Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

NPR jest OK?

1124125127129130141

Komentarz

  • [cite] Malgorzata:[/cite]proponuję autorce twierdzenia , że wielodzietność to krzyż
    powiedzieć to swoim dzieciom
    Moje dzieci to rozumieją. Nie negujemy ich trudnych uczuc zwiazanych z wielodzietnością bo one tak samo, jak i te szczęsliwe.

    Ucze dzieci, że szczescie prawdziwe ma swoją cenę, nie mydlę im oczu
  • A tu łoże miłości samego Napoleona:

    http://georgeeliot13.blox.pl/resource/Loze_MarieLouise.jpg
  • Przerost formy nad treścią
  • Eeeeeeeeeee, jak do ściany.

    Używasz swojego pojęcia "krzyż" jak obelgi.....

    Kręcimy sie w kółko
  • Ok - Łukasz - chyba też "załapałam" o co Ci chodzi z tą głębszą filozofią.

    Ale dalej nie widzę sprzeczności w tym co pisze i Małgorzata i Monika. Po prostu inaczej to definiujecie, a słowa są źródłem nieporozumień.
  • Ok Małgorzato, dlatego napisałam, że ja osobiście zrozumiałam ten niuans
  • Ja tak się wstrzelę. Jednak w temacie.
    Mam przed sobą dokument Papieskiej Rady ds. Rodziny: Rodzina a ludzka prokreacja. Kopalnia złota. począwszy od definicji odpowiedzialności, przez cytat:
    "..zmienia się model rodziny i życia małżeńskiego. Przeważają małżeństwa z jednym tylko dzieckiem albo maksymalnie z dwoma. To znaczy, że podejmowanie aktów małżeńskich potencjalnie płodnych jestniczym więcej niż swego rodzaju sumą krótkich okresów przeżywanych poza nawiasem całego życia małżeńskiego, które dobrowolnie czyni się bezpłodnym. Ten fakt ukazuje w oczywisty sposób poważne zaćmienie wartości prokreacji"
    aż po wyjasnienie, czym jest wychowanie (nie zdolności intelektualne i artystyczne, ale cnoty moralne).

    No, polecam. Cudowne źródło cennych argumentów:bigsmile:
    I autorytet dla poszukujących odpowiedzi:bigsmile:
  • [cite] Maciek:[/cite]Ja też nie jestem Reakcjonistą, a rozumiem. Dziwne. :shocked:
    Hahaha
    Prawdziwa miłość nigdy nie wygasa :bigsmile:

    To dobrze, że z tymi przypadłościami rozumieją mnie nie tylko filozofowie. :wink:
  • "Rodzina a ludzka prokreacja"

    Na razie znalazłem artykuł ks. prof. Jerzego Bajdy o tym dokumencie.
  • Drodzy, wtrącam swoje trzy grosze, bo powoli wracam do świata żywych :smile:. I hope :cool:
    Nie o planowaniu potomstwa chcę nadmienić, ale o wadze uważności na swój organizm. Obserwacja cyklu może uratować życie. Tak się właśnie u mnie stało. Przy jednym przedłuzonym cyklu zareagowałam, beta hcg wykluczyła ciążę, usg wykryło nowotwór, który właśnie mi zoperowali. Tak prędka akcja związana była z moją desperacką nadzieją na macierzyństwo. To tak na plus może nie dla NPR jako ideologii, ale jako metody obserwacji.
    Jasne, jak ktoś ma wiele obowiązków, to może dużo przeoczyć. Warto nie lekceważyć objawów. Samochód też dajecie do przeglądu, no nie?
  • [cite] Malgorzata:[/cite]nie
    ja go tak nie używam

    Ty użyłaś jako krzyża

    dla przeciętnego katolika, ma takie samo odniesienie o jakim teraz piszę

    'no, tak biedne te udręczone matki, i ich dzieci"

    i o takim też modelu udręczenia piszą państwo M., w którym opisali o co im chodzi, z tą wielodzietnością w sprostowaniu
    Oni tak, ale nie ja.
    Ale rozumiem protesty
  • Krzyz zawsze oznacza cierpienie. Chwalebny, gdy widzisz jego sens i ten sens jest wazniejszy i silniejszy od cierpienia. Krzyz jest wchodzeniem w smierc - ta smierc prowadzi do Chwaly.

    Dziecko nie moze byc Krzyzem, chociaz zwolennicy NPRu tak wielokrotnie twierdza, wiec moze dlatego Nika6 tak mysli i pisze...

    Dziecko jest DAREM od samego Boga [czujesz to?]. Sam Bog daje to Zycie!!!
    Nie moze byc Krzyzem - nie moze byc uwazane za smierc.
    Podziękowali 1Katia
  • Uważam, że tutaj Małgorzata, niestety, ma rację... To smutne...
  • No i tu ją rozumiem :bigsmile:
  • Małgorzata , sorry, ale pieprzysz jak w telewizyjnej reklamie. Myślisz ze jeżeli napiszesz ze wielodzietność to tylko błogosławieństwo i sama radość to zaraz nawiedzeni NPR-wcy ci uwierzą .
    Sorry nie oglądam reklam
    I w bólu będziesz rodziła dzieci , i Kobiety zbawiają się przez rodzenie dzieci. A zbawiamy się tylko przez krzyż
    Krzyż Przyjęty, Z miłości do Niego .
    Jak wychodziłam za mąż miałam idealistyczną wizję małżeństwa, nie zdawałam sobie sprawy , ze będzie ono moim Krzyżem, I przyszło wielkie rozczarowanie, bo nie byłam tak kochana jak sobie wyobrażałam, mój mąż zresztą też nie, Cóż okazało się że spotkało się dwóch egoistów
    Przełom nastąpił wtedy kiedy zobaczyłam że przed Bogiem nie będę rozliczana z tego jak byłam kochana, ale jak ja kochałam. Mimo wszystko..
    I jetem szczęśliwa, chociaż na zewnątrz nic się nie zmieniło
    Tak samo jest z macierzyństwem
    Wstawanie w nocy ,uciążliwości i ograniczenia związane z ciążą i porodem. Ciągłe próbowanie znalezienia dla każdego dziecka tyle czasu ile potrzebuje, kompletny brak czasu i kasy na tzw przyjemności (pisze o sobie , ale to chyba nie tylko o mnie)

    Nie jest różowo

    Ale jest pięknie, bo pełniej

    Bo pełniej przeżywasz zycie bo kochasz po czternastokroc..

    I tu dzieci są błogosławieństwem

    Tak to już Bóg obmyślił ze nie ma prostej drogi do Niego
    Jest tylko przez Krzyż.
  • Dorota, to Ty pieprzysz, nie Małgorzata.
    I reklamą to Ty żyłaś, nie ona.
    Żyłaś w przekonaniu, że małżeństwo i macierzyństwo jest takie, jak w reklamach i filmach o miłości. Ale czy w związku z tym KAŻDE małżeństwo jest krzyżem? I każde macierzyństwo?
    Nie!
    Zderzenie ideału, w jakim trwałaś (sorry, ale nie masz rodziców, znajomych, nie mówiąc o oczach, że nie widziałaś nigdy żadnych problemów w małżeństwach?! Dlaczego nie rozmawiałaś nigdy z nikim o tym, że trudności są i będą? Dlaczego tak infantylnie podchodziłaś do sakramentu tak poważnego, jak małżeństwo?!) spowodowało Twoje rozczarowanie i frustrację.
    I nie próbuj nam wmówić, że tak jest zawsze, bo nie jest!

    Gdybyś wchodziła w małżeństwo odpowiednio przygotowana i ukształtowana, to uniknęłabyś większości (nie mówię, że wszystkich) rozczarowań.
    Tak więc to nie małżeństwo i macierzyństwo jest krzyżem, tylko twój infantylny do nich stosunek.
    Sorry bardzo.
    Podziękowali 1Katia
  • Uwielbiam Was czytać:iw:
  • [cite] Marcelina:[/cite]Widzieliśta?
    Milcarek o odwadze

    "Jedni uważają, że planowanie to współpraca z Bogiem â?? na co drudzy odpowiadają, że współpraca ta została nawiązana w momencie zawarcia ślubu, a teraz wystarczy być po prostu gotowym na to, co Bóg da, bez pokusy unikania okazji, w których zwykle daje." - dobre podsumowanie
  • Same krzyże. :dx:
    Normalnie strach się bać :ch:
    Weźcie się w garść "krzyżowcy", bo dojdzie do tego, że w smaku cukru doszukacie się elementów goryczy.
    Precz z cierpiętnictwem!!!! :cg::cg::cg:
    To nie jest katolickie.
    Moje małżeństwo nigdy nie było dla mnie krzyżem!!!
  • normalnie się czyta ten wątek z zapartym tchem:bigsmile:

    a jeszcze mię taka myśl napadła - że im bardziej małżeństwo siedzi w nprze, tym trudniej mu zaufać Panu Bogu i chyba to się tyczy wszystkich małżeństw, tych co chcą mieć a nie mają i tych co mogą mieć a nie chcą:bigsmile:

    bo zamiast w tej kwestii zaufać Panu Bogu siedzą i się frustrują, bo tak czy siak, jeśli pójdą ze współmałżonkiem do łóżka to chcąc nie chcąc będze im się lampka w głowie zapalała, że to dzisiaj ten dzień jest płodny/niepłodny.
    sama świadomość znajomości cyklu u kobiety ZAWSZE będzie siedzieć w głowie przy każdym współżyciu...a co za tym idzie zawsze będzie się czaił strach....Ci co będą chcieli mieć dziecko będą się bali czy aby się uda, a Ci co nie chcą mieć dzieci też będą się bali tego że może począć się dziecko...stres, stres, stres i STRACH...

    I tak ja się cieszę, że nie mam pojęcia który dzień cyklu czy coś - jak chcę to idę do łóżka z mężem bez zastanawiania się czy dzisiaj to się pocznie dziecko bo dzień płodny, czy sucho więc luzik dzidzi nie będzie:wink:

    i nawet sobie myślę - im mniej wiem w tem temacie tym szczęśliwsza i wolniejsza się czuję:bigsmile:

    bo wolność to całkowite zaufanie Panu Bogu - nie ma innej wolności
  • Cart, masz rację, byłam infantylna.
    byłam rozpieszczoną najmłodszą.
    Ale nie dośc kochaną
    Tak jak 90% ludzi.
    I co z tego...
    Wy od zawsze byliście dojrzali?

    To gratuluję wam dobrych rodziców.
  • Dziękuję w imieniu wszystkich.:cool:

    Nie byłaś dość kochana?! Czy Ty uważasz, że nie byłaś, bo to znowu różnica kolosalna!
    Każdy w sobie nosi taką czarną dziurę, której żadna ludzka miłość nie zapełni, bo po prostu nie jest w stanie- tak to Pan Bóg dobrze zrobił, żebyśmy garnęli się do Niego- jedynej Absolutnej Miłości, jedynego, który potrafi nam tę dziurę zapełnić. I to robi, jeśli wyjdziemy poza nasz infantylny stosunek do wszystkiego i zaczniemy prosić.
    Podziękowali 1Katia
  • Małgorzato ale Dorota też to napisała:

    Przełom nastąpił wtedy kiedy zobaczyłam że przed Bogiem nie będę rozliczana z tego jak byłam kochana, ale jak ja kochałam.
  • Nie ważne czy dość czy nie dość w każdym razie obydwoje z mężem weszliśmy w to małżeństwo obarczeni skutkami poważnych błędów wychowawczych naszych rodziców.
    Małgorzata teraz się na tym nie skupiam , ale mając naście - dwadzieścia lat to i owszem.

    Ale nie o tym

    Dzieci nie są Krzyżem
    Ale trud ich wychowywania -tak,
    tak jak kiedyś dla nich będzie krzyżem dla nich trud opieki nad niedołężną matką.

    Mąż nie jest Krzyżem
    Ale trudności w małżeństwie. Walka aby kochać mimo wszystko jest trudna.
  • życie jest krzyżem, bo gdziekolwiek się obejrzysz - trudności :bigsmile:
    Daj sobie spokój z tymi krzyżami.
    Znam taką, ktora wpadła w paranoję, że wchodząc do ubikacji jużÂ ofiarowywała to Bogu. I naprawdę nie przesadzam w opisie. Weź się w garść dziewczyno. Nie ma ludzi, którzy nie mają trudności. Nawet wśród takich, którzy są sami i nie mają dzieci :cool:A może właśnie oni mają gorzej....
  • Mam jedyną Siostrę, która do dzisiaj nie umie pogodzić się z tym, że nie otrzymała od Rodziców tyle miłości, ile chciała... Jest starsza ode mnie i dźwiga ten balast, który bardzo niszczy jej życie (dosłownie)... Nie umie się go pozbyć... Nie umie przyjąć swojej historii... :sad: I nie ma radości...:sad:
  • Mnie osobiście rozwala jak dorośli już ludzie rozczulają się nad soba czy ich rodzice wystarczająco kochali ..czy dostali za mało zainteresowania czy moze za duzo ..swoje problemy emocjonalne zrzucają na błedy wychowawcze rodziców..ja rozumiem takie przemyślenia w wieku lat nastu ..wówczas zazwyczaj ma się pretensje do całego świata o wszystko ..ale dorosła kobieta czy facet powinni być już ogarnięci ..dobrze jest mieć świadomośc popełnianych błedów wychowawczych i starać się ich unikać..ale to jest już zycie odrębnych jednostek ..rodziców należy szanować..to już przecież starsi ludzie
  • A czy ja się dzisiaj nad tym roztkliwiam???

    Czas przeszły czytajcie ze zrozumieniem !!!

    Dopisujecie rzeczy których nie napisałam..

    Po prostu ponieśliśmy konsekwencje tych błędów ot co

    A poza tym to się zrobił of top:devil:
  • A czy to jest ważne czy rodzice Cię wystarczająco kochali? Zupełnie nieistotne Ty pokaż swoim dzieciom i daj mi mnóstwo miłości, zainteresowania i zaangażowania od siebie.
    Nie można ciągle się z sobą "cackać". Nie wiem ile masz lat Doroto76 (chyba, że przy niku to data urodzenia), ale jesteś zdecydowanie infantylna i egoistyczna zresztą patrząc na moją siostrę i znajome (roczniki między 79, a 89), to naprawdę zdumiewające jest ich podejście do życia.

    Małżeństwo ogranicza, dziecko ogranicza, tylko o własną "dupę" trzeba teraz dbać, a guzik prawda i kiedyś te osoby zorientują się, że w życiu nie jest ważne dogadzanie samemu sobie, a dbanie o innych daje najwięcej radości.
Ta dyskusja została zamknięta.