od ściemy typu, mam ważne powody, jak w tym przykładzie o małżeństwie na dorobku
eeee... pewnie nigdy nie miałaś tak strasznie ciężko i dlatego nie potrafisz zrozumiec
jesli ktos ma jakiś problem prawdziwy, WAŻNY myslę, że potrafi odróżnić swoją sytuację
od ściemy typu, mam ważne powody, jak w tym przykładzie o małżeństwie na dorobku
każdy kiedyś był na dorobku, i niektórzy ciągle są na dorobku
a jednak potrafią odejść od ściany, tych pare kroków, żeby zobaczyć jaki sami sobie mur zbudowli, z piachu zresztą......................
Właśnie.
Myślę, że Ci, którzy rzeczywiście mają ważny problem nie trąbią o tym, nie rozpowiadają, nie tłumaczą się... Oni raczej w pokorze i na kolanach przed Bogiem przyjmują to doświadczenie...
Malgos znosza i wlasnie oni biora sie za bary - czyli rozwazaja te powody na maxa - czy oby sa ostateczne. I przyjmuja kolejne dzicko pomimo padaczki, wady serca, licznych cc, operacji, stwardnienia rozsianego... itp
i pomijam jaka maja radoche gdy takiej wielodzietnej matce - otwartej na jeszcze wiecej - wysiadaja nerwy czy opadaja rece! Wtedy mowia - A widzisz!!!!!!!!!!!!!!!
Nie rozumiem po co się chwalić tym, że jestem tak mało otwarta na życie że muszę stosować NPR jako antykoncepcję?
Śmieszy mnie tekst tego typu, że bezdzietne małżeństwo rok po ślubie propaguje NPR jako antykoncepcję próbując wskazać to jako alternatywę dla wielodzietności w KK.
Za moich czasów Npr przedstawiano nie jako antykoncepcję, ale jako prokoncepcję.
Skoro tak mało ufam Bogu, że boję się powierzyć mu swoją płodność to po co współżyję? Przecież wiadomo nie od dziś że najlepsza metodą antykoncepcyjną jest szklanka wody zamiast.
Po co wychodzę za maż jak nie po to żeby stworzyć rodzinę? Po to żeby się legalnie pobzykać bez konsekwencji ?
Sorry jest napisane w tej encyklice czy zaleceniu KK, że małżonkowie w sprawie stosowania npr mają konsultowaś się z własnym sumieniem, więc nie rozumiem wywlekania na forum takich tematów jak stosowanie NPR i tłumaczenie się dlaczego stosuję taką formę ANTYKONCEPCJI.
To ja stąd spadam :sad: nie będę kurde nikogo denerwować :devil:
Jesteście na pewno lepsi, mądrzejsi i tak blisko Pana Boga, że aż szok! Tak znacie Jego wolę, że tylko pozazdrościć. Mozecie spać spokojnie, na pewno zostaniecie zbawieni przez rodzenie i wychowanie, nie to co wszyscy npr-owcy. Ja już czuję się potępiona, za co Wam serdecznie dziękuję.
Życzę Wam wszystkiego dobrego, i przede wszystkim dobrego samopoczucia. Cokolwiek napiszę, to i tak odbije się jak o beton. Bo wiecie lepiej. Od samego papieża.
to pisałam ja na str. chyba 7?
A to Staranowakowa na str. 21: Ech, szkoda pisać na tym forum...
To, że stosuję npr, świadczy o tym, że jestem zamknięta na Boga i małodzietna mentalnie. I że tylko Wy macie rację. To, że mam czwórkę dzieci świadczy o tym, że npr jest nieskuteczny, ja jestem niewiarygodna i dlatego tylko Wy macie rację. I nie ma znaczenia, że mam poważne problemy zdrowotne utrudniające diagnozę metodami naturalnymi (patrz - moja skuteczność) i że mimo wszystko dalej nie stosuję innych środków, tylko rodzę kolejne dzieci (patrz - moje otwarcie na życie).
Jeśli musicie to dalej utwierdzajcie sie w mniemaniu o własnej wszechwiedzy i wyłączności jeśli chodzi o otwarcie na Boga.
Znaczy się dyskusja zatoczyła koło.
Staranowakowa wyluzuj :boogie: Jest jak jest. Ty masz taką sytuację, a inni inną. Każdy sam będzie zdawał relację ze swojego postępowania i wyborów. Rozumiem jak to jest - być dziwną i totalnie nie pasować. Świat rzuca się na ciebie, bo nie łykasz pigułek, ja zwiałam z forum o npr i byle dalej, wielodzietni - bo pod tym względem mają poglądy jakie mają. I ok.
Szkoda tylko, że niektórzy to by Matkę Bożą zrugali za jedno tylko Dziecko.
Jeśli sumienie niczego nie wyrzuca, zdrowe sumienie oczywiście, to po co trąbić mam wszem i wobec że stosuję npr bo mam ważne ku temu powody?
Skoro mam ważne ku temu powody i razem z mężem ustaliliśmy że stosujemy npr, bo mamy taką sytuację a nie inną, to uważam że cała dyskusja czy temat nie dotyczy mnie, bo wobec Boga i Kościoła jestem w porządku.
Dyskusja wzięła się od stwierdzenia jednej bardzo młodej pary małżeńskiej, śmiem twierdzić że bez żadnego doświadczenia w temacie, która widzi w wielodzietności coś niedobrego.
Wg mnie powody ekonomiczne nie są żadną przesłanką do antykoncepcji, bo odwlekać poczęcia można w nieskończoność a jak ktoś się boi to zawsze znajdzie powód...
Wg mnie npr od antykoncepcji różni tylko fakt że nie zaburza on zdrowia kobiety a od używania prezerwatyw nie różni się niczym poza wstrzemięźliwością w czasie płodnym.
Oczywiście w sytuacjach gdy jest on stosowany jako ucieczka od poczęcia z błahego powodu.
Nie oceniam ludzi stosujących npr. Skoro Kościół uważa że można stosować te techniki w ważnych sprawach i że zależy to od sumienia małżonków, to zakładam że dobrze rozeznali w sumieniu powody ich stosowania.
Wg mnie wielodzietność i otwartość na życie daje większa wolność i przez to jest lepsza niż stosowanie npr.
Rozumiem że nie każdy tak może i traktuję to jako rodzaj krzyża.
Gorzej że niektórzy zwolennicy tych metod jako krzyż traktują posiadanie dzieci.
[cite] Aśka:[/cite]nie wiem dlaczego ale ton Waszych wypowiedzi sprawia, że czuję się gorsza.
No właśnie tego to my też nie wiemy.
Jak słusznie zauważyłaś, otwarcie na Wolę Bożą w kwestii dzietności to proces. U mnie był wyjątkowo długi- dziesięć lat. Mając 20 lat weszłam do Wspólnoty Neokatechumenalnej, które to wspólnoty znane są ze swojego radykalizmu w tej kwestii. Pierwsza katecheza o małżeństwie była dla mnie szokiem. Jak to, pomyślałam, to mam być najpierw żoną, potem matką a potem dopiero kobietą? Mam być "fabryką życia" czyli co? kominek mi wyrośnie na plecach?! Będę wózek pchała przed sobą do usranej śmierci i będę chodziła na zakupy obwieszona dziećmi jak winogronkami po obu stronach wózka? I co, to Pan Bóg mnie skaże na posiadanie dziewięciorga dzieci i ja nie będę mogła się przeciwstawić, jak niewolnik, który nie ma nic do powiedzenia?
Wcale mnie to nie przekonywało.
Ale mijały lata, widziałam małżeństwa obok mnie, które żyły według tego modelu i były z dziecka na dziecko szczęśliwsze. Widziałam, jak Pan Bóg im błogosławił miłością, jednością, łagodnością. Widziałam cuda także w kwestii finansów- Pan Bóg nie zostawia dzieci i wariatów bez opieki.:tooth:
Widziałam ich dzieci- takie radosne, ufne i zadowolone z rodzeństwa- coś zupełnie niezrozumiałego dla mnie! Mam dwoje rodzeństwa i jako dziecko czułam się strasznie źle z powodu... wielodzietności moich rodziców. A te dzieci są inne- opiekuńcze, radosne, otwarte na innych...
Pomyślałam wtedy, że fajnie byłoby znaleźć męża, który chciałby ze mną taką rodzinę stworzyć.
Pan Bóg widać też miał taki plan i jesteśmy małżeństwem od 12 lat. I jesteśmy otwarci na Jego wolę w kwestii ilości dzieci. Ale tak, jak pisałam wyżej- według mnie kluczowe jest doświadczenie Bożej Opieki w kwestii pieniędzy- bo to właśnie tu najbardziej diabeł atakuje- że nie dasz rady, że za kilka lat będzie jeszcze gorzej, że nie będzie was stać na rzeczy najpotrzebniejsze... Ale mam bardzo mocne doświadczenie, że to nieprawda! Z każdym dzieckiem przychodzi nowe błogosławieństwo! Ale dopiero PO urodzeniu dziecka. (Wiesz, pisałam to już tyle razy tutaj, że aż mi głupio, że się ciągle powtarzam...)
I nie czuję się niewolnikiem- dziś wiem, że tamto myślenie było właśnie zniewoleniem, gdybym żyła tak, jak wtedy chciałam- dziś byłabym niewolnikiem!
A ja jestem wolna.
Nidyskretne pytanie - ile lat miałaś wychodząc za mąż? Ja mam 32 lata - zdażę z wielodzietnością?
[cite] Malgorzata:[/cite]i niestety jest tak , że metoda w pradniach jest jako eko-antykoncepcja, żeby wyciągać ludzi z chemii i innego badziewia,
może i dobrze, a nawet na pewno, ale nie uwierzę, że nie pzostanie jako antykoncepcja właśnie
strach przed ciążą jest wielki, a egoizm własny jeszcze większy
Może nie pozostać. Za to pomogło zrozumieć rytm płodności i otworzyć się na życie. Właśnie przez przejście od hormonów przez npr do pragnienia wielu dzieci.
[cite] Aśka:[/cite]nie wiem dlaczego ale ton Waszych wypowiedzi sprawia, że czuję się gorsza.
No właśnie tego to my też nie wiemy.
Jak słusznie zauważyłaś, otwarcie na Wolę Bożą w kwestii dzietności to proces. U mnie był wyjątkowo długi- dziesięć lat. Mając 20 lat weszłam do Wspólnoty Neokatechumenalnej, które to wspólnoty znane są ze swojego radykalizmu w tej kwestii. Pierwsza katecheza o małżeństwie była dla mnie szokiem. Jak to, pomyślałam, to mam być najpierw żoną, potem matką a potem dopiero kobietą? Mam być "fabryką życia" czyli co? kominek mi wyrośnie na plecach?! Będę wózek pchała przed sobą do usranej śmierci i będę chodziła na zakupy obwieszona dziećmi jak winogronkami po obu stronach wózka? I co, to Pan Bóg mnie skaże na posiadanie dziewięciorga dzieci i ja nie będę mogła się przeciwstawić, jak niewolnik, który nie ma nic do powiedzenia?
Wcale mnie to nie przekonywało.
Ale mijały lata, widziałam małżeństwa obok mnie, które żyły według tego modelu i były z dziecka na dziecko szczęśliwsze. Widziałam, jak Pan Bóg im błogosławił miłością, jednością, łagodnością. Widziałam cuda także w kwestii finansów- Pan Bóg nie zostawia dzieci i wariatów bez opieki.:tooth:
Widziałam ich dzieci- takie radosne, ufne i zadowolone z rodzeństwa- coś zupełnie niezrozumiałego dla mnie! Mam dwoje rodzeństwa i jako dziecko czułam się strasznie źle z powodu... wielodzietności moich rodziców. A te dzieci są inne- opiekuńcze, radosne, otwarte na innych...
Pomyślałam wtedy, że fajnie byłoby znaleźć męża, który chciałby ze mną taką rodzinę stworzyć.
Pan Bóg widać też miał taki plan i jesteśmy małżeństwem od 12 lat. I jesteśmy otwarci na Jego wolę w kwestii ilości dzieci. Ale tak, jak pisałam wyżej- według mnie kluczowe jest doświadczenie Bożej Opieki w kwestii pieniędzy- bo to właśnie tu najbardziej diabeł atakuje- że nie dasz rady, że za kilka lat będzie jeszcze gorzej, że nie będzie was stać na rzeczy najpotrzebniejsze... Ale mam bardzo mocne doświadczenie, że to nieprawda! Z każdym dzieckiem przychodzi nowe błogosławieństwo! Ale dopiero PO urodzeniu dziecka. (Wiesz, pisałam to już tyle razy tutaj, że aż mi głupio, że się ciągle powtarzam...)
I nie czuję się niewolnikiem- dziś wiem, że tamto myślenie było właśnie zniewoleniem, gdybym żyła tak, jak wtedy chciałam- dziś byłabym niewolnikiem!
A ja jestem wolna.
Jestem Ci bardzo wdzięczna, za to co napisałaś, dziękuję
"Sprawi to także, że katolicyzm nie będzie utożsamiany z wielodzietnością, ponieważ skuteczność NPR jest bardzo wysoka. "
i pomyśleć, że cała "awantura" poszła o to jedno zdanie młodego małżeństwa mówiącego o npr.
Zdanie to, nie świadczy dobrze o piszących. Ukazują wielodzietność jako patologię, z którą dzięki skutecznemu npr'owi ,nie będzie utożsamiany katolicyzm. (Npr ukazany jako cudowna forma antykoncepcji a nie jedyne wyjście dla niektórych wierzących będących w trudnej sytuacji) A niby dlaczego nie wielodzietność? Co komu do tego ile kto ma dzieci? Traktują wielodzietnych jako zacofańców-oszołomów, którzy pewnie stosują kalendarzyk- zamiast nowoczesnego, skutecznego npr i przydałoby się uświadomienie. Nikt nie pomyśli, ze niektórzy wielodzietność wybierają dobrowolnie, świadomie i chcą tak żyć, a nie zaliczają kolejne wpadki bo nie znają npr'u. Wielodzietność przedstawiona jest jako coś nieodpowiedzialnego i kiedy ktoś to poczyta to również nie chce, być utożsamiany z patologią, z którą wreszcie nie będzie utożsamiany także katolicyzm. Mało mówi się o tym, że Katolik powinien być otwarty na życie, wolny i tylko z ważnych powodów, które przecież istnieją, (i z których nikt nie musi tłumaczyć się przed ludźmi) po rozeznaniu w swoim sumieniu na modlitwie,może czasowo odłożyć poczęcie, niekiedy z ogromnym pragnieniem kolejnego poczęcia, z bólem ale jednak odłożyć. I tym npr'owcom dostaje się najbardziej za takie "udane" teksty jak cytowane zdanie młodego małżeństwa. Bo tacy npr'owcy też by chcieli mieć możliwość całkowitego otwarcia się na życie ale czują że nie mogą, bo to mogłoby np. skończyć się tragicznie.Zastanawiają się nad tym, czują, że tak być powinno( całkowita otwartość na życie)ale nie mogą i podejmują dyskusję, z coraz większym poczuciem winy z powodu braku zafania Bogu. Też się bronią. Koło się zamyka. Jeśli już komuś powinno się oberwać,( jeśli to można tak nazwać, bo przecież nie my do osądzania), to tym, którzy npr stosują jako antykoncepcję i ani myślą o wielu dzieciach, mogą mieć dzieci ale nie chcą i jeszcze zasłaniają się etyką KK, że przecież "dozwolone". A myślenie antykoncepcyjne aż piszczy. Dla mnie to już antykoncepcja. Dlatego nie npr tu winny tylko postawa, mentalność ludzi. Myślę, że wielodzietni i npr'owcy, ( ci z konieczności) powinni jednak szukać porozumienia. Bo przecież tak samo pragną poczęcia, z tym, że jedni mogą a inni być może pragną ale warunki zewnętrzne są tak złe (szczególnie zdrowotne), że jeszcze powinni zaczekać. Inna sprawa z npr'owcami z wyboru ( jak już pisałam), z wygody, usprawiedliwiającymi swój egoizm i wygodnictwo, "cieszącymi się ", że KK "pozwala". Jeszcze inna sprawa z używającymi antykoncepcji ( nie tylko npr'owcy o takiej mentalności ale używający sztucznej antykoncepcji). Tacy raczej na 100% nie będą za całkowitym otwarciem na nowe życie. To całkiem inna bajka, znam takich ludzi i dobrze gdy uda się kogoś na npr "nawrócić", bo mentalność takich ludzi, jest bardzo daleka od zawierzenia Bogu. Zresztą najczęściej są to ludzie niewierzący i dobrze gdy chociaż na npr się "nawrócą" bo wiele istnień ludzkich w wyniku wczesnoporonnego działania niektórych środków zostanie ocalona. Może z czasem gdy, porzucą antykoncepcje i tym samym grzech ciężki ze swego życia ( wykluczający z Sakramentów), który zamyka całkowicie na działanie Boże, Pan Bóg zacznie działać w ich życiu i doprowadzi ich do siebie. Nie od razu. Z czasem może zrozumieją czym jest zaufanie Bogu itd. Tak samo npr'owcy o mentalności antykoncepcyjnej, może po zmianie podejścia do kolejnych poczęć, Bóg wynagrodzi im obfitością Łask, przed którymi się bronią? Oby nikt npr'u nie sprowadził tylko do antykoncepcji jak sławne już młode małżeństwo.
Rosea, my może się znamy z forum npr? ja tam też już nie piszę, jeśli już to z niektórymi osobami priv, maile.
historia z wielodzietnościa prawie jak moja Bóg wie co robi!mimo ze jesteśmy teraz w wielkim kryzysie to wierze że będzie ok!choc to nie ozacza że po mojej myśli...
13lat z mężem,6dzieci i kryzys.....no cóż bywa
[cite] Malgorzata:[/cite]i niestety jest tak , że metoda w pradniach jest jako eko-antykoncepcja, żeby wyciągać ludzi z chemii i innego badziewia,
może i dobrze, a nawet na pewno, ale nie uwierzę, że nie pzostanie jako antykoncepcja właśnie
strach przed ciążą jest wielki, a egoizm własny jeszcze większy
Może nie pozostać. Za to pomogło zrozumieć rytm płodności i otworzyć się na życie. Właśnie przez przejście od hormonów przez npr do pragnienia wielu dzieci.
Albo to wszystko pójdzie w drugą stronę - skoro NPR jako eko-antykoncepcja, 'mniejsze zło' itp, to i prezerwatywa, wreszcie antykoncepcja hormonalna jako "mniejsze zło" dla aborcji, potem aborcja jako 'mniejsze zło'... i tak dalej... Nie stanie się to dziś ani jutro, ale powoli...
Mówię o poradniach w KK.
[cite] Malgorzata:[/cite]i niestety jest tak , że metoda w pradniach jest jako eko-antykoncepcja, żeby wyciągać ludzi z chemii i innego badziewia,
może i dobrze, a nawet na pewno, ale nie uwierzę, że nie pzostanie jako antykoncepcja właśnie
strach przed ciążą jest wielki, a egoizm własny jeszcze większy
Może nie pozostać. Za to pomogło zrozumieć rytm płodności i otworzyć się na życie. Właśnie przez przejście od hormonów przez npr do pragnienia wielu dzieci.
Albo to wszystko pójdzie w drugą stronę - skoro NPR jako eko-antykoncepcja, 'mniejsze zło' itp, to i prezerwatywa, wreszcie antykoncepcja hormonalna jako "mniejsze zło" dla aborcji, potem aborcja jako 'mniejsze zło'... i tak dalej... Nie stanie się to dziś ani jutro, ale powoli...
Mówię o poradniach w KK.
Rozumiem. U nas akurat była taka droga (włącznie z tezą o "ekologiczności" metody ), jaką przedstawiłam, jednak nie spotkałam się z nikim, kto robiłby podobnie. Natomiast zgadzam się z główną tezą większości piszących - w Kościele zbyt mało mówi się/zachęca/propaguje wielodzietność jako naturalny stan rodziny.
[cite] Blue:[/cite]Chciałabym zauważyć, że kobietom się najczęściej włącza największa chęć na dziecko wtedy, gdy mają owulację. Natura jest mądra
Antykoncepcja hormonalna nie dopuszcza do owulacji, przez co, jak kiedyś czytałam, im dłużej się ją stosuje, tym bardziej zagłuszany jest instynkt macierzyński. Wydaje się to logiczne, hormony odpowiedzialne za niego nie mają jak się dopchać do głosu.
Stąd wydaje mi się nie takim znowu głupim stosowanie jednak metody małych kroczków i "nawracanie" znajomych pigułkowców w pierwszej kolejności na NPR - z nadzieją, że nawet jak w psychice siedzą jakieś tam lęki przed dzieckiem, to zew ciała będzie silniejszy, a po pierwszym dziecku to już pójdzie z górki...
Bo fajnie by było jakby wszyscy byli w stanie tak od razu zaufać Bogu całkowicie, ale mało kto się z tym rodzi, a ponoć na pierwsze dziecko zdecydować się najtrudniej.
I to mi wyjaśnia, dlaczego jednak warto zachęcać do przechodzenia z antykoncepcji na npr.
@Blue: chyba trochę się mijamy w rozmyślaniach. Katolickie kursy NPR z początku wątku nie są dla tych co się boją wejść na drabinę tylko dla małżeństw lub narzeczonych tuż przed ślubem.
Ślub przed Bogiem to skok bez gumy w objęcia Wszechmogącego, a nie na bungee czy wejście na drabinę. Treść przyrzeczenia jest nie do spełnienia bez Bożej pomocy, więc nie zakładając jego ingerencji składamy co najwyżej obiecanki-macanki.
O tym powinno się mówić na kursach przedmałżeńskich, a nie o tym jak radzić sobie samemu "poznając swoje ciało".
A ja może z "grubej rury" i to chyba już tu się przewinęło gdzieś wcześniej w wypowiedziach - to jest wszystko "zamiast".
Gdyby wiara była jak należy i zaufanie Bogu - tych problemów by nie było, prawda...?
Zdecydowanie na kursach przedmałżeńskich powinno się mówić więcej o dzietności, a mniej o zapobieganiu... @Namor - zdecydowanie masz rację.
Olesia na kursach przed małżeńskich powinno się więcej mówić o miłości do drugiego człowieka , któremu chcemy się powierzyć na całe życie, o obowiązkach wobec żon lub mężów i małoletnich dzieci- czyli , ze szacunek do rodziców ma być szacunkiem a nie intelektualnym małżeństwem z własną mamą czy tatą i 4 przykazanie nie może być wykorzystywane przez rodziców dorosłych już małżonków.
O tym, ze bez Boga mało , które małżeństwo ma szansę przetrwać bez wstrząsów.o wierności, która staje się coraz mniej popularna a często mężowie muszą wyjechać na kontrakty niestety bez żon. jak sobie radzić z trudnymi życiowo sytuacjami.
O tym, że katolik decyduje się na przyjęcie i wychowanie po chrześcijańsku każdego dziecka, jakim go Bóg obdarzy.
Kurs NPR powinien być dla chętnych i nie powinno się wciskać ludziom ciemnoty, że jest on 100% skuteczny zawsze i wszędzie ( a wszyscy mają okres co 28 dni)i, jak kobieta zajdzie w ciążę to znaczy , że jest fleja.:devil:
Nie mam czasu grzebać w internecie, a ciekawi mnie takie ewentualne zestawienie:
1/ ilość ochrzczonych dorosłych żyjących w związkach hetero
2/ w tym % zawierających ślub sakramentalny
3/ w tym % nie stosujących antykoncepcji "nieenpeerowej".
Myślę,że ciekawe rzeczy by wyszły.
To piszę ja, nawrócona na tym forum ale nie ortodoks.
Komentarz
eeee... pewnie nigdy nie miałaś tak strasznie ciężko i dlatego nie potrafisz zrozumiec
Właśnie.
Myślę, że Ci, którzy rzeczywiście mają ważny problem nie trąbią o tym, nie rozpowiadają, nie tłumaczą się... Oni raczej w pokorze i na kolanach przed Bogiem przyjmują to doświadczenie...
Śmieszy mnie tekst tego typu, że bezdzietne małżeństwo rok po ślubie propaguje NPR jako antykoncepcję próbując wskazać to jako alternatywę dla wielodzietności w KK.
Za moich czasów Npr przedstawiano nie jako antykoncepcję, ale jako prokoncepcję.
Skoro tak mało ufam Bogu, że boję się powierzyć mu swoją płodność to po co współżyję? Przecież wiadomo nie od dziś że najlepsza metodą antykoncepcyjną jest szklanka wody zamiast.
Po co wychodzę za maż jak nie po to żeby stworzyć rodzinę? Po to żeby się legalnie pobzykać bez konsekwencji ?
Sorry jest napisane w tej encyklice czy zaleceniu KK, że małżonkowie w sprawie stosowania npr mają konsultowaś się z własnym sumieniem, więc nie rozumiem wywlekania na forum takich tematów jak stosowanie NPR i tłumaczenie się dlaczego stosuję taką formę ANTYKONCEPCJI.
Jesteście na pewno lepsi, mądrzejsi i tak blisko Pana Boga, że aż szok! Tak znacie Jego wolę, że tylko pozazdrościć. Mozecie spać spokojnie, na pewno zostaniecie zbawieni przez rodzenie i wychowanie, nie to co wszyscy npr-owcy. Ja już czuję się potępiona, za co Wam serdecznie dziękuję.
Życzę Wam wszystkiego dobrego, i przede wszystkim dobrego samopoczucia. Cokolwiek napiszę, to i tak odbije się jak o beton. Bo wiecie lepiej. Od samego papieża.
to pisałam ja na str. chyba 7?
A to Staranowakowa na str. 21: Ech, szkoda pisać na tym forum...
To, że stosuję npr, świadczy o tym, że jestem zamknięta na Boga i małodzietna mentalnie. I że tylko Wy macie rację. To, że mam czwórkę dzieci świadczy o tym, że npr jest nieskuteczny, ja jestem niewiarygodna i dlatego tylko Wy macie rację. I nie ma znaczenia, że mam poważne problemy zdrowotne utrudniające diagnozę metodami naturalnymi (patrz - moja skuteczność) i że mimo wszystko dalej nie stosuję innych środków, tylko rodzę kolejne dzieci (patrz - moje otwarcie na życie).
Jeśli musicie to dalej utwierdzajcie sie w mniemaniu o własnej wszechwiedzy i wyłączności jeśli chodzi o otwarcie na Boga.
Znaczy się dyskusja zatoczyła koło.
Staranowakowa wyluzuj :boogie: Jest jak jest. Ty masz taką sytuację, a inni inną. Każdy sam będzie zdawał relację ze swojego postępowania i wyborów. Rozumiem jak to jest - być dziwną i totalnie nie pasować. Świat rzuca się na ciebie, bo nie łykasz pigułek, ja zwiałam z forum o npr i byle dalej, wielodzietni - bo pod tym względem mają poglądy jakie mają. I ok.
Szkoda tylko, że niektórzy to by Matkę Bożą zrugali za jedno tylko Dziecko.
Czasem mam poczucie, że niestety wiele par pobiera się głownie po to :sad:
Skoro mam ważne ku temu powody i razem z mężem ustaliliśmy że stosujemy npr, bo mamy taką sytuację a nie inną, to uważam że cała dyskusja czy temat nie dotyczy mnie, bo wobec Boga i Kościoła jestem w porządku.
Dyskusja wzięła się od stwierdzenia jednej bardzo młodej pary małżeńskiej, śmiem twierdzić że bez żadnego doświadczenia w temacie, która widzi w wielodzietności coś niedobrego.
Wg mnie powody ekonomiczne nie są żadną przesłanką do antykoncepcji, bo odwlekać poczęcia można w nieskończoność a jak ktoś się boi to zawsze znajdzie powód...
Wg mnie npr od antykoncepcji różni tylko fakt że nie zaburza on zdrowia kobiety a od używania prezerwatyw nie różni się niczym poza wstrzemięźliwością w czasie płodnym.
Oczywiście w sytuacjach gdy jest on stosowany jako ucieczka od poczęcia z błahego powodu.
Nie oceniam ludzi stosujących npr. Skoro Kościół uważa że można stosować te techniki w ważnych sprawach i że zależy to od sumienia małżonków, to zakładam że dobrze rozeznali w sumieniu powody ich stosowania.
Wg mnie wielodzietność i otwartość na życie daje większa wolność i przez to jest lepsza niż stosowanie npr.
Rozumiem że nie każdy tak może i traktuję to jako rodzaj krzyża.
Gorzej że niektórzy zwolennicy tych metod jako krzyż traktują posiadanie dzieci.
Nidyskretne pytanie - ile lat miałaś wychodząc za mąż? Ja mam 32 lata - zdażę z wielodzietnością?
Może nie pozostać. Za to pomogło zrozumieć rytm płodności i otworzyć się na życie. Właśnie przez przejście od hormonów przez npr do pragnienia wielu dzieci.
Jestem Ci bardzo wdzięczna, za to co napisałaś, dziękuję
i pomyśleć, że cała "awantura" poszła o to jedno zdanie młodego małżeństwa mówiącego o npr.
Zdanie to, nie świadczy dobrze o piszących. Ukazują wielodzietność jako patologię, z którą dzięki skutecznemu npr'owi ,nie będzie utożsamiany katolicyzm. (Npr ukazany jako cudowna forma antykoncepcji a nie jedyne wyjście dla niektórych wierzących będących w trudnej sytuacji) A niby dlaczego nie wielodzietność? Co komu do tego ile kto ma dzieci? Traktują wielodzietnych jako zacofańców-oszołomów, którzy pewnie stosują kalendarzyk- zamiast nowoczesnego, skutecznego npr i przydałoby się uświadomienie. Nikt nie pomyśli, ze niektórzy wielodzietność wybierają dobrowolnie, świadomie i chcą tak żyć, a nie zaliczają kolejne wpadki bo nie znają npr'u. Wielodzietność przedstawiona jest jako coś nieodpowiedzialnego i kiedy ktoś to poczyta to również nie chce, być utożsamiany z patologią, z którą wreszcie nie będzie utożsamiany także katolicyzm. Mało mówi się o tym, że Katolik powinien być otwarty na życie, wolny i tylko z ważnych powodów, które przecież istnieją, (i z których nikt nie musi tłumaczyć się przed ludźmi) po rozeznaniu w swoim sumieniu na modlitwie,może czasowo odłożyć poczęcie, niekiedy z ogromnym pragnieniem kolejnego poczęcia, z bólem ale jednak odłożyć. I tym npr'owcom dostaje się najbardziej za takie "udane" teksty jak cytowane zdanie młodego małżeństwa. Bo tacy npr'owcy też by chcieli mieć możliwość całkowitego otwarcia się na życie ale czują że nie mogą, bo to mogłoby np. skończyć się tragicznie.Zastanawiają się nad tym, czują, że tak być powinno( całkowita otwartość na życie)ale nie mogą i podejmują dyskusję, z coraz większym poczuciem winy z powodu braku zafania Bogu. Też się bronią. Koło się zamyka. Jeśli już komuś powinno się oberwać,( jeśli to można tak nazwać, bo przecież nie my do osądzania), to tym, którzy npr stosują jako antykoncepcję i ani myślą o wielu dzieciach, mogą mieć dzieci ale nie chcą i jeszcze zasłaniają się etyką KK, że przecież "dozwolone". A myślenie antykoncepcyjne aż piszczy. Dla mnie to już antykoncepcja. Dlatego nie npr tu winny tylko postawa, mentalność ludzi. Myślę, że wielodzietni i npr'owcy, ( ci z konieczności) powinni jednak szukać porozumienia. Bo przecież tak samo pragną poczęcia, z tym, że jedni mogą a inni być może pragną ale warunki zewnętrzne są tak złe (szczególnie zdrowotne), że jeszcze powinni zaczekać. Inna sprawa z npr'owcami z wyboru ( jak już pisałam), z wygody, usprawiedliwiającymi swój egoizm i wygodnictwo, "cieszącymi się ", że KK "pozwala". Jeszcze inna sprawa z używającymi antykoncepcji ( nie tylko npr'owcy o takiej mentalności ale używający sztucznej antykoncepcji). Tacy raczej na 100% nie będą za całkowitym otwarciem na nowe życie. To całkiem inna bajka, znam takich ludzi i dobrze gdy uda się kogoś na npr "nawrócić", bo mentalność takich ludzi, jest bardzo daleka od zawierzenia Bogu. Zresztą najczęściej są to ludzie niewierzący i dobrze gdy chociaż na npr się "nawrócą" bo wiele istnień ludzkich w wyniku wczesnoporonnego działania niektórych środków zostanie ocalona. Może z czasem gdy, porzucą antykoncepcje i tym samym grzech ciężki ze swego życia ( wykluczający z Sakramentów), który zamyka całkowicie na działanie Boże, Pan Bóg zacznie działać w ich życiu i doprowadzi ich do siebie. Nie od razu. Z czasem może zrozumieją czym jest zaufanie Bogu itd. Tak samo npr'owcy o mentalności antykoncepcyjnej, może po zmianie podejścia do kolejnych poczęć, Bóg wynagrodzi im obfitością Łask, przed którymi się bronią? Oby nikt npr'u nie sprowadził tylko do antykoncepcji jak sławne już młode małżeństwo.
Rosea, my może się znamy z forum npr? ja tam też już nie piszę, jeśli już to z niektórymi osobami priv, maile.
13lat z mężem,6dzieci i kryzys.....no cóż bywa
Albo to wszystko pójdzie w drugą stronę - skoro NPR jako eko-antykoncepcja, 'mniejsze zło' itp, to i prezerwatywa, wreszcie antykoncepcja hormonalna jako "mniejsze zło" dla aborcji, potem aborcja jako 'mniejsze zło'... i tak dalej... Nie stanie się to dziś ani jutro, ale powoli...
Mówię o poradniach w KK.
Rozumiem. U nas akurat była taka droga (włącznie z tezą o "ekologiczności" metody ), jaką przedstawiłam, jednak nie spotkałam się z nikim, kto robiłby podobnie. Natomiast zgadzam się z główną tezą większości piszących - w Kościele zbyt mało mówi się/zachęca/propaguje wielodzietność jako naturalny stan rodziny.
:bigsmile:
Jest taki dowcip.
Stajenka, Święta Rodzina. Wszyscy radośni, Trzej Królowie składają dary, zwierzęta się radują, wokoło tańczą Aniołowie.
Tylko przed wejściem nerwowym krokiem przechadza się Kiko mówiąc: "Jedno dziecko! I to ma być Święta Rodzina?!":cool:
I to mi wyjaśnia, dlaczego jednak warto zachęcać do przechodzenia z antykoncepcji na npr.
Ale że katolickie czasopismo ich bezmyślnie promuje to mnie osobiście szlag trafia.
:bj:
no to widzę, że już dowcipy nawet macie w temacie :ag: ( a człowiek nie czuje jak mu się rymuje)
Ślub przed Bogiem to skok bez gumy w objęcia Wszechmogącego, a nie na bungee czy wejście na drabinę. Treść przyrzeczenia jest nie do spełnienia bez Bożej pomocy, więc nie zakładając jego ingerencji składamy co najwyżej obiecanki-macanki.
O tym powinno się mówić na kursach przedmałżeńskich, a nie o tym jak radzić sobie samemu "poznając swoje ciało".
Gdyby wiara była jak należy i zaufanie Bogu - tych problemów by nie było, prawda...?
Zdecydowanie na kursach przedmałżeńskich powinno się mówić więcej o dzietności, a mniej o zapobieganiu...
@Namor - zdecydowanie masz rację.
O tym, ze bez Boga mało , które małżeństwo ma szansę przetrwać bez wstrząsów.o wierności, która staje się coraz mniej popularna a często mężowie muszą wyjechać na kontrakty niestety bez żon. jak sobie radzić z trudnymi życiowo sytuacjami.
O tym, że katolik decyduje się na przyjęcie i wychowanie po chrześcijańsku każdego dziecka, jakim go Bóg obdarzy.
Kurs NPR powinien być dla chętnych i nie powinno się wciskać ludziom ciemnoty, że jest on 100% skuteczny zawsze i wszędzie ( a wszyscy mają okres co 28 dni)i, jak kobieta zajdzie w ciążę to znaczy , że jest fleja.:devil:
1/ ilość ochrzczonych dorosłych żyjących w związkach hetero
2/ w tym % zawierających ślub sakramentalny
3/ w tym % nie stosujących antykoncepcji "nieenpeerowej".
Myślę,że ciekawe rzeczy by wyszły.
To piszę ja, nawrócona na tym forum ale nie ortodoks.