[cite] Nika6 (Monia6):[/cite]Bog mi uświadomił, ze krzyż też jest błogosławieństwem.
Twoja logika brzmi następująco: Marcin jest dentystą. Franek tez jest dentystą. Więc Marcin to Franek.
Wielodzietności Krzyż towarzyszy, owszem. Ale wielodzietność to nie tylko krzyż. Te słowa nie są równoznaczne. Nawet gdy człowiek potrafi siedząc na kiblu błogosławić Pana za to, że mu zesłał sraczkę.
chciałem zauważyć że wątek NPRowy przekroczył wątek powitalny ilością postów.:bigsmile:
Hmm... OK, uformowani, kochający się małżonkowie do siebie nawzajem to może jeszcze być właściwie wyrażone i zrozumiane (chociaż "drogą do Nieba" moim zdaniem brzmi lepiej), natomiast w relacji asymetrycznej (np. rodzice - dzieci, wychowawca - wychowanek) to nie wchodzi w grę, bo byłoby krzywdą po prostu.
Uformowani małżonkowie to chyba sobie doskonale zdają sprawę z tego, że są dla siebie i krzyżem, i drogą do nieba. :bigsmile: Nie ma co udawać, że trudu nie ma. Jest. I nie byłoby dobrze, gdyby go nie było (czym różnilibyśmy się od wyznawców np. hedonizmu...?)
Cały "widz" polega na tym, jak się go przeżywa.
To o czym piszecie to moge odnieśc do mojego karmienia piersią
Nie jest to dla mnie nic wzniosłego i poetyckiego
ale nie wyobrażam sobie z tego zrezygnować
poprostu część życia do przeżycia i już
[cite] asiao:[/cite]To o czym piszecie to moge odnieśc do mojego karmienia piersią
Nie jest to dla mnie nic wzniosłego i poetyckiego
ale nie wyobrażam sobie z tego zrezygnować
poprostu część życia do przeżycia i już
Dla mnie ciąża jest takim stanem. Trzeba jakoś przecierpieć.
[cite] Nika6 (Monia6):[/cite]Bog mi uświadomił, ze krzyż też jest błogosławieństwem.
Twoja logika brzmi następująco: Marcin jest dentystą. Franek tez jest dentystą. Więc Marcin to Franek.
Wielodzietności Krzyż towarzyszy, owszem. Ale wielodzietność to nie tylko krzyż. Te słowa nie są równoznaczne. Nawet gdy człowiek potrafi siedząc na kiblu błogosławić Pana za to, że mu zesłał sraczkę.
chciałem zauważyć że wątek NPRowy przekroczył wątek powitalny ilością postów.:bigsmile:
Przekonałeś mnie
Ale to co do równania: "krzyż=błogosławieństwo"
Jednak ja napisałam tutaj "też jest" a więc "nie tylko jest" błogosławieństwem.
Wiem o czym mówię, tylko słowa nie te
[cite] Malgorzata:[/cite]a mnie się ten wpis Niki6 NIE PODOBA
i dzięki Cart, wyręczyłaś mnie
to było pisanie o 97 % zdrowych małżeństw
Nika6 podsumowała, że te 97% to wielodzietne małżeństwa, zapisałaś dla 97% zdrowych małżeństw, które wielodzietne nie są w całości tych 97%, stanowią tylko częśc danych, z innego wątku, o krzyżu zresztą i ofierze,
zapisałaś dla nich wszystkich , czyli tych 97%, 100% wielodzietności , i 100% krzyża
Nika6 zrozum, bo pewnie nie czytałaś wątka draceny
jest 3% małżeństw z problemami
97% małżeństw razem , czyli i wielodzietni niewielodzietni
a Ty napisałaś , że 97% wielodzietni i krzyż
w ogóle , pwotórzę za Cart,
co masz w głowie, tak piszesz
a dodam od siebie,
tak też się czujesz
co można zresztą odczytać we wpisach
Pisałam o powołaniu, a nie o rzeczywistości.
Pisałam o powołaniu do duchowej wielodzietności (jeśli w rzeczywistości Bóg nie da, to duchowo mamy być otwarci).
Coraz bardziej skomplikowane sie robi.
Jakoś tak na siłe mi chcecie wmówić zem nieszczesliwa cierpiętnica.
[cite] Lukasz:[/cite]Jednak trzeba to jeszcze raz dla jasności napisać:
Osoba nie jest krzyżem, tylko jest darem - zawsze.
Patrząc obiektywnie - jest.
Ale obiektywnie to nawet choroba rak jest darem.
(... Tak rozpatrując krzyże)
Tylko, ze Jezus mówił o naszych krzyżach, a nie o drewnie, o naszych cierpieniach i trudnościach. Subiektywnych. ("kto nie bierze swego krzyża a idzie za mną"...)
Są ludzie dla których śmierć jest wiekszym błogosławieństwem niż dziecko. Samobójcy.
Myślę, Lukasz, że Cię rozumiem, choć nie jestem Reakcjonistą (niestety...?). :bigsmile:
Każdy człowiek jest dobry, bo jest stworzeniem Bożym, jest Jego dziełem, doskonałym w Jego zamyśle. Tylko człowiecze wady i to, co z nich na co dzień wynika w życiu małżonków staje się krzyżem.
Jeśli nieporadnie napisałam, to wybaczcie.
Zgadzam się z tym.
I wolę na mojego Męża patrzeć jak na DAR. :bigsmile: Zdecydowanie. To wszystko ułatwia. :bigsmile:
Przeczytałam artykuł ks. prof. Bajdy.
Nie rozumiem tylko, czemu pisze na końcu, że książka o. Knotza "jest pożyteczna dla ludzi naszego czasu"...
Jak może być pożyteczne coś, co jednak robi wodę z mózgu i kieruje w stronę relatywizmu...?
A dziś dostanę rzeczoną książkę i sama zrobię sobie wodę z mózgu...
Komentarz
I kiedy cierpię jak pies - otwieram sie na Boga - a on to moje cierpienie przemienia w szczęście
No i w ogóle, dobrze mi sie dzisiaj z Wami gada :fi:
Twoja logika brzmi następująco: Marcin jest dentystą. Franek tez jest dentystą. Więc Marcin to Franek.
Wielodzietności Krzyż towarzyszy, owszem. Ale wielodzietność to nie tylko krzyż. Te słowa nie są równoznaczne. Nawet gdy człowiek potrafi siedząc na kiblu błogosławić Pana za to, że mu zesłał sraczkę.
chciałem zauważyć że wątek NPRowy przekroczył wątek powitalny ilością postów.:bigsmile:
dla jednego będzie to wstawanie w nocy do ząbkującego dziecka, dla drugiego ciężka choroba, a dla trzeciego ani jedno ani drugie.
Nasze krzyże i nasze odczucia są subiektywne, dlatego każdy dostaje taki jaki jest w stanie unieść
a i tak jeden będzie go niósł i narzekał
a drugi będzie go niósł i dziękował
Czasem jest tak, że to czego bardzo się nie chce człowiekowi zrobić to jest właśnie to co należy zrobić /p. J 21,18/.
Wątpię czy dodanie "chwalebnym" i nawet powiedzenie tego do osoby uformowanej by pomogło.
Mówimy tak sobie z żoną. Co nie zmienia faktu że nie jest to równoznaczne z powiedzeniem "jesteś moim błogosławieństwem"
Cały "widz" polega na tym, jak się go przeżywa.
Osoba nie jest krzyżem, tylko jest darem - zawsze.
Nie jest to dla mnie nic wzniosłego i poetyckiego
ale nie wyobrażam sobie z tego zrezygnować
poprostu część życia do przeżycia i już
Dla mnie ciąża jest takim stanem. Trzeba jakoś przecierpieć.
Ale to co do równania: "krzyż=błogosławieństwo"
Jednak ja napisałam tutaj "też jest" a więc "nie tylko jest" błogosławieństwem.
Wiem o czym mówię, tylko słowa nie te
Pisałam o powołaniu do duchowej wielodzietności (jeśli w rzeczywistości Bóg nie da, to duchowo mamy być otwarci).
Coraz bardziej skomplikowane sie robi.
Jakoś tak na siłe mi chcecie wmówić zem nieszczesliwa cierpiętnica.
Żylaki mnie nie uszczesliwiają, ale bez przesady
Ale obiektywnie to nawet choroba rak jest darem.
(... Tak rozpatrując krzyże)
Tylko, ze Jezus mówił o naszych krzyżach, a nie o drewnie, o naszych cierpieniach i trudnościach. Subiektywnych. ("kto nie bierze swego krzyża a idzie za mną"...)
Są ludzie dla których śmierć jest wiekszym błogosławieństwem niż dziecko. Samobójcy.
Osoba nigdy nie jest krzyżem, to tylko jakaś przypadłość może być dla nas trudna do przyjęcia.
Cholernie sie różnimy i cholernie sie kochamy.
Agnieszka i Olesia rozumieją bardzo dobrze o czym mówiłam.
Znikam do dzieci
Wątek robi się mocno filozoficzny, a ja nie chciałbym jakiegoś błędu chlapnąć . Sądzę, że np. Reakcjonista by zrozumiał o co mi chodzi.
Każdy człowiek jest dobry, bo jest stworzeniem Bożym, jest Jego dziełem, doskonałym w Jego zamyśle. Tylko człowiecze wady i to, co z nich na co dzień wynika w życiu małżonków staje się krzyżem.
Jeśli nieporadnie napisałam, to wybaczcie.
Zgadzam się z tym.
I wolę na mojego Męża patrzeć jak na DAR. :bigsmile: Zdecydowanie. To wszystko ułatwia. :bigsmile:
Nie rozumiem tylko, czemu pisze na końcu, że książka o. Knotza "jest pożyteczna dla ludzi naszego czasu"...
Jak może być pożyteczne coś, co jednak robi wodę z mózgu i kieruje w stronę relatywizmu...?
A dziś dostanę rzeczoną książkę i sama zrobię sobie wodę z mózgu...
Ja właśnie też tak myślę, że należy odróżnić osobę od jej czynów. zachowań...
Wchodząc w małżństwo każdy składa małżonkowi osobowy dar z siebie...
Podobnie dzieci. Zawsze są darem! Bożym darem!
W każdym razie intuicja jest dobra.
I nie tak, ze moje dzieci są dla mnie bolączką a mój mąż utrapieniem. Po prostu krzyż to dla mnie Łoże Miłości. Oswoiłam w sobie to słowo