Kiedyś słuchałem wywiadu z jakimś przedsiębiorcą i mówił o tym, że prymusi ze szkół to najczęściej pracownicy u tych co nie byli dobrymi uczniami, bo to Ci drudzy poprzez łamanie schematów potrafią zrobić dobry biznes.
@saga, to jest początek tego tematu. Szpital kliniczny, uczelnia to nie miejsca gdzie zatrudniającym jest ktoś kto nie był dobrym uczniem. Nie wiem, może nie był prymusem, ale uczył się dobrze, pewnie nawet bardzo dobrze.
Nie on jeden tak twierdzi, jest nawet taka książka:
Dlaczego piątkowi uczniowie pracują dla trójkowych, a czwórkowi zostają urzędnikami
@Odrobinka, miasto nieduże. Rodzice lekarzami czy prawnikami nie byli na pewno, co dokładnie każdy robił to nie wiem. W kwestii społecznej to jeden może trochę byl "nieśmiały", ale ogólnie zupełnie zwyczajni, otwarci, lubiani. Nie byli typami kujonów, że tylko nauka i książki się liczą.
A propos lekarza mam znajomego który miał stwierdzone pogranicze upośledzenia w PPP i został lekarzem bo rodzice byli lekarzami.
Mój wujek był lekarzem, zona farmaceutą. z 4 dzieci: 1 farmaceuta, 2 lekarzy, jeden po 7 latach studiów i nadal 3 roku medycyny poddał się (rodzice się poddali) i skończył AR. Lekarzy przepchnięto, nie byli źli, ale nie dostali się od razu. Zdecydowała przynależność do klanu, nie zdolności. Moi znajomi prymusi są nauczycielami, księgowymi, lekarzami.
Kiedyś słuchałem wywiadu z jakimś przedsiębiorcą i mówił o tym, że prymusi ze szkół to najczęściej pracownicy u tych co nie byli dobrymi uczniami, bo to Ci drudzy poprzez łamanie schematów potrafią zrobić dobry biznes.
@saga, to jest początek tego tematu. Szpital kliniczny, uczelnia to nie miejsca gdzie zatrudniającym jest ktoś kto nie był dobrym uczniem. Nie wiem, może nie był prymusem, ale uczył się dobrze, pewnie nawet bardzo dobrze.
Nie on jeden tak twierdzi, jest nawet taka książka:
Dlaczego piątkowi uczniowie pracują dla trójkowych, a czwórkowi zostają urzędnikami
Nawet jak ktoś jest wybitny, wygrywa olimpiady, robi trudne studia z super wynikami a potem decyduje się na pracę dużo poniżej swoich możliwości, to czy to powód, by uzać, że nie warto sie uczyć, trudzić się i rozwijać swoich talentów?
Dla mnie, to jedynie po to, by zastanowić się, jak pomóc dziecku, by nie zmarnowało talentów a jak najlepiej je wykorzystało. Na pewno nie do tego, by podważyć zasadność wspierania dziecka w rozwoju
Wiesz, patologiczne rodziny wielo tez są, ale to nie znaczy, że lepiej nie rodzić 3 dziecka. I tu tak samo. To, że są rodzice którzy przeginają, nie oznacza, że lepiej robi ten co nie posyła nigdzie dziecka lub je ogranicza "na wszelki wypadek"
I nie uzyskać. Dziecko jednak uczy się lub nie w znacznym stopniu samo.
I wybiera swoją drogę. Często jest to droga analogiczna do tej, którą podążali rodzice, bo ten wzorzec, środowisko, miejsce zna. I nie ma w tym nic dziwnego. Dziedziczy się ziemię, warsztat, gabinet, wzorzec.
Nie ma co ubolewać nad tymi, którzy mają z czego skorzystać. Ani im wypominać.
Ja jestem jedynaczka i nigdy nie czułam się jakoś niedoinwestowana ani tez doinwestowania. Pochodzę ze wsi, zawsze lubiłam śpiewać, ale przez to ze rodzice nigdy nie brali tego na powaznie ani tez nie było okazji to zostałam przy lubieniu. Co nie znaczy ze mam o to jakieś pretensje, ale tak wyszło. Nieraz moi znajomi z wielorodzin byli bogatsi od moich rodzicow i byli w stanie zapewnić im więcej. Ja zostałam przy angielskim i matematyce. Teraz już jako dorosły człowiek na własna rękę będę próbować spełniać marzenia.
I to jest fajne, że jako dorośli możemy sami zrobić mnóstwo rzeczy, których rodzice nie chcieli albo nie mogli nam dać Moja najstarsza córka właśnie zapisała się na lekcje tańca. Ale jest równocześnie wdzięczna, za lekcje rysunku i malarstwa, dzięki którym dostała się na studia, które dają jej wiele satysfakcji.
Widać, że nie chodziłaś na kursy doszkalające z biologii... tam było jasno wytłumaczone, że konieczność prywatnej edukacji jest uwarunkowana genetycznie
@AyEm jak drugie będzie potrzebowało przedszkole, to pierwsze już nie, więc czemu miałoby nie przejąć tego kosztu po starszym? A poza tym zanim to dziecko, którego jeszcze nie ma, osiagnie wiek przeszkolny, masz kilka lat, by postarać się zwiększyć swoje dochody. Dzieci są świetną motywacją. Ale trzeba chcieć.
U nas te 40h wystarcza, gdy pojawiały się kolejne dzieci to była zmiana pracy a nie zwiększanie godzin u aktualnego pracodawcy. Także nie musi być jak piszesz.
Mogą wydarzyć się różne rzeczy na które nie mamy wpływu. Nie każdy żyje z dnia na dzień, bo jutro mogę zginąć. Dla mnie nie ma nic dziwnego, że myśląc o dziecku, myśli się finansach.
Nie chodzi mi o życie z dnia na dzień Ale to są bujdy. Ktoś zmieni pracę, inny straci, wpływ na to jest dość ograniczony. Ale to w sumie nieistotne.
Dyskutujemy z osobą, dla której dziecko kosztuje 4k pln miesięcznie i już. Chociaż ma 5 lat. Kolejne też będzie tyle kosztować. Każde kolejne dziecko to mniej czasu z rodziną itd. Ta rozmowa jest bez sensu.
Bo może brakuje mu wyobraźni, że się da. Od poczęcia do porodu jest 9 miesięcy, zanim dziecko zacznie kosztować minie kolejnych kilka lat. I w tym czasie można coś zrobić ze swoją pensją. A ludzie liczą jakby dziecko od poczęcia już tyle kosztowało. Często brakuje tego myślenia, że to nie teraz trzeba tę kasę mieć, ale dopiero za kilka lat.
W sumie, jak teraz myślę... ta rozmowa nie może wyglądać inaczej. Jak się żyje w swojej bance, ma znajomych o określonych dochodach itd., to ponadstandardowa liczba dzieci oznacza, ze zyjemy zasadniczo troche biedniej niz znajomi. Tego sie nie przeskoczy. Co z tego, ze zaczne zarabiac wiecej - zmieni mi sie wtedy lekko towarzystwo (albo starzy znajomi tez awansuja, OBOJE. Natomiast wielomama jednak ma jakas tam przerwe w awansach itd.). Wowczas przedszkole za 2.5k pln to juz lekki obciach, bo lepsze jest to za 4k pln miesiecznie... Nie wsiade juz do 12-letniego auta, bo 3-letnie jest bezpieczniejsze, a juz na pewno nie będę wozić rodziny 20-letnim! Wakacje to jednak z wyzywieniem bio, a nie zwyklym. Itd.
W jakims sensie w posiadaniu wiekszej liczby dzieci jest zgoda na "zbiednienie" wzgledem otoczenia... ma się też mniej czasu na to, co wcześniej itd.
Ja osobiście widzę i praktykuję jako rozwiązanie tutaj tylko umiarkowanie... rezygnowanie z rzeczy i aktywności, które kosztują dużo czasu, wysiłku, pieniędzy, a nie zależy nam na nich aż tak, jak na dzieciach... Po prostu wybieranie tego, co najważniejsze... pogodzenie się, że nie wszystko się da i ucieszenie się z własnych wyborów.
Komentarz
Dlaczego piątkowi uczniowie pracują dla trójkowych, a czwórkowi zostają urzędnikami
I tu tak samo. To, że są rodzice którzy przeginają, nie oznacza, że lepiej robi ten co nie posyła nigdzie dziecka lub je ogranicza "na wszelki wypadek"
I nie uzyskać. Dziecko jednak uczy się lub nie w znacznym stopniu samo.
I wybiera swoją drogę. Często jest to droga analogiczna do tej, którą podążali rodzice, bo ten wzorzec, środowisko, miejsce zna. I nie ma w tym nic dziwnego. Dziedziczy się ziemię, warsztat, gabinet, wzorzec.
Nie ma co ubolewać nad tymi, którzy mają z czego skorzystać. Ani im wypominać.
Moja najstarsza córka właśnie zapisała się na lekcje tańca.
Ale jest równocześnie wdzięczna, za lekcje rysunku i malarstwa, dzięki którym dostała się na studia, które dają jej wiele satysfakcji.
Zobaczcie, jaka świetna. Można polubić.
Aha
A poza tym zanim to dziecko, którego jeszcze nie ma, osiagnie wiek przeszkolny, masz kilka lat, by postarać się zwiększyć swoje dochody. Dzieci są świetną motywacją. Ale trzeba chcieć.
O czym jest ta rozmowa?
Ale to są bujdy.
Ktoś zmieni pracę, inny straci, wpływ na to jest dość ograniczony. Ale to w sumie nieistotne.
Dyskutujemy z osobą, dla której dziecko kosztuje 4k pln miesięcznie i już. Chociaż ma 5 lat. Kolejne też będzie tyle kosztować. Każde kolejne dziecko to mniej czasu z rodziną itd.
Ta rozmowa jest bez sensu.
Jak się żyje w swojej bance, ma znajomych o określonych dochodach itd., to ponadstandardowa liczba dzieci oznacza, ze zyjemy zasadniczo troche biedniej niz znajomi.
Tego sie nie przeskoczy.
Co z tego, ze zaczne zarabiac wiecej - zmieni mi sie wtedy lekko towarzystwo (albo starzy znajomi tez awansuja, OBOJE. Natomiast wielomama jednak ma jakas tam przerwe w awansach itd.). Wowczas przedszkole za 2.5k pln to juz lekki obciach, bo lepsze jest to za 4k pln miesiecznie...
Nie wsiade juz do 12-letniego auta, bo 3-letnie jest bezpieczniejsze, a juz na pewno nie będę wozić rodziny 20-letnim!
Wakacje to jednak z wyzywieniem bio, a nie zwyklym. Itd.
W jakims sensie w posiadaniu wiekszej liczby dzieci jest zgoda na "zbiednienie" wzgledem otoczenia... ma się też mniej czasu na to, co wcześniej itd.
Ja osobiście widzę i praktykuję jako rozwiązanie tutaj tylko umiarkowanie... rezygnowanie z rzeczy i aktywności, które kosztują dużo czasu, wysiłku, pieniędzy, a nie zależy nam na nich aż tak, jak na dzieciach... Po prostu wybieranie tego, co najważniejsze... pogodzenie się, że nie wszystko się da i ucieszenie się z własnych wyborów.