Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

NPR jest OK?

15859616364141

Komentarz

  • To oczywiste, że nazwa forum nie pada. Ale polemizując, autor zaznajamia swoich odbiorców z naszą argumentacją. Co może przynieść skutek odwrotny od zamierzonego :)
  • [cite] Maciek:[/cite]1. Małżonkowie wypowiadają swoje "fiat" przy ołtarzu, kiedy zawierają sakrament małżeństwa. W przysiędze małżeńskiej określają zasadę planowania rodziny: Bóg obdarza małżonków dziećmi, oni je przyjmują.

    2. Czas na rozeznawanie woli Bożej odnośnie wyboru dla siebie stanu małżeńskiego i wynikających z tego konsekwencji jest przed zawarciem małżeństwa. Potem jest to zajęcie raczej jałowe. Przypomina szukanie odpowiedzi na pytanie, czy rano wzejdzie słońce. Jeden będzie szukał naukowych dowodów na to przez całą noc, drugi pójdzie w spokoju spać. A rano i tak obaj zobaczą słońce na niebie.

    3. Celem małżeństwa jest powoływanie na świat dzieci, a nie "czynienie tak, aby dziecka nie było". Dlatego unikanie ciąży nie jest współpracą z Bogiem.

    4. Natura małżeństwa jest niezmienna. Kościół dopuszcza - i zawsze dopuszczał - rozwiązania dla osób, które z różnych przyczyn nie są w stanie sprostać wyzwaniom małżeństwa. Nie po to, aby udowodnić, że wszystkie drogi są równe, ale żeby dać szansę poprawy. I dlatego nie widzę żadnej sprzeczności z dokumentami, które przywołujesz.

    Ad.1 Mylisz sie.
    Przysięga brzmi: Ja, N., biorę ciebie. N., za żonę (męża) i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż, Panie Boże Wszechmogący, w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.
    Po złożeniu sobie przysięgi miłości przez nowożeńców, kapłan oświadcza: Â?Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdzielaÂ?. Małżeństwo przez was zawarte, ja powagą Kościoła potwierdzam i błogosławię w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Amen.
    Ad. 2 Mylisz sie.
    Zakładasz, że wola Boga jest taka sama dla każdego małżeństwa, a to nieprawda.
    Ad. 3 Mylisz sie.
    Cele małżeństwa są co najmniej dwa. Małżeństwo nie traci swej ważności jesli nie realizujesz celów.
    Ad. 4. Mylisz się.
    Albo coś jest grzechem albo nim nie jest i KOściół na pewno nie dopuszcza czegoś, co by wymagało poprawy.

    PS. Jesteście strasznie podejrzliwi.
  • Chcesz się przepychać? Warunkiem zawarcia sakramentu małżeństwa jest twierdząca odpowiedź na pytanie "Czy chcecie przyjąć i po katolicku wychować potomstwo, którym was Bóg obdarzy?". Bez tego można sobie przysięgać do wypęku, małżeństwo jest nieważne.

    Po drugie, wola Boża w ogólności jest taka sama dla każdego małżeństwa. Bóg chce, by realizowali swoje powołanie, otwierając się na przyjęcie potomstwa. I to On decyduje, ile - i czy w ogóle - dzieci danej parze ześle.

    Małżeństwo nie traci ważności, ale popełniasz ciężki grzech, jeśli świadomie nie realizujesz któregoś z celów.

    NPR stosowany w szczególnych przypadkach jest kołem ratunkowym dla osób, które nie mają siły z takich czy innych względów na wychowanie kolejnego dziecka. Nie jest drogą podstawową, nie jest dla każdego. Naturalnym stanem małżeństwa jest otwartość.
    Podziękowali 1Katia
  • Dziękuję, Marcelina :)

    Przy okazji Mateuszu, bądź łaskaw nie manipulować. "Cele małżeństwa są co najmniej dwa. Małżeństwo nie traci swej ważności jesli nie realizujesz celów." - ale każdy może przeczytać w moim wpisie, że nie o ważności pisałem, ale o współpracy z Bogiem. Podobnie, jak nie pisałem, że płodzenie dzieci jest jedynym celem. Bardzo to wygodnie pisać "mylisz się" i zbijać argumentację, która NIE ZOSTAŁA użyta, ale nie jest to uczciwe.
  • Jesli przed slubem narzeczeni jasno mowia,ze nie chca miec dzieci to kaplan nie powinien dopuszczac do zawierania sakarmentu,takie malzenstwo byloby niewazne.Inaczej sprawa sie ma jesli nie moga z przyczyn biologicznych.
    Podziękowali 1Katia
  • A tak odnośnie celów Małżeństwa to dopiero nowy KKK podaje je jako "dobro małżonków oraz prokreację i wychowanie dzieci" - wcześniej zawsze była to kolejność odwrotna...
  • Problem jest z ludźmi, którzy prokreację traktują nie jako cel równorzędny, ale jako jeden z wielu środków do uzyskania satysfakcji z małżeństwa. Co za tym idzie, konkurujący z dobrymi warunkami życia, zamożnością, atrakcyjnymi wakacjami i różnymi sposobami samorealizacji.
  • Pytanie - co oznacza prokreacja (czy koniecznie maksymalizacja ilości) oraz czy jest rozsądne celowe zachodzenie w ciążę w przypadku realnego zagrożenia życia matki (co dobru małżeństwa raczej nie posłuży)...
    PS. Co innego w przypadku, gdy dziecjo juz się pojawiło, wtedy oczywiści zdrowie matki jest na równi traktowane ze zdrowiem dziecka.
  • Fajnie się czyta, gdy piszesz o dzieciach jak o ciasteczkach, których można upiec jedną brytfankę, albo dwie :)

    Rodzice nie mogą maksymalizować liczby dzieci, mogą ją jedynie minimalizować.
  • No właśnie nie zauważyłam. Bo czasami piszecie o oddzielaniu 3%, a dwie linijki później o beznadziejności wszystkich nprowców łącznie.
    Faktycznie się powtarzam, ale tylko dlatego, że odpowiadam na stale te same zarzuty z Waszej strony :)
    I powiem szczerze, że nie wiem czemu to robię. I tak nie zwracacie uwagi na argumenty inerlokutorów. Ewentualnie po to by stwierdzić, że osoby dyskutujące albo przywoływane (świecki, ksiądz, Papież) albo się mylą, albo chciały powiedzieć coś innego. Chyba będę musiała przestać czytać dyskusje, bo nie potrafię milczeć w takich sytuacjach :))
  • No widzisz Małgorzata, a my Ci po prostu zazdrościmy :wink:
  • Sorry, żadna ze mnie wielodzietna i nie będę się tu popisywać jakąś tam otwartością na życie, bo nie mam czym, nie wiem, co zrobię po urodzeniu drugiego dziecka (po pierwszym miałam ochotę zmienić tożsamość i zwiać na Seszele albo dalej), może wyciągnę nieszczęsny termometr i zeszyt, może Pan Bóg da siłę i otwarte serce, nie umiem planować, choć zasady npr znam i nawet mam dwie książki w domu...
    Mam wrażenie, że większość broniących tu npr oczekuje, aż w końcu ktoś ich pogłaszcze po głowie i powie: "Tak, Twoja sytuacja jest wyjątkowa, faktycznie na Twoim miejscu nie ma innego wyjścia". I nie przeczę, że tak może być... Ale skoro ktoś rozeznał szczerze sytuację w swoim sercu, to po co szuka tu na siłę akceptacji i walczy z osobami, które swoją drogę rozeznały/ rozeznają, niejedno przeżyły i zdania raczej nie zmienią?
    Podziękowali 1Katia
  • Ja odbieram wpis Małgorzaty zupełnie inaczej. To chyba oczywiste, że gorączka, ból, rany, brak mobilności, problemy higieniczne to nie są zachęty do współżycia. I to nie chodzi o liczenie na to, że "dziecko się nie trafi", tylko o inny rodzaj doświadczenia, któremu poddaje nas Bóg. W tym doświadczeniu kontakt fizyczny ma inny wymiar i nie prowadzi do prokreacji. Dlatego rozpatrywanie dopuszczalności unikania ciąży w kontekście ciężkiej choroby wydaje mi się problemem wydumanym, który nie pojawia się w normalnym życiu.
    Podziękowali 1Katia
  • Dlatego rozpatrywanie dopuszczalności unikania ciąży w kontekście ciężkiej choroby wydaje mi się problemem wydumanym, który nie pojawia się w normalnym życiu.
    Leczenie raka potrafi trwac dosc dlugo i chory/a w czasie leczenia fizycznie nie czuje sie zle caly czas, moze byc aktywny.
  • No dobrze, skoro chora czuje się dobrze i jest aktywna, to co jest złego w tym, że zajdzie w ciążę? W historii zalinkowanej przez Jukę widać wyraźnie, że synek daje bohaterce siły do walki o życie. Nawet, jeżeli w którymś momencie choroba ją pokona, to czym będzie się obiektywnie różnić od kobiety zupełnie zdrowej, która urodziła dziecko i po czterech latach zginęła w wypadku? Chyba tylko tym, że przeżyje ten czas w większej świadomości, jakim skarbem jest jej dziecko.
  • Wiesz, część wiernych wypełnia obowiązek uczestnictwa w niedzielnej Mszy św. słuchając jej przez radio. Kościół uznaje, że ich szczególna sytuacja uzasadnia złagodzenie obowiązującej normy. Czy to niekonsekwencja? Raczej pochylenie się nad człowiekiem, który pewnych ograniczeń nie jest w stanie przeskoczyć.
    Podziękowali 1Katia
  • [cite] Maciek:[/cite]Ja odbieram wpis Małgorzaty zupełnie inaczej. To chyba oczywiste, że gorączka, ból, rany, brak mobilności, problemy higieniczne to nie są zachęty do współżycia. I to nie chodzi o liczenie na to, że "dziecko się nie trafi", tylko o inny rodzaj doświadczenia, któremu poddaje nas Bóg. W tym doświadczeniu kontakt fizyczny ma inny wymiar i nie prowadzi do prokreacji. Dlatego rozpatrywanie dopuszczalności unikania ciąży w kontekście ciężkiej choroby wydaje mi się problemem wydumanym, który nie pojawia się w normalnym życiu.
    No proszę, cichaczem ale jednak przeszedłeś na stronę NPR.
    Czyli dopuszczasz rozeznawanie woli Boga inaczej niz poprzez stosunek seksulany...
  • [cite] Kerima:[/cite]Ale skoro ktoś rozeznał szczerze sytuację w swoim sercu, to po co szuka tu na siłę akceptacji i walczy z osobami, które swoją drogę rozeznały/ rozeznają, niejedno przeżyły i zdania raczej nie zmienią?
    Ale dlaczego dyskusje odbierasz jako poszukiwanie akceptacji i walkę z osobami? Dyskusja, to dyskusja - wymieniamy poglądy.
  • A i jeszcze jedno. Kościół naucza, że jeżeli małżonkowie rozeznają (z zachowaniem zasad oczywiscie), że odłożą w czasie poczęcie lub całkowicie z niego zrezygnują, to jest to moralnie dobre, a nie jak by chciał Maciek i Małgoarzata jedynie tolerowane.

    I jeszcze z familiaris consortio:
    Kościół uważa jednak, że pogłębione rozważenie wszystkich aspektów tych problemów da nowe i silniejsze potwierdzenie ważności autentycznej doktryny odnośnie do regulacji urodzin, na nowo przedstawionej na Soborze Watykańskim II i w Encyklice Humanae vitae
    Dlatego też, wraz z Ojcami Synodu, uważam za mój obowiązek zwrócić się z usilnym wezwaniem do teologów, aby jednocząc swoje wysiłki we współpracy z hierarchicznym Magisterium, starali się coraz lepiej naświetlać podstawy biblijne tej nauki, jej motywacje etyczne i racje personalistyczne.
    Dzięki temu, będzie możliwe w kontekście organicznego wykładu przedstawić naukę Kościoła, dotyczącą tego ważnego tematu, w sposób naprawdę dostępny wszystkim ludziom dobrej woli, ułatwiając coraz jaśniejsze i głębsze jej zrozumienie. W ten sposób zamysł Boży będzie mógł być coraz pełniej urzeczywistniany dla zbawienia człowieka i dla chwały Stwórcy.
  • [cite] Marcelina:[/cite]Chcesz się przepychać? Warunkiem zawarcia sakramentu małżeństwa jest twierdząca odpowiedź na pytanie "Czy chcecie przyjąć i po katolicku wychować potomstwo, którym was Bóg obdarzy?". Bez tego można sobie przysięgać do wypęku, małżeństwo jest nieważne.

    Po drugie, wola Boża w ogólności jest taka sama dla każdego małżeństwa. Bóg chce, by realizowali swoje powołanie, otwierając się na przyjęcie potomstwa. I to On decyduje, ile - i czy w ogóle - dzieci danej parze ześle.

    Małżeństwo nie traci ważności, ale popełniasz ciężki grzech, jeśli świadomie nie realizujesz któregoś z celów.

    NPR stosowany w szczególnych przypadkach jest kołem ratunkowym dla osób, które nie mają siły z takich czy innych względów na wychowanie kolejnego dziecka. Nie jest drogą podstawową, nie jest dla każdego. Naturalnym stanem małżeństwa jest otwartość.
    No proszę, dla zero-jedynkowych tradsów, bez znaczenia jest co jest przysięgą małżeńską - a jak ktoś zwróci uwage, to sie "przepycha". Obawiam sie jednak, że oświadczenie, o którym piszesz nie stanowi o ważności małżeństwa, pomijając już to, że w cale nie musi oznaczać bezrozumowego płodzenia. Ja bym go raczej uważał za zakaz aborcji.

    Skąd wiesz, że Wola Boga jest taka sama w stosunku do każdego małżeństwa?

    Nie popełniam grzechu, gdyż jest to zgodne z nauką Kościoła.

    Nie jest drogą dla każdego ale jest drogą uprawnioną - żadnym kołem ratunkwoym. Równośc nie oznacza traktowania wszytskich tak samo, ale tak samo w takiej samej sytuacji - jeżeli ktoś ma sytuację inną (i rozeznał że jest to zgodne z Wolą Boga), to równym do płodzenia jest niepłodzenie.
  • [cite] Maciek:[/cite]Dziękuję, Marcelina :)

    Przy okazji Mateuszu, bądź łaskaw nie manipulować. "Cele małżeństwa są co najmniej dwa. Małżeństwo nie traci swej ważności jesli nie realizujesz celów." - ale każdy może przeczytać w moim wpisie, że nie o ważności pisałem, ale o współpracy z Bogiem. Podobnie, jak nie pisałem, że płodzenie dzieci jest jedynym celem. Bardzo to wygodnie pisać "mylisz się" i zbijać argumentację, która NIE ZOSTAŁA użyta, ale nie jest to uczciwe.
    No cóż Maćku - napisałeś w pkt 3 "Celem małżeństwa ..." - nie jednym z celów małżeństwa. Poza tym ja nie pisałem o ważności formalnej ile ważności w sensie wartości - czyli nie traci wartości małżeństwo jesli nie realizujesz celów - i dobrze wiesz co miałem na myśli, bo to wynika z kontekstu (nie mówiąc o tym, że małżeństwo nie może utracić ważności w sensie formalnym bo albo jest wazne od poczatku albo nie jest - wiesz o tym bo o tym dyskutowalismy). Więc nie zarzucaj mi manipulowania i braku uczciwosci, bo sam sobie wystawiasz swiadectwo.
  • [cite] Kerima:[/cite]Mam wrażenie, że większość broniących tu npr oczekuje, aż w końcu ktoś ich pogłaszcze po głowie i powie: "Tak, Twoja sytuacja jest wyjątkowa, faktycznie na Twoim miejscu nie ma innego wyjścia". I nie przeczę, że tak może być... Ale skoro ktoś rozeznał szczerze sytuację w swoim sercu, to po co szuka tu na siłę akceptacji i walczy z osobami, które swoją drogę rozeznały/ rozeznają, niejedno przeżyły i zdania raczej nie zmienią?
    Nie rozśmieszaj mnie. Nikt nigdy źle nie pisał o multiwielodzietności. Wręcz odwrotnie wszyscy zachwycaja się otwartością. Jedyne o co nprowcy proszą to o zrozumienie i tolerancję dla kogoś innego poza tradsami. Dodam, że powołując się na słowa Papieża i Kościoła - na Encykliki i Katechizm KK. I jaka jest pointa? Albo ktoś tu ma problemy z czytaniem ze zrozumieniem, albo ma kompleksy, albo celowo manipuluje faktami.
    PS. Jak masz jedno dziecko to może faktycznie nie obrażaj osób, które mają ich np. siódemkę (moja osobista koleżanka nprowiec)
    PS2. Nie martw się i tak zaraz Maciek i Małgorzata będą wiedzieć lepiej ode mnie. Jesteś bezpieczna na tym forum. Tu jest tylko jedna akceptowalna forma myślenia...
  • "Więc nie zarzucaj mi manipulowania i braku uczciwosci, bo sam sobie wystawiasz swiadectwo."

    Tym się różnimy, że ja nie muszę manipulować wypowiedziami rozmówcy, aby znaleźć kontrargument.

    Co do rozeznawania, to Kościół nie uczy tego na kursach przedmałżeńskich, uczy tylko rozpoznawania jakości śluzu. Dlatego można założyć, że wśród stosujących NPR zdecydowana większość niczego nie rozeznaje, tylko kieruje się własnym zdaniem.
  • [cite] Maciek:[/cite]Co do rozeznawania, to Kościół nie uczy tego na kursach przedmałżeńskich, uczy tylko rozpoznawania jakości śluzu. Dlatego można założyć, że wśród stosujących NPR zdecydowana większość niczego nie rozeznaje, tylko kieruje się własnym zdaniem.
    Czyli nie masz de facto pretensji do nprowców ("znawców metody rozpoznawania śluzu"), tylko do Kościoła Katolickiego jako takiego, który zawodzi Twoje oczekiwania i źle naucza?
    PS. Szkoda, że twoje "można założyć" stawiasz wyżej niż nasze "ja tak robię". Twoje domniemywania kontra nasze świadectwo życia...
  • Kurcze, nareszcie mnie olśniło!!! Tak sobie stałam i robiłam mleko dla dziecka i odkryłam. Ty po prostu Maćku nie lubisz Kościoła Katolickiego w formie posoborowej. Ale jakoś tak głupio nawalać w Kościół, to znajdujesz organy zastępcze. Tak jak tu - walimy w nprowców, bo akceptują, to co Kościół posoborowy głosi. Opus dei też nie lubisz, bo wstawiłeś jako wstęp do dyskusji jakoś zniechęcający harmonogram dnia a nie główne tezy Escrivy. ITD...
    To ja przepraszam. Nie będę z Tobą dyskutować. DLa mnie autorytet Kościoła jest ważniejszy i - powiedziałabym - "niedyskutowywalny".
  • [cite] Maciek:[/cite]"Więc nie zarzucaj mi manipulowania i braku uczciwosci, bo sam sobie wystawiasz swiadectwo."

    Tym się różnimy, że ja nie muszę manipulować wypowiedziami rozmówcy, aby znaleźć kontrargument..
    rozumiem, ze Mackowi argumenty się skończyły i teraz będzie zgrywal (bezpodstawnie) ofiarę...
  • Żałosny jesteś człowieniu.
  • Nie mogę się oprzeć pewnej analogii do sytuacji (Mt 19,3-9) kiedy to faryzeusze chcąc wystawić Pana na próbę zadali Mu pytanie dot. rozwodów - a kiedy Pan nauczał że co Bóg złączył człowiek niech nie rozdziela, zapytali: "Czemu więc Mojżesz polecił dać jej [żonie] list rozwodowy i odprawić ją?" a Pan odrzekł "Przez wzgląd na zatwardziałość serc waszych pozwolił wam Mojżesz oddalać wasze żony; lecz od początku tak nie było. A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę - chyba w wypadku nierządu - a bierze inną, popełnia cudzołóstwo. I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo".
    Analogia jak dla mnie oczywista - przez całą historię dzieci były błogosławieństwem. Dopiero w ostatnich dziesięcioleciach "świat" wmawia nam że jest inaczej - i dlatego ktoś na wzór Mojżesza (zdecydowanie nie uważam że to sam Kościół, gdyż Kościół zawsze nauczał o błogosławieństwie prokreacji!) przez wzgląd na zatwardziałość serc współczesnych małżonków bombardowanych przemysłem antykoncepcyjno-aborcyjnym pozwolił (a nie: polecił!), do tego obciążając to sporą ilością warunków, "unikać poczęcia".
    Zdecydowanie też nie Kościół nakazuje badać śluzy, ale tak się porobiło ostatnio że wszyscy sądzą że tak trzeba. To błąd, wynikający jak sądzę ze skrótu myślowego: nie wolno stosować a-konc. a tym bardziej zabijać, więc przez zatwardziałość serc waszych jeśli mielibyście zgrzeszyć a-konc albo tym bardziej morderstwem, to już lepiej używajcie tych metod naturalnych.
    Szkoda jednak że nie jest to powiedziane wprost, co sugeruje że tak właśnie z tymi pomiarami śluzów i temperatur robić trzeba.
    Podziękowali 1Katia
  • Ale ja np. nigdzie nie słyszałam, że trzeba tak robić... Ani na Studium, ani na różnych kursach. Zawsze słyszałam za to o koniecznosci otwarcia sie na życie i o wielkim błogosłaiwństwie, jakim są dzieci.
    Rozumiem jednak, że skoro Maciek "może założyć" to jest większym autorytetem, niż nprowiec, który WIE, bo brał udział w szkoleniach.
  • Droga SN - ależ popytaj wśród znajomych którzy w ostatnich latach brali udział w kursach przedmałżeńskich, czy odebrali obowiązkowe zajęcia z NPR jako wyraz zachwytu nad życiem i błogosławieństwem jego przekazywania oraz zachętą do niego, czy też egzaminy z wykresów sugerują konieczność ostrożności w odpowiedzialnym rodzicielstwie... Jestem pewien że 97% rozumie to właśnie jako nakaz "odpowiedzialności", toteż jeśli masz jakikolwiek wpływ na "instruktorów" bądź sama takim jesteś, przekaż lub pamiętaj o tym że konsekwencje "skrótów myślowych" mogą być daleko idące, co więcej, źle (antykoncepcyjnie!) prowadzone zajęcia obciążają sumienie instruktorów właśnie.
Ta dyskusja została zamknięta.