Ale po co wzbudzac w sobie niechcący pewne uczucia w sytuacjach ku temu sprzyjajacych?
Anka, dla mnie pozwolenie sobie na mile doznania ("fajnie nam sie razem tanczylo", "milo nam sie razem gawędziło"...) z jakims panem to juz jest swojego rodzaju puszczanie sie..... Nie chce milych doznan z innymi panami niz moj
@NikaTaki masz problem nad zapanowaniem nad sobą, czy taka kochliwa jesteś? Wybacz takie ad personam, ale naprawdę dla mnie prezentujesz już jakąś paranoiczną postawę.
Ja obecnie też mam większość kontaktów "w parach", ale co poradzę, że dobrze czuję się w gronie męskim, ale jak pisałam nie targa mną wtedy burza namiętności:cool:
Niko, ale nie każdy jest taki jak Ty. Mnie się wydaje, że próbujesz generalizować swoje cechy, że 'na pewno to' czy 'na pewno tamto'. Zapewniam Cię, że tak nie jest.
Dlatego skoro rozeznałaś, że taniec Ci nie służy- no problem. Ja za to tego typu problemów nie mam i dlatego kocham tańczyć.
Trochę Nikę rozumiem choć jestem,, odwrotna" , mam od iluś lat nieuleczalną obsesję na punkcie tylko jednego super ślicznego mężczyzny i z nim uwielbiam tańczyć wszystko także wolne i przytulane. A jest to mój mąż. Nie jestem kochliwa i nie ciągnie mnie do innych.
Z innymi panami tańczę z grzeczności na bezpieczną odległość,ale czasem robi mi się nie dobrze i modlę się, żeby ten taniec się skończył i mój men mnie wreszcie odbił! Mężowi też pozwalam tańczyć z sąsiadkami i nie sądzę aby dla niego to stanowiło okazję do grzechu ale nienawidzę umizgów po pijaku innych facetów do mnie. Powstrzymuję się od porządnego sierpowego tylko dlatego, że ludzie patrzą i nie chcę im psuć zabawy. Gdyby jednak ktoś chciał mnie zmusić do tańca przytulanego to pewnie policja miałaby pretekst do interwencji. Czyli mnie to nie kusi do grzechu cudzołóstwa ale do pobicia.
Niko, mam kilka takich kochliwych koleżanek, ale im akurat wystarczy zwykła rozmowa, żeby 'już coś ten teges'. W takim przypadku taniec jest wtórny do uczucia.
Chodziłam przez kilka lat na kursy i poznałam wiele osób, po 3 latach stanowiliśmy bardzo zwartą grupę (ok 30-40 osobową) wielowiekową (od 18 do ok 60 lat ).
Żadnych orgii nie było, a każdy tańczył mniej więcej z każdym, wszędzie razem wychodziliśmy, były małżeństwa (niektóre z dziećmi, które też tańczyły), byli narzeczeni.
W ciągu 3 lat jedna tylko para się utworzyła, jedna lub dwie się rozpadły (ale nie małżeństwa!), a poza tym każdy wiódł swoje zwyczajne życie.
Mniej więcej połowa grupy 'podkochiwała się' w instruktorze tańca, ale było to raczej na zasadzie licealnego podkochiwania się w nauczycielu bez żadnych praktycznych konsekwencji.
[cite] Milagro:[/cite]Niko, mam kilka takich kochliwych koleżanek, ale im akurat wystarczy zwykła rozmowa, żeby 'już coś ten teges'. W takim przypadku taniec jest wtórny do uczucia.
Chodziłam przez kilka lat na kursy i poznałam wiele osób, po 3 latach stanowiliśmy bardzo zwartą grupę (ok 30-40 osobową) wielowiekową (od 18 do ok 60 lat ).
Żadnych orgii nie było, a każdy tańczył mniej więcej z każdym, wszędzie razem wychodziliśmy, były małżeństwa (niektóre z dziećmi, które też tańczyły), byli narzeczeni. W ciągu 3 lat jedna tylko para się utworzyła, jedna lub dwie się rozpadły (ale nie małżeństwa!), a poza tym każdy wiódł swoje zwyczajne życie.
Mniej więcej połowa grupy 'podkochiwała się' w instruktorze tańca, ale było to raczej na zasadzie licealnego podkochiwania się w nauczycielu bez żadnych praktycznych konsekwencji.
Na koniec dodam, że tańczyłam latino :bigsmile:
:shocked:
I ze niby wszystko OK w Twoim przekonaniu o nieszkodliwości tańca?
Był taki Jeden, co powiedział: "Każdy, kto pożądliwie patrzy na kobietę, już się w swoim sercu dopuścił z nią cudzołóstwa.". Czy ktoś, kto się "podkochuje" nie zalicza się do "tych co pożądliwie patrzą"?
Nika z mojego doświadczenia większość dziewuch zakochuje się w animatorach w RŚŻ, w grających na gitarze przy ogniskach...
Jaki to ma związek z tańcem to nie wiem, ja go nie widzę.
Ale ja z tych mało kochliwych.
I też z takich co w pysk potrafią dać.:cool:
To że młodość jest czasem rozbuchanych emocji i skłonności do grzechów cielesnych nie oznacza, że te grzechy przestają być grzechami. Pożądliwe spojrzenia na animatora RŚŻ są grzechem, tak jak i młodzieńcza masturbacja czy podglądanie dziewczyn w szatni.
Pary rozpadły się bynajmniej nie z powodu tańca (zupełnie zewnętrzne sprawy), a para, która się wtedy utworzyła tworzy teraz szczęśliwą rodzinę.
W instruktorze dziewczyny podkochiwały się właśnie dlatego, że facet-autorytet bardzo często przyciąga tego typu uczucia (taką samą częstotliwość zaobserwowałam w grupie oazowej w stosunku do księdza).
Podkochiwały się poza tym te, które były wolne, BTW instruktor również.
No i z tego co wiem, zakochanie nie jest grzechem, a co dopiero lekkie tylko 'odurzenie' :cool:.
Poza tym to podkochiwanie dotyczyło zazwyczaj grup początkujących, u nas z czasem, im lepiej tańczyliśmy tym mniej ten nasz instruktor wydawał się 'daleki i nieosiągalny' i tym mniej osób przyciągał. Dlatego też, że miejsce 'wyobrażeń o tańcu' zaczęła zajmować 'wiedza o tańcu', która była wynikiem kilku lat intensywnych ćwiczeń.
Zdarzało się, że na zajęcia dla początkujących wpadali kolesie, którym wydawało się, że to dobre miejsce do 'wyrwania' jakiejś laski. Tacy odpadali już po kilku lekcjach. Żadnemu z nich nie chciało się czekać kilku miesięcy, żeby w tym tańcu jakoś wyglądać. Weryfikacja była bardzo szybka- niektórym wydawało się, że salsa polega na kręceniu pupą, a niestety tak nie jest. Pierwsze miesiące to- koślawe ruchy, pomyłki w krokach itd. Za to jak się dojdzie do odpowiedniego poziomu to już nie zaloty w głowie, tylko pokazy, konkursy i warsztaty. No i oczywiście dobra zabawa.
Jak byłam panna... jednemu takiemu rece w tancu opadaly za nisko niby przypadkiem....
Pytam go: "Mozesz te rece troche wyzej?"
on: "Coo? Aozochozi??"
"Trzymaj te rece wyzej"
"Matko, co ty taka jakas dziwna??"
"A co Ty taki osłabiony, ze rak nie umiesz trzymac tam gdzie trzeba?"
"Co za dziwadło!!"
Kiedy miałem lat naście zauważyłem niechcący, że taniec rozładowuje napięcie seksualne
Nie, to już przegięcie. Na szczęście nigdy żadnemu chłopakowi tańczącemu ze mną ani później mężczyźnie nic takiego się nie zdarzyło, bo chyba by wylądował na pogotowiu.
[cite] Włodzimierz:[/cite]Laik będzie widział w tym spontaniczną seksualność, bo nic nie rozumie. Pozostaje wysłać go na zajęcia, żeby sam sprawdził, jak jest naprawdę.
[cite] prowincjuszka:[/cite]Kiedy miałem lat naście zauważyłem niechcący, że taniec rozładowuje napięcie seksualne
Nie, to już przegięcie. Na szczęście nigdy żadnemu chłopakowi tańczącemu ze mną ani później mężczyźnie nic takiego się nie zdarzyło, bo chyba by wylądował na pogotowiu.
Palenie powoduje raka, palenie zabija, 0,5 litra piwa zawiera 25 g. czystego alkoholu etylowego, zagraża ciąży itp.
To tak w kwestii tańców d/m.
Nie dajmy się zwariować.
P.
Komentarz
Anka, dla mnie pozwolenie sobie na mile doznania ("fajnie nam sie razem tanczylo", "milo nam sie razem gawędziło"...) z jakims panem to juz jest swojego rodzaju puszczanie sie..... Nie chce milych doznan z innymi panami niz moj
Nie masz żadnych znajomych, kolegów mężczyzn?
Mam. Ale utrzymuję kontakt z ich żonami głównie. Unikam jak ognia relacji sam na sam.
Dobrze mi z tym
:cool:
Ja obecnie też mam większość kontaktów "w parach", ale co poradzę, że dobrze czuję się w gronie męskim, ale jak pisałam nie targa mną wtedy burza namiętności:cool:
Kiedy swoja kochliwosc trzymam na wodzy ograniczeniami w postepowaniu, cala moja spontanicznosc uczuciowa rozwija skrzydła.
Maż sie cieszy, ma czym
Gdybym ograniczala natomiast spontanicznosc uczuciowa - moj maz by stracil wiele.
Mialby szalenie powsciagliwa kobiete
Pewnie podpierał ściany
Dlatego skoro rozeznałaś, że taniec Ci nie służy- no problem. Ja za to tego typu problemów nie mam i dlatego kocham tańczyć.
A szowinisto ty !
Niektórzy sie dziwią - że sie zakochują , choć nie planowali tego.
Nie spotkałaś się z tym?
Z innymi panami tańczę z grzeczności na bezpieczną odległość,ale czasem robi mi się nie dobrze i modlę się, żeby ten taniec się skończył i mój men mnie wreszcie odbił! Mężowi też pozwalam tańczyć z sąsiadkami i nie sądzę aby dla niego to stanowiło okazję do grzechu ale nienawidzę umizgów po pijaku innych facetów do mnie. Powstrzymuję się od porządnego sierpowego tylko dlatego, że ludzie patrzą i nie chcę im psuć zabawy. Gdyby jednak ktoś chciał mnie zmusić do tańca przytulanego to pewnie policja miałaby pretekst do interwencji. Czyli mnie to nie kusi do grzechu cudzołóstwa ale do pobicia.
Chodziłam przez kilka lat na kursy i poznałam wiele osób, po 3 latach stanowiliśmy bardzo zwartą grupę (ok 30-40 osobową) wielowiekową (od 18 do ok 60 lat ).
Żadnych orgii nie było, a każdy tańczył mniej więcej z każdym, wszędzie razem wychodziliśmy, były małżeństwa (niektóre z dziećmi, które też tańczyły), byli narzeczeni.
W ciągu 3 lat jedna tylko para się utworzyła, jedna lub dwie się rozpadły (ale nie małżeństwa!), a poza tym każdy wiódł swoje zwyczajne życie.
Mniej więcej połowa grupy 'podkochiwała się' w instruktorze tańca, ale było to raczej na zasadzie licealnego podkochiwania się w nauczycielu bez żadnych praktycznych konsekwencji.
Na koniec dodam, że tańczyłam latino :bigsmile:
I ze niby wszystko OK w Twoim przekonaniu o nieszkodliwości tańca?
Jaki to ma związek z tańcem to nie wiem, ja go nie widzę.
Ale ja z tych mało kochliwych.
I też z takich co w pysk potrafią dać.:cool:
W instruktorze dziewczyny podkochiwały się właśnie dlatego, że facet-autorytet bardzo często przyciąga tego typu uczucia (taką samą częstotliwość zaobserwowałam w grupie oazowej w stosunku do księdza).
Podkochiwały się poza tym te, które były wolne, BTW instruktor również.
No i z tego co wiem, zakochanie nie jest grzechem, a co dopiero lekkie tylko 'odurzenie' :cool:.
Poza tym to podkochiwanie dotyczyło zazwyczaj grup początkujących, u nas z czasem, im lepiej tańczyliśmy tym mniej ten nasz instruktor wydawał się 'daleki i nieosiągalny' i tym mniej osób przyciągał. Dlatego też, że miejsce 'wyobrażeń o tańcu' zaczęła zajmować 'wiedza o tańcu', która była wynikiem kilku lat intensywnych ćwiczeń.
Zdarzało się, że na zajęcia dla początkujących wpadali kolesie, którym wydawało się, że to dobre miejsce do 'wyrwania' jakiejś laski. Tacy odpadali już po kilku lekcjach. Żadnemu z nich nie chciało się czekać kilku miesięcy, żeby w tym tańcu jakoś wyglądać. Weryfikacja była bardzo szybka- niektórym wydawało się, że salsa polega na kręceniu pupą, a niestety tak nie jest. Pierwsze miesiące to- koślawe ruchy, pomyłki w krokach itd. Za to jak się dojdzie do odpowiedniego poziomu to już nie zaloty w głowie, tylko pokazy, konkursy i warsztaty. No i oczywiście dobra zabawa.
Pytam go: "Mozesz te rece troche wyzej?"
on: "Coo? Aozochozi??"
"Trzymaj te rece wyzej"
"Matko, co ty taka jakas dziwna??"
"A co Ty taki osłabiony, ze rak nie umiesz trzymac tam gdzie trzeba?"
"Co za dziwadło!!"
:cool:
Nie, to już przegięcie. Na szczęście nigdy żadnemu chłopakowi tańczącemu ze mną ani później mężczyźnie nic takiego się nie zdarzyło, bo chyba by wylądował na pogotowiu.
10/10 :ay:
To tak w kwestii tańców d/m.
Nie dajmy się zwariować.
P.
Podpisano: córka człowieka zmarłego na raka płuc