być chwalebne jeśli się do tego dojrzeje. Ale na miłość boską nie nazywajmy błogosławieństwa wielodzietności chwalebnym cierpieniem!!!
[cite] Lukasz:[/cite]...ale nie sama wielodzietność tylko trudy towarzyszące jeśli już (!).
Każdy ma swój krzyż, a tak to niektórzy mogą pomyśleć "pakując się w wielodzietność biorę sobie krzyż którego normalnie bym nie miał".
No pewnie, ze tak. Inni normalnie nie maja krzyza wielodzietnosci tylko zgola inny - krzyz nudy i pustki, ktora usiluja zastapic konsumpcjonizmem, ot co.
Bo cierpienie tylko towarzyszy wielodzietności i to tylko czasem. Więcej cierpienia w samotności czy w zamkniętym na życie małżeństwie niz w błogosławieństwie wielu dzieci.
Pomyśl nad wydźwiękiem następujących zwrotów:
"Pan mi błogosławi. Mam 6 dzieci."
i
"Pan zesłał mi krzyż. Mam 6 dzieci"
nie zauważasz różnicy? Który z wypowiadających bardziej cieszy się z posiadania dzieci?
Dla kogoś dla kogo krzyż jest zawsze błogosławieństwem nie ma róznicy. Dla kogoś, kto nie akceptuje krzyża w swoim życiu - krzyż ma wydźwiek tak negatywny, ze nie sposób mu go używac w innym znaczeniu
Komentarz
Toż to jest dopiero dialektyka npr-owska!
Dla mnie wielodzietność jest błogosławieństwem, bo dzięki niej mogę się w pełni realizować jako kobieta, jako żona i matka! I niech sobie trąbią sfrustrowane feministki do spółki ze sfrustrowanymi miłośniczkami termometrów że jest inaczej.
Ich problem, nie ludzi wielodzietnych!
No. Toś mi ciśnienie podniosła od rana...:cool:
Dla mnie Krzyż nie wyklucza szczęścia, nie słyszycie mnie?
Słyszycie mnie?
Moze mi wytłumaczcie jak rozumiecie słowo Krzyż, bo chyba tu sie różnimy
97% i Błogosławieństwo wielodzietności
???
To, co masz w głowie rzutuje na to, co piszesz!
Ale ozzochozi?
:shocked::shocked::shocked:
Moja [neokatechumenalna] definicja Krzyża
http://www.angelus.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=1486:chwalebny-krzyi-zmartwychwstasego-pana&catid=136:tytusy-piepni-i-piosenek-c&Itemid=676
ALE KOBIETO, NIE DZIECKO, NIE NOWE ZYCIE !!!
no chrzany opowiadasz
KRZYŻ NIE MA ZNACZENIA WYŁĄCZNIE NEGATYWNEGO
Sama piszesz: "od jakiegoś czasu" no to sobie odpowiedziałaś.
Do Krzyża Chwalebnego się dorasta, to nie jest tak, że od razu krzyż może być chwalebny- Najpierw jest Getsemani, potem Ukrzyżowanie a potem Zmartwychwstanie.
Żeby móc nosić Krzyż chwalebny trzeba doświadczyć zmartwychwstania. Ale wcześniej jest umieranie...
Jeśli dla Ciebie wielodzietność jest Krzyżem Chwalebnym- chwała Bogu na wysokości!
Ale używaj nazewnictwa zrozumiałego dla ogółu, ok?
Pro Mamo.
Jest tak, ze kiedyś pewne rzeczy byłyby dla Ciebie nie do zniesienia a teraz robisz je z przyjemnością?
No o tym mówię: ze Bóg nas przemienia tak, że to, co dla innych jest nie do wytrzymania my robimy z pasją
Jeśli mam jedno dziecko (a mam) trudne wychowawczo, jeśli jest moją troską wychować go mądrze i nie poranić przy okazji, jeśli widzę przy okazji, jak atakuje go zło i on sobie z tym nie radzi, to przy całym zaufaniu do Boga jakie na tę chwilę posiadam, jest to moje realne cierpienie i krzyż.
Co nie zmienia faktu, że bardzo kocham moje dziecko i jest dla mnie błogosławieństwem.
Krzyż to Cierpienie. Cierpienie może być chwalebne jeśli się do tego dojrzeje. Ale na miłość boską nie nazywajmy błogosławieństwa wielodzietności chwalebnym cierpieniem!!!
Każdy ma swój krzyż, a tak to niektórzy mogą pomyśleć "pakując się w wielodzietność biorę sobie krzyż którego normalnie bym nie miał".
Czyz wielodzietnosc to uosobienie hedonizmu?
Wracam do roboty..... mojej słodkiej :tooth:
[nie cierpię pracy, ale ona mnie uszczęśliwia bardziej niż lenistwo]
Łukasz, popierasz, "że idę" czy "to, co mówię"? :dw:
Pomyśl nad wydźwiękiem następujących zwrotów:
"Pan mi błogosławi. Mam 6 dzieci."
i
"Pan zesłał mi krzyż. Mam 6 dzieci"
nie zauważasz różnicy? Który z wypowiadających bardziej cieszy się z posiadania dzieci?
Dla kogoś dla kogo krzyż jest zawsze błogosławieństwem nie ma róznicy. Dla kogoś, kto nie akceptuje krzyża w swoim życiu - krzyż ma wydźwiek tak negatywny, ze nie sposób mu go używac w innym znaczeniu