Co zalecić porzuconej żonie albo porzuconemu mężowi? Gumowa lala albo wibrator? Bo w nowy związek wchodzić nie powinni, gdy mają sakramentalnego małżonka, a przecież jakoś sobie radzić muszą, prawda?
Kapłanów odpowiadając na głos powołania świadomie zdecydowali się na takie życie. A co powiedzieć o ludziach, którzy czuli się stworzeni do życia w małżeństwie. Nie zakładali, że godzą się na życie w celibacie. I co teraz?
@Tomasz i Ewa - skoro pytanie dobre, a Kościół nie ma na nie dobrej odpowiedzi, to jaką odpowiedź Ty dasz? Bo wybieg retoryczny pt. "To bardzo dobre pytanie!" jest mi świetnie znany, tylko w żaden sposób na postawione przeze mnie pytanie nie odpowiada.
Katarzyna, nie odpowiem Ci. Znam takie przypadki i dlatego kiedyś naraziłem się wielu forumowiczom w dyskusji o "Amoris laetitia" broniąc poglądu, że pewne sytuacje życia w konkubinatach nie stanowią grzechu.
@Maciek_bs - ale dla mnie to jest dość oczywiste, że kwestia co stanowi, a co nie stanowi grzechu jest bardzo indywidualna i pozostaje do rozstrzygnięcia dla każdego indywidualnie między nim a Bogiem, przy udziale kierownika duchowego i nikogo więcej.
Nie zmienia to jednak, moim zdaniem, faktu, że nauczanie Kościoła musi być jednoznaczne - tak-tak, nie-nie. Dlatego, że ktoś ma wyjątkowo trudną sytuację osobistą nie można zmieniać nauczania Kościoła, "żeby biedaczkowi było mniej przykro i żeby się nie męczył". Za to, byłoby bardzo na miejscu, gdyby inni członkowie wspólnoty czuli się zobowiązani do tego, by takiej osobie w trudnej sytuacji na różne sposoby pomagać (Ga6, 2).
@Tomasz i Ewa - skoro pytanie dobre, a Kościół nie ma na nie dobrej odpowiedzi, to jaką odpowiedź Ty dasz? Bo wybieg retoryczny pt. "To bardzo dobre pytanie!" jest mi świetnie znany, tylko w żaden sposób na postawione przeze mnie pytanie nie odpowiada.
Moja pycha nie jest aż tak wybujała, żebym mógł stwierdzić, że znam odpowiedź. Jest wielu mądrych w Kościele, to ich zadanie. Karmią owce utopią a jak przychodzi co do czego to mądrych niet.
T
Wychodzi na to, że krytykować innych łatwo, ale nie łatwo coś mądrego samemu poradzić...
. Za to, byłoby bardzo na miejscu, gdyby inni członkowie wspólnoty czuli się zobowiązani do tego, by takiej osobie w trudnej sytuacji na różne sposoby pomagać (Ga6, 2).
I nie wyjeżdżać z ogniem piekielnym, gdy osąd sumienia i spowiednika pozwoli uznać, że w danym przypadku to jednak nie jest grzech ciężki. Mieć na tyle pokory i odwagi, by powierzać sytuację tego człowieka Bogu, w milczeniu i modlitwie.
> Dlatego, że ktoś ma wyjątkowo trudną sytuację osobistą nie można zmieniać nauczania Kościoła
Nie chodzi o trudną sytuację, ale o obiektywne kryteria popełnienia grzechu: - świadomość - dobrowolność
A nie jest tak, że trudna sytuacja przekłada się na te obiektywne kryteria? O tym właśnie piszę. I piszę o tym, że nie można zmieniać nauczania i z góry dawać przyzwolenia na grzech dlatego, że ktoś konkretny, w jego konkretnej sytuacji nie działa w pełni świadomie lub dobrowolnie.
@Tomasz i Ewa - skoro pytanie dobre, a Kościół nie ma na nie dobrej odpowiedzi, to jaką odpowiedź Ty dasz? Bo wybieg retoryczny pt. "To bardzo dobre pytanie!" jest mi świetnie znany, tylko w żaden sposób na postawione przeze mnie pytanie nie odpowiada.
Moja pycha nie jest aż tak wybujała, żebym mógł stwierdzić, że znam odpowiedź. Jest wielu mądrych w Kościele, to ich zadanie. Karmią owce utopią a jak przychodzi co do czego to mądrych niet.
T
Wychodzi na to, że krytykować innych łatwo, ale nie łatwo coś mądrego samemu poradzić...
Do biurwy nędzy! Od czego mamy pasterzy? Od parady?
T
Pasterze są wszakże z ludu. Znikąd się nie wzięli...
A propos, wczoraj na mszy wieczornej spotkałam dawnego sąsiada, który zostawił żonę z piątką dzieci i odszedł do młodej dziewczyny. Żona sama wychowała wszystkich, włącznie z dziećmi jednej z nastoletnich córek. Pan doczekał się z nową partnerką niepełnosprawnego synka. Na mszy byli razem, w trójkę, przytulali małego, uśmiechali się do ludzi, wpatrywali w obraz Maryi. Nie dam głowy, że byli do Komunii, bo nie śledziłam.
Nie wiem co myśleć, zwłaszcza gdy pomyślę o tym, że żona nadal jest sama i pewnie bardzo samotna. Cieszę się jednak, że przyszli.
"nie można zmieniać nauczania i z góry dawać przyzwolenia na grzech dlatego, że ktoś konkretny, w jego konkretnej sytuacji nie działa w pełni świadomie lub dobrowolnie"
Ale to jest stare nauczanie, co najmniej od św. Tomasza z Akwinu Taka sytuacja nie jest grzechem.
W przypadku tego, który nie działa świadomie i dobrowolnie - nie jest. Ale to nie znaczy, że można powiedzieć wszystkim, że takie samo działanie w przypadku innych osób nie będzie grzechem. O to mi chodzi, gdy piszę o zmianie nauczania.
@Katarzyna, ja cieszę się zawsze, gdy widzę ludzi, zwłaszcza pogubionych, przychodzących do Jezusa. Bo On jest źródłem wszystkiego i u Jego stóp wszystko się zaczyna. Także stawanie w prawdzie o sobie, swoich wyborach.
A propos, wczoraj na mszy wieczornej spotkałam dawnego sąsiada, który zostawił żonę z piątką dzieci i odszedł do młodej dziewczyny. Żona sama wychowała wszystkich, włącznie z dziećmi jednej z nastoletnich córek. Pan doczekał się z nową partnerką niepełnosprawnego synka. Na mszy byli razem, w trójkę, przytulali małego, uśmiechali się do ludzi, wpatrywali w obraz Maryi. Nie dam głowy, że byli do Komunii, bo nie śledziłam.
Nie wiem co myśleć, zwłaszcza gdy pomyślę o tym, że żona nadal jest sama i pewnie bardzo samotna. Cieszę się jednak, że przyszli.
Pozytywne w tej historii jest to, ze pan nie porzucił kobiety z dzieckiem po raz drugi.
@Katarzyna, ja cieszę się zawsze, gdy widzę ludzi, zwłaszcza pogubionych, przychodzących do Jezusa. Bo On jest źródłem wszystkiego i u Jego stóp wszystko się zaczyna. Także stawanie w prawdzie o sobie, swoich wyborach.
Ja też się najczęściej cieszę. Tylko strasznie trudno radować mi się widokiem faceta, który skrzywdził żonę i dzieci i przychodzi do kościoła z nową żoną. A właściwie to nie jego obecność w tym kościele mnie tak wkurza - raczej brak ostracyzmu, coraz większa wyrozumiałość wobec draństwa i brak realnej pomocy dla tej porzuconej, a wręcz ocenianie i zastanawianie się, czy czasem na to nie zasłużyła. W mojej rodzinnej wsi facet zwariował dla kochanki i porzucił żonę z dwójką dzieci. Żona przepłaciła to chorobą, depresją i wielkim cierpieniem. Wielce katolicka i chrześcijańska społeczność wiejska zadawała pytania, czy może coś z żoną było nie tak, skoro poszedł do kochanki. Może za mało seksu, może słabe obiady, może jeszcze coś? Przecież tak sam z siebie by nie poszedł...
A propos, wczoraj na mszy wieczornej spotkałam dawnego sąsiada, który zostawił żonę z piątką dzieci i odszedł do młodej dziewczyny. Żona sama wychowała wszystkich, włącznie z dziećmi jednej z nastoletnich córek. Pan doczekał się z nową partnerką niepełnosprawnego synka. Na mszy byli razem, w trójkę, przytulali małego, uśmiechali się do ludzi, wpatrywali w obraz Maryi. Nie dam głowy, że byli do Komunii, bo nie śledziłam.
Nie wiem co myśleć, zwłaszcza gdy pomyślę o tym, że żona nadal jest sama i pewnie bardzo samotna. Cieszę się jednak, że przyszli.
Pozytywne w tej historii jest to, ze pan nie porzucił kobiety z dzieckiem po raz drugi.
@Katarzyna, ja cieszę się zawsze, gdy widzę ludzi, zwłaszcza pogubionych, przychodzących do Jezusa. Bo On jest źródłem wszystkiego i u Jego stóp wszystko się zaczyna. Także stawanie w prawdzie o sobie, swoich wyborach.
Ja też się najczęściej cieszę. Tylko strasznie trudno radować mi się widokiem faceta, który skrzywdził żonę i dzieci i przychodzi do kościoła z nową żoną. A właściwie to nie jego obecność w tym kościele mnie tak wkurza - raczej brak ostracyzmu, coraz większa wyrozumiałość wobec draństwa i brak realnej pomocy dla tej porzuconej, a wręcz ocenianie i zastanawianie się, czy czasem na to nie zasłużyła. W mojej rodzinnej wsi facet zwariował dla kochanki i porzucił żonę z dwójką dzieci. Żona przepłaciła to chorobą, depresją i wielkim cierpieniem. Wielce katolicka i chrześcijańska społeczność wiejska zadawała pytania, czy może coś z żoną było nie tak, skoro poszedł do kochanki. Może za mało seksu, może słabe obiady, może jeszcze coś? Przecież tak sam z siebie by nie poszedł...
Ostracyzm wobec tego, kto zawiódł - no, nie mam przekonania. Braterskie upomnienie - byłoby na miejscu, tylko, kto ma odwagę? Łatwiej oplotkować za plecami...
Pełna zgoda co do tego, że postawa wspólnoty wobec porzuconego małżonka zwykle pozostawia wiele do życzenia. Tylko, jak to zmienić?
Ostracyzm? Jaką miarą mierzysz taką i tobie odmierzą. Skąd u ciebie takie purytańskie tendencje? Mają samosądu dokonać i wyrwać chwasta?
Nie. To, co napisała Elunia jest ubraniem w słowa tego, co mam na myśli. No, może niekoniecznie o tej dz....ce; często nowa wybranka jest oszukiwana przez niewiernego męża i zdarza się, że nie wie, iż jest on żonaty.
W tym jest właśnie problem: każdy ma swoją subiektywną sytuację, która może ograniczać winę. Tenże skurwysyn, który zostawi żonę z piątką dzieci, bo się czuje nieszczęśliwy i ta że żona, która z tą piątką dzieci znajdzie sobie normalnego faceta. Na faryzejskie dictum może faryzejskie podejście - sprawdzić ważność małżeństwa. Można jeszcze przejść na prawosławie - tam małżeństwo jest wieczne, jedynie błogosławieństwo się "zdejmuje", więc ponowny związek po okresie pokuty jest możliwy.
Ostracyzm? Jaką miarą mierzysz taką i tobie odmierzą. Skąd u ciebie takie purytańskie tendencje? Mają samosądu dokonać i wyrwać chwasta?
Nie. To, co napisała Elunia jest ubraniem w słowa tego, co mam na myśli. No, może niekoniecznie o tej dz....ce; często nowa wybranka jest oszukiwana przez niewiernego męża i zdarza się, że nie wie, iż jest on żonaty.
W dobie fejsbuków i internetów nie wie??? Ha, ha i jeszcze raz ha. Poza tym nie da się ukryć swojego życia aż tak.
Ostracyzm? Jaką miarą mierzysz taką i tobie odmierzą. Skąd u ciebie takie purytańskie tendencje? Mają samosądu dokonać i wyrwać chwasta?
Nie. To, co napisała Elunia jest ubraniem w słowa tego, co mam na myśli. No, może niekoniecznie o tej dz....ce; często nowa wybranka jest oszukiwana przez niewiernego męża i zdarza się, że nie wie, iż jest on żonaty.
W dobie fejsbuków i internetów nie wie??? Ha, ha i jeszcze raz ha. Poza tym nie da się ukryć swojego życia aż tak.
Eluniu, jeśli jesteś na fejsie, zajrzyj na profile swoich męskich żonatych znajomych. Czy oni wszyscy mają napisane, że są żonaci? Z moich może dwie, czy trzy osoby, a żonaci są niemal wszyscy.
Komentarz
Nie chodzi o trudną sytuację, ale o obiektywne kryteria popełnienia grzechu:
- świadomość
- dobrowolność
Ale to jest stare nauczanie, co najmniej od św. Tomasza z Akwinu Taka sytuacja nie jest grzechem.
Tylko strasznie trudno radować mi się widokiem faceta, który skrzywdził żonę i dzieci i przychodzi do kościoła z nową żoną. A właściwie to nie jego obecność w tym kościele mnie tak wkurza - raczej brak ostracyzmu, coraz większa wyrozumiałość wobec draństwa i brak realnej pomocy dla tej porzuconej, a wręcz ocenianie i zastanawianie się, czy czasem na to nie zasłużyła.
W mojej rodzinnej wsi facet zwariował dla kochanki i porzucił żonę z dwójką dzieci. Żona przepłaciła to chorobą, depresją i wielkim cierpieniem. Wielce katolicka i chrześcijańska społeczność wiejska zadawała pytania, czy może coś z żoną było nie tak, skoro poszedł do kochanki. Może za mało seksu, może słabe obiady, może jeszcze coś? Przecież tak sam z siebie by nie poszedł...
To, co napisała Elunia jest ubraniem w słowa tego, co mam na myśli. No, może niekoniecznie o tej dz....ce; często nowa wybranka jest oszukiwana przez niewiernego męża i zdarza się, że nie wie, iż jest on żonaty.
Na faryzejskie dictum może faryzejskie podejście - sprawdzić ważność małżeństwa. Można jeszcze przejść na prawosławie - tam małżeństwo jest wieczne, jedynie błogosławieństwo się "zdejmuje", więc ponowny związek po okresie pokuty jest możliwy.