[cite] Paweł i Ola:[/cite]Wątpię, Aśka, że pokazywanie wyższości. Raczej czytając po prostu czasem sam człowiek dochodzi do wniosku, że jest niżej... A prawda w oczy kole...
pare minut wczesniej skasowalam podobna wypowiedz - wlasna :bigsmile:
bo mnie wlasnie coraz czesciej kole ta Wasza prawda.
ok, moze jestescie blizej prawdy, wszyscy odwazni, zgodni z tym, co Bog dla Was przewidzial, wielodzietni mentalnie itp.
ale plis, nieco wyrozumialosci i milosci dla innych.
Ten długi fragment o zbrodniach.....
WNIOSEK:
mało od siebie wymagam czy żyję na krawędzi swoich możliwości?
Bóg osądzi.... jestem ogólnie do kitu, ale staram się to akceptowac, nie stać mnie na heroizm, wciąż jestem egoistką, z byle powodu jestem dumna, gonię za przyjemnościa..... tym jestem.
Bóg mnie kocha mimo to, więc ja siebie też musze kochac, w sensie: akceptować.
Kiedy siebie potępie tak, jak potępia mnie ten powyzszy soczysty fragment - pozostanie mi tylko samobójstwo.
Co jest większym złem - stosowanie technik uniemożliwiających poczęcie, czy wczesnoporonnych? Dla osób uważających, że dzieci zmarłe bez Chrztu są zbawione, bezwzględnie to pierwsze. Dla zwolenników limbusa pewnie tak samo.
Napisałam z mojego punktu widzenia.
Owszem ja po tej dyskusji też zmieniłam zdanie na temat NPR i dało mi to dużo do myślenia, ale to nie zmienia faktu że niektórzy zachowują się jak mawia mój wykładowca "jakby połknęli Ducha Świętego razem z piórami"
[cite] Maciek:[/cite]Co jest większym złem - stosowanie technik uniemożliwiających poczęcie, czy wczesnoporonnych? Dla osób uważających, że dzieci zmarłe bez Chrztu są zbawione, bezwzględnie to pierwsze.
hardcore.
zgadza sie.
no i co?
mam z NPR przerzucic sie na spirale?
[cite] Maciek:[/cite]Co jest większym złem - stosowanie technik uniemożliwiających poczęcie, czy wczesnoporonnych? Dla osób uważających, że dzieci zmarłe bez Chrztu są zbawione, bezwzględnie to pierwsze. Dla zwolenników limbusa pewnie tak samo.
Pewnie gdyby ta dyskusja była 3 lata temu byłaby inna. Ale wątków o npr-rze było już tyle i tyle razy przxychodzili mądrale, którzy wiedzieli lepiej, jak mamy żyć, wmawiali nam, żeśmy niewyżyci erotomani, że prawdę mówiąc nikomu już nie chce się bawić w dowody, że nie jesteśmy wielnłądami.
Nie czuję się lepsza od nikogo, nie masm patentu na prawdę objawioną. Dla mnie 99% miłośników npr-u to ludzie, dla których kasa i wygoda jest wa.żniejsza od Boga. Rozumiem kobiety, które są w trakcie leczenia, które mają problemy zdrwotne. Rozumiem strach, naprawdę.
Ale doświadczenie mi mówi, że z ludźmi którzy boją sie zaryzykować kasę, rozmawia się trudniej, niż z tymi, którzy mają kłopoty ze zdrwiem.
Nie do mbnie należy osądzanie tych ludzi, nie każcie mi tylko pochylać sie nad nimi z troską, bo już mi się nie chce.
Cały czas piszemy to samo- ważne przyczyny!!!
Macie ważne powody? No to ko, o co ten raban? Stosujcie npr i bądźcie szczęśliwe.
Sorry za literówki, ale piszę jednym palcem trzymając na rękach owoc mojego niefrasobliwego podejścia do prokreacji.
[cite] Maciek:[/cite]To ja napiszę coś w inny deseń. Uważam, że musimy szukać płaszczyzny porozumienia się z NPR-owcami, bo to oni trzymają stery katolickiego nauczania o rodzinie. Możemy się z nimi kłócić, naśmiewać się, ale to całkowicie bezproduktywne. O. Knotz wydaje książki co pól roku, portal o NPR ma oglądalność liczoną w setkach tysięcy, a my siedzimy w niszy, poza którą nikt nam nie pozwoli wyjść. A jak zaczniemy za dużo pyskować, to zwolennicy planowania zafundują nam kolejny rozłam na forum.
zanim zaczniecie "zbyt dużo pyskować" módlcie się o to, by w danej chwili wasze istnienie było na rękę tzw. kościołowi.
Tzw. kościół radzi sobie z takimi co myślą inaczej.
Macie swoje poglądy, styl życia, sposób na życie. Jesteście w tych swoich poglądach szczęśliwi i przede wszystkim pogodzeni z Bogiem.
Kościołowi nie jest na rękę taka grupa jak wasza. Jesteście zbyt TRADYCYJNI, a tzw. kościół nie pogodzi się z tym, że ktoś nie przyjmuje jego nauczania lub robi to wybiórczo. Czy nie tak traktujecie 2 sobór ?
Będziecie w niszy i od czasu do czasu ktoś z wami porozmawia, napisze parę słów jak pan Terlikowski.
Będziecie na marginesie życia kościelnego. Ale czy to powód do rozpaczy ?
Róbcie swoje, bo do takiego życia powołał was Bóg.
Właśnie idę to zrobić
A wy zostańcie w kółku wzajemnej adoracji, nie przyjmując odczuć innych na temat swojego zachowania, bez postawy zrozumienia i miłości bliźniego, bo to przecież Wy jesteście jedyni nieomylni.
Faktycznie szkoda czasu na to forum
[cite] Maciek:[/cite]Co jest większym złem - stosowanie technik uniemożliwiających poczęcie, czy wczesnoporonnych? Dla osób uważających, że dzieci zmarłe bez Chrztu są zbawione, bezwzględnie to pierwsze. Dla zwolenników limbusa pewnie tak samo.
Jeśli i Ty tak uważasz, to mam dla Ciebie dobrą (bardzo dobrą!!!) nowinę - jest wiele kobiet stosujących wczesną aborcję zamiast jakiejkolwiek innej kontroli urodzeń. To jest cholernie wydajne w produkcji nowych dusz. W ramach kompletnej otwartości na życie dochodzi się maksymalnie do kilkunastu dzieciaków. Takie kobiety usuwają po kilka ciąż rocznie co może dać przez cały okres rozrodczy kilkaset duszyczek.
No to jeszcze raz: zaczęło się od hasła reklamowego "katolicyzm nie będzie już postrzegany przez pryzmat wielodzietności, bo NPR jest bardzo skuteczny".
Wkurza mnie i wielu na tym forum podejście zakładające, że dzieci TRZEBA planować, i to koniecznie w rozsądnych ilościach. Jak człek wysili mózgownicę, to zawsze znajdzie dla siebie ważny powód. Nowe dziecko wiąże się z niedogodnościami, jak najbardziej. Fizycznymi i finansowymi.
Ja jestem bardzo słaba w ascezie, mało wytrzymała i "miętka". I traktuję ciążę, której - jako stanu fizjologicznego - nie lubię, jako możliwość poćwiczenia mojej natury. Nie mam wyjścia, muszę się poddać mdłościom, ociężałości, potem atrakcjom porodowo-połogowym. I z każdego takiego maratonu wychodzę silniejsza, lepsza, bardziej wojownicza i z mniejszą ochotą do biadulenia. "Zbawiona będzie przez rodzenie dzieci".
Już nie mówiąc o zagadnieniach logistyczno-wychowawczych później (ja zresztą o nich niedużo jeszcze wiem), które też dobrze przyginają kark.
Wiem, że gdybym polegała tylko na swoim osądzie warunków, możliwości i gotowości, to bym teraz nie była w ciąży i nie chłodziła policzka o podłogę w pobliżu kibelka. Ale ja uznaję, że Pan Bóg te możliwości zna lepiej, i że zależy Mu na moim doskonaleniu się (przy wielkich oporach z mojej strony, bo już warczałam dziś do muszli, że żałuję, iż mi się ten chromolony npr nie podoba )
A ja nie bardzo rozumię, że zarzuca się tu nam nietolerancję dla myślących inaczej.
Sory, ale ja jakoś zupełnie tego nie odczułam, a jestem na tym forum już dobrych parę lat...
Może niektórzy niepotrzebnie wszystko biorą do siebie... A może sumienie coś im wyrzuca, ale nie umieją sami się do tego przyznać...Może nawet chcieliby żyć inaczej, ale zwyczajnie nie potrafią...
Nie znaczy to, że ze wszystkim, co się tu pisze jest mi po drodze. Ale przecież każdy ma swój rozum i wolną wolę...I sam za siebie decyduje. Przecież nikt na siłę nic nikomu nie może narzucić, do niczego zmusić... A poczytać zawsze warto. Choćby dlatego, że te burzliwe dyskusje zawsze zmuszają do jakiejś reflekscji, co wiele osób tu przyznało...
[cite] Aśka:[/cite]Właśnie idę to zrobić
A wy zostańcie w kółku wzajemnej adoracji, nie przyjmując odczuć innych na temat swojego zachowania, bez postawy zrozumienia i miłości bliźniego, bo to przecież Wy jesteście jedyni nieomylni.
Faktycznie szkoda czasu na to forum
Zamiast pisac lepiej jest wklejac...
Chyba nie... siedzimy sobie tu spokojnie w oparach kadzidła... a Ty nam wpadasz i puszczasz kółeczka.
Też nie wiem o jaką nietolerancję chodzi. Sama nie jestem aż tak bardzo wielodzietna i nie karmiąca w dodatku, mam wszystkie dzieci z cesarki, przyznałam się i do npr i nawet takiej wtopy w życiorysie jak tabletki hormonalne po 4 dziecku ( bo mam pecha należeć do tych 3 %) Nie zawsze i nie z wszystkimi się zgadzam.
Może jest parę osób co by mnie udusiły gołymi rękami, ale nikt z władz jeszcze mnie nie wyrzucił i nie kazał się zamknąć. A zostałam zbanowana na dzień dobry kiedyś na innym wydawałoby się liberalnym babskim forum, zresztą w realu też nie wszyscy mnie lubią.
Gdzie tu na tym forum jest nietolerancja ?
o ile dobrze pamiętam nie użyłam ani razu słowa nietolerancja i nie o to mi chodzi.
Chodzi mi o to, że część z Was odnisi się z wyższością w stosunku do innych.
Może Wam za pomocą Łaski udało się przejść tą barierę strachu przed kolejnym i kolejnym dzieckiem, ale nie każdy jest taki sam, i nie każdy w takim tempie dojrzewa do takich decyzji. Zazdroszczę Wam takiej postawy, może niedługo sama dojrzeję do decyzji że Pan Bóg chce nas obdarzyć więcej niż trójką, ale nie wiem dlaczego ale ton Waszych wypowiedzi sprawia, że czuję się gorsza.
Spójrz na to z innej strony. Jezus mówi by miłować nieprzyjaciół. Komuś np. jest trudno miłować swoich bliskich, a co dopiero mówić o wrogach. Ma się obrażać, że Jezus wymaga miłości nieprzyjaciół i że bez zachowywania Jego nauki do Nieba będzie problem się dostać? Ma uznać, że ton wypowiedzi Jezusa sprawia, że czuje się gorszy? Nie. Chodzi o to, że ma się zacząć zmieniać i dążyć do wyznaczonego przez Jezusa pułapu.
I żeby nie było - nie jestem przeciwnikiem NPR-u, jestem zwolennikiem wielodzietności, która IMHO powinna być normą w katolickiej rodzinie (jeśli nie fizycznie, to przynajmniej mentalnie)
Każdy ma swoją drogę...
Ja powtórzę po raz kolejny- do wielodzietności i otwartości dojrzewa się stopniowo (przynajmniej u nas tak było:bigsmile:), wraz z narodzinami kolejnych dzieci. Ale z drugiej strony, jak dojrzeć, skoro nie dajemy sobie szansy na te kolejne dzieci???
[cite] Aśka:[/cite]nie wiem dlaczego ale ton Waszych wypowiedzi sprawia, że czuję się gorsza.
No właśnie tego to my też nie wiemy.
Jak słusznie zauważyłaś, otwarcie na Wolę Bożą w kwestii dzietności to proces. U mnie był wyjątkowo długi- dziesięć lat. Mając 20 lat weszłam do Wspólnoty Neokatechumenalnej, które to wspólnoty znane są ze swojego radykalizmu w tej kwestii. Pierwsza katecheza o małżeństwie była dla mnie szokiem. Jak to, pomyślałam, to mam być najpierw żoną, potem matką a potem dopiero kobietą? Mam być "fabryką życia" czyli co? kominek mi wyrośnie na plecach?! Będę wózek pchała przed sobą do usranej śmierci i będę chodziła na zakupy obwieszona dziećmi jak winogronkami po obu stronach wózka? I co, to Pan Bóg mnie skaże na posiadanie dziewięciorga dzieci i ja nie będę mogła się przeciwstawić, jak niewolnik, który nie ma nic do powiedzenia?
Wcale mnie to nie przekonywało.
Ale mijały lata, widziałam małżeństwa obok mnie, które żyły według tego modelu i były z dziecka na dziecko szczęśliwsze. Widziałam, jak Pan Bóg im błogosławił miłością, jednością, łagodnością. Widziałam cuda także w kwestii finansów- Pan Bóg nie zostawia dzieci i wariatów bez opieki.:tooth:
Widziałam ich dzieci- takie radosne, ufne i zadowolone z rodzeństwa- coś zupełnie niezrozumiałego dla mnie! Mam dwoje rodzeństwa i jako dziecko czułam się strasznie źle z powodu... wielodzietności moich rodziców. A te dzieci są inne- opiekuńcze, radosne, otwarte na innych...
Pomyślałam wtedy, że fajnie byłoby znaleźć męża, który chciałby ze mną taką rodzinę stworzyć.
Pan Bóg widać też miał taki plan i jesteśmy małżeństwem od 12 lat. I jesteśmy otwarci na Jego wolę w kwestii ilości dzieci. Ale tak, jak pisałam wyżej- według mnie kluczowe jest doświadczenie Bożej Opieki w kwestii pieniędzy- bo to właśnie tu najbardziej diabeł atakuje- że nie dasz rady, że za kilka lat będzie jeszcze gorzej, że nie będzie was stać na rzeczy najpotrzebniejsze... Ale mam bardzo mocne doświadczenie, że to nieprawda! Z każdym dzieckiem przychodzi nowe błogosławieństwo! Ale dopiero PO urodzeniu dziecka. (Wiesz, pisałam to już tyle razy tutaj, że aż mi głupio, że się ciągle powtarzam...)
I nie czuję się niewolnikiem- dziś wiem, że tamto myślenie było właśnie zniewoleniem, gdybym żyła tak, jak wtedy chciałam- dziś byłabym niewolnikiem!
A ja jestem wolna.
Komentarz
pare minut wczesniej skasowalam podobna wypowiedz - wlasna :bigsmile:
bo mnie wlasnie coraz czesciej kole ta Wasza prawda.
ok, moze jestescie blizej prawdy, wszyscy odwazni, zgodni z tym, co Bog dla Was przewidzial, wielodzietni mentalnie itp.
ale plis, nieco wyrozumialosci i milosci dla innych.
WNIOSEK:
mało od siebie wymagam czy żyję na krawędzi swoich możliwości?
Bóg osądzi.... jestem ogólnie do kitu, ale staram się to akceptowac, nie stać mnie na heroizm, wciąż jestem egoistką, z byle powodu jestem dumna, gonię za przyjemnościa..... tym jestem.
Bóg mnie kocha mimo to, więc ja siebie też musze kochac, w sensie: akceptować.
Kiedy siebie potępie tak, jak potępia mnie ten powyzszy soczysty fragment - pozostanie mi tylko samobójstwo.
Już to przerabiałam.
Owszem ja po tej dyskusji też zmieniłam zdanie na temat NPR i dało mi to dużo do myślenia, ale to nie zmienia faktu że niektórzy zachowują się jak mawia mój wykładowca "jakby połknęli Ducha Świętego razem z piórami"
hardcore.
zgadza sie.
no i co?
mam z NPR przerzucic sie na spirale?
Nie kumam wcale
Nie czuję się lepsza od nikogo, nie masm patentu na prawdę objawioną. Dla mnie 99% miłośników npr-u to ludzie, dla których kasa i wygoda jest wa.żniejsza od Boga. Rozumiem kobiety, które są w trakcie leczenia, które mają problemy zdrwotne. Rozumiem strach, naprawdę.
Ale doświadczenie mi mówi, że z ludźmi którzy boją sie zaryzykować kasę, rozmawia się trudniej, niż z tymi, którzy mają kłopoty ze zdrwiem.
Nie do mbnie należy osądzanie tych ludzi, nie każcie mi tylko pochylać sie nad nimi z troską, bo już mi się nie chce.
Cały czas piszemy to samo- ważne przyczyny!!!
Macie ważne powody? No to ko, o co ten raban? Stosujcie npr i bądźcie szczęśliwe.
Sorry za literówki, ale piszę jednym palcem trzymając na rękach owoc mojego niefrasobliwego podejścia do prokreacji.
No właśnie. I każdy z nas będzie przez Boga z tych przyczyn rozliczony.
Przez Boga a nie przez Was.
---
Hmm... To jaki jest cel pisania na forum do "nas"? Nie lepiej na kolana i pogadać z Bogiem?
A wy zostańcie w kółku wzajemnej adoracji, nie przyjmując odczuć innych na temat swojego zachowania, bez postawy zrozumienia i miłości bliźniego, bo to przecież Wy jesteście jedyni nieomylni.
Faktycznie szkoda czasu na to forum
Wkurza mnie i wielu na tym forum podejście zakładające, że dzieci TRZEBA planować, i to koniecznie w rozsądnych ilościach. Jak człek wysili mózgownicę, to zawsze znajdzie dla siebie ważny powód. Nowe dziecko wiąże się z niedogodnościami, jak najbardziej. Fizycznymi i finansowymi.
Ja jestem bardzo słaba w ascezie, mało wytrzymała i "miętka". I traktuję ciążę, której - jako stanu fizjologicznego - nie lubię, jako możliwość poćwiczenia mojej natury. Nie mam wyjścia, muszę się poddać mdłościom, ociężałości, potem atrakcjom porodowo-połogowym. I z każdego takiego maratonu wychodzę silniejsza, lepsza, bardziej wojownicza i z mniejszą ochotą do biadulenia. "Zbawiona będzie przez rodzenie dzieci".
Już nie mówiąc o zagadnieniach logistyczno-wychowawczych później (ja zresztą o nich niedużo jeszcze wiem), które też dobrze przyginają kark.
Wiem, że gdybym polegała tylko na swoim osądzie warunków, możliwości i gotowości, to bym teraz nie była w ciąży i nie chłodziła policzka o podłogę w pobliżu kibelka. Ale ja uznaję, że Pan Bóg te możliwości zna lepiej, i że zależy Mu na moim doskonaleniu się (przy wielkich oporach z mojej strony, bo już warczałam dziś do muszli, że żałuję, iż mi się ten chromolony npr nie podoba )
Jesteśmy wolnymi ludźmi i nikt nie zna opinii Boga o danym człowieku, tylko On sam.
Sory, ale ja jakoś zupełnie tego nie odczułam, a jestem na tym forum już dobrych parę lat...
Może niektórzy niepotrzebnie wszystko biorą do siebie... A może sumienie coś im wyrzuca, ale nie umieją sami się do tego przyznać...Może nawet chcieliby żyć inaczej, ale zwyczajnie nie potrafią...
Nie znaczy to, że ze wszystkim, co się tu pisze jest mi po drodze. Ale przecież każdy ma swój rozum i wolną wolę...I sam za siebie decyduje. Przecież nikt na siłę nic nikomu nie może narzucić, do niczego zmusić... A poczytać zawsze warto. Choćby dlatego, że te burzliwe dyskusje zawsze zmuszają do jakiejś reflekscji, co wiele osób tu przyznało...
Może jest parę osób co by mnie udusiły gołymi rękami, ale nikt z władz jeszcze mnie nie wyrzucił i nie kazał się zamknąć. A zostałam zbanowana na dzień dobry kiedyś na innym wydawałoby się liberalnym babskim forum, zresztą w realu też nie wszyscy mnie lubią.
Gdzie tu na tym forum jest nietolerancja ?
Orzeszka?
Chodzi mi o to, że część z Was odnisi się z wyższością w stosunku do innych.
Może Wam za pomocą Łaski udało się przejść tą barierę strachu przed kolejnym i kolejnym dzieckiem, ale nie każdy jest taki sam, i nie każdy w takim tempie dojrzewa do takich decyzji. Zazdroszczę Wam takiej postawy, może niedługo sama dojrzeję do decyzji że Pan Bóg chce nas obdarzyć więcej niż trójką, ale nie wiem dlaczego ale ton Waszych wypowiedzi sprawia, że czuję się gorsza.
Spójrz na to z innej strony. Jezus mówi by miłować nieprzyjaciół. Komuś np. jest trudno miłować swoich bliskich, a co dopiero mówić o wrogach. Ma się obrażać, że Jezus wymaga miłości nieprzyjaciół i że bez zachowywania Jego nauki do Nieba będzie problem się dostać? Ma uznać, że ton wypowiedzi Jezusa sprawia, że czuje się gorszy? Nie. Chodzi o to, że ma się zacząć zmieniać i dążyć do wyznaczonego przez Jezusa pułapu.
I żeby nie było - nie jestem przeciwnikiem NPR-u, jestem zwolennikiem wielodzietności, która IMHO powinna być normą w katolickiej rodzinie (jeśli nie fizycznie, to przynajmniej mentalnie)
Ja powtórzę po raz kolejny- do wielodzietności i otwartości dojrzewa się stopniowo (przynajmniej u nas tak było:bigsmile:), wraz z narodzinami kolejnych dzieci. Ale z drugiej strony, jak dojrzeć, skoro nie dajemy sobie szansy na te kolejne dzieci???
Dla mnie wniosek jest prosty - powinnam modlić się o otwartość na Bożą wolę także w sprawie dzietności :bigsmile:
pozdrawiam
Jak słusznie zauważyłaś, otwarcie na Wolę Bożą w kwestii dzietności to proces. U mnie był wyjątkowo długi- dziesięć lat. Mając 20 lat weszłam do Wspólnoty Neokatechumenalnej, które to wspólnoty znane są ze swojego radykalizmu w tej kwestii. Pierwsza katecheza o małżeństwie była dla mnie szokiem. Jak to, pomyślałam, to mam być najpierw żoną, potem matką a potem dopiero kobietą? Mam być "fabryką życia" czyli co? kominek mi wyrośnie na plecach?! Będę wózek pchała przed sobą do usranej śmierci i będę chodziła na zakupy obwieszona dziećmi jak winogronkami po obu stronach wózka? I co, to Pan Bóg mnie skaże na posiadanie dziewięciorga dzieci i ja nie będę mogła się przeciwstawić, jak niewolnik, który nie ma nic do powiedzenia?
Wcale mnie to nie przekonywało.
Ale mijały lata, widziałam małżeństwa obok mnie, które żyły według tego modelu i były z dziecka na dziecko szczęśliwsze. Widziałam, jak Pan Bóg im błogosławił miłością, jednością, łagodnością. Widziałam cuda także w kwestii finansów- Pan Bóg nie zostawia dzieci i wariatów bez opieki.:tooth:
Widziałam ich dzieci- takie radosne, ufne i zadowolone z rodzeństwa- coś zupełnie niezrozumiałego dla mnie! Mam dwoje rodzeństwa i jako dziecko czułam się strasznie źle z powodu... wielodzietności moich rodziców. A te dzieci są inne- opiekuńcze, radosne, otwarte na innych...
Pomyślałam wtedy, że fajnie byłoby znaleźć męża, który chciałby ze mną taką rodzinę stworzyć.
Pan Bóg widać też miał taki plan i jesteśmy małżeństwem od 12 lat. I jesteśmy otwarci na Jego wolę w kwestii ilości dzieci. Ale tak, jak pisałam wyżej- według mnie kluczowe jest doświadczenie Bożej Opieki w kwestii pieniędzy- bo to właśnie tu najbardziej diabeł atakuje- że nie dasz rady, że za kilka lat będzie jeszcze gorzej, że nie będzie was stać na rzeczy najpotrzebniejsze... Ale mam bardzo mocne doświadczenie, że to nieprawda! Z każdym dzieckiem przychodzi nowe błogosławieństwo! Ale dopiero PO urodzeniu dziecka. (Wiesz, pisałam to już tyle razy tutaj, że aż mi głupio, że się ciągle powtarzam...)
I nie czuję się niewolnikiem- dziś wiem, że tamto myślenie było właśnie zniewoleniem, gdybym żyła tak, jak wtedy chciałam- dziś byłabym niewolnikiem!
A ja jestem wolna.
Chodziło mi bardziej o analogię w podejściu do sprawy.
A wniosek Twój podzielam i ja
A TY jestes dla mnie niesamowicie szczesliwa od Bozej Milosci !!!
Masz niesamowity Dar "mowienia" o otwartosci.
Bogu dzieki ze Jestes!