No ja nie bardzo wierzę w to że kiedyś depresji było tyle samo co teraz. I w sumie mój osobisty dziadek popełnił w latach pięćdziesiątych samobójstwo przez depresję. Więc nie neguję że kiedyś było trudniej ją diagnozować i leczyć z przyczyn społecznych, jednakowoż jak tak pomyślę to dawniej życie było jednak bardziej spokojne, nie było takiej jak dziś presji na sukces i aktywność. Nawet jeśli ludzie umierali, przechodziły wojny to jakby akceptacja dla śmiertelności była większa. To że ludzie umierali było normą, że cierpieli też. Nie żebym gloryfikowała dawne czasy. Było trudniej pod pewnymi względami, ale poza jednostkami mało kto nie akceptował swojego życia czy odnosił je do życia serialowych postaci, celebrytów, czy znajomych którzy odnieśli tzw sukces. Patrzę po swoich babciach, które mimo ciężkich przeżyć, nieustannej pracy oznak depresji nie wykazywały. Może praca miała jakiś sens, bardzo prosty wtedy a teraz człowiek uczy się, studiuje i myśli o satysfakcjonującym życiu i nic go nie cieszy, bo praca włożona w wykształcenie nie przekłada się na wykonywany zawód, finanse, bo wszystko w tej chwili jest globalne, na wyciągnięcie ręki. Tak sobie tylko gdybam. Osobiście wierzę w farmakologię przy depresji. To jednak jest niedobór pewnych substancji w mózgu. Myślę że mój mąż bez farmakologii by się nie podniósł. I myślę że więcej jest czynników cywilizacyjnych powodujących nawał depresji niż sobie zdajemy sprawę.
A w skuteczność terapii nie bardzo wierzę. Mam tu cztery takie znajome kobiety z depresją. Samotne, bezdzietne po czterdziestce i po przejściach. Każda z nich od lat jest na terapii i nie skutkuje to żadną poprawą. Może to że żyją jest jakaś miarą skuteczności, ale ona raczej nie żyją tylko są jak liść na wietrze. Gdzie je powieje tam idą. Chyba że terapia ma trwać całe życie... To już wolę lekarstwa.
A w skuteczność terapii nie bardzo wierzę. Mam tu cztery takie znajome kobiety z depresją. Samotne, bezdzietne po czterdziestce i po przejściach. Każda z nich od lat jest na terapii i nie skutkuje to żadną poprawą. Może to że żyją jest jakaś miarą skuteczności, ale ona raczej nie żyją tylko są jak liść na wietrze. Gdzie je powieje tam idą. Chyba że terapia ma trwać całe życie... To już wolę lekarstwa.
A skąd Ty wiesz, że nie skutkuje? Mówią Ci to? Wszystkie cztery? Może jednak wewnętrznie im się polepszyło, nie wszystko każdy widzi. A terapia czasem trwa bardzo długo, może nawet całe życie. Tak jak branie niektórych leków. W depresji są też upadki i wzloty. Może być długo dośc znośnie, a potem przychodzi dołek. I to jest choroba na całe życie, tylko objawy raz są słabsze, raz mocniejsze.
A w skuteczność terapii nie bardzo wierzę. Mam tu cztery takie znajome kobiety z depresją. Samotne, bezdzietne po czterdziestce i po przejściach. Każda z nich od lat jest na terapii i nie skutkuje to żadną poprawą. Może to że żyją jest jakaś miarą skuteczności, ale ona raczej nie żyją tylko są jak liść na wietrze. Gdzie je powieje tam idą. Chyba że terapia ma trwać całe życie... To już wolę lekarstwa.
A skąd Ty wiesz, że nie skutkuje? Mówią Ci to? Wszystkie cztery? Może jednak wewnętrznie im się polepszyło, nie wszystko każdy widzi. A terapia czasem trwa bardzo długo, może nawet całe życie. Tak jak branie niektórych leków. W depresji są też upadki i wzloty. Może być długo dośc znośnie, a potem przychodzi dołek. I to jest choroba na całe życie, tylko objawy raz są słabsze, raz mocniejsze.
To już zdecydowanie wolę farmakologię. Leki są tańsze niż terapia. Zwłaszcza jak piszesz przy upadkach i wzlotach. U mojego męża nie ma pogorszeń o ile regularnie bierze leki. Wiem że mogą być skutki uboczne leków, ale wolę skutki uboczne leków z normalnym zachowaniem niż skutki uboczne kompulsywnego jedzenia, wybuchów agresji i autoagresji, braku motywacji do pracy itd. A że u nich nie skutkuje to same o tym mówią. Zresztą nie widać żadnych zmian u nich. Zero inicjatywy. I non stop to samo zachowanie. Może brak regresu to jest ta skuteczność u nich. Choć i to wątpliwe, bo jak się nie ogarniasz to zostajesz w tyle. I przechlapiesz życie. Serio im współczuję. Lubię je, wszystkie cztery. Są dość zżyte z nami. Chętnie przytulają się do nas, bo chyba chcą trochę ciepła wchłonąć. Znają się ze sobą z terapii różnorakich. Zresztą teraz to terapia online, więc w ogóle zastanawiam się czy ma jakikolwiek sens.
A mojemu psychiatra zaleca terapię ISTDP. Więc nie trwającą całe życie. Tylko że to kosztowna i bardzo czasochłonna sprawa. I nie bardzo jest jak ją zrobić prowadząc jednocześnie DG i utrzymując jako jedyny żywiciel rodzinę.
@Odrobinka leki pomagają i na lekach ja też fajnie funkcjonuję. Ale chciałabym je kiedyś odstawić i żyć bez nich. Już kiedyś próbowałam na własną rękę ale był nawrót.
Chętnie spróbowałabym terapii ale ciężko trafić na właściwą osobę i koszty są znaczne
Rozmawiałam z jedną terapeutka ale zupełnie się nie dogadywałyśmy. Ja się czułam manipulowana. Na każde moje pytanie o przebieg terapii, wyznaczniki skuteczności nie odpowiadała mi jasno. Dopiero na drugim spotkaniu powiedziała, że terapia u niej odbywa się dwa razy w tygodniu. Co dwukrotnie podnosiło koszty. I że ja muszę się dostosować do jej urlopu wakacyjnego, że za każde odwołane spotkanie o tak będę płacić. A moje wątpliwości traktowała jak wymówki.
Na pytanie skąd teraz tyle depresji to nie wiem. Myślę, że w pokoleniu mojej babci ludzie byli silniejsi. Jeśli dożyli i umieli założyć i utrzymać swoje rodziny to musieli tacy być. Ja na pewno czuje się słabsza od niej.
I więcej było w nich takiej dobrej prostoty. Wiedzieli co jest dobre a co źle i to samo wiedzieli inni. Teraz wszystko się komplikuje, mota w człowieku a jak jeszcze dojdzie w życiu kilka trudnych doświadczeń to człowiek choruje.
Co do wiary, wierzę że ma moc uzdrawiania i modlitwa może wszystko. Jednak czasem Bóg dopuszcza przejście przez cierpienie i wtedy szuka się sposobu by poczuć się lepiej.
Lome, a może popatrz na to tak: wiele osób na coś leki przyjmuje, by normalnie funkcjonować. Cukrzyca, tarczyca i inne gady... Co do terapii, miałam kapitalną terapeutkę na NFZ, jeździłam raz na dwa tygodnie. To co piszesz o tej swojej , jak dla mnie, dyskwalifikacja.
Brakuje moim zdaniem systemowego wsparcia dla osób bliskich, bycie z osobą chorą, ciężko chorą, szczególnie na początku, zanim się człowiek doszkoli, nauczy, czego nie mówić, jak pomagać jest bardzo obciążające. Ja nie udźwignęlam.
Lome, a może popatrz na to tak: wiele osób na coś leki przyjmuje, by normalnie funkcjonować. Cukrzyca, tarczyca i inne gady... Co do terapii, miałam kapitalną terapeutkę na NFZ, jeździłam raz na dwa tygodnie. To co piszesz o tej swojej , jak dla mnie, dyskwalifikacja.
Dziękuję. Wiem, że można tak na to patrzeć i już sobie sama leków nie odstawie . Ale jak by się kiedyś dało bez to tylko super.
Z pani terapeutki zrezygnowałam. No jakoś nie zagrało.
Bridget, nie złość się Dla mnie każda taka informacja jest cenna, choć nie umiem ocenić na ile ma uzasadnienie w medycynie I wiem, że lekarz powinien zlecić wszystkie możliwe badania by wykluczyć inne przyczyny złego stanu psychicznego pacjenta. Przecież wiemy, że różne niedobory /zbyt wysoki poziom czegoś/rozhulane hormony itp potrafią swietnie "udawać" choroby. I odwrotnie - depresja często ma obraz z somatycznymi dolegliwościami
Komentarz
Nie żebym gloryfikowała dawne czasy. Było trudniej pod pewnymi względami, ale poza jednostkami mało kto nie akceptował swojego życia czy odnosił je do życia serialowych postaci, celebrytów, czy znajomych którzy odnieśli tzw sukces.
Patrzę po swoich babciach, które mimo ciężkich przeżyć, nieustannej pracy oznak depresji nie wykazywały. Może praca miała jakiś sens, bardzo prosty wtedy a teraz człowiek uczy się, studiuje i myśli o satysfakcjonującym życiu i nic go nie cieszy, bo praca włożona w wykształcenie nie przekłada się na wykonywany zawód, finanse, bo wszystko w tej chwili jest globalne, na wyciągnięcie ręki.
Tak sobie tylko gdybam.
Osobiście wierzę w farmakologię przy depresji. To jednak jest niedobór pewnych substancji w mózgu. Myślę że mój mąż bez farmakologii by się nie podniósł.
I myślę że więcej jest czynników cywilizacyjnych powodujących nawał depresji niż sobie zdajemy sprawę.
Może to że żyją jest jakaś miarą skuteczności, ale ona raczej nie żyją tylko są jak liść na wietrze. Gdzie je powieje tam idą. Chyba że terapia ma trwać całe życie... To już wolę lekarstwa.
A terapia czasem trwa bardzo długo, może nawet całe życie. Tak jak branie niektórych leków.
W depresji są też upadki i wzloty. Może być długo dośc znośnie, a potem przychodzi dołek. I to jest choroba na całe życie, tylko objawy raz są słabsze, raz mocniejsze.
A że u nich nie skutkuje to same o tym mówią. Zresztą nie widać żadnych zmian u nich. Zero inicjatywy. I non stop to samo zachowanie.
Może brak regresu to jest ta skuteczność u nich. Choć i to wątpliwe, bo jak się nie ogarniasz to zostajesz w tyle. I przechlapiesz życie.
Serio im współczuję. Lubię je, wszystkie cztery. Są dość zżyte z nami. Chętnie przytulają się do nas, bo chyba chcą trochę ciepła wchłonąć. Znają się ze sobą z terapii różnorakich.
Zresztą teraz to terapia online, więc w ogóle zastanawiam się czy ma jakikolwiek sens.
Chętnie spróbowałabym terapii ale ciężko trafić na właściwą osobę i koszty są znaczne
Na pytanie skąd teraz tyle depresji to nie wiem. Myślę, że w pokoleniu mojej babci ludzie byli silniejsi. Jeśli dożyli i umieli założyć i utrzymać swoje rodziny to musieli tacy być. Ja na pewno czuje się słabsza od niej.
I więcej było w nich takiej dobrej prostoty. Wiedzieli co jest dobre a co źle i to samo wiedzieli inni. Teraz wszystko się komplikuje, mota w człowieku a jak jeszcze dojdzie w życiu kilka trudnych doświadczeń to człowiek choruje.
Co do wiary, wierzę że ma moc uzdrawiania i modlitwa może wszystko. Jednak czasem Bóg dopuszcza przejście przez cierpienie i wtedy szuka się sposobu by poczuć się lepiej.
Z pani terapeutki zrezygnowałam. No jakoś nie zagrało.
widzę, że dziś w nastroju żartobliwym jesteś.
Dla mnie każda taka informacja jest cenna, choć nie umiem ocenić na ile ma uzasadnienie w medycynie
I wiem, że lekarz powinien zlecić wszystkie możliwe badania by wykluczyć inne przyczyny złego stanu psychicznego pacjenta.
Przecież wiemy, że różne niedobory /zbyt wysoki poziom czegoś/rozhulane hormony itp potrafią swietnie "udawać" choroby. I odwrotnie - depresja często ma obraz z somatycznymi dolegliwościami
https://www.mp.pl/pacjent/leki/subst.html?id=516